Aleksa poruszyła się, stwierdziła, że jest naga i gwałtownie otworzyła oczy. Boże, gdzie ja jestem? Pokój, w którym się znajdowała, wcale nie był spłowiały i obskurny, lecz urządzony z wielkim przepychem. Leżała w złocisto-zielonym, okrytym jedwabiem łożu z baldachimem, na grubym pucho¬wym materacu. Ciężkie, obite brokatem jedwabne zasłony w tych samych barwach wisiały w oknach o podłużnych szybach, na lśniącej drewnianej pod¬łodze leżał gruby, ciepły perski dywan.
Usiadła na łóżku, podciągając pościel pod bro¬dę. Powoli wracała jej pamięć. Bewicke i Anglicy, strzał z muszkietu i okropny ból w piersi, straszne dni spędzone w Le Monde, Celeste Dumaine i li¬cytacja, Damien…
Jej serce zabiło gwałtownie. Rozejrzała się po pokoju w nadziei, a zarazem z pewnym niepo¬kojem, że zobaczy męża. Jednak Damiena nie by¬ło, w powietrzu unosił się tylko jego delikatny mę¬ski zapach piżma. Przypomniała sobie, jak wkro¬czył zamaszystym krokiem do pokoju, wyglądając niczym wcielony diabeł. Przypomniała sobie dzi¬kość jego wzroku, spojrzenie niebieskich oczu, którym przekazał jej część swojej siły. Widziała w nich czułość połączoną z ulgą oraz zwierzęcą de¬terminację
Ze wstydem wspomniała, jak ją całował, pieścił jej półnagie ciało w obecności madame Dumaine. Było to grzeszne, lecz zareagowała na niego tak jak zawsze, bo jak zawsze rozpalił w niej płomień namiętności. Pragnęła go tak jak wysuszony słoń¬cem kwiat pragnie deszczu.
Pomyślała o podróży karetą, o tym, jak końskie kopyta rytmicznie postukiwały o wybrukowane uli¬ce, a on w tym samym szaleńczym tempie wbijał się w nią. Zaczerwieniła się na wspomnienie swojego rozpustnego zachowania – oddała mu się bez resz¬ty, zupełnie zapominając o przeszłości.
Zapomniała o jego bezwzględności, nikczemnej grze i kłamstwach.
I w najmniejszym stopniu nie przejmowała się tym, że jej mąż jest zdrajcą!
Poczuła ucisk w żołądku. Zawdzięczała mu ży¬cie, lecz do tego doprowadziła jego podła zdrada. To on był temu winny, lecz ostatniej nocy puściła to w niepamięć.
Rozległo się ciche pukanie w drzwi. Gdy powie¬działa "proszę", do pokoju weszła ładna, ciemno¬włosa, niewysoka kobieta o obfitym biuście. Chyba nie jest to jedna z kochanek Damiena, pomyślała w panice Aleksa, po raz pierwszy przypominając sobie żołnierzy w łodzi i ich okrutne, drwiące sło¬wa. Ogarnęła ją fala zazdrości.
– Bonjour, madame – powiedziała kobieta. – J estem Marie Claire, tutejsza gospodyni, a zarazem żona Claude' a-Louisa, pokojowego pani męża.
Aleksa poczuła tak ogromną ulgę, że aż lekko zaszumiało jej w głowie.
– Dzień dobry. – Zarumieniła się delikatnie. Było jej głupio z powodu swojego wybuchu zazdrości. Niemile dotknęła ją świadomość, że niewierność męża potrafi tak bardzo wyprowadzić ją z równo¬wagI.
– Nie wiedzieliśmy, że pani przyjedzie, więc nie mamy dla pani służby. Pomyślałam, że może ze¬chce pani skorzystać z moich usług, dopóki pani mąż nie załatwi innej osoby.
– D'accord. Dziękuję ci, Marie Claire. – Aleksa wstała z łóżka i pozwoliła, by czarnowłosa kobieta jej pomogła, zamówiła jej do pokoju kąpiel, umyła i wysuszyła włosy, wreszcie ubrała ją w pożyczoną dzienną suknię z muślinu. Miała dość stylowy fa¬son, podniesioną talię i lamówki z wyhaftowanymi różyczkami. Była nieco zbyt krótka, przyciasna w biuście, lecz i tak o niebo elegantsza niż wszystko to, co nosiła przez ostatnie tygodnie. Gdy wreszcie skończyła toaletę, poczuła się znacznie lepiej.
– Pani mąż będzie zadowolony – powiedziała Marie Claire z miłym uśmiechem, spoglądając na jej ubranie i rozpuszczone kasztanowe włosy. Obie odwróciły się jednocześnie na dźwięk otwie¬rających się gwałtownie drzwi. Marie Claire unio¬sła brwi, lecz Aleksa jedynie uśmiechnęła się na widok małego, ciemnowłosego chłopca, który z szeroko otwartymi oczami wpadł do pokoju.
– Jean-Paul, na Boga, co ty wyprawiasz? Prze¬cież wiesz, że nie wolno wchodzić do pokoju damy bez pukania.
– Przepraszam, mamo. Nie wiedziałem, że tu jest dama.
– Nic nie szkodzi – powiedziała łagodnie Alek¬sa. – Przyjechałam dopiero wczoraj w nocy. Nie mogłeś o tym wiedzieć.
– Kim jesteś? – spytał chłopczyk, cofając się nie¬pewpie do drzwi. Dopiero teraz zauważyła, że nie¬naturalnie pociąga nogą, a jego bucik był przekrzy¬wiony pod dziwnym kątem. Matka chłopca poszła za jej wzrokiem, a następnie sama zbliżyła się do niego i opiekuńczo przytuliła.
– Nie bądź niegrzeczny, Jean-Paul- powiedzia¬ła. – Ta pani wcale nie musi ci odpowiadać.
Aleksa nie spuszczała wzroku z malca.
– Nic się nie stało. I tak spotkalibyśmy się prę¬dzej czy później. Jestem… żoną monsieur Falo¬na – dodała z pewną dozą niechęci.
Chłopiec zaskoczył ją uśmiechem.
– C'est bon! No to na pewno zostaniemy przyjaciółmi!
Poczuła, jak coś nieoczekiwanie ściska ją za serce.
– Chętnie. Nawet bardzo chętnie.
– Skoro jesteś tu z monsieur Damienem, czy to oznacza, że też kochasz ptaki?
Uśmiechnęła się.
– Lubię
– To pokażę ci mojego. Nazywa się Charlemagne. To najpiękniejszy ptak na świecie. – Z radością go obejrzę.
– Ale nie dzisiaj – wtrąciła się matka chłopca. Porzuciła już obronną nutę. – A teraz uciekaj, mon chou. Madame Falon ma ważniejsze rzeczy na gło¬wie niż pogawędki z tobą. – Jednak w jej głosie nie było krytyki. Piękne, ciemne dczy kobiety przepeł¬niało głębokie uczucie do dziecka.
– Świetny chłopak – powiedziała Aleksa, gdy kuśtykający malec oddalił się korytarzem. Nie mo¬gła uciec od myśli, co mu się stało w nogę, od smutku, że taka tragedia dotknęła dziecko.
– Pani mąż zawsze bardzo go lubił. Można by powiedzieć, że ma wręcz bzika na jego punkcie.
Damien miał bzika na punkcie dziecka? Nie mogła w to uwierzyć. A ten ptak chłopca to chyba prezent od Damiena.
– A gdzie on jest? – Starała się, by to zabrzmia¬la rzeczowo, lecz oczami duszy ujrzała ich ostatnią wspólną noc, więc wcale nie była w nastroju do za¬dawania rzeczowych pytań.
– Jeśli to mnie szukasz – padła odpowiedź od strony drzwi – to z radością zawiadamiam cię, że właśnie mnie znalazłaś! – Jego przystojną, śnia¬dą twarz zdobił uśmiech, a niebieskie oczy spoglą¬dały na nią z podziwem. Wydawał się wypoczęty, w dobrej formie i wyglądał stanowczo zbyt atrak¬cyjnie. Poczuła, że coś ciągnie ją do niego, lecz tym razem postanowiła, że zignoruje ten zew.
– Dziękuję ci, Marie Claire – powiedział. – To na razie byłoby wszystko. Przez resztę ranka sam zaopiekuję się moją żoną.
– Jeśli będzie pani miała jakieś życzenie, mada¬me, wystarczy, że mnie pani zawiadomi.
– Merci, Marie Claire – odpowiedziała Aleksa.
– Jak się czujesz? – Damien ruszył w jej stronę.
Miał na sobie nieskazitelny jasnoszary frak, nie¬przyzwoicie obcisłe spodnie, które przylegały do szczupłych bioder i muskularnych ud. Wciąż mówił po francusku, tego języka używał cały czas od chwili, gdy go zobaczyła. Przypomniała sobie wszystko, co się wydarzyło, i podświadomie odsu¬nęła się od niego.
– Czuję się dobrze – odpowiedziała tak samo ła¬godnie. Ten język stał się już jej drugą naturą – Dziękuję ci za ostatnią noc… to znaczy za to, że
po mnie przyszedłeś. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby… gdyby…
Stanął tuż obok i wziął ją w ramiona.
– Nie myśl o tym. Teraz jesteś bezpieczna. Czas spędzony w Le Monde będzie już tylko sennym koszmarem.
Uśmiechnęła się z nutą goryczy. Gdyby tylko umiała zapomnieć przeszłość, żyć tak, jakby wczo¬raj powtórnie przyszła na świat.
– Może i tak. Ale nadal jesteśmy we Francji, z którą Anglia jest w stanie wojny, a ty… ty nadal jesteś zdrajcą.
Coś zabłysło w jego oczach, może ból, a może żal, lecz zaraz znikło.
– Być może tak to wygląda dla ciebie. Wszystko zależy od punktu widzenia.
Odsunęła się.
– Damien, jak możesz to robić? Przecież jesteś Anglikiem, na litość boską. Jesteś angielskim ary¬stokratą
– Jestem także Francuzem. A może zapomniałaś?
– Chyba tak… a raczej wypadło mi to z pamięci ostatniej nocy.
– A, rozumiem… ostatniej nocy. – Patrzył tak, jakby widział wszystko przez jej ubranie. Poczuła, że się rumieni.
– Nie mówię, że nie jestem. ci wdzięczna.,
– Co więc mówisz?
– Dobrze wiem, że zawdzięczam ci życie, jednak…
– Jednak…? – Zmarszczył czoło.
– Nie znalazłabym się w tej sytuacji, gdyby nie ty. Ty, twoje szpiegowanie, twoja zdrada i oszustwa. To mi się nie mieści się w głowie. Nie mogę z tym żyć.
– Wczorajszej nocy najwyraźniej nie przeszka¬dzało ci…
– To nie powinno się było wydarzyć. I więcej do tego nie dopuszczę.
Rysy jego twarzy stwardniały. Z wyraźnym tru¬dem złagodził je.
– Wiem, że jesteś wzburzona. Wiele przeszłaś, więcej niż niejedna kobieta byłaby w stanie znieść. Jesteś w obcym, wrogim kraju z mężczyzną, które¬mu nie ufasz. Nie winię cię za to, że czujesz się zdezorien towana.
– Więc z pewnością nie bęqziesz miał nic prze¬ciwko temu, jeśli zamieszkam w osobnym pokoju.
Wbił w nią spojrzenie swoich niebieskich oczu.
Jego twarz zmieniła się w kamienną maskę.
– Ależ będę miał przeciwko. Dam ci trochę cza¬su, żebyś oswoiła się z sytuacją, ale jesteś moją żoną. Przez cały pobyt we Francji będziesz spała w moim pokoju i w moim łóżku. Zgodziłaś się na to, poślubiając mnie. Więc oczekuję, że dotrzymasz małżeńskiej przysięgi.
– Kiedy za ciebie wychodziłam, nie wiedziałam, że jesteś zdrajcą.
Wykrzywił usta w cynicznym uśmiechu.
– Pamiętaj, moja słodyczy, że zdrajca w jednym kraju jest patriotą w innym.
Zacisnęła wargi, spoglądając na niego ponuro.
Gdyby tylko mogła uwierzyć, że jest patriotą. Może wtedy zdołałaby zrozumieć… a z czasem nawet mu wybaczyć.
Próbowała wyczytać coś z jego twarzy, desperac¬ko uwierzyć, że jego motywacja była bardziej szlachetna niż wyłącznie osobiste korzyści. W głębi serca wiedziała, że tak nie jest.