W gabinecie zapanował radosny gwar, śmiechy,. uściski, powinszowania.
W szczęśliwym nastroju opuścili gabinet. Aleksa z Damienem udali się do sypialni, żeby przebrać się do kolacji. On skończył pierwszy. Wyglądał nie¬zwykle przystojnie w czarnym fraku i szarych spodniach.
Kiedy zeszła na dół do małego salonu obok ja¬dalni, Damien i Rayne rozmawiali o wojnie, a Jo¬celyn bawiła się z małym Andrew.
– Pamiętasz ciocię Aleksę, prawda, Andy? – J o uśmiechnęła się do niej, a malec chwycił jej dłoń, pokazując ząbki w szerokim uśmiechu.
– Oczywiście, że pamięta. – Aleksa wzięła dwu¬letniego chłopca na ręce i połaskotała delikatnie. Malec ledwie się uśmiechnął, po czym małą rączką pociągnął ją za włosy, aż pisnęła z bólu.
– Dobrze ci tak – powiedział z uśmiechem Rayne, odbierając jej dziecko. – Ja przez ciebie tyle lat wyrywałem sobie włosy z głowy.
– To może być przedsmak tego, co mnie czeka – stwierdził uśmiechnięty Damien. Aleksa wymierzyła mu żartobliwy cios.
Andy został zabrany na górę, a czworo doro¬słych udało się w kierunku jadalni. Byli już prawie w drzwiach, kiedy do salonu wszedł dostojny szczupły kamerdyner, Wesley Montague.
– Czy mogę prosić o chwilę rozmowy, milordzie?
– O co chodzi, Monty?
– O pańską siostrę. Przyjechała kilka minut temu.
– Melissa? Co ona tutaj robi? – Damien poszedł za Montym w kierunku wejścia. Na zewnątrz było ciemno. Melissa nie zapowiedziała swojego przy¬jazdu, nikt zupełnie jej się nie spodziewał. Damiena nie było tak długo, że Aleksa zaczęła się niepo¬koić. Może dotknęła ich jakaś kolejna tragedia?
Już miała pójść i sprawdzić, gdy Damien w towa¬rzystwie siostry wszedł do wielkiej sali. Był od niej ponad głowę wyższy. Aleksa zauważyła, że ze¬sztywniał jak stojąca za nim przy ścianie zbroja. Pociemniał na twarzy, co wywołało u Aleksy złe przeczucia.
– Damien, na Boga, co się stało?
Moja siostra chciałaby ci coś powiedzieć. Przy¬była w tym celu z bardzo daleka. Proszę, żebyś jej wysłuchała. A was wszystkich proszę, żeby to, co usłyszycie, nie wyszło poza te mury.
Oczywiście – powiedział Rayne.
Co chciałaś mi powiedzieć, Melisso? – spytała Aleksa, z każdą chwilą czując się coraz bardziej nieswojo.
Młoda kobieta zaczęła coś mówić, lecz ze zdenerwowania zacięła się i musiała zacząć jeszcze raz.
Po pierwsze chciałabym powiedzieć, że jestem bardzo wdzięczna za wasz szczęśliwy powrót z Francji do domu. Gazety piszą, że jesteście boha¬terami. Jestem z was bardzo dumna.
Aleksa milczała, chociaż była dość zaskoczona.
Chciałabym także przeprosić. – Melissa Mel¬ford wyprostowała się. Wyglądała poważniej niż ostatnim razem, gdy Aleksa ją widziała, sprawiała wrażenie dojrzalszej, bardziej pewnej siebie. Straci¬ła trochę na wadze, dzięki czemu jej kobiece krągło¬ści stały się bardziej wydatne. Z błękitnymi oczami i jasnymi włosami wyglądała naprawdę ładnie.
Przeprosić? – zdziwiła się Aleksa. – Chyba nie rozumiem.
Melissa nerwowo oblizała wargi. Jej dłonie ogarnęło drżenie.
– Jak sobie zapewne przypominasz, moja matka wspomniała, że zwolniła naszego guwernera, Gra¬hama Tylera. Był z nami od wczesnego dzieciń¬stwa.
– Tak, pamiętam. Peter zawsze mówił o nim z najwyższym podziwem.
– Był miły i inteligentny, bardzo blisko związany z Peterem. Wtedy było mi przykro, że odchodzi, ale nigdy nie przyszło mi do głowy… nie miałam najmniejszego pojęcia…
Aleksa bezwiednie postąpiła krok do przodu.
– Co się stało, Melisso? Co chciałaś powiedzieć?
Dziewczyna odetchnęła głęboko, by się uspokoić.
– Po wyjeździe z Waitley pan Tyler przyjął posadę u rodziny Clanderonów, jako że moja matka i pani Clanderon są zaprzyjaźnione. Jego tajemni¬ca wyszła na jaw niemalże zupełnie przypadkowo. Gdyby lord Clanderon nie wrócił wtedy do domu nieco wcześniej… i nie natknął się na nich…
– Melisso! Powiedzże wreszcie, co się stało!
– Pan Tyler został przyłapany w kompromitującej sytuacji z piętnastoletnim synem lorda Clande¬rona. Gdy stanął przed obliczem markiza, Graham załamał się. Przyznał się, że wykorzystał młodzień¬cze zaufanie chłopca i że… że… próbował to samo zrobić z Peterem! – Na tym ostatnim słowie głos jej się załamał. Damien podszedł, a ona z wdzięcz¬nością przyjęła pociechę, jaką dały jego ramiona.
– Już dobrze, Lisso. Już po wszystkim.
Melissa spojrzała pełnymi łez oczami na Aleksę.
– Peter był zrozpaczony, gdy cię stracił, i zwrócił się po słowa otuchy do Grahama. Zabił się z powo¬du tego, co zaszło między nimi, tak powiedział Ty¬ler. To nie była twoja wina, Alekso. Byłam wobec ciebie taka okrutna, a ty nie byłaś niczemu winna!
Aleksa szybko zrobiła trzy kroki i przytuliła Me¬!issę. Damien stał obok z nieprzeniknioną twarzą, czując opadające na jego barki ogromne brzemię, jakie przyniosły słowa jego siostry. Z trudem pano¬wał nad wzbierającym w nim gniewem, lecz w spoj¬rzeniu, które kierował na żonę i siostrę, widocz¬na była dziwna czułość.
– Co się stało z Tylerem? – spytał w końcu, nieznacznie podnosząc głos.
Melissa pokręciła głową.
– Lord Clanderon twierdzi, że uciekł z kraju.
– Tak będzie lepiej dla niego – rzekł Damien z pogróżką w głosie. W tym momencie podszedł Rayne i oparł szeroką dłoń na ramieniu szwagra. – Daj temu spokój, przyjacielu. Obaj dostaliśmy srogą nauczkę, ile może kosztować zemsta. Twój brat odszedł. Teraz musisz myśleć o żonie i rodzinie.
Damien milczał przez długą, pełną napięcia chwilę, w końcu wolno pokiwał głową. Rozluźnił zwinięte w pięści dłonie.
– Mam nadzieję, że zgnije w piekle.
– Na pewno! – odparł Rayne.
Damien spojrzał na siostrę.
– A co z matką? Jak ona przyjęła tę wiadomość?
– Znasz ją. Gdy poznała prawdę, znienawidziła Grahama Tylera, zapałała żądzą zemsty, ale nie chce przyznać, że myliła się co do Aleksy. Być mo¬że kiedyś jej wybaczy, ale jeszcze nie dzisiaj.
– To chyba i tak nie ma znaczenia. – Damien uśmiechnął się. – Najważniejsze, że ty przyjechałaś i pogodziłaś się z nami. Wiem, że to wymagało od ciebie wielkiej odwagi, Lisso. I jestem z ciebie dumny.
– A ja jestem dumna, że mam ciebie… i szczęśli¬wa, że Aleksa chce jeszcze być moją przyjaciółką.
– Oczywiście, że chcę. Przykro mi z powodu te¬go, 'co stało się z Peterem, ale dobrze, że w końcu poznaliśmy prawdę.
Przez resztę wieczoru byli trochę przygaszeni, każdy zatopiony we własnych myślach. Wcześnie udali się na spoczynek, oczekując następnego, bar¬dziej pogodnego dnia. Aleksa szła po schodach u boku męża. A kiedy znaleźli się w drzwiach sy¬pialni, on wziął ją w ramiona i delikatnie pocało¬wał w usta.
– Wszystko dobrze? – spytał.
– Tak, a ty jak się czujesz?
– Przykro mi z, powodu tego, co się stało z Peterem. Może gdybym tam był, gdyby wtedy miał z kim porozmawiać… jednak teraz możemy jedy¬nie spekulować. Nadszedł czas, by zostawić to za sobą.
Kiwnęła głową.
Przesunął palcem po podbródku Aleksy i uniósł go nieco wyzej.
– Wiem, jakie to wszystko było dla ciebie trud¬ne, ale nie mogę stwierdzić, że jest mi przykro. Gdyby to wszystko się nie wydarzyło, nigdy bym cię nie poznał, nie zagrał z tobą na pieniądze u księcia. Nie pokonałbym cię w karcianej grze, nie nakłonił, żebyś przyszła do mnie do zajazdu, i nigdy bym się w tobie nie zakochał!
Uśmiechnęła się szelmowsko.
– Wcale nie pokonałeś mnie przy kartach. Oszu¬kiwałeś.
Obdarzył ją najbardziej zniewalającym uśmie¬chem, jaki kiedykolwiek u niego widziała.
– Wcale nie musiałem. Zamiast w karty, patrzy¬łaś wciąż na mnie. Grałaś jak ostatni patałach.
Roześmiała się i zalotnie uniosła brew.
A może to właśnie ja oszukiwałam. Może celo¬wo przegrałam?
Zawtórował jej śmiechem.
Ach, ty mała lisico, z pewnością tak było! – Po¬całował ją. – Ale w ostatecznym rozrachunku i tak ja wygrałem. A nigdy jeszcze stawka nie była tak ogromna.
Spojrzała w jego niebieskie oczy, czując w sercu ogromny przypływ miłości. I nie miała wątpliwości, że to jednak ona zgarnęła wygraną