Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Rozdział 15

Do dnia cesarskiego balu szmaragdowo-złota suknia została ukończona. Miała to być wielka fe¬ta, chociaż bez udziału samego Napoleona, który kwaterował w pałacu Sch6nbrunn koło Wiednia.

Zaproszono cztery tysiące osób reprezentują¬cych wszystkie klasy paryskiej społeczności, ze szczególnym uwzględnieniem przedstawicieli woj¬ska, handlu i bankowości. Nabrzeża, wzdłuż któ¬rych wiodła droga do Hotelu de Ville, oraz plac były jasno oświetlone latarniami, zaś wnętrze bo¬gato udekorowano w cesarskich barwach złota i zieleni.

Aleksie po raz pierwszy przyszło do głowy, że dla niej Damien wybrał te same kolory.

– Zrobiłeś to celowo, prawda? – powiedziała przez zaciśnięte zęby, gdy przeciskali się przez tłum.

Uśmiechnął się.

– Zrobiłem to, ponieważ zieleń pasuje do kolo¬ru twoich oczu… i ponieważ wiedziałem, że będzie im miło. Być może Moreau nie przyjdzie, ale będzie tu wiele innych wpływowych osób.

– Nie powinnam wkładać tej sukni. U niósł czarne brwi.

– W samej halce mogłabyś się poczuć nieco skrę¬powana.

Spojrzała na niego wilkiem. Dziś był uosobie¬niem przystojnego francuskiego żołnierza, nosił obcisłe białe spodnie i wysokie czarne huzarskie buty. Biało-niebieska bluza z czerwonymi lamów¬kami była ozdobiona połyskującymi, złotymi guzi¬kami, na szerokich ramionach miał galowe epole¬ty z frędzlami.

Przy dźwiękach muzyki, poprowadził ją przez wystrojony tłum. Minęli cesarskie orły zawieszone na ścianach udekorowanych na zielono, upstrzo¬nych małymi złocistymi pszczołami. U podnóża marmurowych schbdów w wielkiej sali Damien się zatrzymał.

– Chciałbym, żebyś poznała kilka osób. – Przy¬witał się zdawkowo ze stojącą tam grupką ludzi, po czym zaczął je przedstawiać.

– Enchanti – odezwał się do niej mężczyzna na¬zwiskiem Brumaire.

– Bonsoir, monsieur – odparła trochę sztywno.

Była to dziwaczna zbieranina: minister policji Fo¬uche, pułkownik dragonów, kapitan huzarów, ar¬chitekt Cellerier, dowódca brygady karabinierów, aktorka z Comedie Fran‹$aise, opat bez własnego opactwa odziany w kościelne szaty, choć nie należał do żadnego kościoła, lecz służył "w towarzystwie".

Aktorka, atrakcyjna blondynka z obfitym biu¬stem, przyglądała się Damienowi o wiele zbyt śmiało. Aleksa bezwiednie mocniej chwyciła go za ramię, czując, jak jej usta same się ściągają.

– Nie martw się, miette – odezwał się czyjś zna¬jomy głos tuż obok jej ucha. – Gabriella już nie jest jego cher amie. Oczy twojego męża patrzą tylko na ciebie.

– Monsieur Gaudin!

– Miło panią widzieć, madame Falon. – Nachylił się nad jej dłonią i uścisnął ją czule.

Damien uśmiechnął się do niego ciepło.

– Dobry wieczór, Andre. Miałem nadzieję, że się tu spotkamy.

– Naprawdę? Dlaczego?

– Oczywiście po to, żeby ci podziękować za opiekę nad moją żoną podczas mojej nieobecności.

– To była przyjemność, chociaż przykro mi, że wciąż tu jest.

– Muszę się przyznać, że mnie też, drogi przyja¬cielu. Lecz jeśli takie jest życzenie generała Mo¬reau, a ja nie mogę zmieniać jego decyzji.

Andre zmarszczył swoje gęste brwi.

– Niestety, tak właśnie jest. – Przeniósł wzrok na Aleksę. – A tymczasem trzeba się cieszyć z te¬go, co jest, n'est ce pas?

– Staram się, monsieur.

Gaudin przedstawił ich oboje grupie osób, w któ¬rych towarzystwie przybył na uroczystość. Był wśród nich pułkownik Lafon, księżniczka d'Abran¬tes oraz przystojny blondyn Julian St. Owen, do którego wszyscy mówili Jules. Ktoś powiedział, że Jules właśnie przyjechał ze wsi. Był inteligent¬nym trzydziestolatkiem o bystrych oczach i wzoro¬wych manierach. Kiedy nachylił się nad jej dłonią i przytrzymał ją nieco dłużej, niż powinien, Damien przerwał to powitanie, prosząc ją do tańca.

– Jesteś pewien, że nie wolałbyś zatańczyć z tą aktoreczką? – nie mogła się powstrzymać Aleksa.

– Grają walca. Nie ma tu nikogo oprócz ciebie, z kim chciałbym go zatańczyć.

Zaskoczył ją swym poważnym tonem, lecz nie ogniem, który płonął w jego oczach przez cały wieczór, od momentu gdy wszedł do salonu i zobaczył ją w tej głęboko wyciętej szmaragdowo-złocistej sukni. Wyraz twarzy Damiena wywoływał u niej przyspieszone bicie serca, poczuła też, że ma wil¬gotne dłonie. Zapragnęła tych kilku krótkich chwil, gdy będzie prowadził ją do walca, chociaż w głębi duszy wiedziała, że powinna mu odmówić.

Jednak pozwoliła, by poprowadził ją na parkiet, odwrócił przodem do siebie i delikatnie ujął jej dłoń. Inne pary kołysały się i wirowały pod krysz¬tałowymi żyrandolami. Coraz głośniejsza muzyka powoli wypełniła wyłożoną lustrami balową salę.

– Czy zdajesz sobie sprawę, że to jest nasz pierw¬szy walc? – spytał, omiatając wzrokiem jej twarz. Zatrzymał go na ustach Aleksy, która poczuła drżenie w nogach.

– Wiem – zgodziła się, chociaż wcale nie miała takiego wrażenia. Ich ciała poruszały się w ideal¬nym rytmie, każdy skręt, każdy krok, każdy ruch bioder. Lubieżnie ocierał się nogą o jej uda, z każ¬dą chwilą trzymając ją coraz mocniej.

– Jesteś tu naj piękniej sza. – Gorące spojrzenie w oczach Damiena utwierdziło ją, że powiedział to całkowicie szczerze.

– Merci, monsieur – podziękowała łamiącym się lekko głosem.

– Pragnę cię. Pragnę cię od chwili, gdy ujrzałem cię w tej sukni.

Odwróciła głowę w bok.

– Pragnienie to nie wszystko. Czasami nie możemy mieć tego, co chcemy.

– Ale czasami możemy.

Spojrzała mu; w oczy.

– Pragniesz mnie, a jednak je'stem twoim wrogiem.

– Jesteś moją żoną. Tylko to się liczy. Czy nie możesz odłożyć na bok dzielących nas różnic, przy¬najmniej gdy jesteśmy tutaj?

Zesztywniała w jego ramionach.

– Jak możesz mnie prosić o coś takiego? Czy są¬dzisz, że mogłabym zaakcept9wać to, co zrobiłeś? Albo udawać, że akceptuję? Ze powinnam z rado¬ścią zaprosić cię do mojego łóżka, a potem wrócić do Anglii i jak gdyby nigdy nic żyć sobie dalej, jak¬byś nigdy nie istniał?

– Być może jest jakaś alternatywa – powiedział cicho.

– Niby jaka?

– Ze powierzysz się mojej opiece i zaufasz, że zdołam tak pokierować sprawami, aby między na¬mi wszystko się ułożyło.

Aleksa z trudem przełknęła ślinę przez ściśnięte gardło. Boże, chciała tego, nigdy nie pragnęła cze¬gokolwiek bardziej. Ale teraz już jej nie zależało. Damien okłamał ją i oszukał wiele razy. Byłoby to więc naj czystszej wody szaleństwo, a jednak…

– Szkoda, że to niemożliwe. Nigdy nie dowiesz się, jak bardzo bym tego chciała, lecz…

– Lecz…?

– Lecz nie mogę.

Przycisnął ją mocniej do siebie, aby poczuła jego narastające podniecenie w nieprzyzwoicie obci¬słych spodniach.

– Do diabła, jesteś moją żoną! – syknął. Prób owa¬la uwolnić się z jego objęć, lecz trzymał ją zbyt moc¬no. – Przepraszam cię, słodyczy moja, ale nie odej¬dziesz teraz. – Przytrzymywał ją stanowczo w talii. – To byłoby zbyt żenujące dla nas obojga. – Po chwi¬li jednak zwolnił uścisk, dając jej więcej swobody, dając im obojgu chwilę na odzyskanie opanowania.

Kiedy taniec dobiegł końca, odprowadził ją do miejsca, gdzie stał Andre Gaudin.

– Chciałbym cię prosić o drobną przyjacielską przysługę, Andre, i na chwilę pozostawić moją żo¬nę pod twoją opieką. Muszę porozmawiać z puł¬kownikiem Lafonem.

– Oczywiście – odpowiedział Andre.

– Więc wybaczcie mi… – Skłoniwszy się dworsko, odszedł.

– Trudno go rozgryźć, n'est ce pas? – odezwał się Gaudin.

– To praktycznie niemożliwe.

– A jednak kochasz go.

– Tak.

– Dlaczego?

Oderwała wzrok od postaci oddalającego się męza.

– Być może coś w nim widzę – westchnęła. – Ale z drugiej strony, mogę się zupełnie mylić.

Andre nie zdążył odpowiedzieć, gdyż podszedł do nich Jules St. Owen.

– Madame Falon. – Uśmiechnął się, a ona spo¬strzegła jego oczy barwy najczystszego błękitu, pro¬sty zgrabny nos i dołeczek w podbródku. Był na¬prawdę bardzo przystojny. – Skoro pani mąż jest za¬jęty, czy zaszczyci mnie pani, pozwalając zaprosić się do tańca?

Dlaczego nie?, pomyślała. Być może Damienowi to się nie spodoba, ale'było jej wszystko jedno.

– Z przyjemnością, monsieur.

Orkiestra ponownie zagrała walca. Tym lepiej, pomyślała Aleksa w nadziei, że jej mąż ich zoba¬czy. Może nawet wpadnie w złość. Jeśli ją źle po¬traktuje, łatwiej jej będzie zachować między nimi dystans.

Na skraju parkietu St. Owen położył dłoń na jej talii i poprowadził do tańca. Był niższy od Damiena, ale dobrze zbudowany, atrakcyjnie męski i niemal¬że tak samo dobry jako tancerz. Jednak w jego to¬warzystwie czuła pewną rezerwę, co musiał wyczuć, gdyż nachylił się nieco bliżej.

– Proszę się uspokoić, lady Falon – szepnął jej do ucha. Ku jej ogromnemu zaskoczeniu wypowie¬dział te słowa po angielsku. – Przybyłem, żeby po¬móc pani wrócić do domu.

– Kim pan jest? – cofnęła się, aby na niego spojrzeć.

– Proszę mówić po francusku – ostrzegł ją, gdy zaczęła mówić w ojczystym języku. Płynnie pociągnął ją do tańca, jakby nic się nie stało. – Jestem przy¬jacielem. W tym momencie tylko to się liczy.

– Kto pana przysłał? Dlaczego miałabym panu ufać?

– Generał Wilcox przesłał wiadomość. Jest do¬wódcą pułkownika Bewicke'a.

– Bewicke to ostatni człowiek, któremu mogłabym zaufać.

– Jestem tu z polecenia Wilcoksa.

– Więc jest pan szpiegiem?

– Nie. Jestem lojalnym Francuzem.

– Więc dlaczego…

– Nie czas na wyjaśnienia. Powiem więcej przy następnym spotkaniu. Proszę pamiętać, że są tu osoby, które pani pomogą.

Skończyli tańczyć, po czym Jules St. Owen od¬prowadził ją do Andre. Czuła się rozkojarzona, nie bardzo wiedziała, co się właściwie stało. Kiedy po¬nownie odwróciła się w stronę St. Owena, ten już wmieszał się w tłum. Zobaczyła tylko jego jasną czuprynę, gdy wychodził z sali.

– Przyjemnie się tańczyło z St. Owenem? – spy¬tał Andre, a ona pomyślała, czy przypadkiem nie domyśla się, co między nimi zaszło.

46
{"b":"92091","o":1}