– Wydaje się dość miły.
– To bogaty handlarz na skalę międzynarodową, były kapitan żeglugi. Nie widziałem go od dłuższe¬go czasu. Kiedyś mocno krytykował politykę cesa¬rza, ale teraz jest inaczej.
A więc Andre nie miał pojęcia o tym, co plano¬wał Jules. Zresztą ona sama również nic na ten te¬mat nie wiedziała.
– Wpadłaś w oko przynajmniej kilkunastu in¬nym młodzieńcom. Jeśli nadal chcesz tańczyć…
– Szczerze mówiąc, wolałabym wrócić do domu.
– Miała zbyt wiele do przemyślenia. A szczególnie teraz, po tym ostatnim zwrocie wydarzeń…
– Być może twój mąż wyrazi zgodę.
Zobaczyła, jak się zbliża, elegancją i urodą prze¬wyższający wszystkich innych mężczyzn. Kilka par niewieścich oczu nie spuszczało wzroku z jego wą¬skich bioder, muskularnych nóg. Aleksa poczuła niemiłe ukłucie zazdrości.
– Jutro rano mam spotkanie z Lafonem – powie¬dział Damien, kiedy stanął u jej boku. – Nie bę¬dziesz miała nic przeciwko temu, jeśli dziś wcze¬śniej wrócimy do domu?
– Będę wręcz wdzięczna. Przyjrzał się jej.;.
– Wobec tego przyniosę ci pelerynę i zawołam powóz.
Wyszli po kilku minutach, przebijając się przez tłum. Na zewnątrz odczekali chwilę, zanim podje¬chała ich kareta. Chociaż po drodze Damien pra¬wie się nie odzywał, a do domu weszli także w mil¬czeniu, to bacznie obserwował każdy jej ruch. Odczuwał wciąż takie samo pożądanie. Było wyczu¬walne w każdym jego dotyku, w każdym spojrzeniu jego niebieskich oczu. Dobrze wiedziała, co myślał – że jest jej mężem, że ma prawo do jej ciała, któ¬rego nie mogła mu odmówić.
Jednak wchodząc po schodach, nie powiedział a ni słowa, podobnie gdy w korytarzu oddaliła się uo swojej sypialni. Z ulgą zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie, spostrzegając czekającą na nią w pokoju Marie Claire.
– Pomogę się pani rozebrać – powiedziała czar¬nowłosa kobieta. Aleksa skinęła głową. Chociaż wciąż myślała o mężczyźnie, którego zostawiła w korytarzu, sprawnie pozbyła się ubrania i wyjęła spinki z włosów. Marie Claire podała jej długą nocną koszulę, lecz zanim zdążyła ją naciągnąć, powstrzymał ją głos od strony drzwi.
– Możesz już iść, Marie Claire – powiedział ła¬godnie Damien.
Aleksa kurczowo przycisnęła koszulę do ciała, żeby się osłonić. W milczeniu zaczekała, aż kobie¬ta opuści sypialnię. Gdyby tylko mogła ją poprosić, żeby została… Lecz doskonale wiedziała, wobec kogo ona jest lojalna.
– Czego chcesz? – rzuciła, gdy zamknęły się drzwi.
Wodził po niej ognistym wzrokiem.
– Dobrze wiesz, czego chcę. – Ruszył od drzwi, a rozchylające się poły jedwabnego szlafroka od¬słaniały jego umięśnione nogi. Kiedy był o krok przed nią, pociągnął za pasek i szlafrok zupełnie się rozchylił. Kiedy Damien zatrzymał się, jedwab ześlizgnął mu się z ramion i wtedy zobaczyła, że pod szlafrokiem jest zupełnie nagi.
Boże, czy ziemia kiedykolwiek nosiła piękniejsze¬go mężczyznę? Miała przed oczami jego długie, smukłe kończyny i muskularny tors.
– Jestem twoim mężem, Alekso – zaczął cicho, podchodząc bliżej, lecz ona odwróciła się.
– Nie, proszę cię. – Odsłaniając przed nim plecy i biodra, zrobiła duży krok w stronę łóżka otoczo¬nego czterema kolumienkami, przytrzymując się jednej z nich, by nie stracić równowagi. Poczuła na skórze jego ciepło i delikatny pocałunek na szyi.
– Potrzebuję cię, Alekso. – Wodził ustami po jej ramionach, przyciskając swoje uda do jej nóg, kro¬czem obejmując jej pośladki.
– Nie mogę – wyszeptała, lecz ogień zdążył już ogarnąć jej ciało. Rozpostarł dłonie na jej brzu¬chu, powiódł po żebrach, by zatrzymać je na na¬brzmiałych piersiach.
– Możesz – powiedział, drażniąc palcami sutek, który natychmiast stwardniał i urósł. Przywarł płas¬kim brzuchem do jej pośladków i pochyliwszy się, zaczął wodzić językiem wzdłuż jej kręgosłupa. Wsunął dłoń w wilgotne miejsce między nogami Aleksy. Pieścił ją, doprowadzając do drżenia, do szumu rozedrganej krwi w jej uszach. Poczuła suchość w ustach, wiotkość kończyn, pustkę w żo¬łądku. Fala gorąca spłynęła na jej wyczekujące ko¬lejnych doznań ciało.
– Rozsuń nogi, ma chirie. – W sunął w nią palec, gdy bez zastanowienia wykonała polecenie, chwy¬tając ze wszystkich sił kolumienkę przy łóżku. Od¬rzuciła głowę do tyłu, aż włosy opadły poniżej linii bioder.
Fallus Damiena ocierał się o jego brzuch, czuła go na swoich pośladkach, co jeszcze bardziej ją podnie¬ciło. Krew krążyła ze zdwojoną szybkością niczym roztopiona lawa, niosąc żar do każdej cząstki jej cia¬la. Rozchylił płatki między jej udami i po chwili wszedł w nią jednym zdecydowanym pchnięciem.
– Pragnę cię – szepnął w taki sposób, że mimo wszystko uwierzyła mu.
Delikatnie odwrócił jej głowę i pocałował dziko w usta, cały czas trzymając dłonie na jej piersiach, ugniatając je, masując, pobudzając, jeszcze bar¬dziej wzmagając pożądanie. Chwycił ją za biodra i przytrzymał nieruchomo, podczas gdy sam wcho¬dził w nią głęboko, wiodąc do granicy, poza którą traciła wszelki rozsądek.
– Powiedz to – wyszeptał. – Powiedz, że mnie pragmesz.
Usiłowała z tym walczyć, przygryźć drżącą war¬gę, jeszcze mocniej złapała kolumienkę. Damien wycofał się z niej niemalże do końca, by po chwili znowu wniknąć w jej wnętrze.
– Powiedz to! – rozkazał. Trzymał ją za biodra i bez litości wdzierał się do środka.
– Pragnę cię, Damien! Pragnę aż do bólu.
– Chryste… – aż jęknął. Poruszał się coraz szybciej i coraz mocniej, pracując zawzięcie biodrami. Miał gorące dłonie, wilgotne, głodne usta.
– Damien! – krzyknęła, dochodząc do kulmina¬cji i nagle wstrząsnęła nią potężna eksplozja żaru, po której nastąpiła kolejna i jeszcze jedna.
Nawet nie zauważyła, kiedy zalał ją swoim nasie¬niem, nie poczuła, jak ugięły się pod nią kola¬na, i nie wiedziała, że to on ją podtrzymał, by nie upadła. Trzęsła się od przenikających ją na wskroś emocji i nagle ogarnął ją strach. Po chwili poczuła na twarzy jego delikatne pocałunki, a gdy opiekuń¬czo otoczył ją ramionami, usłyszała jego uspokaja¬jący szept.
– Wszystko dobrze, cherie. Nie musisz się bać. Lecz ona wiedziała, że jest mnóstwo powodów, by się obawiała, a ta myśl uderzyła ją nagle z ogromną siłą. Wyprostowała się i odsunęła, by po chwili stanąć z nim twarzą w twarz jak z naj¬większym wrogiem.
– Nie powinieneś był tu przychodzić.
– Aleksa…
– Przestań. Nic już nie mów. – Widząc tak bolesną minę żony, podniósł długą białą koszulę nocną i podał jej bez słowa. Złapała ją trzęsącymi się rę¬kami i szybko nałożyła, cały czas cofając się małymi krokami..
– Chcę, żebyś sobie poszedł – powiedziała wysokim i dziwnie szarpanym głosem.
Pokręcił głową.
– Nie chcę cię zostawiać. Nie w taki sposób.
– Proszę cię.
Lecz jego mina była nieprzejednana. Natych¬miast znalazł się przy niej, wziął ją w ramiona i za¬niósł na szerokie, miękkie łóżko.
– Zostanę tylko chwilę. – Odsunąwszy pościel, położył ją delikatnie, poprawił poduszkę, po czym sam ułożył się tuż obok. – Dopóki nie zaśniesz.
To była dziwna propozycja, a jednak przyniosła jej pewne ukojenie. Okrył ich ioboje kocem, przy¬tulił się do niej i objął czule ramionami. Na pewno znowu zechce się kochać, pomyślała. Napięła cia¬ło, oczekując, że lada chwila przystąpi do działa¬nia. Lecz on głaskał ją delikatnie palcami po wło¬sach, całował w skroń.
W końcu odprężyła się. Wciąż miotały nią nie¬spokojne emocje, lecz po pewnym czasie zapadła w sen.
* * *
Damiena zbudził dźwięk głośno tykającego ze¬gara. Przez chwilę skupiał myśli, żeby zorientować się, gdzie jest, gdzie podział się niebieski balda¬chim znad łóżka. Przypomniał sobie, że zasnął w swoim własnym łóżku… z kobietą, która była je¬go żoną. Napiął mięśnie na myśl o ich namiętnym, dzikim zbliżeniu, o tym, jak niesamowicie zareago¬wała. Wyciągnął rękę, żeby znowu ją posiąść, ogar¬nięty kolejną falą żądzy, i… nie odnalazł jej obok siebie.,
Usiadł. Nie było jej w pokoju, zaś z sąsiedniej sypialni również nie dobiegały żadne dźwięki. W ko¬minku płonął mały ogień, rzucając złowieszcze cie¬nie na ściany, w kącie cicho chrobotała jakaś mysz¬ka. Zeskoczył na podłogę, nałożył swój czarny, je¬dwabny szlafrok i wyszedł na korytarz. Może była głodna i zeszła na dół do kuchni, żeby znaleźć coś do jedzenia?
Wmówił sobie, że tak właśnie jest, i uśmiechnął się na myśl o tym, co mogło tak pobudzić jej ape¬tyt. Jednak powoli pojawiała się niepewność. Moc¬no wstrząsnęło nią to, co zaszło między nimi. Czyż¬by zdenerwowała się tak bardzo, żeby zrobić coś głupiego? Ajeśli uciekła? Ajeśli spróbowała prze¬dostać się do Anglii na własną rękę?
N a samą myśl poczuł nieprzyjemny skurcz. Nie powinien był jej nachodzić, jednak pragnął jej tak bardzo, jak nigdy nie pragnął żadnej innej kobiety, a poza tym wiedział, że i ona go pragnie.
Wiedział, że jej sumienie się zbuntuje. Wtedy to nie miało znaczenia. Niech diabli wezmą jej su¬mienie! – tak wtedy pomyślał.
A teraz…
Coraz bardziej się niepokoił. Zszedł po scho¬da‹;h, udał się do tylnej części domu, gdyż z kuch¬ni nie widział nawet smużki światła. Raz po raz po¬wtarzał sobie w myślach, że powinien był zostawić ją w spokoju. Jednak pożądanie było tak silne, że nie mógł się powstrzymać, za co złościł się teraz sam na siebie.
A może chodziło o rozczarowanie? Zal, że uczu¬cie do niego nie było na tyle silne, aby zignorowa¬ła lojalność wobec ojczyzny, aby przyjęła go takie¬go, jaki jest.
Rozczarowanie, że nie mogła mu zaufać.
Kogo on oszukiwał? Nie miał prawa do jej za¬ufania, bo uczynił wszystko, żeby to zaufanie pod¬ważyć. Nie robił tego celowo, przynajmniej nie po ślubie, ale i tak fakt pozostawał faktem. Wtedy wiedział, że taki może być skutek, ale modlił się, by do niego nie doszło. Teraz pragnął jej zaufania jak nigdy, aż ta potrzeba dotkliwie wgryzała mu się w duszę.