Z surową, posępną miną odwrócił się i opuścił pokój. Długo po jego wyjściu patrzyła na miejsce, gdzie przed chwilą stał.
* * *
Damien wysiadł z powozu w pobliżu Ecole Mili¬taire w Faubourg Sto Germain. Miał spotkanie z generałem Moreau, jednym z najważniejszych dowódców Wielkiej Armii i adiutantem samego Napoleona.
Dzisiaj był ubrany w swój wojskowy mundur – niebiesko-białą bluzę ze stójką i obcisłe białe spodnie – strój galowy gwardii konnej. Złote na¬szywki munduru połyskiwały w ciepłym sierpnio¬wym słońcu. Nieczęsto nosił ten mundur, jedynie na wielkich uroczystościach i spotkaniach, takich jak to dzisiejsze. Jednak tym razem czuł się w tym mundurze wyjątkowo źle. Nie zastanawiał się nad tym do chwili, gdy minął w korytarzu Aleksę, której twarz na jego widok wyraźnie po¬bladła.
Przeszła obok niego bez słowa, ignorując go tak samo jak przez cały miniony tydzień, i sztywnym krokiem udała się do ogrodu. Obserwował ją z okna, widział, jak siedzi wśród hiacyntów i żonki¬li, spoglądając obojętnie gdzieś w dal. Wiedział, co sobie myślała, wiedział, że nigdy mu nie wybaczy kłamstw i oszustw, szpiegowania przeciwko jej ukochanej ojczyźnie.
Gdyby tylko mógł powiedzieć jej prawdę… Oczywiście, nie mógł. Niebezpieczeństwo ota¬czało go ze wszystkich stron. Czuł się tak, jakby znajdował się pośrodku głębokiego jeziora. Naj¬mniejsza zmarszczka na powierzchni wody mogła wessać ich oboje pod powierzchnię, gdzie znaleźli¬by swój grób.
Damien szedł korytarzem wzdłuż kolumnady, rozmyślając o Aleksie i o dystansie, jaki powstał między nimi. Dom wyglądał jak pole bitwy – każde słowo i ruch były starannie wyważone, każda moc¬na strona testowana przeciwko każdej słabości. Je¬go działania były ograniczone rolą, jaką odgrywał. Wiedział, że jest obserwowany, podobnie jak jego żona. Za żadne skarby nie chciał jej w to wciągać. Bez względu na koszty musiał ją chronić.
Każdy dzień pobytu we Francji oznaczał dla Aleksy niebezpieczeństwo.
Damien wszedł do niewielkiego westybulu o wy¬sklepionym suficie, przeszedł po podłodze ułożo¬nej w czarno-białą szachownicę i podszedł do nie¬mal czterometrowych drzwi prowadzących do po¬koi generała. Na widok Damiena siedzący w przedpokoju porucznik zerwał się i zasalutował, po czym zaprowadził go do imponującego gabine¬tu generała. Damien stanął na baczność przed gru¬bym mężczyzną, który siedział za wielkim, pozła¬canym biurkiem w stylu Ludwika XVI.
Generał Moreau odwzajemnił honory, po czym wskazał przybyszowi krzesło.
– Słyszałem dobrą wiadomość, majorze. Podob¬no pańska śliczna żona zmartwychwstała i wróciła do pana.
– Niemal dokładnie tak było, panie generale.
Teraz jest już bezpieczna w domu.
– Może być pan pewien, że odpowiedzialni za to ludzie zostali odpowiednio ukarani.
– Dziękuję, sir. – Rozmawiali chwilę o zagroże¬niu ze strony Anglii, Moreau opowiedział, co się wydarzyło w Hiszpanii i Portugalii, co miało wpływ na kampanię na Półwyspie, łącznie z nie tak daw¬nym ~cięstwem w majowej bitwie pod Tavalerą, za co dowodzący nią generał Wellesley otrzymał tytuł księcia Wellington.
– To był mało istotny sukces – przypomniał Da¬mien. – Wellington miał szczęście, że wyszedł z te¬go bez szwanku.
Moreau odchrząknął tylko, gdyż nie mógł za¬przeczyć.
– Sam Wellington powiedział: "Gdyby był tam N apoleon, zostalibyśmy pokonani".
– Nie wątpię – zgodził się Damien. Jednakże Wellingtonowi dopisało szczęście. Napoleon za¬ufał swojemu bratu Józefowi, a sam wrócił do Pa¬ryża, by rozwiązać problemy, które pojawiły się w stolicy.
Rozmawiali o pogłoskach, jakie dotarły do Mo¬reau, jakoby Brytyjczycy mieli niebawem powrócić. – Nasze źródła twierdzą, że szykują się do inwa¬zji na kontynent.
– Kiedy? – Damien nachylił się, zaciskając dłoń na kolanie.
– W każdej chwili.
– A gdzie dokładnie oczekiwany jest desant?
Moreau zaśmiał się.
– Gdyby był pan w Anglii, majo,rze, być może właś¬nie od pana uzyskalibyśmy tę informację, n'est ce pas?
Qamien westchnął.
– Cóż, nastąpiło niefortunne zakończenie bezcennej operacji.
– Proszę nie rozpaczać, majorze Falon. Dla tak uzdolnionego człowieka jak pan zawsze znajdzie się stosowne miejsce.
Damien dostrzegł szansę, na którą czekał. Właśnie to było powodem jego wizyty u generała.
– W to nie wątpię. Dlatego tu jestem, panie ge¬nerale.
– To znaczy…?
– Chciałbym poprosić, aby moja żona została przewieziona do swojej ojczyzny.
Grube, ciemne brwi generała uniosły się. Mo¬reau podrapał się po swoich kędzierzawych boko¬brodach.
– Ale pańska żona dopiero co przybyła, nawet jeszcze nie zdążyła zobaczyć naszego pięknego miasta. Poza tym niedawno się pobraliście, sam pan mówił, że nieprędko się panu 4nudzi.
– To prawda, panie generale, lecz…
– Podobno jest piękniejsza od bogini…
Zdławił ogarniającą go emocję, skupił się na tym, by nadać głosowi obojętne brzmienie.
– Moja żona rzeczywiście jest cudowną kobietą.
– Czy to nie jest wystarczający powód, żeby ją tu zatrzymać?
– A co z moim przydziałem? Ona nikogo w Pa¬ryżu nie zna. Kiedy wyjadę, nikt się nią nie zajmie.
– Pańskie przeniesienie może nastąpić dopiero za jakiś czas. Wtedy zorganizujemy jej powrót do domu. – Uśmiechnął się. – A tymczasem sam chętnie bym ją poznał. Może odwiedzicie mnie na koniec tygodnia w moim pałacu? To niedaleko, tylko kilka mil drogi stąd, w St. Germain-en-Laye. Oczywiście będą też inni goście. Moja żona zapla¬nowała wystawne przyjęcie. Byłaby to doskonała sposobność, żeby przedstawił pan nam swoją belle Anglaise.
Damien poczuł narastające napięcie. A więc już rozniosły się plotki o wydarzeniach w Le Monde, o licytacji, o pięknej kobiecie, która oka¬zała się żoną majora Falona, o tym, jak ją uratował. Cała historia wzbudziła szczególne zaintere¬. sowanie generała. Jego zaproszenie było faktycz¬nie rozkazem.
– Bylibyśmy zaszczyceni, panie generale.
– C'est bon! – Gruby mężczyzna wstał. Damien poszedł jego śladem.
– A tymczasem zakładam, że weźmiecie pań¬stwo udział w jutrzejszym balu dla poparcia au¬striackiej kampanii cesarza.
Kolejny zawoalowany rozkaz.
– Oczywiście. – Będzie musiał znaleźć jakieś ubranie dla Aleksy, ale o tym i tak pomyślał już wcześniej.
– Niestety, ja muszę zająć się ważniejszymi spra¬wami. – Westchnął. – Ach, żeby znowu być mło¬dym i wolnym. Byłoby jak w niebie, n'est ce pas?
– Absolument.
Generał odprawił go, przypominając o wizycie w pałacu. Damien zasalutował.
– Miłego wieczoru, panie generale – powiedział i wyszedł.
W tym momencie spostrzegł go stojący w kory¬tarzu Victor Lafon. Przyjrzał się zamkniętym drzwiom gabinetu generała, czując się trochę nieswojo na myśl o spotkaniu, które się tam właśnie odbyło. Ciekawe, o cZYlll rozmawiali w tym poko¬ju i dlaczego on – bezpośredni przełożony majo¬ra Falona – nie został również zaproszony. Bez względu na charakter tego spotkania, cała sytu¬acja bardzo mu się nie spodobała. Falon nie po¬stąpił rozsądnie, szukając generalskiej protekcji.
Odwrócił się do swojego adiutanta, młodego po¬rucznika o nazwisku Colbert o pełnych zapału sza¬rych oczach zdradzających wielką ambicję.
– Trzeba mu się dokładniej przyjrzeć – powie¬dział pułkownik. – Powiedz Pierre' owi, żeby miał oczy szeroko otwarte.
Porucznik uśmiechnął się.
– Pierre Lindet to lojalny sługa cesarza. Po¬za tym ma do napełnienia pięć głodnych brzu¬chów, więc potrzebuje każdego franka. Może pan na niego liczyć.
Polecenie szpiegowania pozostawiło w ustach pułkownika niesmak. Ale w przypadku Falo¬na czuł, że była to forma wymierzenia sprawiedli¬wości. Odrzucił tę myśl jako kolejną wojenną nie¬godziwość, po czym wszedł do gabinetu generała.
* * *
Aleksa spędziła ranek w towarzystwie małego Jeana-Paula i jego pięknego ptaka. Charlemagne był śnieżnobiałą papugą. Chłopiec trzymał ją w po¬wozowni w dużej klatce. Zwierzę było z pewnością jego dumą i radością. Najwyraźniej Damien zna¬komicie nauczył go, jak zajmować się ptakiem.
Zastanawiała się, w jaki sposób doszło do kontu¬zji malca, lecz na razie nie miała możliwości, żeby się dowiedzieć.
Tymczasem pożegnała się i pozostawiła chłopca pod opieką ojca, zaś sama wróciła do domu. Da¬mien wrócił jakiś czas później i zawołał ją, wcho¬dząc do małego salonu, gdzie czytała. Jego głos był mocny i gładki jak najlepsze wino. Zignorowała ciepło, które nagle odczuła w żołądku.
Odwróciła głowę i z podziwem popatrzyła na je¬go wysoką, szczupłą sylwetkę i znakomicie leżące na nim ubranie, chociaż była zła na siebie za takie myśli. Od tamtej porannej kłótni niewiele ze sobą rozmawiali, zaś noce Damien spędzał samotnie w pokoju przylegającym do jej sypialni.
Ciekawe, czego może chcieć od niej teraz?
– A, tu jesteś. – Nie miał już na sobie munduru, lecz frak w kolorze ciemnej śliwki, szarą pikowaną kamizelkę i jasnoszare spodnie. Wyglądał mniej nieprzystępnie, więc trochę się uspokoiła i zrelak¬sowała. Nachylił się i delikatnie musnął ustami jej dłoń, zupełnie jakby nic między nimi nie zaszło.
– Jak zwykle wyglądasz pięknie. – Wyprostował się, nie puszczając jej ręki. – Ale chyba nadszedł czas, żebyś sprawiła sobie trochę własnych ubrań.
Zesztywniała, cofając dłoń.
– Wydawało mi się, że nie zabawię tu długo.
– Ja także. Niestety, generał Moreau ma inne plany wobec ciebie.
– To znaczy, że nie wracam do domu? Obojętnie wzruszył ramionami.
– Generał bardzo chce cię poznać. Zresztą gdy teraz sam się nad tym zastanawiam, to nie widzę powodu, abyś miała tak szybko wyjeżdżać.
– Nie widzisz powodu? Przecież jestem Angiel¬ką, a między naszymi krajami toczy się wojna.
– Jesteś także moją żoną – odparł ostrzegawczo.
– Twoim obowiązkiem jest być przy mężu tak długo, jak długo on sobie tego życzy. -Ale…