Dwa miesiące temu Damien zakończył swoje sprawy na kontynencie i wrócił do Anglii. Wracając, poprzysiągł, że kobieta odpowiedzialna za śmierć brata otrzyma to, na co zasłużyła. Napisał do matki i siostry, że część sezonu towarzyskiego spędzi w Londynie – co gwarantowało, że nie będą się wtrącały – i przyrzekł, że dopilnuje, by ta kobieta poniosła karę. Ulubienica elit zostanie zrujnowana. Jeśli ten plan się nie powiedzie, znajdzie jakiś spo¬sób, by go doprowadzić do końca.
Po grubym perskim dywanie podszedł do okna w sypialni swojego apartamentu. Ulice wybruko¬wane kocimi łbami spowijała mgła, która spra¬wiała, że latarnie dawały łagodną, trochę upior¬ną poświatę W domu lubił, gdy mgła otulała nadmorskie klify, lecz tutaj wydawała mu się przytłaczająca. Po raz setny zapragnął być teraz w domu.
Obiecał sobie, że to nastąpi już niedługo. Do po¬łowy tygodnia przekona się, czy jego plan ruszy z mięjsca. Jeśli dopisze mu odrobina szczęścia, któremu sam dopomoże, Peter będzie mógł spo¬czywać w spokoju, a Damien wróci do swego zam¬ku. Uśmiechnął się gorzko na myśl o tym, co – miał nadzieję – wydarzy się już niebawem.
* * *
– Czyś ty zupełnie oszalatl? – J ane Thornhill pa¬trzyła na nią przerażona z kanapy po przeciwnej stronie powozu". Jechały wspaniałym czarnym, od¬krytym barouche księcia,. ozdobionym jego rodo¬wym herbem. Przejażdżki po Hyde Parku należały do obowiązkowych rozrywek hołdujących modzie przedstawicieli wyższych sfer.
– Na litość boską, mów ciszej. Nie jest aż tak źle.
– Jest gorzej, niż ci się wydaje. – W milczeniu, które właśnie zapadło, rozbrzmiewał stukot kopyt idealnie dobranych siwków idących stępa.
– Przecież ja nie zamierzam mu pozwolić mnie uwieść. Po prostu zgodziłam się na spotkanie. Wy¬piję z nim tylko kieliszek shrrry i…
– I co?.
Uśmiechnęła się, przekrzywiając głowę.
– Może pozwolę na pocałunek…
– Może pozwolisz mu na pocałunek?
– Przestań powtarzać za mną. Na litość boską, Jane, mówię ci to wszystko, bo będę potrzebowała twojej pomocy. Nie oczekiwałam, że tak cię to po¬ruszy.
– A powinnaś była się tego spodziewać. Jak mo¬żesz w ogóle brać pod uwagę zrobienie czegoś tak… tak… tak cholernie lekkomyślnego.
– Jane!
– To oczywiste, że lord Falon nie poprzestanie na pocałunkach. Co do tego nie możesz mieć żad¬nych złudzeń. Za dziewięćdziesiąt tysięcy funtów mężczyzna z pewnością spodziewa się o wiele więcej.
– Właśnie to powiedział, był całkowicie szczery co do swoich intencji, ale chyba nie zamierza mnie do niczego zmuszać. Gdyby pragnął to uczynić, nie zadawałby sobie aż tyle trudu.
– A czy ci przyszło do głowy, że on być może wca¬le nie będzie musiał cię do niczego zmuszać? – J ane wyciągnęła rękę i ujęła jej dłoń. – Posłuchaj mnie, Alekso. Jesteś moją najbliższą przyjaciółką, ale cza¬sami postępujesz trochę… zbyt impulsywnie.
– Nie zachowuję się impulsywnie od wystarcza¬jąco długiego czasu. I nie jestem w stanie wyrazić, jakie to wspaniałe uczucie.
– W każdych innych okolicznościach sama bym cię zachęcała. Ale ten mężczyzna, podkreślam sło¬wo mężczyzna, nie będzie potulnie siedział z boku i nie pozwoli, abyś urokiem wymusiła na nim swo¬ją wolę
Zakręcili w narożniku parku i po chwili powóz znalazł się w cieniu rozłożystego buku. Po drugiej stronie alei promienie słońca tańczyły na tafli małe¬go, otoczonego wierzbami jeziora, gdzie mały chło¬piec pochylał się nad swoją papierową żaglówką
– Nie wierzę, by lord Falon zrobił mi jakąś krzywdę. Uważam, że jeśli się z nim spotkam i spę¬dzimy razem trochę czasu, zwróci mi moje po¬twierdzenie albo pozwoli na spłatę długu w póź¬niejszym terminie.
– A jeśli nie?
– Wtedy dowiem się, jakim naprawdę jest człowiekiem, a te… odczucia, które we mnie wzbudza, 'nie będą mnie dręczyć już nigdy więcej.
– To zbyt niebezpieczne, Alekso.
– Wszystko w życiu jest niebezpieczne, Jane. Przekonałam się o tym aż nazbyt dobrze, kiedy umarł Peter. Gdybym nie flirtowała z nim tak bar¬dzo, gdybym go nie zwodziła…
– Nie mów tak. Wtedy byłaś młodsza. Nie mia¬łaś pojęcia, że Peter zareaguje w taki sposób. yv przeciwnym razie nie spędzałabyś z nim tak du¬zo czasu.
– To prawda. Siedziałabym cichutko w domu, tak jak przez ostatnie dwa lata. Pozwoliłabym bra¬tu, aby zaaranżował moje małżeństwo z jakimś sztywnym, stetryczałym, nudnym arystokratą. Te¬raz też chętnie by do tego doprowadził.
– Brat nigdy nie zmusiłby cię do poślubienia ja¬kiegoś starca.
– No dobrze, więc zmusiłby mnie do poślubienia jakiegoś sztywnego, napuszonego młodego arysto¬kraty.
Jane uśmiechnęła się, lecz tylko na moment.
– Twój impulsywny charakter kosztował cię już bardzo dużo. Myślałam, że wyciągnęłaś z tego wnioski.
Aleksa spoglądała na mijane kwietniki, na słodko pachnące dzikie róże, jaskry, hiacynty i kroku¬sy, których widok prawie zawsze poprawiał jej na¬strój.
– Nigdy już nie będę rozpuszczoną, egoistyczną, nazbyt pobłażającą sobie młodą dzierlatką, jaką byłam kiedyś. Ale jestem już zmęczona odmawia¬niem sobie przyjemności życia, obawami, że kogoś zranię, że zranię samą siebie. Muszę to zrobić, J a¬ne. I chcę. Proszę, postaraj się mnie zrozumieć.
Jane położyła swoją małą, odzianą w rękawiczkę dłoń na dłoni Aleksy.
– Jeśli tego właśnie chcesz, to zrobię wszystko, żeby ci pomóc. Ale nie będę siedziała z założony¬mi rękami i nie pozwolę, aby ten człowiek cię wy¬korzystał.
Aleksa uściskała ją mocno.
– Chciałabym tylko mieć sposobność z nim po¬rozmawiać, dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Nie będzie mnie najwyżej dwie godziny.
Jane westchnęła.
– No dobrze. Ale lepiej będzie, jeśli obmyślimy jakiś plan.
Aleksa obnażyła w uśmiechu piękne białe zęby.
– Dziękuję ci, Jane. Sama nie wierzę w swoje szczęście, że to właśnie ty jesteś moją przyjaciółką
– A ja nie wierzę we własne dziwactwo, że ty je¬steś moją. – Obie roześmiały się wesoło.
Lecz w głębi serca Jane wcale nie było do śmie¬chu.