Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Aleksa przez cały wieczór nic nie jadła, tylko po¬pijała sherry z kieliszka, który – przy dziesiątkach kręcących się dookoła służących – wydawał się nie mieć dna. Gdyby nie napięte nerwy i obecność śniadego hrabiego, z pewnością byłaby już mocno podchmielona.

– Pani kolej, panno Garrick.

Spojrzała na swoje karty. Powinna była skończyć już kilka godzin temu. Rayne byłby wściekły, gdy¬by się dowiedział, że spędziła tyle czasu w towarzy¬stwie lorda Falona, ale karty znowu się odmieniły. Trzymała całe naręcze atutowych pików i była na prowadzeniu.

To były najlepsze karty, jakie dostała przez cały wieczór. Jeśli dopisze jej szczęście, będzie mogła podnieść stawkę, odzyskać przegrane pieniądze i pokazać lordowi Falonowi, jakim to ona jest wspaniałym graczem.

Uśmiechnęła się.

– Myślę, że dotąd zachowywaliśmy się zbyt po¬wściągliwie, milordzie. Co pan powie na podwoje¬nie stawki?

Wygięta w łuk czarna brew uniosła się.

– Prowadzi pani dość niebezpieczny tryb życia, prawda?

– Jeśli to zbyt ostra gra, milordzie, to ja oczywiście…

Uśmiechnął się.

– Pani życzenie jest dla mnie rozkazem, milady. Tak więc stawki zostały podniesione i gra potoczyła się dalej. Niestety, jej dobra passa się skoń¬czyła i teraz karty lorda Falona z rozdania na roz¬danie okazywały się coraz lepsze.

– Pan… zupełnie mnie wykończył – przyznała jakiś czas później. – Chyba nigdy w życiu nie widziałam, żeby komuś tak szła karta.

– Po prostu łut szczęścia.

– I doskonała gra.

– Podobnie jak z pani strony, panno Garrick.

– Wstał z uśmiechem i podszedł, by odsunąć jej krzesło. – Jeśli chodzi o kwotę, którą pani przegrała, to nie sądzę, by nosiła pani przy sobie taką ilość gotówki. Chętnie przyjmę pisemne potwier¬dzenie.

– Tak… chyba straciłam rachubę, ile jestem winna. – Zerknęła na zapis, który lord Falon właśnie podniósł ze stołu.

Sprawdził kartkę i uniósł kąciki ust.

– Wygląda na to, że jest mi pani dłużna dzie¬więćdziesiąt tysięcy funtów.

Aleksa wydała zduszony okrzyk.

– Dziewięćdziesiąt tysięcy? – Serce załomotało jej w piersi, z każdą sekundą coraz mocniej ude¬rzając o żebra. – Nie wierzę, żeby to była aż tak wy¬soka kwota!.

– A dokładnie dziewięćdziesiąt tysięcy trzysta trzydzieści dziewięć.

– To… to musi być pomyłka, jakiś błąd w podsu¬mowamu…

– Taka kwota wynika z zapisu. – Podał jej kart¬kę, a ona popatrzyła na liczby, które zapisane czar¬nym atramentem w równym słupku niemalże oskarżycielsko odpowiadały na jej spojrzenie.

Aleksa przeczytała je raz, potem drugi. Nie było wątpliwości, że grała ostro i straciła małą fortunę. Uspokoiła oddech, wbijając wzrok w hrabiego.

– Czy tego właśnie paą, chciał? Moich pienię¬dzy? Czy właśnie dlatego pan mnie tropił i obser¬wował?

Rozejrzał się, aby sprawdzić, czy ktoś przysłu¬chuje się ich rozmowie, i stwierdził, że większość osób albo już wyszła, albo jest zajęta swoją grą.

– Tu nigdy nie chodziło o pieniądze, Alekso.

Wyprostowała ramiona, zastanawiając się, jak mogła dać się tak łatwo podejść i dlaczego teraz czuje się zdradzona.

– Nie musisz się obawiać, że ci nie zapłacę. Jestem bardzo bogata, o czym z pewnością wiesz. Niestety, może mi to zająć trochę czasu.

– Jak długo? – spytał.

– Mogę spłacać dług w małych ratach, tak jak wpływają kolejne sumy mojej pensji, ale to mój brat jest powiernikiem mojego majątku do czasu, aż wyjdę za mąż lub ukończę dwadzieścia trzy lata.

– Dlaczego nie poprosisz go o te pieniądze?

– Nie chcę wciągać Rayne'a w moje sprawy. To nie on jest dłużnikiem, lecz ja. Sama dopilnuję spłaty.

Sądziła, że zaoponuje, a,le on po prostu uśmiechnął się.

– Miałem nadzieję, że to właśnie powiesz.

– Co… jak to?

– Już ci mówiłem, Alekso, że nie chodzi mi o pieniądze, ale o ciebie, piękna damo. Pragnąłem cię od chwili, gdy po raz pierwszy cię ujrzałem.

Oblała się rumieńcem..

– O czym ty mówisz? Chyba nie sugerujesz, że…

– Dziewięćdziesiąt tysięcy to ogromna suma.

– Wbił w nią spojrzenie swoich świdrujących niebieskich oczu. – Spotkaj się ze mną i zostań ze mną na noc, a wtedy oddam ci twoje pisemne poświad¬czenie długu.

– Oszalałeś!

– Być może… A może wcale nie. Mam obsesję na twoim punkcie, Alekso. A twój brat z pewno¬ścią nie pozwoliłby mi zabiegać o twoje względy. Jestem zmuszony zrobić wszystko, co w mojej mo¬cy, aby cię zdobyć… choćby tylko na jedną noc.

Zawirowało jej w głowie. Boże przenajświęt¬szy! On chce ją uwieść! Tak bezwstydnie, bez ho¬noru, a teraz znalazł na to sposób, jeśli się tylko zgodzi.

– Jutro rano prześlę ci moje pisemne potwierdzenie.

– Znajdziesz mnie w hotelu Clarendon.

Sztywno,kiwnęła głową i chciała już odejść, lecz hrabia przytrzymał ją za ramię

– Oczekuję pieniędzy najpóźniej o tej porze za tydzień albo… obietnicy, że się ze mną spo¬tkasz. – Gładził palcami jej dłoń, zataczając deli¬katne kółka na wewnętrznej stronie. Ogarnęła ją fala gorąca, dostała gęsiej skórki.

– Zaplanowałeś to wszystko, prawda?

– Tak.

– Aż tak bardzo mnie pożądasz?

– Nawet bardziej. – Wpatrywał się w nią mocnym, błagalnym wzrokiem.

Uśmiechnęła się, zaciskając mocno usta.

– Dziękuję za interesujący wieczór. Dobranoc, lordzie Falon. – Uniósłszy poły sukni, odwróciła się i wyszła z sali.

* * *

Damien patrzył za nią miotany mieszanymi uczuciami. Była to euforia, że zrealizował kolejny etap swojego planu, niepewność co do tego, jakie¬go wyboru ona teraz dokona, elektryzujące oczeki¬wanie na to, co się wydarzy, jeśli ona dokona takie¬go wyboru, na jaki liczył. Po spędzeniu wieczoru w jej towarzystwie teraz jeszcze bardziej jej pożądał. Na sam dźwiękjej śmiechu, głębokiego, ciepłe¬go, lekko gardłowego, odczuł pulsowanie swojej nabrzmiałej męskości. Tak czy inaczej, zamierzał ją posiąść, doprowadzić do ruiny, pomścić niepo¬trzebną śmierć Petera.

Cokolwiek się stanie, ona sobie na to zasłużyła.

Na karę, którą on sam jej wymierzy, i jeszcze na wiele więcej.

Jednak w zakamarku jego umysłu pojawiała się pewna wątpliwość, dezaprobata dla tego, na co li¬czył, natarczywa myśl, że jest pozbawionym wszel¬kich skrupułów draniem.

Ten strzęp sumienia przypominał mu, że ona jest o wiele mniej przebiegła, niż się spodziewał. I o wie¬le bardziej czarująca. Z niepokojem myślał, że ob¬serwując ją, nie dostrzegł w jej zachowaniu skłonno¬ści do flirtu, nie zauważył, by zwodziła mężczyzn, nie odniósł wrażenia, że ona jest egoistyczną, zepsu¬tą młodą dziedziczką, jak wcześniej sądził.

Damien ruszył do wyjścia, nie zwracając uwagi na rzędy marmurowych popiersi ani na wspaniałe owalne witrażowe okno nad swoją głową. Kiedy stanął przed pałacem księcia, głęboko odetchnął świeżym powietrzem. Minąwszy lokajów ubranych w czerwono-złote liberie, zszedł po szerokich ka¬miennych schodach, rozmyślając o Aleksie Gar¬rick, o konsekwencjach, jakie może mieć ten spę¬dzony wspólnie wieczór.

Na pewno pojawią się plotki na ich temat, mimo że nawet na chwilę nie zostali sami, a od czasu do czasu nawet najbardziej wstrzemięźliwi przed¬stawiciele śmietanki towarzyskiej ulegali karcianej pokusie. Była spora szansa na to, że Aleksa jakoś przeżyje swoją nieostrożność, jaką było przebywa¬nie w jego towarzystwie. Zapewne będzie musiała przyjąć nieliczne oznaki zdziwienia oraz niemiłą reprymendę z ust brata.

Jednak najważniejszą kwestią było to, co ona te¬raz zrobi.

Damien ruszył pasażem w kierunku ulicy, gdzie służ1cy przywołał jego elegancki czarny faeton. Przez całą drogę do hotelu zastanawiał się, czy je¬go strategia okaże się skuteczna. Czy Aleksa pój¬dzie do wicehrabiego po pieniądze, które jest dłużna, czy też spróbuje sama załatwić tę sprawę?

Liczył na to drugie.

Aleksa lubiła grać. Dziś wieczorem po raz kolej¬ny to udowodniła. Uśmiechnął się. Zaintrygował ją, rzucił jej wyzwanie i pokonał ją, cały czas budu¬jąc między nimi wzajemne pożądanie. Czy podej¬mie rękawicę zgodnie z jego oczekiwaniami?

Do połowy tygodnia będzie już wiedział, czy ona nadal jest w grze.

* * *

Przed nadejściem soboty widział Aleksę jeszcze dwukrotnie. Raz na przyjęciu w domu pułkownika Williama Thomasa, a później na wieczornym ban¬kiecie u brylującej wśród arystokracji pani Tra¬meine. Był tam krótko i obserwował swoją zdobycz z pewnej odległości. Nie zbliżając się i nie wypo¬wiadając ani słowa, potrafił wyrazić, jak bardzo jej pożąda. Zgodnie z obietnicą przysłała mu pisemne potwierdzenie długu, lecz jej zachowanie wciąż go zdumiewało.

Z listów, które otrzymywał podczas krótkich wy¬praw z kontynentu europejskiego do domu, od matki i przyrodniej siostry Melissy dowiedział się o samobójstwie Petera i jego nieodwzajemnio¬nej miłości do Aleksy Garrick, co było przyczyną iego przedwczesnej śmierci.

Ta kobieta zwodziła Petera, bawiła się nim, udawała, że odwzjemnia jego uczucie. Kiedy Peterpoprosił ją o rękę, roześmiała mu się prosto w twarz. W liście znalezionym na jego biurku tego dnia, gdy do siebie strzelił, jego brat pisał o sobie jako o "ubogim drugim synu". Nieposiadający szlacheckiego tytułu i znacznie mniej zamożny od Aleksy młody Peter Melford nigdy nie był po¬ważnym kandydatem na męża. Aleksa podstępnie go podpuszczała i w końcu zrobiła z niego głupka.

Chociaż Damien rzadko widywał się z lady Townsend, swoją matką, i chociaż nie byli ze sobą blisko, nie wątpił, że wszystko, co zawierały te listy, było prawdą. Do śmierci Petera jego przyrodnia siostra była najlepszą przyjaCiółką Aleksy. Po sa¬mobójstwie Melissa zerwała tę znajomość, zaś Aleksa przeprowadziła się do Marden, jednej z wielu posiadłości jej brata. Mogła tam się ukryć, by uniknąć skandalu, jaki wywołałoby jej bezdusz¬ne postępowanie.

I unikała, aż do tej pory.

6
{"b":"92091","o":1}