To miał być wielki dzień dla całego Instytutu Inżynierii Genetycznej. A już szczególnie dla pawilonu X, realizującego programy tajne. Co gorsza – zakazane.
Oficjalnie bowiem zajmowano się tam udoskonalaniem zwierząt domowych, a że po godzinach profesor S. eksperymentował troszkę na ludziach. Komu to przeszkadzało?
Zaczęło się od realizacji zamówienia na sportowców doskonałych. – Odpowiednie gry i zabawy z chromosomami pozwoliły na wyhodowanie jednoręcznego tyczkarza, pływaka ze skrzelami i szachisty składającego się wyłącznie z głowy i malutkich rączek. Wkrótce potem, z pewnego kraju, w którym prawa człowieka nie należały do pierwszych potrzeb, przyszło zamówienie na idealnego obywatela. Jak zwykle zadanie podzielono między zespoły robocze.
Grupa A miała wyhodować osobniki odżywiające się powietrzem, gazetową papką i promieniowaniem telewizyjnym.
Grupa B zajęła się uszlachetnianiem skóry, by ta stała się gruba i szczeciniasta, tak by z łatwością mogła zastąpić kosztowne i skomplikowane w użyciu ubrania.
Grupa C, dzięki domieszaniu do DNA kwasu mrówkowego wyhodowała „ludzi stadnych”, pracowitych, reagujących na odpowiednie bodźce grupowo, tworzących ochoczo ze swych ciał żywe mosty i konstrukcje przestrzenne, a w miarę potrzeby zasypujących sobą rowy i fosy w imię lepszego jutra.
Osiągnięciem zespołu D był imbecylissimus – człowiek roboczy o muskulaturze Herkulesa, za to prawie pozbawiony mózgu – niestety nie potrafił on rzetelnie wykonywać nawet najprostszych czynności, a co gorsza, zanieczyszczał swoje miejsce pracy. Tę grupę wywalono na pysk!
Kolejne zespoły pracowały nad genetycznym uwarunkowaniem takich cech jak ślepa lojalność, bezkrytycyzm, odwaga i operatywność. Długo nie udawało się połączyć tych właściwości w jednym osobniku i otrzymać istotę bezkrytyczną, a równocześnie inteligentną, lojalną i zarazem pomysłową. Jednak dzięki skomplikowanej miksturze mieszanki hormonów lisa i węża, wołu i tygrysa, pawia i papugi, a przy okazji tchórza, osła, barana, małpy i świni – udało się stworzyć superosobnika dysponującego wszystkimi cechami w stopniu maksymalnym. I co najważniejsze, wykorzystującego w danym momencie tylko te, których zażyczy sobie zwierzchnik.
Prototypową serię umieszczono w dojrzewalni, tak by w tydzień z osesków wyrosły osobniki dorosłe – nieśmiertelne, samowystarczalne, inteligentne…
– Ale co zagwarantuje, że będą wobec nas lojalne? – dopytywał się zamawiający superludzi ambasador Q.
– System aktywacji – tłumaczył profesor. – Jutro rano, gdy ich pan obudzi, jak małe psiaki przywiążą się do pana i na całe życie będą panu posłuszne…
– O której mam się zjawić?
– Powiedzmy o dziewiątej.
Niestety, o ósmej wybuchła rewolucja, dziesiątka superinteligentnych niezniszczalnych osobników opanowała miasto, głosząc hasła równości i nowego porządku, śmierci jajogłowcom i dyktatury uciśnionych.
Oczekując na egzekucję, profesor S. i ambasador Q. zdołali się dowiedzieć, że do nieszczęścia doprowadziła stara, skretyniała sprzątaczka, która włączając odkurzacz, uruchomiła przedwcześnie system aktywacji, a obudzeni, dojrzali superludzie podporządkowali się jej, jako pierwszej napotkanej istocie – przejmując jej poglądy, wyobrażenia, uprzedzenia i fobie za własne.