Poza tym znacznie wygodniej posłać śmiertelników, pomyślała księżniczka. Popchnąć ich nieznacznie, o włos nagiąć ich wolę, bo resztę popełnią już sami – fałszywe przysięgi, zdrady i wiarołomstwo. Krótkie bliźniacze życia. Jak liście akacji w palcach bogów, obrywane jeden za drugim w rytm dziecięcej rymowanki.
Przez chwilę nienawidziła ich równie mocno jak Szarka.
– Właśnie tak. – Kea Kaella skinęła głową, z łatwością odgadując jej myśli. – Używamy was, bo umieracie i rodzicie się jak kijanki z błota. Czego ode mnie chcesz, dziewczyno? Miłosierdzia? – W jej dłoniach pojawił się kociołek z napitkiem, który parował i buzował jak wiedźmi war. – Mogę obdarować cię litością bogów jeszcze tej nocy. Wystarczy jeden łyk. Jeden skromny łyk i nie będzie Selveiin, tylko chuda córka Smardza dygocząca w deszczu na brzegu Wewnętrznego Morza. Zapomnisz przepowiednie Śniącego, śmierć Bad Bidmone, klątwy Zird Zekruna. Znikną nawet szepty, którymi Wężymord uspokajał cię w środku nocy, kiedy oglądałaś śmierć waszego dziecka. Nie będziesz nic wiedzieć o prawdziwej naturze mocy. Będzie dokładnie jak wówczas, gdy modliłaś się do bogów w ich kryształowych dworcach nad chmurami. Jeśli takie jest twoje życzenie.
– A co potem? – spytała chropawo księżniczka. – Pozwolicie Zird Zekrunowi otworzyć ścieżki poza ciemne jałowe pole, na którym umierali Stworzyciele? Co będzie, gdy nasz świat rozpryśnie się jak wiosenna kra na rzece? Otrząśniecie pył z trzewików i pójdziecie precz ścieżką pośród gwiazd? Czy masz mnie za głupią? – urwała, żeby zaczerpnąć tchu.
Targowała się z najpotężniejszymi mocami Krain Wewnętrznego Morza i powinna starannie ważyć słowa.
Z cynowego saganka kipiała para, jakby magia bogini przesączała się powoli w nocną ćmę. Zagadki, pomyślała ze strachem księżniczka. Bogowie kochają się w zagadkach niby dzieci w kolorowych kamykach, a nic nie jest tym, czym się wydaje. Na końcu zaś pozostaje przepowiednia, dzika magia uwolniona pośrodku spichrzańskiego karnawału. Życzenie i przepowiednia.
Przełożyła dzieci na prawe ramię, czując na skórze poruszenia ich niezdarnych palców, i ujęła cynowy kociołek. Był ciepły i gładki. War wygładził się pod jej dotykiem. Księżniczka pochyliła się nieco niżej. Mocny korzenny zapach sprawił, że zakręciło się jej w głowie. Coś pojawiło się na ciemnej powierzchni napoju. Nie więcej niż błysk purpury. Pojedynczy różany cierń w Dolinie Thornveiin.
Moje własne miejsce w układance bogów, zrozumiała Selveiin. Moja cząstka przepowiedni. Jestem tą, której przyjdzie uwalniać najdzikszą magię. Lecz sama nigdy nie zdołam się wyzwolić, ponieważ przekleństwo Zird Zekruna przetrwa, choćby udało się zniszczyć jego samego.
– Będziecie mnie potrzebować – odezwała się wreszcie bardzo cicho. Kolejne fale gniewu i goryczy podchodziły jej do gardła. – Nim to się zakończy, będę musiała wypuścić na wolność moce zamknięte niegdyś przez Kii Krindara w znakach bogów. Ja, nikt inny. Dlatego nie możesz mnie zabić, jeszcze nie teraz. – Spojrzała prosto w twarz Kei Kaella; źrenice bogini zbiegły się w wąskie kreski jak u dzikiego zwierzęcia. – A może nawet nie potrafiłabyś – dodała z cieniem szyderstwa – bo pozostaje klątwa Zird Zekruna, a bardzo trudno uśmiercić kamień. Ale mogłabyś napoić mnie szalejowym trunkiem i oślepić.
– Dosyć! – rozkazała bogini.
Selveiin jedynie zakołysała mocniej kociołkiem i napój z sykiem przelał się przez krawędzie.
– Wzorce i wspomnienia – ciągnęła przyciszonym złym głosem. – Matryce, by kształtować nas niczym wosk. Szalona Ptaszniczka w chmurze gołębi na szczycie cytadeli po tym, jak wysłała morderców przeciwko mężczyźnie, którego kochała. Obłąkana Thornveiin, która doprowadziła do śmierci własnego syna. Więc tak właśnie to sobie wymyśliłaś? Że podasz mi przyprawny trunek, bym zapomniała o wszystkim, co wydarzyło się tego roku? Żeby nie pozostało mi nic prócz nienawiści do Wężymorda – a wówczas przekuję na nowo znaki bogów, żeby go zabić? I cokolwiek nastąpi, w Krainach Wewnętrznego Morza będzie ostrze zakrzywione jak sierp Annyonne? Sztylet, który włożycie w ręce jakiegoś otumanionego nieszczęśnika i poślecie go na Hałuńską Górę przeciwko całej potędze Zird Zekruna? Czy tak miało być? – Przechyliła mocniej naczynie i resztki napoju wylały się na drewniane chodaki bogini. – Czy dobrze odgadłam zagadkę?
Mel Mianet uśmiechnął się, lecz jego oczy pozostały ciemne i nieruchome. Na ich powierzchni widziała odbicie własnej twarzy, bladej i skurczonej, z wąską kreską w miejscu ust.
– Mówiłem, że szkoda cię, dziewczyno – odezwał się wreszcie. – Ale odgadłaś zagadkę zamkniętą w przepowiedni. Czy to czyni cię szczęśliwszą?
Zamrugała ze zdumieniem. Nie spodziewała się podobnego pytania. Nie od boga.
– Nie – odparła po chwili z namysłem. – Ale odgadłam zagadkę i chcę zatrzymać dzieci.
– I wszystkie gwiazdki z nieba? – spytał lekko, nie oglądając się na Keę Kaella.
Bogini poruszyła ustami, jakby chciała przemówić, lecz nie uczyniła tego. Jej twarz była biała z wściekłości.
– A potrafisz ich sięgnąć? – zadrwiła Selveiin.
– Zdziwiłabyś się, wiedząc, czym byliśmy, zanim Delajati zamknęła ścieżki. Czym znów potrafilibyśmy być, jeżeli Zird otworzy je na nowo.
– Czy to warte Wewnętrznego Morza? – Nie wiedziała, skąd bierze śmiałość, by zadać mu podobne pytanie.
– Nie. – Uśmiechnął się ponownie. – Inaczej mój róg nie spoczywałby w juchtowym worku, który nieopatrznie porzuciłaś przy łożu Firlejki. Która obudzi się niebawem.
Ostatnie zdanie nie było pytaniem, lecz bogini odpowiedziała. Tylko jemu i zbyt cicho, by księżniczka pochwyciła choć słowo.
– Pozostają dzieci – ciągnął Mel Mianet – z których jedno należy do mnie, podobnie jak matka. Drugie zaś miało powrócić do rdestnickiej świątyni i pozostać we władzy bogini. Powiedz, dlaczego mielibyśmy odstąpić ci nasze prawa?
Księżniczka przymknęła powieki. Cienkie strużki deszczu spływały jej po twarzy.
– Dlatego że będziecie potrzebowali mojego przebaczenia, kiedy to wszystko się skończy – odparła, nie patrząc na nich, tylko w ciemne wody Cieśnin Wieprzy.
– Przebaczenia? – powtórzył jak echo Mel Mianet.
– Ponieważ nie uczyniliście nic, by powstrzymać pomorckiego pana, kiedy pierwszy raz położył na mnie ręce. Bo nikt nie miał prawa uczynić tego, co mnie uczyniono. A także dlatego – podniosła wzrok i poprzez łzy popatrzyła prosto w bursztynowe oczy Mel Mianeta – że na końcu będzie nas dwoje. Po kres Wewnętrznego Morza pozostanę skałą na twoim brzegu i co świt moje łzy będą mieszać się z twoimi falami. I jeśli teraz odbierzesz mi dzieci, moja nienawiść doścignie cię w najdalszym zakątku morza. Każdego dnia będziesz słyszał w jego szumie, jak przeklinam twoje imię. Przysięgam na kamień, w który się obrócę. Nie zdołasz mnie pokonać.
Kea Kaella zaniosła się ostrym śmiechem.
– Czy myślisz, że nie dość nas dotąd przeklinano? Że nie przywykliśmy do waszych klątw jak do grania żab w wiosennym błocie?
Lecz twarz Mel Mianeta pozostała skupiona i nie było w niej kpiny.
– Ale moje przekleństwo będzie nosić imię Sharkah. – Własne słowa wydały się księżniczce dziwnie obce, podobne do nawoływań, którymi kruki zmawiają się w jesiennych, obdartych z liści koronach drzew. – Moje imię będzie wypisane na rękojeści sztyletu. Wraz ze wszystkim, co mi uczyniono – nie z waszej winy, lecz z waszym przyzwoleniem. Ostrze sztyletu będzie znało tę samą pieśń, którą Sorgo zaśpiewał w dłoniach mojego brata dla Bad Bidmone.
Zobaczyła, jak szyderstwo gaśnie w twarzy bogini niczym zgarnięte szorstką ścierką.
– Jednak wciąż mogę cię zniszczyć, nim nadejdzie odpływ – powiedziała chropawo. – Nie potrzebuję makowych naparów, by pomieszać ci rozum.
– Tego nie uczynisz. – Mel Mianet poruszył niecierpliwie ręką, a fale zawirowały siną pianą wokół jego trójzębu. – Dałaś jej wybór, a ona wybrała. Choć kiedyś… – usłyszała w jego głosie wahanie. – Kiedyś możesz tego żałować, dziewczyno.
– Doprawdy? Bo nie odebraliście mi wszystkiego, czym jestem?
– Zapytaj ją! – Kea Kaella odsłoniła zęby w grymasie, który upodobniał ją do jednego z szarych sinoborskich posokowców, które potrafią na śmierć zagonić jelenia w północnych lasach. – Zapytaj Szarkę, jakiego targu dobiła ze swoją boginią, nim postawiła stopę na ścieżce, która zaprowadziła ją aż tutaj. I jak wiele radości jej to przyniosło. Zawsze…
– Zostaw to, Kea!
– …zawsze wybieracie tak samo. Czepiacie się tych resztek, odłamków skorup, na wpół przegniłych kart, strzępów wspomnień. Skórka chleba na drogę i wypłowiałe nitki z całunu, choćby przyszło za nie zapłacić jasnym sierpem Sharkah. Jakby pamięć mogła cokolwiek zmienić!
Księżniczka odchyliła głowę do tyłu. Oni nie wiedzą, zrozumiała nagle. Nie pamiętają, co było wcześniej, zanim Annyonne zabiła Stworzycieli, i nie potrafią dostrzec, czym byli, zanim ich spętano. Zamknięto ich w naszym świecie i nie widzą nic prócz rozchybotanych cieni na ścianach.
– Ale pamiętamy inne rzeczy – powiedział Mel Mianet i dotknął jej dłoni. – Pokażę ci.
Hybrydy o oczach koloru miodu, starsze dzieci Sajjinerthe Bogini Wiecznej Przemiany, jak ociemniałe krążą w pyle po polu, które przybrało barwę dymu i krwi. Ledwie oprzytomnieją, rzucają się sobie do gardeł nad ścierwem dawnych władców. Walczą o ochłapy mocy, nim jeszcze posoka Stworzycieli na dobre wsiąknie w ziemię. Jak zimowa wataha wilków rozrywają trupy zakrzywionymi kłami i pochłaniają je kolejno, a uwolniona moc rzeźbi koryta w ich ciałach. Potem zaś giną uwięzione w pułapce, nie potrafiąc jej zatrzymać.
W śmierci ich twarze są niemal ludzkie. Kobieta o włosach koloru morskich wodorostów i bladozielonej skórze płonie niczym smołowa pochodnia, zanurzona po biodra w żywym kamieniu. Starzec, którego ramiona zakwitły kłębowiskiem węży, pochłania własne ciało. Ale jest jeszcze wiele, wiele innych. Kształty opadają z nich kolejno jak znoszone płaszcze, lecz pragnienie mocy okazuje się zbyt silne. Dlatego kiedy na pobojowisku nie zostaje ni ślad po dawnych bogach, zwracają się ku sobie. Aż wreszcie pozostaną tylko oni. Bogowie Krain Wewnętrznego Morza.