Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Od strony smarkacza dobiegło go coś jakby zduszony szloch, ale Czerwieniec nie przerywał. To nie był czas na litość. Jeśli obaj mieli przeżyć, a to dziecko ma stać się tym, kogo pragnął ujrzeć bóg, który powierzył go na wychowanie Czerwieńcowi – czas miłosiernych kłamstw musiał minąć bezpowrotnie.

– I dlatego trzeba, abyś się przyjrzał tym ogniom i dobrze je zapamiętał. Nieraz jeszcze będą dla ciebie i za ciebie ludzie umierać.

Moi wojownicy nie pytali, czemu wysyłam ich na śmierć. Może i ciebie kiedyś nie będą pytać. Ale kniaziowska powinność jest wiedzieć. I pamiętać. To jest pierwsze miasto, które płonie za twoimi plecami. Będą następne.

– Drugie – bardzo cicho odezwał się chłopak, ale ku zdumieniu Czerwieńca jego głos był już spokojny.

Zapewne dlatego mężczyzna nie od razu zrozumiał. – Co?

– Drugie. Widziałem już, jak płonął Rdestnik. Cytadela ojca.

Wojownik z powagą skinął głową.

– Prawda – zgodził się. – Ale teraz powędrujemy na południe. Może odwiedzimy twojego stryja na Półwyspie Lipnickim, lecz myślę, że ruszymy jeszcze dalej. Trzeba ci się wiele nauczyć, przypatrzeć Krainom Wewnętrznego Morza. Tak – rzekł powoli. – Myślę, że już czas. Chyba taka nasza człowiecza natura, by wierzgać i opierać się przeznaczeniu. Ale Białobrody przepowiedział mi, że się przemogę. No, i na koniec przemogłem się. Nie ma Czerwienieckich Grodów i nie będziesz mnie dłużej wołać Czerwieńcem, tylko Przemęką.

42
{"b":"89211","o":1}