Książęce zwycięstwo wyniosło Nacmierza wyżej, niż kiedykolwiek śmiał oczekiwać, i ludzie z zawiścią powiadali, że bogowie niechybnie zgotowali mu sowitą odpłatę za śmierć matki i sióstr. Z czasem też stało się jasne, że jego sprawami domowymi zawiaduje milcząca, ciemnowłosa dziewczyna. Widywano ją na targu w grubej, ciemnej sukni, z głową szczelnie zakrytą welonem i bez żadnych ozdób, choć zamożne mieszczki nawet w największym nieszczęściu rzadko się ich wyzbywały. Wywnioskowano zatem, że była bliską krewniaczką pomordowanych, zapewne również córką jakiejś szlachetnej bankierskiej rodziny, skoro tak łatwo została przypuszczona do tajników obrotu srebrem i złotem. Niekiedy bowiem widywano ją także w kantorze, a najczęściej zdarzało się to wówczas, kiedy Nacmierz dobijał jakiegoś znacznego interesu. Siadywała skromnie w głębi izby, z nieodłączną robótką w ręku, i bacznie przysłuchiwała się rozmowom. Od czasu do czasu chłopak popatrywał ku niej, a wówczas czyniła delikatny ruch brwiami lub wykrzywiała usta. Postronni nie rozumieli tych znaków, ale wyczuwali, że właśnie zapadła decyzja ostateczna i wiążąca.
Nikt zatem się nie zdziwił, że pewnego dnia Nacmierz poślubił tę małomówną niewiastę. No, może sama Gierasimka zdumiała się nieco, kiedy oznajmił jej, że wkrótce pod ich dach zawita kapłan, aby na zawsze ich połączyć zgodnie ze zwyczajem Spichrzy.
Opierała się oczywiście. Groziła, że odejdzie. Krzyczała, że ściągnie na ich głowy nieszczęście i gniew Zird Zekruna. Na darmo.
– Nasze dzieci nie będą bękartami – rzeki. – A ty jesteś i zawsze pozostaniesz moim szczęściem.
I naprawdę tak się stało. Czasami bowiem bogowie, prócz smutku, rozdzielają również trochę radości i tylko oni są władni rozstrzygać, co komu przypadnie.