Podkowy głośnym echem zadudniły pod sklepieniem bramy. A potem owiał ich wiatr, ciepły wiatr od Oderskich Wierchów.
Ruszyli galopem po stromiźnie wzgórza, drogą wiodącą w dolinę.
W dolinie wjechali w lasy, w ciemny i wilgotny leśny wąwóz. Wąwóz wywiódł ich na gołoborze.
A tu drogę zagrodziło im pół setki jeźdźców.
Jeden, wierzchem na siwku, wyjechał przed szereg.
– Reynevan? Dobrze, że cię widzę – powiedział Prokop Goły, zwany Wielkim, najwyższy hejtman Taboru, director operationum Thaboritarum. – Właśnie cię szukam. Jesteś mi pilnie potrzebny.