Jakie to miało teraz znaczenie? Nic już nie miało znaczenia.
ROZDZIAŁ 16
W sobotę około południa Malwina wpadła do restauracji przyjaciółki. Dla niej był to świt, ponieważ w weekendy rzadko zrywała się przed dwunastą. Odsypiała tydzień pracy i piątkowe wieczorne szaleństwa.
– Dlaczego nie odbierasz ode mnie telefonu?! – zawołała już w progu. – Ja się martwię, dobijam, a ty nic.
– Przepraszam cię, Malwa. – Karolina uściskała ją serdecznie. – Mam wyciszony. Zapomniałam włączyć. Siedzę i myślę.
– To słabo – podsumowała przyjaciółka. – Sądziłam, że jesteś już na Malediwach i przepuszczasz kasę za lokal, albo chociaż jakąś przyjemną zaliczkę, w miłym towarzystwie. A ty ciągle w tym samym miejscu. Czemu jeszcze tego nie sprzedałaś, na litość boską?!
– Bo nie chcę – krótko odparła Karolina. – I proszę cię, przestań mnie do tego namawiać. Raczej mi powiedz, co zrobić, żeby postawić restaurację na nogi. Znasz jakieś metody? Może dobre przepisy? Nie wiem. Albo twój brat jest tanim, a bardzo zdolnym kucharzem poszukującym pracy.
– Przecież ja nie mam brata. – Malwina spojrzała na nią zaskoczona. – Poważnie mówisz? Naprawdę chcesz w to wejść?
– Tak – odpowiedziała Karolina. – W nocy podjęłam decyzję.
– To by wyjaśniało, dlaczego jesteś taka blada – westchnęła Malwa. – Pewnie wcale nie spałaś.
– Zgadza się. Nie było łatwo. Ale chcę spróbować. Proszę cię, pomóż mi.
Malwina usiadła przy stoliku pod oknem. Coś było takiego w tym miejscu, że każdy je wybierał. Spojrzała na przyjaciółkę z poważną miną.
– Dobrze – powiedziała. – Na pewno cię nie zostawię.
Miała wiele wątpliwości. Ale widziała jednocześnie, że Karolina jest zdecydowana. W takiej sytuacji schowała swoje zdanie do kieszeni i postanowiła stanąć przy niej z całą swoją wiedzą i możliwościami. Jak zawsze.
– Dziękuję ci. – Karolina spojrzała na nią. Naprawdę była bardzo wdzięczna. Różniły się z Malwiną pod każdym względem, a jednak trwały razem już tyle lat. Między innymi właśnie dlatego, że w każdej sytuacji mogły na siebie liczyć.
– Od czego chcesz zacząć? – Malwa była konkretna. Lata pracy w charakterze kierownika projektów sprawiły, że szanowała czas i wiedziała, jak się zabrać do pracy.
– Sama nie wiem. – Karolina była zupełnie inna. Delikatna i niepewna. – Brakuje mi wszystkiego – powiedziała. – A jednocześnie na nic nie mam kasy.
– Coraz lepiej – westchnęła Malwina i spojrzała na swoje doskonale zadbane paznokcie. – Przydałaby się choć krótka rozmowa z kimś, kto się na tej robocie dobrze zna – powiedziała. – A ja jak na złość nie kumpluję się z nikim z tej branży.
– Ja też – westchnęła Karolina.
– Na gotowaniu kompletnie się nie znam – mówiła dalej Malwa. – Nawet jeśli poszłabym do kogoś na przeszpiegi, to i tak na podstawie dania nie odtworzę przepisu.
– Mogłabym spróbować coś przygotować – powiedziała niepewnie Karolina. – Ale nie wiem, czy takie domowe pichcenie może się sprawdzić w restauracji. Pojęcia nie mam, jak się dobiera proporcje na większą ilość i tak dalej.
– Sama tego nie uciągniesz. – Przyjaciółka nie miała wątpliwości. – Musisz zatrudnić kucharza i to niestety dobrego, co w krakowskich realiach oznacza zapewne również drogiego.
– Skąd go wezmę? Jak rozpoznam jego kwalifikacje? Już nawet nie mam siły myśleć, jak mu zapłacę.
– To jest system czarno-biały – powiedziała Malwina stanowczo. – Tutaj nie będzie żadnego pośredniego wyniku. Albo wygrasz wysoko, albo nisko spadniesz. Nie przewiduję innego rezultatu. Jedyna twoja szansa to zacząć bardzo dobrze i w ciągu pierwszego miesiąca zarobić na kolejny. Dłużej bez zysku się nie utrzymasz.
Karolina wiedziała, że Malwa zna się na rzeczy. Ufała jej. Ale wciąż nie miała pojęcia, jak jej rady wprowadzić w życie.
– Skąd ja wytrzasnę z dnia na dzień świetnego kucharza? – Pocierała zmęczone czoło. – I jak go skłonię, żeby się tutaj zatrudnił? Nie mam kasy nawet, żeby mu dać zaliczkę. Zostało mi tyle, co na życie. Obliczałam to w nocy. Własnych oszczędności starczyłoby może jeszcze na towar w niedużej ilości i jakiś bardzo delikatny i własnymi rękami zrobiony lifting sali. Nic więcej. Powiedz mi. – Zatrzymała się nagle. – Głupio robię?
– Nie wiem – odparła Malwina. – Czasem nie da się tak prosto przewidzieć, co z czego wyniknie. Czas pokaże.
– Wczoraj był tu kucharz. – Karolina westchnęła i wyszła na róg. Spojrzała na chodnik i plac tuż przed wawelskim wzgórzem. Szukała wzrokiem Jakuba. Tyle razy przechodził przypadkiem. Nie mógłby pojawić się teraz? Dziś by już wiedziała, jakie mu zadać pytania. Mógłby jej wiele pomóc, coś poradzić. Ale nie było go nigdzie. Nie dziwiła się temu. Naiwnością byłoby sądzić, że wciąż będzie się kręcił w pobliżu.
– Trzeba go było łapać. – Malwina stanęła obok niej. – Zamknąć w chłodni i dzisiaj wyciągnąć świeżutkiego i gotowego do użycia.
– Cały czas się uczę. – Karolina się uśmiechnęła, choć było jej ciężko na duszy. – Następnym razem się poprawię.
– Nie dasz się pewnie wyciągnąć dzisiaj na małe spotkanie w gronie znajomych? – zapytała Malwa. – Dobrze by ci zrobiła chwila przerwy w tym zamartwianiu.
– Dzięki, ale nie. Muszę koniecznie coś wymyślić.
– Dobrze. Ja się w takim razie poddaję. W soboty się nie stresuję, taką mam żelazną zasadę życiową. Zero obowiązków, trwałych związków – taka poezja specjalnie z przesłaniem dla ciebie. W weekendy tylko dobra zabawa. Polecam.
Karolina pokręciła głową.
– Niech ci będzie – poddała się jej przyjaciółka. – Siedź i myśl, jeśli tak lubisz. Pamiętaj o mojej propozycji pomocy. Mogę ci pożyczyć trochę kasy i opracować strategię marketingową, jak już wpadniesz na jakiś pomysł. Ale potrawy musisz wymyślić sama.
– Dziękuję. Wolałabym nie robić więcej długów, ale jestem ci wdzięczna, bo może się okazać, że nie będę mieć wyjścia.
– To powodzenia. Trzymaj się dzielnie. Nie myśl o facetach, a jeśli tylko zdecydujesz się lepiej spędzić wieczór, wiesz, jaki jest mój numer telefonu. Dzwoń o każdej porze. My singielki powinnyśmy trzymać się razem.
Karolina pomachała jej i po chwili Malwa zginęła za zakrętem na zalanym słońcem chodniku. Restauracja zrobiła się dziwnie pusta. Karolina wywiesiła na wszelki wypadek tabliczkę z napisem „zamknięte”, bo nie miała już dzisiaj żadnego towaru do zaoferowania. Nawet składników na kanapki. Tylko kawa została w ozdobnej puszcze, która należała jeszcze do babci Jadwigi. Patryk chciał wyrzucić ten staroć, ale w końcu dał się przekonać, by go zostawić na dobrą wróżbę. Najwyraźniej nie zadziałała.
Karolina wzięła puszkę do ręki i wróciła z zaplecza, by usiąść przy stoliku pod oknem. Spojrzała na portret. Liczyła na jakąś inspirację. Ale wydawało jej się, że babcia patrzy na nią z wyrzutem. Jakby mówiła: „Przestań się mazać i bierz do roboty”.
No dobrze. Tylko do jakiej?
– Dzień dobry! – Drgnęła na dźwięk głosu, bo choć nie przekręciła klucza w drzwiach, nie spodziewała się, że ktoś zlekceważy tabliczkę z napisem „zamknięte”. – Co słychać? Piękny dzień dzisiaj.
Wpatrywała się w Jakuba, mrugając powiekami. Nie miała pewności, czy widzi go naprawdę, czy też tylko jej się tak wydaje. Wyglądał dziwnie. W nieco lepszym nastroju niż poprzednio, ale jednocześnie bardziej blady i zmarnowany. Sprawiał też wrażenie zdeterminowanego. Miał zaciętą minę i był wyraźnie zdenerwowany.
– Dzień dobry – przywitała się ostrożnie. – Fajnie cię znowu widzieć. Ale dzisiaj jest jeszcze gorzej niż ostatnio, to znaczy, nie mam już niczego, czym mogłabym cię poczęstować. No, chyba że kawa – przypomniała sobie.
– Świetnie – powiedział. – Jestem zainteresowany. Chciałbym pogadać. Kawa mi wystarczy.
– Brzmi poważnie. – Spojrzała na niego czujnie, bo ten mężczyzna składał się z samych znaków zapytania.