Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Co zainwestujemy? – poprosiła o doprecyzowanie. – Bo ja nie mam zbyt wielu funduszy.

– Tyle, ile masz – odparł Jakub nieuważnie, zajęty przeglądaniem szafki ze środkami czystości. – Ja kupię towar na pierwszy dzień.

– A na kolejny?

– Zarobimy pierwszego.

– Jesteś pewien?

– Nie – odpowiedział szczerze. – Ale to nasza jedyna szansa.

– Rozumiem. – Karolina kiwnęła głową. Wiedziała, jakie jest ryzyko, i chciała je podjąć. Cokolwiek miało się wydarzyć, przynajmniej będzie mieć świadomość, że próbowała. Zrobiła wszystko, co w jej mocy.

– Nic tu nie masz. – Jakub z hukiem zamknął szafkę. – Trzeba jechać na zakupy.

– Przepraszam cię, ale ja samochodu też nie mam…

– Nie szkodzi – powiedział. – Mój stoi niedaleko.

– To dobrze – ucieszyła się. – Nie będziemy wszystkiego tachać.

Miała zamiar udać się z Jakubem na zakupy, ale zatrzymał ją.

– Nie ma sensu jechać razem. Płyn do okien jest. Umyj je. Ja pojadę sam, bo szkoda czasu. Kiedy się zmęczysz, zmienię cię z ciężkimi pracami, a ty pomyślisz o kwiatkach.

– O, dziękuję. To lubię. Jestem florystką z wykształcenia.

– To się dobrze składa.

– Powiem ci, że jak na tak beznadziejną sytuację, to bardzo wiele rzeczy układa się świetnie. Ale tak właśnie mawiała moja babcia, że jeśli ty zrobisz wszystko, co w twojej mocy, Bóg dołoży ci brakującą część.

Oby tak było – pomyślał. Jego optymizm prezentował się nieco słabiej, ale nie zamierzał się poddać bez walki.

***

Pracowali do późnej nocy. Karolina nie czuła ramion ani pleców. Niewielka powierzchnia restauracji zdawała się nie mieć końca. Jakub w pracy okazał się bardzo twardym zawodnikiem. Zaglądał do każdego zakamarka, szorował, płukał wszystko po kilka razy. Wciąż był niezadowolony i jeszcze raz poprawiał, polerował, czyścił.

O drugiej po północy Karolina padła. Była pewna, że cokolwiek miałoby się wydarzyć, ona i tak się już nie podniesie, nie wykona ani jednego skłonu więcej.

– Odpocznij – powiedział łaskawie poganiacz niewolników, jaki najwyraźniej mieszkał w Jakubie. – Koniec na dzisiaj. Idziemy się przespać. Możesz dać mi klucze. Jutro będę przygotowywał potrawy, więc ty możesz dłużej poleżeć w łóżku. Ale na poniedziałek rano proszę cię o przygotowanie bukietów. Nie żałuj na to, zobaczysz, że się zwróci. Dwie piękne donice trzeba też postawić przed wejściem. Z jakimiś kwitnącymi drzewkami byłoby super.

– Najlepiej pojechać w poniedziałek bladym świtem na giełdę kwiatową – powiedziała Karolina i od razu poczuła się niewyspana na samą myśl. Zaczęło do niej docierać, co tak naprawdę oznacza prowadzenie restauracji. Ile to jest pracy.

– Dobrze. Tak zróbmy. Ja tu i tak będę bardzo wcześnie, żeby wszystko przygotować. Załatwię jeszcze białe balony, wywiesimy nad wejściem z informacją o nowym otwarciu i promocjach.

– Dasz radę to wszystko zrobić w tak krótkim czasie?

– Dla mnie to nic nowego. Gdybym nagle zaczął spać każdej nocy, być może mój organizm by tego nie wytrzymał.

Spojrzała na niego z zaciekawieniem, ale o nic nie zapytała. Wiedziała, że wymiga się od odpowiedzi byle wymówką, na przykład, że to nie jest opowieść odpowiednia na środek nocy.

– Idę do domu – powiedziała, po czym z trudem podniosła się z krzesła.

– Podwiozę cię – zaproponował Jakub. – Daleko mieszkasz?

– Nie. Ale moja pięcioletnia córka została na noc u rodziców w Zielonkach. To kawałek, a chciałabym do niej pojechać. Już się za nią stęskniłam. Niedzielę spędziłybyśmy sobie razem, skoro od poniedziałku zapowiada się tutaj taki kosmos.

Jakub na moment odwrócił twarz. Grymas bólu pojawił się na niej w sposób wyraźnie widoczny. Ale mężczyzna szybko się opanował.

– O tej porze dojedziemy bez problemów – powiedział głosem lekko zachrypniętym od emocji, których nie chciał ujawnić. – Kraków ma świetne drogi i połączenia, tylko pod warunkiem że zdecydowana większość kierowców akurat śpi, a ich auta stoją sobie w garażach.

– To racja. – Uśmiechnęła się. Historia tego człowieka fascynowała ją coraz bardziej. Wiedziała jednak, że są takie opowieści, na które musi przyjść odpowiedni czas.

Kiedy usiadła w samochodzie Jakuba, czuła się tak zmęczona, że nie była pewna, czy starczy jej sił, by się z niego wydostać. A jeszcze musiała obudzić mamę, przeprosić za najście o tak nietypowej porze, rozłożyć sobie kanapę w salonie, umyć się i przygotować na szybką pobudkę, tata bowiem zawsze wstawał o szóstej i oglądał pierwsze wiadomości w telewizji. Z pewnością jutro też sobie nie odmówi tej codziennej przyjemności. Karolina zupełnie nie rozumiała, co może być fajnego w porannym przeglądzie makabry, nieszczęścia, oszustw i katastrof. Ale wszystko warte było tego, by zobaczyć córeczkę. Martwiła się o nią i tęskniła. Chciała się upewnić, że mała jest bezpieczna, przytulić ukochane dziecko.

Jechali w milczeniu. Trudno było powiedzieć, czy to z powodu zmęczenia, czy też z innej przyczyny, ale obojgu wcale to nie przeszkadzało. Kiedy podjechali pod dom rodziców Karoliny, Jakub pożegnał się szybko, sprawnie wykręcił samochodem na wąskim podjeździe i zniknął za zakrętem.

Stała jeszcze chwilę i patrzyła na pustą ulicę. Wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich godzin, wydało jej się nagle zupełnie nierealne. Postanowiła nie opowiadać w domu o całej tej sprawie. Mogliby jej nie uwierzyć albo denerwować się, że znowu coś wymyśla, zamiast po prostu sprzedać lokal.

Ciepły wiatr muskał jej policzki. Noc była wyjątkowo piękna. Dopiero teraz to zauważyła. Na niebie migotały gwiazdy, a z ogrodów niósł się zapach kwiatów i wiosennych krzewów. W taką noc najlepiej być zakochanym. Spieszyć się do kogoś bliskiego, myśleć o nim, nawet tęsknić. Byle tylko nie bolało złamane serce.

Karolina przymknęła na chwilę powieki. Nie czuła teraz zmęczenia, tylko ożywcze chłodne powietrze majowej nocy. Zaczęła się cieszyć szansą, jaką dało jej życie. Była ciekawa, jak pójdzie Jakubowi. Czy naprawdę jest takim świetnym kucharzem? Czy można tak po prostu odbudować coś, co upadło, tylko dzięki pracowitości i odpowiednim kompetencjom?

Intrygował ją też sam Jakub. Krył w sobie jakąś tajemnicę i wiele sprzeczności.

Ruszyła w stronę bramki. Zadzwoniła do mamy i czekała na jej reakcję ze spokojem. Była gotowa na spotkanie.

ROZDZIAŁ 17

W poniedziałek o czwartej rano tata wyprowadził auto z garażu i zawiózł Karolinę na giełdę kwiatową. Pomógł wybrać najładniejsze okazy róż i ofiarnie taszczył ciężkie doniczki, a także worki z ziemią. Jeśli się dziwił, nie dał tego po sobie poznać. W przeciwieństwie do mamy nie miał zwyczaju wydawać osądu, zanim nie zbierze wszelkich informacji.

O szóstej byli już oboje pod drzwiami restauracji. Wjechali do strefy, korzystając z praw auta dostawczego, choć nie do końca było to legalne, jako że samochód taty nie należał do firmy. Karolina liczyła jednak na to, że tego dnia miejskie służby będą miały co innego na głowie i nikt ich nie zaczepi.

Zastali Jakuba na drabinie. Wieszał nad drzwiami dziesiątki białych balonów. Napis pod nimi brzmiał: „Nowe otwarcie. Czekoladka z uśmiechem gratis”.

Tata otworzył usta ze zdumienia i postawił ciężką donicę na chodniku, jakby nagle stracił siły.

– Nie sprzedajesz lokalu? – zapytał, spoglądając na córkę.

– Jeszcze nie wiem, tato – odparła zgodnie z prawdą. – Chcę podjąć chociaż jedną próbę, zanim się poddam. Babcia z pewnością by tak zrobiła.

Jakub zszedł z drabiny i przywitał się. Miał podkrążone oczy i bladą cerę.

– Spałeś choć chwilę? – zapytała odruchowo, a pan Mazur wzmógł czujność. Nic nie rozumiał z tej sceny. Czy córka kogoś poznała? W jej głosie wyczuwał serdeczną troskę, charakterystyczną dla bliskich sobie ludzi. Nie przyznała się ani słowem. Czyżby tak szybko ułożyła sobie życie na nowo?

30
{"b":"690877","o":1}