Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Kocham Agnieszkę – powiedział Jakub, a Karolina znów poczuła niechciane szarpnięcie w okolicach serca. – Bardzo chciałem się z nią ożenić – mówił dalej, jakby kiedy raz zaczął, nie mógł się już zatrzymać. – Zwłaszcza że niedługo potem okazało się, że ona jest w ciąży. Ale jej ojciec ciągle przekładał termin. Zawsze miał jakiś dobry powód. A ja, głupi, mu wierzyłem, że te dwa, trzy miesiące nie robią różnicy. Najpierw Michalski nie mógł znaleźć dostatecznie dobrej sali. Każda restauracja, najdroższy nawet hotel miały jego zdaniem jakiś feler. Znał się na tym, umiał ocenić zbyt słaby rosół, za słodki tort, zbyt typowe dekoracje. Potem dziecko było małe, to znów żałoba w rodzinie, jakieś ważne wyzwanie w pracy. Ciągle coś.

– A ty mu wierzyłeś? – Karolina współczuła Jakubowi z całego serca. Nie był głupi. Raczej bardzo wrażliwy i chyba samotny, skoro dał się tam mocno zaczarować temu starszemu mężczyźnie. Nie było w tym nic dziwnego. Wpadł w pułapkę zastawioną przez naturę. Każdy potrzebuje ojca. Wielu marzy o nim całe życie. Zwłaszcza jeśli nigdy się go nie miało. To wielka siła, w rękach zręcznego manipulatora może naprawdę namieszać w czyimś życiu. Wykorzystują to szefowie, aktorzy i spece od reklamy. Wzbudzający zaufanie dojrzały mężczyzna o ciepłym uśmiechu potrafi sprzedać wszystko.

– Ślepo mu wierzyłem – mówił dalej Jakub. – Pracowałem całymi dniami. Coraz częściej nie było mnie w domu. Aż w końcu Agnieszka się wściekła i zabrała Martynkę jak najdalej ode mnie. Zrobiłem wszystko, żeby je odzyskać…

Jakub, kiedy raz się przełamał, nagle zaczął opowiadać ze szczegółami. Karolina poznała całą historię z jej zawiłymi wątkami i komplikacjami. Nie mogła uwierzyć, że Zygmunt Michalski, sprawiający tak dobre wrażenie w swojej restauracji, prywatnie może być tak trudnym człowiekiem. Rzadko bywała tam na obiedzie, gotowała w domu, ale za każdym razem ten mężczyzna witał gości tak serdecznym i szczerym uśmiechem, że czuło się do niego natychmiastową sympatię.

– To było dla mnie coś wyjątkowego, kiedy powiedziałaś, że zamykamy jutro. – Jakub spojrzał na nią z taką sympatią, aż jej się ciepło na sercu zrobiło. – Że nie jesteś gotowa zapłacić każdej ceny za sukces.

– Takie oczywiste sprawy… – Karolina się uśmiechnęła.

– Niestety nie dla każdego – westchnął. – Chciałbym, żeby czas szybciej płynął – powiedział. – Żebym już mógł do nich pojechać. Kupiłem bilet na samolot, żeby nie tracić z soboty ani chwili. Najchętniej stanąłbym pod drzwiami o północy, ale Agnieszka pewnie by się wkurzyła.

Karolina mocno pozazdrościła tej nieznanej dziewczynie. Matka Martynki chyba nie do końca zdawała sobie sprawę, kogo lekką ręką odrzuca. Poczuła, jak ogarnia ją ogromne pragnienie, by do niej też ktoś chciał tak pędzić. Stawać w progu o dwunastej w nocy, bo właśnie zaczął się wyznaczony na spotkanie dzień. Kupować z troską i namysłem prezenty dla dziecka. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że nigdy czegoś takiego nie zaznała. Mieli z Patrykiem dobre chwile, ale takiej energii, pragnienia bycia razem nie doświadczyła. A jeśli już, to tylko ze swojej strony.

Nie dała jednak po sobie poznać targających nią uczuć. Bardzo sobie ceniła przyjaźń z Jakubem, a to, że się przed nią otworzył, było dowodem zaufania. Oboje jasno określili swoje relacje. Karolina szybko się otrząsnęła. Czasem człowieka ogarnie takie zauroczenie zupełnie nie na miejscu. Trzeba nad tym panować. Oboje mieli swoje historie, dzieci i zobowiązania. Nie byli wolnymi ludźmi. Czasem głupia miłość może popsuć najpiękniejszą przyjaźń.

– Muszę już iść. – Jakub podniósł się od stolika i poszedł do kasy zapłacić. Słyszała, jak chwalił wypieki. Obsługa odprowadziła go uśmiechem.

Karolina też skierowała się w stronę drzwi.

Pojechali najpierw zamknąć restaurację, a potem Jakub odwiózł wspólniczkę pod blok i chwilę siedzieli razem w samochodzie, zanim się pożegnali. Milczenie po raz pierwszy pełne było niewypowiedzianych słów.

– Do zobaczenia. – Karolina z trudem zebrała się w sobie, by wysiąść. Miała ochotę zostać jeszcze długo, ale to byłby zły pomysł. Pomachała, a Jakub odjechał, by jutro tuż przed świtem wylecieć do swoich ukochanych kobiet.

Ona została sama. Zerknęła na zegarek. Dziadek odebrał Lenkę wiele godzin temu i zapewne już się niepokoił. Trochę się dzisiaj przedłużył ten dzień. Dobrze, że już weekend, więc będzie można nadrobić poświęcony pracy czas. Nie wiedziała, dlaczego Jakubem tak mocno wstrząsnęła decyzja o zamknięciu. Oczywiście zawsze lepiej zarobić, niż stracić, ale życie jest tylko jedno. Nie da się wszędzie być jednocześnie, trzeba wybierać. W tym przypadku dobro dzieci musiało stać się najważniejsze.

– Dziękuję, tato – przywitała się serdecznie, wchodząc do mieszkania.

– Dobrze, że jesteś – ucieszył się. – Z Lenką super nam się bawiło, ale mama mnie zaraz zamorduje. Dzwoniła już kilka razy. Nie jest zadowolona, że wciąż, jak to określiła, bawisz się w prowadzenie restauracji. I jeszcze ja ci pomagam, przez co katastrofa trochę się odciągnie w czasie i tylko oboje marnujemy siły.

Karolina zatrzymała się z jednym butem w dłoni w trakcie przebierania.

– Ty też tak uważasz? – zapytała.

Tata wyraźnie się zastanowił. W jego zachowaniu zaszła widoczna zmiana. Wcześniej nie angażował się tak czynnie w opiekę nad wnuczką. Choć oboje z mamą byli już na emeryturze, ciągle się czymś zajmowali. Wolne popołudnia należały u nich do rzadkości. To głównie mama miała tysiąc pomysłów na minutę, a przed wymarzonym ślubem młodszej córki ten stan jeszcze znacznie się wzmógł. Mąż był jej ciągle potrzebny, by gdzieś pojechać, coś załatwić, przywieźć, odwieźć. Teraz jednak wyłamał się i pomagał Karolinie.

– Wierzę, że może ci się udać – powiedział. – Nie mam całkowitej pewności, bo skąd miałbym ją wziąć, ale chcę, żebyś mogła powalczyć.

– Dziękuję. – Przytuliła się do niego.

– Poza tym kobieta, która potrafiła nakłonić do współpracy takiego fantastycznego kucharza, z pewnością ma smykałkę do biznesu. – Uśmiechnął się do niej. – Pilnuj go, bo jest twoją największą szansą.

– Wiem – odpowiedziała i poczuła dreszcz niepokoju. Jakub jutro poleci nad morze. Jak zostanie przyjęty? Tego nie wiedziała, ale można było przypuszczać, że emocje Agnieszki trochę już opadły. Najgorszy gniew minął. Za to może pojawiła się tęsknota?

Co się stanie, jeśli Jakub zostanie przyjęty z otwartymi ramionami? Czy nie skusi się na przeprowadzkę do Gdańska, żeby być obok swoich bliskich? Uważnie słuchała jego historii, wiedziała, że on już sobie nie pozwoli na kolejny błąd. Odrobił lekcję życiową, to było wyraźnie widoczne.

Pożegnała się z tatą i pełna niedobrych przeczuć schowała misia dla Lenki do szafy w przedpokoju. Sama miała ochotę przytulić się do niego, by zaznać nieco otuchy. Na to jednak nie było już czasu. Córeczka właśnie do niej przybiegła i miała jej mnóstwo do opowiedzenia przed snem.

ROZDZIAŁ 19

Zygmunt Michalski chodził jak podminowany. Sam nie wiedział, co go tak wkurza. Albo inaczej: która z wkurzających rzeczy wkurza go najmocniej. W restauracji sprawy szły w miarę dobrze, ale nie tak świetnie jak za czasów Jakuba. Liczebność gości niewiele się zmieniła, choć pewien delikatny odpływ dało się wyczuć i właściciel bał się, że to początek złej tendencji. Ale nie to go martwiło. Bez Jakuba nie było już tej przyjemności. Potrawy przygotowywano smaczne, lecz nie wyjątkowe. Dobre, ale nieco zwyczajne. Brakowało tej szczypty magii, którą jego niedoszły zięć najwyraźniej spakował do swojej starej walizki i zabrał ze sobą.

Zygmunt spacerował przed restauracją. Już dawno tak nie chodził na świeżym powietrzu, szkoda mu było czasu na bezproduktywne zajęcia. Ale teraz musiał jakoś z siebie wyrzucić negatywne emocje. Nie mógł przecież paradować z nimi między gośćmi. Spojrzał na lokal położony po drugiej stronie ulicy. Wciąż ktoś tam walczył o przetrwanie. Ciekaw był, ile to jeszcze potrwa i kiedy zobaczy banerek z logo firmy pośredniczącej sprzedaży nieruchomości. Trzymał rękę na pulsie, bo ciekawiła go ta inwestycja. Potrzebował czegoś nowego, jakiegoś wyzwania, które znów wprowadziłoby do jego życia choć trochę smaku.

35
{"b":"690877","o":1}