Karolina była wstrząśnięta. Taki fajny facet. Ojciec, który bardzo chce być ze swoją córką, tęskni za nią, gryzie się rozłąką i jest trzymany na dystans. A tysiące dzieci czekają bezskutecznie na drani, którym się ułatwia kontakt, jak tylko jest to możliwe, a im się nie chce pięć minut samochodem podjechać, paczki cukierków w kiosku kupić, zadzwonić choć na parę słów.
– W takim razie zamykamy w sobotę – powiedziała stanowczo i stanęła obok niego. Jeszcze mocniej poczuła, do jakiego stopnia są zgranym zespołem. Drużyną.
– Ale co ty mówisz? – Jakub spojrzał jej w oczy. To, co zaproponowała, było tak naprawdę jedynym wyjściem, ale jednocześnie ostatnim, jakie przyszłoby mu do głowy. Twarda musztra Michalskiego pozostawiła trwałe skutki w jego psychice. – Przecież dopiero się rozkręcamy, a w weekendy najlepszy utarg! – zawołał.
– Jeśli ci na tym zależy, zostań – odparła Karolina. – Mnie wystarcza tyle, ile mamy. Jestem zadowolona. Możemy działać dalej, pomalutku składam na spłatę długów. Nie mam ambicji, by się dorobić w miesiąc, a już na pewno nie kosztem rodziny.
Jakub patrzył na nią jak na zjawisko z innego świata. Po latach pracy dla człowieka, który pieniądze i sukces postawił na ołtarzu i żadna cena nie była dla niego zbyt wysoka, chłonął słowa Karoliny niczym czystą wodę po wielu tygodniach suszy.
– Serio tak myślisz? – upewnił się, bo niełatwo było mu w to uwierzyć.
– Tak – odparła. – Dlaczego miałabym cię okłamywać?
Bo ludzie tak robią – pomyślał z westchnieniem. – Czasem nawet nie mają ważnego powodu. Po prostu dla kolejnego zwycięstwa, dla sportu, dla niskiej satysfakcji, że się kogoś wykiwało.
– Dobrze – powiedział i uśmiechnął się ciepło. Miał taki pogodny wyraz twarzy. Od razu wyglądał zupełnie inaczej. Szkoda, że ten fajny mężczyzna nie mógł po prostu żyć szczęśliwie. Zasługiwał na to.
– To nasza pierwsza wspólna decyzja. – Karolina przybiła mu piątkę.
– Jest jeszcze jedna sprawa. – Podniósł się z krzesła. – Zanim wpadnę w wir pracy, bo moja przerwa powoli się kończy. – Zerknął na salę, znów przyszli jacyś goście, czekoladki z uśmiechem się kończyły, a za moment pewnie pojawią się kolejne pilne do załatwienia sprawy. – Pomożesz mi wybrać zabawkę dla Martynki? – poprosił. – Ma tyle samo lat co twoja córeczka, pewnie jesteś świetnie zorientowana w najnowszych trendach.
– Nie ma sprawy – odpowiedziała chętnie. – Jutro późnym popołudniem możemy razem skoczyć na zakupy.
Karolina pomyślała, że na wszelki wypadek też coś weźmie dla Lenki i schowa do szafy. Kto wie, czy Patryk będzie pamiętał o jakimś drobnym upominku. Nie było to konieczne, ale zawsze miłe. Najlepszy byłby jakiś fajny miś, do którego dziewczynka mogłaby się przytulić w chwilach, gdy tęskni za tatą. Mały przyjaciel, będący dowodem, że ojciec o niej pamięta. Zwłaszcza że ukochany pluszak z dzieciństwa przestał już spełniać swoją funkcję. Niebieski miś o wytartych uszkach siedział od kilku dni na półce, jako pamiątka.
Zabrali się do pracy. W milczeniu uzupełniali się nawzajem w kolejnych zadaniach. Każdy wiedział, co ma robić, i wszystko sprawnie funkcjonowało. W tym miejscu wyczuwało się dobrą energię, być może dlatego ludziom smakowały podane dania.
***
Zakupy były udane. Karolina i Jakub rozumieli się dobrze nie tylko w pracy. W pół słowa łapali swoje intencje i nie musieli wszystkiego sobie tłumaczyć po kilka razy. Dobrze się ze sobą czuli i nieźle bawili, buszując wśród regałów. Wybrali po takim samym jasnoczekoladowym misiu dla obu dziewczynek. Pluszaki były wykonane z miękkiego materiału bardzo przyjemnego w dotyku. Było w nich coś bardzo pozytywnego. Różniły się od siebie tylko odcieniami. Oba patrzyły na świat brązowymi oczami pełnymi ciepła i uśmiechały się krzepiąco. Były doskonałe.
Karolina i Jakub ochoczo podążyli do kasy. Zmęczenie poczuli, dopiero gdy stanęli w długiej kolejce.
– Idziemy do konkurencji? – zaproponował Jakub, rozglądając się po widocznej przez szerokie wejście ofercie galerii. Szukał wzrokiem knajp, restauracji, barów i cukierni. Zauważyła, że bardzo to lubi. Chodzić po różnych barach i kawiarniach, smakować, oglądać, wąchać. Jakby odwiedzał przyjaciół. Bo nie było w nim żadnej zawziętości, by kogoś pokonać. Nigdy też nie krytykował. Jeśli coś było słabe, odkładał bez słowa, ale zawsze, gdy trafił na jakąś pychotę, nie szczędził pochwał personelowi.
– Chętnie na chwilę usiądę – powiedziała. – Już nóg nie czuję. Tu zaraz za rogiem można zjeść pyszne francuskie rogaliki. Masz ochotę?
– Zawsze – odparł i przyspieszył kroku. Szybko dotarli na miejsce i z ulgą zajęli jedyny wolny stolik. Po całym dniu pracy i zakupach oboje czuli wszystkie zaliczone dzisiaj kilometry.
– Może chciałbyś wziąć coś jeszcze dla swojej córeczki? – zapytała Karolina, po raz kolejny z zadowoleniem oglądając misie, które wspólnie wybrali.
– Raczej nie – odpowiedział Jakub.
– Moja Lenka ma tyle marzeń – westchnęła Karolina. – Nie było nam może nigdy tak bardzo trudno finansowo jak wielu innym rodzinom. Prawdziwa bieda, kiedy nie ma co do garnka włożyć, nas nie dotknęła, ale na zabawki zbyt dużo nie mogłam przeznaczyć, więc każdy zakup cieszy mnie szczególnie.
– U nas jest dokładnie na odwrót – powiedział Jakub. – Dziecko ma pokój zawalony po sufit. Większością z tych rzeczy bawiła się może raz. Czasem po urodzinach albo po świętach nawet nie nadążała otwierać paczek. Nie potrzebuje kolejnych prezentów. Bardziej powrotu do normalnego życia.
– Tęsknisz za nią? – zapytała, choć z jego twarzy bez trudu można było odczytać prawdziwe uczucia.
– Ogromnie – przyznał z ciężkim westchnieniem. – Nie do końca to dla mnie coś nowego. Dobrze to uczucie znam, bo towarzyszy mi właściwie przez cały czas. Ale to moja wina. Dałem się wkręcić i tak wyszło. Agnieszka słusznie się wścieka.
– To twoja żona? – zapytała Karolina i dziwnie ścisnęło jej się serce. Nie wiedziała, czy Jakub odpowie. Zwykle unikał takich osobistych tematów.
– Nie – powiedział. – Jeszcze nie wzięliśmy ślubu, choć oświadczyłem się dawno, zanim Agnieszka zaszła w ciążę. Było wiele ślubnych projektów, ale żadnego nie udało się zrealizować. Nasza córka ma pięć lat, a my wciąż w fazie przejściowej.
Przypomniała mu się pożółkła sukienka ślubna Agnieszki i poczuł ogromny żal. Może małżeństwo w niczym by im nie pomogło, bo nie w tym tkwiła przyczyna ich kłopotów. Musieli się nauczyć samodzielności i stawiania granic. Ale z pewnością fakt, że nie byli w stanie ustalić daty ślubu, był symbolem ich związku, w którym wszystko stało na głowie.
Karolina była bardzo ciekawa tej historii, ale nie chciała naciskać. Jakub nie lubił opowiadać o sobie. Dzisiaj był i tak wyjątkowo wylewny. Może dlatego, że tak fajnie się rozumieli podczas zakupów?
Teraz też szybko i zgodnie zrobili zamówienie i po spróbowaniu kilku kęsów rogalika humor im się obojgu poprawił. Nie ma to jak pyszna słodkość po ciężkim dniu.
– Kiedy przyszedłem pierwszy raz do jej rodziców, wydawało mi się, że trafiłem na idealny dom… – Jakub nagle zaczął mówić, a ona bała się przełknąć, żeby go nie spłoszyć. Słuchała uważnie, patrząc na niego z wielką życzliwością. – Taki, o którym wszyscy marzą. Zygmunt Michalski wydawał się wspaniałym ojcem. Dojrzały, szpakowaty, o serdecznej twarzy. Miły, a jednocześnie autorytet, człowiek, który coś w życiu osiągnął. Ja swojego taty prawie nie pamiętam, zmarł, kiedy byłem mały. Może dlatego tak mnie to pociągnęło?
Karolina zamarła. Dotarło do niej, że oto ma przed sobą mężczyznę, o którym tyle słyszała. Mitycznego prawie, młodego kucharza, który gotował u Michalskich. Teraz wszystko stało się jasne. Miała w swoich rękach prawdziwy skarb. Jakub chyba nie zdawał sobie z tego sprawy, że właśnie się ujawnił. Mieszał spokojnie w filiżance pogrążony we własnych myślach.
Znowu zrobił przerwę, a ona popiła rogalik herbatą i odłożyła na talerzyk. Czekała. Bardzo chciała zrozumieć tę opowieść. Może liczyła na to, że dzięki niej dowie się czegoś o własnej. O tym, w jaki sposób myślą mężczyźni. Może nawet dlaczego Patryk podjął tę dziwną, tak boleśnie zaskakującą decyzję, by opuścić swoją rodzinę.