Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Patrzyła za nim długo. Ale minuty mijały i dobry nastrój, w który ją wprowadził Jakub, prysł. Nie wytrzymał zestawienia z liczbami zapisanymi w notatkach. Musiała do nich wrócić. Dług był bardzo wysoki.

ROZDZIAŁ 12

Agnieszka stała na plaży. Patrzyła na ciągnące się aż po horyzont morze i nie mogła uwierzyć, że naprawdę tutaj jest. Rzeczywiście to zrobiła. Odważyła się. Ucieczka, która początkowo wydawała się składać z samych komplikacji, w praktyce okazała się zadziwiająco prosta. Wszystko szło gładko. Właśnie zostawiła Martynkę w nowym przedszkolu. Prywatna placówka była niewielka, a miła pani dyrektor zapewniała, że kadra bardzo indywidualnie podchodzi do każdego dziecka. Pomoże malutkiej zaaklimatyzować się w nowym miejscu.

Agnieszka ściskała telefon w dłoni, gotowa natychmiast wrócić po córeczkę, gdyby płakała albo nie chciała się bawić. Ale na razie nikt nie dzwonił, a pięć minut temu przesłano jej nawet zdjęcie Martynki bawiącej się na specjalnej macie interaktywnej, z której to przedszkole było szczególnie dumne. Najwyraźniej nie bez powodu. Dziewczynka wyglądała na zadowoloną. Uśmiechała się, a wokół niej bawiły się inne dzieci. Być może stała się już częścią grupy.

Morze szumiało. Kolejny majowy dzień był tak upalny, że miało się ochotę rozebrać do kostiumu i położyć na plaży. I to właśnie był jej plan na to piękne przedpołudnie. Od rana się przygotowywała. Rozłożyła zabrany z mieszkania ręcznik, szybko zdjęła bluzkę i spódnicę, po czym zrzuciła sandałki. Wybrała sobie miejsce z pięknym widokiem. Znalazła je bez trudu. O tej porze w dzień powszedni było jeszcze prawie zupełnie pusto.

Położyła się z przyjemnością na miękkim piasku.

Urodziła się bliżej gór. Zawsze zazdrościła tym, którzy mogą spontanicznie pójść na plażę i patrzeć sobie na morze. Miało dla niej wyjątkowe znaczenie. Było odległe i dlatego bardzo kusiło. Z rozkoszą wyciągnęła ciało. Zanurzyła bose stopy w ciepłym piasku.

To właśnie było życie. Prawdziwe. Nie wieczne czekanie na spóźniającego się ojca, na dokładnie takiego samego partnera. Niech teraz obaj spadają, martwią się, zachodzą w głowę. Dobrze im tak. Nie była pewna, na którego z nich jest bardziej zła. Obaj zlewali jej się w nieprzyjemną całość. Kiedyś została bardzo zraniona, jeszcze jako mała dziewczynka, ten żal wciąż żył w niej mocno i nie pozwalał o sobie zapomnieć.

Dlatego nie zamierzała odpuścić Jakubowi. Jeśli on myśli, że to tylko zwykła sprzeczka, która minie i emocje opadną, myli się. Agnieszka już kiedyś ten błąd popełniła. Dała szansę. Czekała całymi latami. Drugi raz nie miała zamiaru tego zrobić, tak cierpieć. Była teraz lepiej przygotowana i mądrzejsza. Być może w końcu pozwoli Jakubowi spotkać się z Martynką, głównie ze względu na dobro dziecka i tylko w przypadku, kiedy dziewczynka będzie tego bardzo pragnęła. Ale o niczym więcej nie ma mowy. Miłość do Jakuba całkowicie się wypaliła. Zniknęła. Nie został po niej nawet ślad.

Jeśli towarzyszyły jej jakieś emocje, kiedy o nim myślała, to była to wyłącznie złość. Może jeszcze żal. Rozczarowanie.

Przecież nie o to chodziło, żeby walczyć o restaurację, tylko o miłość. A Jakub dał się bez reszty wkręcić w działanie, którego Agnieszka nienawidziła najbardziej na świecie. W biznes, który ukradł jej ojca, zniszczył dzieciństwo, a właściwie zabrał także mamę. Niełatwo żyć obok kobiety, która się poddała, nie ma już na nic nadziei. Spędza czas, funkcjonuje, ale nie żyje naprawdę.

Tego właśnie Agnieszce brakowało. Prawdziwego życia. Oddechu pełną piersią. Tak jak teraz na plaży, w słońcu, z ciepłym piaskiem pod stopami. Bez fikcyjnego związku. Udawania, że dziecko ma ojca. Od dawna już go nie miało i może też lepiej mu będzie, jeśli sprawa stanie się jasna.

Trzeba powiedzieć sobie prawdę. Mogły liczyć tylko na siebie. Czasem taka jasność jest lepsza niż wieczne szarpanie się pomiędzy nadzieją a rozczarowaniem.

Czuła trochę niepokoju, ale niewiele. Więcej miała dobrych przeczuć. Mogła zacząć życie od nowa, na własnych warunkach. Poszukać pracy, funkcjonować samodzielnie. Całe życie, także dorosłe, utrzymywał ją ojciec. To była przynęta, na którą dała się złapać mama. W zamian za wygodę finansową zaczęła grać rolę żony, którą tak naprawdę od lat nie była. Zygmunt Michalski funkcjonował w stałym związku ze swoją restauracją. Nie było tam już miejsca dla nikogo więcej. Mama zgodziła się na ten wygodny układ. Czy była zadowolona ze swojej decyzji? Tego nikt nie wiedział, bo w rodzinie nie było zwyczaju rozmawiania o tak osobistych sprawach.

Dlatego Michalscy byli zaskoczeni decyzją córki, choć przecież kryzys rozwijał się od dawna i gdyby tylko byli trochę bardziej uważni, bez trudu by go rozpoznali. Gdyby im zależało na dobru dziecka, może nawet mogliby w porę pomóc. Ale tak się nie stało. Nic nie wiedzieli o swojej jedynaczce.

Agnieszka marzyła o prawdziwej miłości. Dlatego wybrała chłopaka spoza grona znajomych, takiego, który nie miał pojęcia, kim są Michalscy z Krakowa. Ale to nie pomogło, Jakub szybko się dowiedział. Ojciec wciągnął go w strefę swoich wpływów bez problemu i już nie oddał.

Agnieszka przymknęła oczy i wyrzuciła obu mężczyzn ze swoich myśli. Nowe życie zamierzała zacząć bez nich. Jej skóra chłonęła promienie słońca. Była blada niczym mąka ze średniowiecznego młyna.

ROZDZIAŁ 13

Karolina wróciła do domu po południu. Miała jeszcze godzinę, by odebrać Lenkę z przedszkola. Zamknęła restaurację i zwolniła pracowników wcześniej, by dać im czas konieczny na szukanie nowej pracy. Było jej ciężko. Nie wiedziała, którymi kłopotami martwić się w pierwszej kolejności, tak wiele ich się nagromadziło.

Kiedy zadzwonił telefon, podbiegła w stronę torebki, gnana głupią nadzieją, że może to Patryk. Wciąż się łudziła, że obudzi się ze złego snu i wszystko będzie jak dawniej. Że może istnieje jakieś wytłumaczenie koszmaru, w jaki nagle i bez ostrzeżenia została wrzucona. Przecież to było niemożliwe. Żyli spokojnie, mieli swoje problemy, ale wydawało się, że ich związek jest trwały, z tych, co na całe życie.

Dlaczego posypał się jak słaby mur i odsłonił jeszcze bardziej nędzne fundamenty?

Wyciągnęła aparat i odebrała. Dzwoniła Malwina.

– Jak się czujesz, kochana? – zapytała, po czym, jak to miała w zwyczaju, nie zrobiła pauzy na odpowiedź, lecz udzieliła jej sama: – Jeszcze pewnie czasem tęsknisz, ale już wiesz, że jesteś dzielna i samowystarczalna. Poradzisz sobie.

– W życiu nie chodzi o to, żeby być samowystarczalnym, ale szczęśliwym. – Karolina nie sądziła, by miała jakieś szanse przekonać przyjaciółkę, ale postanowiła chociaż spróbować.

– Nic się nie martw. Nad tym też popracujemy. Posprzątaj tylko swoje zaległe sprawy. Sprzedaj knajpę i możemy się zabrać za rozrywkę. Przygotuję ci świetny plan. Zobaczysz, na czym polega życie.

– Malwa, proszę cię, przestań. Wiesz, że ja tak nie potrafię. Poza tym nie chcę sprzedać restauracji.

– Bo zawsze byłaś zbyt romantyczna. Znam cię jak nikt na świecie. Przyjaźnimy się od pieluch. Zwykle mam rację, więc teraz też mi zaufaj.

To była prawda. Znały się od samego początku. Ich rodzice byli kiedyś sąsiadami. Wychowały się na jednym podwórku. Całymi dniami bawiły się w tej samej piaskownicy, potem siedziały w jednej ławce, wybrały to samo liceum i dopiero na studiach ich drogi nieco się rozeszły. Karolina wybrała florystykę, a jej przyjaciółka postawiła na karierę i zaczęła naukę na wydziale marketingu i zarządzania. Wciąż bardzo często się spotykały. Czasem codziennie.

I rzeczywiście Malwina była tą osobą, której Karolina najczęściej się zwierzała. Różniły się pod każdym względem, ale ponieważ znały się tak długo, dobrze się rozumiały. Kilka razy w życiu Karolina podjęła życiową decyzję, kierując się radą przyjaciółki. Zwykle potem okazywało się, że wybrała słuszną drogę. Malwina była pragmatyczna i twardo stąpała po ziemi. Umiała zobaczyć szansę nawet w przegranej i z każdych okoliczności stworzyć okazję do zmiany na lepsze.

19
{"b":"690877","o":1}