Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Janka pogłaskała ją po plecach, a potem się wyprostowała.

– Nie mów tak – powiedziała stanowczo. – Wszyscy nigdy nie mają racji. To zasada, która się sprawdza. Gdzieś musi być luka. Zawsze tak było w historii, że kiedy masy szły w jedną stronę, samotny wojownik wędrował w drugą i to on znajdował skarb.

– Dziękuję. – Karolina uśmiechnęła się wreszcie. – To piękna opowieść.

– Wciąż aktualna. Daj sobie chociaż szansę. W przeciwnym razie zawsze będziesz mieć do siebie żal.

– Naprawdę sądzisz, że powinnam do tego stopnia zaryzykować? Mam dziecko i długi. To złe połączenie. Patrykowi się nie udało…

– A jakie to ma znaczenie? On jest kimś innym.

– W życiu nie prowadziłam restauracji.

– To się nauczysz. W każdym biznesie liczy się to samo. Inteligencja, pracowitość, fachowość, urok osobisty. Dasz radę.

Karolina westchnęła, po czym też się wyprostowała. Czasem tak to jest, że człowiek, choć sprawia wrażenie bardzo niepewnego, gdzieś w głębi serca doskonale wie, czego chce, tylko boi się nawet sam przed sobą przyznać. Chodzi i prosi o radę tak długo, aż ktoś powie mu to, co od początku chciał usłyszeć.

– Dziękuję ci – powiedziała i wstała z ławki. – Idziemy po dzieci. Dzisiaj bawią się u mnie. Ty odpocznij. I trzymaj za mnie kciuki. Od jutra zamierzam spróbować. Masz rację. Nawet jeśli nie się nie uda, to przynajmniej nie będę żałować, że nie dałam sobie szansy. Zastanawiać się, co by było, gdyby…

– Trzymam. – Janka pokazała zaciśnięte dłonie. – Mam przeczucie, że będzie dobrze.

Ruszyły razem w stronę przedszkola. Dzieci pewnie już się niecierpliwiły.

ROZDZIAŁ 14

Minął tydzień, a Agnieszka nadal nie dawała znaku życia. Zygmunt Michalski zaczął się naprawdę niepokoić. Początkowo sądził, że to drobna sprzeczka między zakochanymi. Córka trzaśnie drzwiami, trochę pokrzyczy, a potem wszystko wróci do normy. W jego relacjach małżeńskich obowiązywał taki właśnie schemat. Żona się skarżyła, ale wystarczyło przeczekać i sprawy domowe wracały na swoje miejsca. W pewnym momencie spory znikły zupełnie i Zygmunt bez przeszkód mógł się poświęcać pracy.

Z Agnieszką było inaczej. Nie kontaktowała się z rodzicami. Kiedy do niej dzwonił, nie odbierała, tylko przysyłała esemesa, że jest bezpieczna i wszystko w porządku. Ale przecież nie o to mu chodziło. Chciał porozmawiać z córką, dowiedzieć się, co robi, kiedy zamierza wrócić. A przede wszystkim co z wnuczką. Jak się miewa Martynka? Czy tęskni za dziadkiem?

Nie od razu poczuł, co to znaczy, że obu dziewczyn już nie ma na wyciągnięcie ręki. Początkowo wszystko zdawało się wyglądać jak zawsze. Zygmunt pracował od świtu, przyjmował niekończącą się falę klientów, zamawiał towar, sprawdzał jakość wydawanych potraw i dbał o dobre samopoczucie gości. Wstawał o brzasku i kładł się późno. Nie miał wiele czasu na myślenie. Zwłaszcza że nieobecność Jakuba spowodowała w firmie spory zamęt. Nikt się chyba nie spodziewał, że tak trudno będzie go zastąpić.

Szybko wyszło na jaw, że ilość czynności wykonywanych codziennie przez Jakuba jest zbyt duża, by ją mógł przejąć jeden człowiek. Zygmunt nie chciał się do tego przyznać nawet sam przed sobą. Że nie zauważył, jak ważną osobą stał się niedoszły zięć. Z jakim oddaniem i pasją chłopak angażował się w sprawy restauracji. Dlatego Michalski bez mrugnięcia okiem brał teraz na siebie jego pracę. Byle tylko nie dopuścić do przestojów, zataić przed otoczeniem, że popełnił błąd, nie doceniając Jakuba. Ostatnio nawet obierał ziemniaki, jakby znów był na początku kariery, a nie u jej szczytu. Był gotów wykonać każde zajęcie, byle tylko nie wyszło na jaw, jak bardzo się pomylił.

Zasuwanie od rana do nocy nie było dla niego niczym nowym. Mimo swojego wieku wciąż miał dużo sił i wytrenowany do wysiłku organizm. Jeśli zaszłaby taka potrzeba, mógł nawet myć toalety. Najważniejsze wciąż było dobro restauracji. A ona działała w miarę sprawnie. Cieszył się tym jak zawsze. Ale stopniowo w jego działania zaczął wkradać się smutek. Nie był zbyt oddanym ojcem, często dawał sobie długie urlopy od spraw domowych, zasłaniając się obowiązkami, ale zawsze miał świadomość, że w każdej chwili może zrobić krótki wypad do pięknego apartamentu z widokiem na Wisłę, a tam czekać będzie stęskniona Agnieszka. A od pięciu lat także jego największy skarb. Wnuczka.

Jej zaplecione rączki na jego szyi były najpiękniejszą pieszczotą, jaka go w życiu spotkała. Uśmiech nagrodą za wszystkie starania. Uważał się za bardzo dobrego dziadka. Od urodzenia wnuczki zasypywał ją najdroższymi prezentami. Wobec córki też potrafił być hojny.

Nie liczył czasu, jaki im poświęcał. Wydawało mu się, że często je odwiedza. Jeśli marudziły, składał to na karb kobiecych humorów, które mężczyźni muszą znosić z godnością, bo nie ma na nie sposobu. Sprawa jednak okazała się o wiele poważniejsza.

Wyglądało na to, że córka naprawdę poczuła się zraniona. I choć Zygmunt codziennie tłumaczył sobie, że to na pewno tylko chwilowy kaprys, niewart, by się zamartwiać, czuł się coraz gorzej. Najpierw pojawiła się tęsknota. A zaraz potem wyrzuty sumienia.

Zwyczajem starszych ludzi zaczął przesiadywać wieczorami i, patrząc w jeden punkt, zastanawiać się nad sobą. Wspominać. Wcześniej tego nie robił. Czuł się młodo. W pełni rozkwitu kariery zawodowej. Ucieczka Agnieszki zatrzymała go w pędzie. Nie od razu się to stało. To było jak powolne wciskanie hamulca. Zygmunt stopniowo zwalniał.

Zaczął tracić ochotę na spotkania z klientami. Wydawało mu się, że wszyscy są tacy sami. To samo mówią, jedzą, myślą. Przestał go cieszyć dobry utarg pod wieczór, pochwały gości, ruch w interesie. Budził się rano i długo leżał w łóżku. Nie czuł upływającego czasu. Myślał o swoim życiu. Co się udało, a co przegrał. Ta druga część była dziwnie dłuższa.

Chciał porozmawiać o tym z żoną. Ale ona, choć znajdowała się obok, w tym samym domu, była jakby nieobecna. Nie ciekawiły jej problemy męża. Nawet nie udawała, że ma dla niego czas, że chce posłuchać, co go boli i przejmuje. Nie miał odwagi zapytać dlaczego. Wiedział, że to małżeństwo dawno przestało istnieć. Zgodził się na taki stan wiele lat temu, bo wydawał się wygodny. A teraz przyszło mu ponieść tego konsekwencje.

Przełknął ślinę. Była zaskakująco gorzka. Jak wnioski, do których doszedł.

W jego życiu liczyły się trzy kobiety. To dla nich pracował, starał się, osiągał sukces. A jednak po wielu latach wyglądało na to, że żadna nie chce mieć z nim nic wspólnego.

Jak to odkręcić? – zachodził w głowę, zastanawiał się. Ale nie umiał znaleźć dobrego sposobu.

ROZDZIAŁ 15

Jakub wracał z Gdańska ostatnim pociągiem. Patrzył w okno, ale gdyby go zapytać, co dokładnie się tam znajduje, pewnie by nie umiał udzielić odpowiedzi. Niczego nie widział. Był cały w swoim wewnętrznym świecie. Próbował się otrząsnąć z szoku, ale słabo mu szło.

Wydawało mu się, że postąpił słusznie. Nie mógł przecież siedzieć jak ofiara i czekać na rozwój wydarzeń. Musiał podjąć jakieś działania. Dał Agnieszce dość czasu, by ochłonęła. Ale nic się nie zmieniało. Wciąż do niego nie dzwoniła, nie chciała mu powiedzieć, gdzie teraz mieszka, co się dzieje z Martynką ani pozwolić mu na spotkanie z córką.

Wziął więc sprawy w swoje ręce. Nie było to łatwe, ale odnalazł Agnieszkę. Umówił się z nią na spotkanie. Wsiadł w pociąg, dojechał nad morze, ale nie zobaczył nawet kropli słonej wody. Nie miał na to czasu ani ochoty. Sprawy nie potoczyły się po jego myśli.

Wprawdzie dotarł do Agnieszki, podała mu adres, co wydawało się wielkim sukcesem, i nawet został wpuszczony za drzwi. Cieszył się jak dziecko. Sądził, że właśnie pokonał największą przeszkodę na drodze do zgody. Wystarczy, że stanie z nią twarzą w twarz i wtedy wszystko sobie wyjaśnią – planował sobie optymistycznie przez całą drogę.

22
{"b":"690877","o":1}