Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Agnieszka się zastanowiła. Może powinna przemyśleć swoje życie raz jeszcze? W każdym planie, nawet najbardziej doskonałym, trzeba wprowadzać zmiany na bieżąco. Dużo osiągnęła. Przekonała się, że może stanąć na własnych nogach. Nie musi cały czas być córeczką tatusia podpiętą pod jego kartę kredytową, mieszkającą w jego mieszkaniu. Małą dziewczynką, która nie miała nawet prawa ustalić samodzielnie daty ślubu, choć od lat była pełnoletnia i wychowywała dziecko.

Straszne. Podeszła bliżej do okna, objęła się ramionami i zapatrzyła w migające światła domów. Nie miała pojęcia, czy jest jedyną osobą tak zmanipulowaną przez najbliższych. Nigdy nikogo takiego nie poznała, ale też nie miała zbyt dużego kontaktu z ludźmi, z prawdziwym życiem. Tata zawsze powtarzał, że bez niego niczego by nie osiągnęła. To jednak nie była prawda. Mogła, choć musiała się wielu rzeczy uczyć od nowa. Łatwo się żyje w złotej klatce, ale latać się tam nikt nie nauczy.

Podobała jej się ta samodzielność. Poczucie, że panuje nad własnym życiem. Nie musiała jednak płacić za to aż tak wysokiej ceny. Sam fakt pokazania Jakubowi, że nie może jej lekceważyć, też napełniał ją zadowoleniem. Kiedyś prosiła, by przyjechał do dziecka, i czekała bezskutecznie. Teraz wystarczył jeden krótki esemes i natychmiast przemierzył taki kawał drogi.

Nie chciała jednak wracać do zamkniętego tematu. Była wolna i miała prawo cieszyć się tym stanem.

Wyszła z biura i pożegnała się z ochroniarzem, który odprowadził ją długim spojrzeniem. Uśmiechnęła się do siebie. Może i był staruszkiem, ale zawsze to miło wiedzieć, że się człowiek komuś podoba. Nie zamierzała całe życie być sama. Ale w nowy związek chciała wejść na własnych warunkach.

Kiedy dojechała pod blok, w oknach wynajmowanego mieszkania nie paliło się ani jedno światło.

Posnęli – pomyślała. Myliła się.

***

Jakub siedział w ciemnym pokoju i wpatrywał się w telefon. Od dwóch godzin próbował nacisnąć odpowiednią ikonkę i zadzwonić do Karoliny. Powiedzieć jej, że będą musieli zmienić formę współpracy, ponieważ on przeprowadza się do Gdańska.

Martynka spała. Spędzili razem wspaniały dzień i nie miał już żadnych wątpliwości, że taką właśnie decyzję należy podjąć. Ale nie było mu łatwo, a nawet więcej. O wiele trudniej, niż się spodziewał.

Na samą myśl, że ma o tym powiedzieć Karolinie, włączał mu się hamulec, który uniemożliwiał jakiekolwiek działanie. Uświadomił sobie, że bardzo lubi tę dziewczynę, chce nadal z nią rozmawiać o życiu, wspólnie gotować i walczyć codziennie o utarg i przetrwanie. Choć prowadzony przez nią lokal ratował się przed upadkiem, w tej pracy w ogóle nie czuł stresu, presji, która u świetnie prosperującego Zygmunta Michalskiego była na porządku dziennym. Cóż za paradoks! Jaki jest sens osiągać sukces, jeśli niszczy on twoje życie? Czy to nie za wysoka cena?

Nie to go jednak teraz najbardziej martwiło.

Najbardziej na świecie nie chciał, by Karolina znowu się smuciła. Kiedy o tym myślał, od razu widział ją przy stoliku pod oknem. Siedziała pochylona nad papierami, a jej opuszczone ramiona sprawiały, że natychmiast miał ochotę objąć ją i przytulić, choć relacja między nimi była absolutnie czysta. W pełni przyjacielska. Nigdy by nie przekroczył wyznaczonej przez nią granicy.

Nie chciał też tego. Wciąż kochał Agnieszkę, choć po dzisiejszym dniu zauważył pewną zmianę. Jego uczucie było niczym lina marynarska. Nie do zerwania. Jednak nie stanowiło jednolitej masy. Składało się z mnóstwa małych, cienkich skręconych sznurków. Dzisiaj pękło kilka z nich. Ale całość wciąż trzymała się mocno. Gdyby Agnieszka weszła teraz do mieszkania, przytuliła się, pocałowała go, zrobiłby dla niej wszystko.

Kiedy usłyszał kroki w przedpokoju, zerwał się, gnany dobrze znaną nadzieją, która choć rano umarła, teraz ochoczo zmartwychwstała. Wystarczyła jej odrobina szansy, by narodzić się na nowo.

Ale szybko dostała mocnego kopniaka. Agnieszka weszła do środka i, nie zdejmując wiosennego płaszcza w smakowitym kolorze miętowych lodów, usiadła naprzeciw niego.

– Nadal chcesz się przeprowadzić? – zapytała.

– Tak – odparł, a gdzieś z tyłu głowy mignął mu obraz załamanej Karoliny, która, był pewien, straci swoją restaurację.

– Zbyteczne staranie – zignorowała jego poświęcenie Agnieszka.

– Słucham? – nie zrozumiał, co miała na myśli.

– Nie musisz tego dla mnie robić.

Bach! Prawie usłyszał, jak pękł kolejny sznurek łączącej ich liny.

– Nie robię tego dla ciebie – zdenerwował się. – Tylko dla naszej córki.

– To dobrze – odparła Agnieszka, choć trochę jej się nie spodobała ta odpowiedź. Jakoś tak przyzwyczaiła się, że Jakub prosi, przeprasza, błaga. Stało się to dla niej pewnikiem.

– Co masz na myśli? – Ciśnienie na dobre mu się podniosło. Był gotów wszystko zostawić, byle tylko móc być bliżej Martynki, a teraz czuł, że znów szykuje się coś nowego. Jakiś podstęp, którego szczegółów nie umiał sobie wyobrazić. Ale jedno było pewne – będzie on skierowany przeciw niemu. Znów utrudni mu życie. Jakby mało jeszcze było komplikacji.

– Nie unoś się tak. – Agnieszka patrzyła na niego zimno i rzeczowo, jakby zupełnie nie umiała zrozumieć targających nim uczuć. Ten wzrok przecinał kolejne łączące ich sznurki. – To ja przeprowadzę się z powrotem do Krakowa.

Usiadł. Zdumienie podcięło mu nogi.

– Ale jak to? Tak nagle?

– Zmieniłam zdanie. Będzie mi łatwiej.

– Okej. – Uśmiechnął się kpiąco. – Jeśli miałem przez chwilę nadzieję, że pomyślałaś o kimś innym niż o sobie, to szybko mnie sprowadziłaś na ziemię. Powiadasz, że dla własnej wygody jesteś w stanie to zrobić?

– Uważaj sobie, co chcesz. Wcale mi na tym nie zależy. Dość mam facetów, którzy mnie oceniają i mówią mi, jak mam żyć. Sama wiem.

– Okej – powtórzył. – W takim razie podsumujmy. Wracasz do domu?

– Jeśli masz na myśli mieszkanie ojca, to za nic w świecie. Poszukam czegoś do wynajęcia.

– A praca?

– Znajdę. Jeśli tutaj, na kompletnie obcym terenie, mi się udało, to tym bardziej w Krakowie.

– Pomogę ci – zdecydował szybko. – Powiedz, jakiego mieszkania potrzebujesz, a spróbuję je znaleźć. Podaj widełki cenowe, wymagania i lokalizację. Ty się zajmij wysyłaniem CV. Im szybciej to się uda załatwić, tym lepiej. Może Martynka wróci do swojego dawnego przedszkola i bardzo nie odczuje tej szarpaniny?

– To mamy odpowiedź na większość twoich pytań. Szukaj w tamtej okolicy. Mogą być dwa pokoje. Nie za drogo, ale tak, żeby można było wprowadzić się z dzieckiem bez remontu i tak dalej.

Nie podziękowała za jego pomoc. Uznała ją za coś naturalnego. Chwilę później pożegnała się i poszła spać. Wyglądała na zmęczoną. Słyszał przez ścianę szum wody w łazience, gdy brała prysznic. To, mimo całego żalu i złości, odbudowało kilka pękniętych sznurków. Przypomniało mu, jak bardzo ją kiedyś kochał. Uczucie wciąż było żywe.

ROZDZIAŁ 24

W poniedziałek oboje wrócili do pracy z radością. I dla obojga było to nowe, bardzo przyjemne doświadczenie. Karolina od czasów urodzenia Lenki zajmowała się tylko jakimiś dorywczymi robotami, często dużym nakładem sił, niekoniecznie godnie wynagradzanym. Jakub natomiast harował bez ustanku. Nie znali czegoś takiego, jak praca, która jest jednocześnie przyjemnością.

Wolny weekend obojgu dodał sił. To było coś wyjątkowego i pięknego, odpocząć, załatwić prywatne sprawy jak należy, po czym wrócić do miejsca, które nie kojarzy się wyłącznie ze stresem, lecz szansą, przyjemnością, wyzwaniem.

Kiedy Karolina weszła do środka, taszcząc wielkie pudło z nową dostawą świeżych kwiatów, pachniało już ciepłym rosołem i ciastem pieczonym na eklerki. Jakub krzątał się w kuchni i dziewczyna złapała się na gwałtownej chęci, by natychmiast do niego pobiec. Uściskać go i zapytać, jak mu poszło. Czy wizyta u córki się udała? Ale pohamowała się. Zamiast tego przywitała uprzejmie z kelnerką i poszła na zaplecze, by rozpakować pudło, zdjąć sweter i spokojnie zabrać się do pracy.

40
{"b":"690877","o":1}