Литмир - Электронная Библиотека
A
A

***

Kiedy Jakub przekroczył próg restauracji Michalskich, aż wstrzymał oddech. Ostatnio nie myślał wiele o tym miejscu. Gotował, pracował, bawił się z córką i cieszył życiem. Czasem spoglądał w tę stronę, ale skupiał się raczej na swoich sprawach. Teraz wspomnienia wróciły tak mocno, że aż poczuł dreszcze na karku.

– Zapraszam. – Zygmunt wskazał dobrze znane mu biurko. Zawsze panował tu wielki nieład. Wiecznie piętrzyły się faktury, zamówienia, przepisy, listy. Teraz było posprzątane. Jakub spojrzał jeszcze w bok, na wejście na zaplecze. Spędził tam tyle nocy, aż mu się zimno zrobiło na myśl, że naprawdę tak żył. Pozwolił się tak potraktować.

Usiadł jednak na miejscu wskazanym przez Zygmunta.

– Na początek chciałbym cię przeprosić – powiedział Michalski, a Jakub zastanowił się przelotnie, czy jednak nie powinien był wstać. Zrobiło się bowiem bardzo uroczyście. – Źle cię potraktowałem i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.

– Dajmy spokój. – Nie miał ochoty tego słuchać. Upokorzenie Michalskiego do niczego nie było mu potrzebne. – Dawne dzieje – powiedział. – Nie chcę do tego wracać. Poukładałem na nowo swoje sprawy i nie narzekam. Co więcej, jeśli chodzi o pracę, to nawet jestem wdzięczny.

Zygmunt zaniepokoił się tymi słowami. Nie spodziewał się takiej reakcji. Postanowił przyspieszyć.

– Kiedy się poznaliśmy, obiecałem ci rękę córki i pół królestwa jak w bajce. Nie dotrzymałem słowa, więc teraz podwajam stawkę.

– Dwie królewny? – zażartował Jakub. Już się uspokoił i rozluźnił.

– Nie. Całe królestwo – odparł poważnym tonem Michalski. Wziął do ręki leżące na biurku papiery. – Rzuć na to okiem. Wiem, że moje słowo już ci nie wystarczy. Ale możemy pojechać do notariusza choćby teraz i potwierdzić je oficjalnie.

Jakub zaskoczony wziął do ręki umowę. W firmie wciąż dysponowano jego danymi, więc wszystkie pola były już wypełnione. W dokumencie przekazywano wszelkie prawa do restauracji.

– O rany! – wyszeptał. Tyle lat o tym marzył. Włożył w to miejsce mnóstwo czasu, sił, talentu. Stworzył je kiedyś na nowo i pewną ręką poprowadził do sukcesu. A teraz leżała tuż obok, gotowa do wzięcia.

– To nie wszystko – powiedział Michalski. – Zbudowałem piękny dom, ale stoi prawie pusty. Wiatr hula po pokojach. Martynka bardzo lubi to miejsce. Doskonale się w nim czuje. Wreszcie te wszystkie pomieszczenia napełniły się życiem. Jakąś radością. Po waszym ślubie przekażę wam wszystko, także dom. Oczywiście na papierze. Agnieszka też popełniła błąd i ona również zdaje sobie z tego sprawę. Jeśli z nią porozmawiasz, wierzę, że się dogadacie.

Jakub czuł, że kręci mu się w głowie. Można było cofnąć czas. Zrobić wszystko raz jeszcze, tylko że lepiej. Mignęła mu przed oczami twarz Karoliny. Jej czekoladowe oczy, serdeczność, wzajemne zrozumienie. Może nawet miłość?

Otrząsnął się. Czy miał prawo teraz o tym myśleć? Mógł dać swojemu dziecku pełną rodzinę. Żyć spokojnie i bezpiecznie.

Cudzym życiem? – zapytał jakiś głos w jego głowie. W domu zbudowanym przez kogoś innego? W jego restauracji?

Poczuł pulsowanie pod powiekami.

– To bardzo dobra oferta – nacisnął Michalski. – Pamiętaj, że masz córkę. Nie kieruj się, proszę, dawnym żalem. Teraz będzie inaczej. Pozwolę wam żyć po swojemu i nie będę się wtrącał. Przynajmniej nie tak bardzo – dodał uczciwie i Jakub mimo oszołomienia uśmiechnął się. Wiedział, ile taka deklaracja musiała kosztować Michalskiego. Podobnie jak oddanie wszystkiego, co miał. Pięknego domu i restauracji. Teraz patrzył na Jakuba i wyraźnie spodziewał się oznak wdzięczności.

– Muszę się zastanowić – powiedział Jakub i wyszedł. Nie umiał się odnaleźć w tej dziwnej sytuacji.

Michalski odprowadził go ciężkim spojrzeniem. Nie tego się spodziewał. Liczył jednak, że ostatecznie decyzja chłopaka będzie zgodna z jego oczekiwaniami. I co najważniejsze, szybka. Zygmunt nie znosił czekania. Był naprawdę hojny. Taka gratka nie zdarza się często. Dla wielu ludzi jest nieosiągalnym marzeniem. Nikt o zdrowych zmysłach nie odrzuci jej dla skromnego biznesiku i jakiejś przypadkowo poznanej kobiety z cudzym dzieckiem.

Był tego pewien, a jednak z niepokojem spoglądał na zamknięte przez przyszłego następcę drzwi.

ROZDZIAŁ 35

Jakub wrócił do swojej restauracji. Wszedł do środka i po raz pierwszy uderzyło go jej skromne wnętrze. To był tylko niewielki lokal i choćby nie wiem jak tu pracować, pewnej bariery nigdy nie przekroczy. Nie wchodziło w grę żadne porównanie z luksusami Michalskich. Usiadł przy stoliku pod oknem, który jakimś cudem był wolny, kiedy go najbardziej potrzebował. Może babcia Jadwiga o to zadbała, by miał dobre warunki do namysłu?

Spojrzał na jej portret i pokiwał głową. Babcia też sprawiała wrażenie, jakby nie wiedziała, co teraz zrobić.

Kelnerka natychmiast do niego podeszła. Uśmiechnęła się i nie dała po sobie poznać, że jest zaskoczona zachowaniem szefa, który zamiast jak zawsze pędzić w pierwszej kolejności do kuchni, by sprawdzić, co słychać w tym najważniejszym dla niego miejscu, siedzi jak zwykły gość przy stoliku. Jakub zamówił kawę, a dziewczyna poszła szybko zrealizować zamówienie. Czuł, że dostanie napój świetnej jakości, bo personel będzie się starał pokazać, że pod nieobecność szefostwa pracuje równie dobrze. Lubili się tutaj i to była rzadkość. Zespół był naprawdę zgrany. Czy to jednak była wartość, dla której mógłby odrzucić prawo własności do jednej z najlepszych krakowskich restauracji?

Pyszna kawa szybko pojawiła się przed nim na stoliku. Upił jeden łyk i pokazał kelnerce uniesiony w górę kciuk, bo zamówienie zostało zrealizowane perfekcyjnie. Najlepsi by się go nie powstydzili. Nie było w tym nic z pychy. Po prostu zdrowe poczucie własnej wartości. Świadomość kompetencji. Jakub już wiedział, że jest bardzo zdolnym kucharzem. Mógł pociągnąć w górę każdą restaurację, ale oczywiście najbardziej spektakularny efekt był w stanie osiągnąć tylko w dobrym lokalu. Dużym, z perspektywami rozwoju i kapitałem.

Spadek po babci Karoliny nie był takim miejscem. Wąska sala z zapleczem, na którym kiedyś znajdowało się malutkie mieszkanko, nie dawała dużych możliwości. Dla babci to był cały jej świat. W dwóch pokojach na zapleczu wychowały się jej dzieci, a na obecnej sali jadalnej miała pracownię krawiecką. Ponoć siadała pod oknem z maszyną i pracowała długimi godzinami. Przetrwała, wykształciła swoje córki, ale żadnego większego majątku się nie dorobiła. Zostawiła w spadku tylko to miejsce. Z tego, co opowiadała Karolina, nie było prócz tego żadnych oszczędności. Ale słyszał, że babcia była tu mimo trudnych warunków szczęśliwa. Osiągnęła stan, którego Michalscy nie znali.

Nie chciał z tego faktu wyciągać zbyt daleko idących wniosków.

Mieszał bezwiednie łyżką w kawie, choć wcale jej nie posłodził. Patrzył za okno i myślał. Są takie momenty, gdy człowiek dowiaduje się prawdy o sobie. Najsilniej, kiedy jest postawiony wobec bardzo mocnej pokusy. Jakub nie mógł z ręką na sercu powiedzieć sam sobie, że propozycja Michalskiego nie jest dla niego atrakcyjna. Że go nie pociąga.

Łatwy pieniądz, moc, piękny dom, rodzina. Cały pakiet. Zygmunt zagrał ostro. Miał rację. Poniżej tej stawki Jakub nawet by się nie zastanawiał.

Ale wcale nie był pewien, czy chce przyjąć dobrodziejstwo darów, jakimi chciano go obsypać. Choć pewnie niejeden puknąłby się w głowę, słysząc, że on się w ogóle zastanawia.

Jakub jednak był już dojrzałym człowiekiem. Wiedział, że w życiu nie ma nic za darmo. Zawsze jest jakaś cena. Niekoniecznie płatna w pieniądzach.

Co musiałby poświęcić?

Szczęśliwy związek. Nie kochał już Agnieszki, choć pewnie udałoby się stworzyć z nią układ, w którym w miarę spokojnie mogłoby się wychowywać ich dziecko. Wiedział jednak o niej rzeczy, po których trudno wrócić do dawnej czułości. Nie wierzył też, że Michalscy w całości zmienili się od podstaw. Teraz bardzo pragnęli jego powrotu. Przez jakiś czas będą mili, pójdą mu na rękę. Ale z czasem wrócą dawne nawyki. Jakub jeszcze nie raz i nie dwa oberwie za grzechy Zygmunta, a przyszły teść też nie przestanie się wtrącać w sprawy restauracji z dnia na dzień. Takie cuda nie zdarzały się nawet w bajkach.

52
{"b":"690877","o":1}