Ale tak się nie stało. W progu przywitała go kobieta, jakiej nie znał. Zimna, twarda i dość cyniczna. Powtórzyła to samo, co przez telefon, patrząc mu prosto w oczy z całą pewnością i przekonaniem. Nie życzy sobie, żeby ją nachodził. Jeśli nie spełni jej prośby, spotkają się w sądzie.
Zamarł. Rozumiał jej rozżalenie, ale nie mógł pojąć okrucieństwa. Nie był przecież jedyną osobą odpowiedzialną za kryzys w tym związku, choć zdawał sobie sprawę z popełnionych błędów. Ale zakazywanie mu bez powodu kontaktu z dzieckiem nie mieściło się w głowie. Nawet nie zobaczył Martynki, nie dowiedział się, do którego chodzi przedszkola. Położył upominek dla córeczki na podłodze i odszedł jak struty.
Kończyła mu się cierpliwość. Dał Agnieszce czas na nabranie dystansu do wspólnych spraw, ale najwyraźniej z niego nie skorzystała. Pracował zbyt wiele, to prawda, ale nie zasłużył, by go traktować jak przestępcę, któremu należy ograniczyć możliwość widzenia się z własnym dzieckiem.
Nie wiedział jednak, co jeszcze mógłby zrobić. Próby podjęcia rozmowy kończyły się źle. Nawet nie kłótnią, lecz zderzeniem z zimną ścianą. Do Agnieszki nie docierały żadne argumenty. A kiedy Jakub się denerwował, ona włączała kamerę w telefonie i zaczynała go nagrywać. To był jakiś niewiarygodny obłęd. Taka pojedyncza scena, wyrwana zupełnie z kontekstu, rzeczywiście mogłaby w sądzie zrobić wrażenie. Nikt nie wygląda korzystnie, kiedy się piekli i wścieka, choćby jego powody były słuszne.
Takie nagranie mogło pokazać Jakuba jako człowieka, który nie panuje nad własnymi emocjami. A przecież z natury był bardzo spokojny, kochał swoje dziecko. Agnieszka doskonale o tym wiedziała. Wobec Martynki często zachowywał się w sposób bardziej wyrozumiały i łagodniejszy niż jej mama, którą zawsze wyprowadzała z równowagi konieczność powtarzania niektórych próśb po kilka razy.
A jednak mimo wrodzonego spokojnego usposobienia z wielkim trudem opanował się wtedy w mieszkaniu. Był naprawdę wściekły. Jechał całą noc. Miał nadzieję zakończyć spór, był gotów iść na ustępstwa, przeprosić, zacząć wszystko od nowa, lepiej. Ale nie dostał nawet szansy, by o tym powiedzieć. Agnieszka go skreśliła z wyrachowaniem, o które jej nie podejrzewał.
Trząsł się wewnętrznie, ale wyszedł z jej mieszkania, nie pozwalając, by doszło do sceny, która dałaby argument w ewentualnym sporze. Wrócił na dworzec kolejowy. Wiedział, że nie może teraz działać pod wpływem impulsu. Kobieta, którą kochał, stała się jego największym wrogiem. Nie do końca rozumiał dlaczego. Nawet jeśli policzył wszystkie swoje winy, spędzone w restauracji wieczory i noce, zapomniane urodziny, nie wydawało mu się, by wobec skruchy i gotowości poprawy nie zasługiwał choćby na to, by go wysłuchać. A już z pewnością spędzić jedną chwilę z Martynką. Ona przecież nie miała nic wspólnego z konfliktem między rodzicami. Na pewno tęskniła za tatą i nie rozumiała, dlaczego nie odzywa się do niej tak długo.
A jednak Agnieszka nie chciała o niczym słyszeć. Karała Jakuba jak za przestępstwo najcięższej kategorii. Groziła policją, założeniem Niebieskiej Karty. To był jakiś absurd. Zupełnie nie umiał tego zrozumieć.
W pociągu też nie odnalazł spokoju. W tym samym przedziale podróżowały dzieci. Chłopiec i dziewczynka w wieku Martynki. Kręciły się na siedzeniach, rozmawiały, śmiały się i przytulały do rodziców. Nie mógł na to patrzeć. Ten widok wywoływał w nim koszmarne wyrzuty sumienia, żal i rwącą serce tęsknotę. W pewnym momencie musiał wyjść na korytarz. Stanął przy oknie i odruchowo poklepał się po kieszeniach. Miał ochotę zapalić, choć rzucił nałóg wiele lat temu. Kiedy Agnieszka zaszła w ciążę. Żeby nie szkodzić dziecku.
Zatęsknił za jakimś wspomagaczem, który pomógłby mu uspokoić nerwy. Na szczęście nie miał dostępu do papierosów, bo po pierwsze w pociągu nie można było palić, a po drugie czuł, że jeśli raz się złamie, znowu będzie chodził od rana do wieczora w oparach dymu.
Co robić? – zastanawiał się. Zupełnie nie był przygotowany na taki rozwój sytuacji. Czy szukać adwokata? Wynająć detektywa? Szukać Martynki na własną rękę? Czatować pod przedszkolem, skradać się do własnego dziecka?
Nie mógł uwierzyć, że naprawdę do tego doszło. Czy rzeczywiście zasłużył aż na tak daleko idącą niechęć? Wiedział tylko jedno. Nie wolno mu sprowokować Agnieszki. Rozwścieczona była zdolna do czynów, o jakie nigdy wcześniej jej nie podejrzewał.
Musiał zachować spokój za wszelką cenę i mieć nadzieję, że czas okaże się jego sprzymierzeńcem. Agnieszka zrozumie swój błąd.
Wrócił na swoje miejsce w przedziale. Usiadł i oparł dłonie na stoliczku. Schował twarz. Tęsknił za córką. Nie umiał zbyt dobrze wyrażać swoich uczuć, jak wielu mężczyzn, ale to nie oznacza, że ich nie miał. Targały nim mocno. Wyznawał je w takim języku, jaki był dla niego dostępny. Przez pracę. Miał silnie zakodowaną potrzebę utrzymania swojej rodziny. Pracował tak długo, bo chciał wołać wielkim głosem. Kocham was. Bardzo. Ponad wszystko. Ponad odpoczynek, zdrowie, sen, jedzenie, wolność.
Ale nie został zrozumiany. Męskie przesłanie jego ukochana kobieta odebrała dokładnie odwrotnie. Uznała, że zaangażowanie w pracę jest dowodem braku miłości. Nie miał do niej o to żalu. Czasem naprawdę ludzie pochodzą z innych planet, nawet jeśli są tej samej płci. Niełatwo pojąć, co chce nam przekazać istota z obcej galaktyki. Ale przecież on zrozumiał swój błąd. Chciał się poprawić, natychmiast zmienić. Wielu facetów codziennie słyszy, że ich droga jest zła, ale upierają się trwać na niej. On był gotowy się poprawić i to zaraz. A jednak nie dostał szansy.
Kilka godzin później wysiadł na dworcu w Krakowie. Nie czuł się ani trochę mądrzejszy niż przed tymi rozmyślaniami. Ciągnął za sobą ciężką walizkę. Spakował wszystkie swoje rzeczy, bo liczył, że zostanie na dłużej. Na stałe. Był gotów przeprowadzić się i zacząć od nowa. Ale jedno ironiczne spojrzenie Agnieszki na jego solidny bagaż szybko go pozbawiło złudzeń. Wyśmiała jego plany.
Teraz stanął na peronie i nie miał pojęcia, w którą stronę się skierować. Do dawnego mieszkania nie miał już powrotu nie tylko dlatego, że Michalscy wyrzucili go za drzwi. Raz popełnił błąd, nadmiernie się od nich uzależniając, ale drugi już nie zamierzał na to pozwolić. Wiedział, że nigdy nie przekroczy progu luksusowego apartamentu. To był etap życia zakończony na dobre.
Ostatnie dni spędził w tanim motelu, traktując ten pobyt jako sytuację przejściową. Liczył, że wkrótce pogodzą się z Agnieszką. Wyglądało jednak na to, że zanosi się na dłuższą przeprawę. Musiał znaleźć sobie jakieś nowe miejsce.
Na początek ruszył za tłumem wysiadającym z pociągu i zjechał ruchomymi schodami, by dać się pociągnąć fali pasażerów zmierzających w stronę galerii. Chwilę później znalazł się w zatłoczonej alejce i stanął zdezorientowany.
Dopiero teraz poczuł, co się naprawdę stało. Opadł pierwszy stres i minęło okropne zmęczenie, które do tej pory odbierało mu zdolność trafnego rozumowania.
Został sam. Jego rodzina się rozpadła, stracił kontakt z córeczką. Nie miał już także pracy ani zbyt wielu oszczędności. Harował w restauracji na jej sukces, który miał być wspólny. Dla dobra marki. Jako przyszły właściciel. Nie zabezpieczył formalnie swoich praw. Wobec hojności przyszłego teścia, który obiecywał oddać mu wszystko, nie miał odwagi o nic więcej poprosić.
Ruszył w tamtą stronę automatycznie. Ciągnął swoją walizkę przejściem podziemnym, ulicą Floriańską, przez cały rynek aż pod wawelskie wzgórze. Kiedy tam dotarł, przystanął i rozpiął koszulę. Zgrzał się. To był kawałek drogi, a on narzucił sobie mocne tempo.
Stanął pod restauracją, której poświęcił tyle czasu, pozbawiony wszelkich praw do owoców swojej pracy. Podatek od naiwności i nadmiernego idealizmu bywa czasem wysoki. Jakub właśnie go płacił.
Zastanawiał się, co powinien teraz zrobić. Gdzie rozpocząć budowanie życia od podstaw? Skłaniał się raczej ku przeprowadzce do Gdańska. By być bliżej córki. Mieć większą szansę choćby na przypadkowe spotkanie. Pluł sobie w brodę, że w ogóle wsiadł do tego pociągu i wrócił do Krakowa. Po co? Nic go przecież już tutaj nie trzymało. Ale w sytuacji silnego stresu zadziałały odruchy. Przyjechał do domu, by sobie uświadomić, że już go nie ma.