Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– I takie jest. – Kiwnął głową. – Nawet się ogoliłem na tę okazję, choć, uwierz, okropnie mi się nie chciało. Ale rozmowa kwalifikacyjna ma swoje prawa.

– Szukasz pracy? – Siadła naprzeciw niego, zapominając, że miała włączyć ekspres. Poczuła w tym momencie wielką ochotę, by posłuchać rady Malwy. Złapać kucharza i zamknąć w chłodni. Taka okazja mogła się po raz kolejny nie powtórzyć. Jakub nawet nie wiedział, na co się naraża.

– Tak. – Znów kiwnął głową. – A ty? Masz jeszcze jakiś wolny etat?

– Ja? – Była tak zaskoczona, że nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. – Oczywiście, ale…

– To weź mnie pod uwagę – zaproponował.

– Ale dlaczego?! – zawołała.

– Bo jestem dobrym kucharzem. Mam za sobą kilka lat doświadczenia i bardzo dużo wolnego czasu. A także ogromne pragnienie, by ci się udało.

– To dziwne, że obcy człowiek tak się przejął…

– Nie będę cię oszukiwał – przerwał jej szybko. Nie chciał, by wyciągała pochopne wnioski. – Nie jestem aniołem z nieba ani człowiekiem o złotym sercu, który bezinteresownie chce ci pomóc. To zbieg okoliczności. Czasem tak się w życiu złoży. Nie ma nic wspólnego z tobą. Rzeczywiście się nie znamy, ale bardzo mi zależy, żebyś nie sprzedała tego miejsca i osiągnęła sukces. Pomogę ci.

– No cóż. Nie ukrywam, że to dziwne. – Karolina zaczęła być coraz bardziej sceptycznie nastawiona do tego pomysłu. I choć jeszcze chwilę temu marzyła, by w drzwiach stanął prawdziwy kucharz, teraz daleka była od tego, by zaufać temu człowiekowi.

– Okej. Powiem ci więcej, bo widzę, że się wahasz, choć lepszej oferty nie znajdziesz. Ktoś mnie skrzywdził. Bardzo. Zabrał mi wszystko, co w życiu cenne. Rodzinę i pracę. Jednego dnia. Powiedział, że jestem nikim i samemu nigdy nic mi się nie uda. Chcę udowodnić sobie i jemu, że nie miał racji.

– Rozumiem. – W tych słowach było wiele prawdy. Doskonale widziała, co to znaczy stracić tak wiele jednego dnia.

– Przepraszam cię, że nie opowiem ci pięknej bajki, że chcę u ciebie pracować, bo porwałaś mnie swoją historią o babci i starym portrecie, choć to też trochę prawdy. Ale nie chce cię okłamywać. Lubię czyste układy.

– Nie mogę ci wiele zapłacić – zaczęła od razu od najważniejszej kwestii.

– Zdaję sobie sprawę. Nie chcę zresztą pensji…

– No w to już nie uwierzę. – Karolina wstała od stołu. Zaczęła się bać. W tym wszystkim krył się jakiś podstęp, być może o bardzo nieprzyjemnych konsekwencjach.

– Ale udział w zyskach – dokończył Jakub.

– Ach tak! – Usiadła z powrotem. Powoli zaczynała rozumieć.

– Dokładnie. Wnoszę umiejętności, ty lokal. Jesteśmy wspólnikami. Interesuje mnie wyłącznie układ po połowie i równe prawo głosu w każdej sprawie.

– Twardo negocjujesz – powiedziała to tylko dla zasady. Wiedziała, że Jakub spada jej z nieba, i on też miał tego świadomość.

– Od razu też chciałbym, żeby było jasne. Wszystko legalnie, na papierze, potwierdzone stosownymi umowami. Już raz pracowałem, licząc na dotrzymanie ustnej obietnicy, więcej tego błędu nie popełnię.

Karolina milczała przez chwilę. Babcia rzucała jej z portretu ponaglające spojrzenia.

– Rozumiem – powiedziała po zastanowieniu. – Ale proszę, żebyś spróbował się postawić na moim miejscu. Ja cię wcale nie znam. Nawet nie wiem, czy mówisz prawdę. Nie mogę tak po prostu oddać ci połowy udziałów.

– Połowy udziałów w czym? – zapytał. – W niczym, bo restauracja nie działa. Pięćdziesiąt procent od zera to ile? Przecież tutaj już nic nie ma. A ja nie chcę twojego lokalu. Tylko połowę nieistniejącej restauracji, którą zamierzam postawić na nogi.

Karolina wciąż biła się z myślami. Nie umiała jakoś przyjąć z ufnością tego nagłego zwrotu w jej życiu. Stała się ostrożna jeszcze bardziej niż dotąd.

– Dobrze. – Tym razem to Jakub wstał od stołu. – Powiem szczerze, jestem zaskoczony, bo sądziłem, że rzucisz mi się na szyję z radości. Ale może to nawet zrozumiałe i dobrze o tobie świadczy. Jeśli nie chcesz podpisywać umowy, daj mi tydzień próbny. W przyszłą sobotę zdecydujesz, czy chcesz, żebym z tobą pracował, czy też nie.

Spojrzała na niego czujnie. Wzbudzał zaufanie. Patrzył jej śmiało w oczy. Starała się nie brać przy tej ocenie pod uwagę faktu, że jest także bardzo przystojny. Postawny, z jasnymi długimi włosami. Miał jak na faceta wyjątkowo ciemne rzęsy, fajnie wyglądały z jasnoniebieskimi tęczówkami. Zaczerpnęła powietrza, żeby sobie przypomnieć, że ma przede wszystkim sprawdzić jego zawodowe kompetencje, a nie przejrzystość oczu.

– Zgoda. – Teraz naprawdę się ucieszyła. Podała mu rękę. – To ja zaparzę tę kawę i może przyniosę jakieś dobre ciastko od Michalskich. Taka okazja wymaga świętowania. A mówię ci, oni mają takie pyszne eklery, jakich jeszcze nigdzie nie jadłam…

Przerwała, bo miała wrażenie, że Jakub nagle spochmurniał. Ale szybko się opanował.

– Okej – powiedział. – Świetny pomysł. Ja się mogę zająć kawą, a ty, jeśli masz ochotę, skocz po ciastka. Chętnie spróbuję.

Mówił prawdę, chciał sprawdzić, jak teraz smakują. Słynne eklery Michalskich to było jego dzieło. Przepis bardzo stary. Jeszcze sprzed wielu dziesięcioleci, kiedy kobiety miały więcej czasu, często dziewki kuchenne do pomocy, o podniesionym cholesterolu nikt nie słyszał, a masy do ciasta ucierało się ręcznie. Zmodyfikował tę recepturę. Ale nie o wszystkich składnikach powiedział szefowi. Ciekawy był, czy nadal potrafią je robić.

Chwilę później jego ciekawość została zaspokojona.

Karolina wpadła zmachana do sali, taszcząc w obu dłoniach delikatny pakunek. Jakub niecierpliwie rozerwał papier, wziął pierwsze ciastko i spróbował.

– Ha! – powiedział już po pierwszym kęsie. – Miałem rację.

– W czym? – zapytała. – Nie sądziłam, że tak lubisz eklery. Myślałam, że siądziemy przy stole, weźmiemy jakieś talerzyki…

– Spróbuj, proszę. – Podał jej jedno z ciastek.

– Zgoda.

Wzięła smakołyk do ręki i ugryzła spory kęs.

– I jak? Dobre? – dopytywał się, ledwo zdążyła przełknąć.

– Ależ ty jesteś nerwowy. Normalnie smakuje – odpowiedziała.

– Naprawdę? – rozczarował się. Dla niego różnica była ogromna, ale jeśli ludzie tego nie czują, nie miała znaczenia. – Spróbuj jeszcze raz.

– Może masz rację. – Karolina spokojnie ugryzła następny kęs i chwilę dłużej potrzymała go w ustach. – Czegoś jakby brakuje. Tak się nastawiłam psychicznie, że będzie pysznie, że od razu mi posmakowało. Nawet się nie zastanowiłam, ale to rzeczywiście trochę inne ciastko.

– Na czym polega różnica? – Patrzył na nią badawczo. Wyraźnie mu zależało na odpowiedzi.

Karolina z przyjemnością wzięła udział w tym eksperymencie. Bardzo lubiła ptysie i miała pretekst, żeby zjeść kolejnego.

– Wiesz… – powiedziała po zastanowieniu. – To ciastko jest takie jakieś… zwykłe – znalazła odpowiednie słowo. – Jak z każdej cukierni, a kiedyś było wyjątkowe.

Ulga sprawiła, że miał ochotę ucałować tę dziewczynę. Ale oczywiście nie zrobił tego.

– Dziękuję ci – powiedział.

– Dlaczego tak bardzo się tym przejmujesz? Cieszysz się, że konkurencja ma się gorzej?

– W pewnym sensie. Kiedyś ci opowiem. Ale to nie jest historia na słoneczny weekend. Poza tym jest długa, a my mamy sporo pracy. W poniedziałek otwieramy na nowo.

Karolina rozejrzała się wokół. Na jej oko nic tu nie było do roboty.

– Zaczniemy od gruntownego sprzątania – zarządził Jakub. – Czuję kurz, stojące powietrze i starość, a powinienem mieć świeżość, czystość i blask. Może zdążymy. Wszystko trzeba to porządnie wyszorować, wymienić, odkurzyć i wypolerować.

– A te kwiaty? – Karolina spojrzała na kompozycje, które sama zrobiła kilka lat temu, kiedy Patryk otwierał restaurację. Od razu zrobiło jej się przykro. Wspomnienia napłynęły bez ostrzeżenia.

– Bardzo ładne. – Jakub skinął głową. – Ale wylatują. Już za długo tu stoją i wyblakły. Poza tym zainwestujemy w świeże. To daje zawsze bardzo mocny efekt.

29
{"b":"690877","o":1}