Czytał to wiele razy. Zaskoczenie, rozpacz, złość. Te uczucia przeplatały się, tworząc okropny, gorzki koktajl.
Czy Ty mnie chcesz ukarać za winy Twojego ojca?
Napisał i wysłał, ale już nie dostał odpowiedzi. Był tak wściekły, że miał ochotę roztrzaskać telefon. Nic by to jednak nie dało. Wiedział, że ma rację i Agnieszka zachowuje się irracjonalnie nie z powodu tego, co wydarzyło się teraz, ale ze względu na przeszłość. Jej ogromny żal do ojca, który narastał latami, wybuchł z wielką siłą i uderzył na oślep. Niszcząc i depcząc to, co do tej pory udało się zbudować.
– Nie może tak być – powiedział i szybko wstał z ławki.
Wrócił pod restaurację Michalskich. Szedł tak szybko, że kółka walizki z trudem wytrzymywały to tempo. Ale miał pomysł. Znał już przyczynę kryzysu i widział nadzieję na jego rozwiązanie. Zaangażować się jednak musiał ten, który najbardziej zawinił.
Śmiało otworzył drzwi. Wtargał bagaż do środka, a wszyscy kelnerzy natychmiast spojrzeli w jego stronę. Uśmiechnęli się, sądząc, że Jakub wraca do pracy. Był tutaj powszechnie lubiany.
– Jest szef? – zapytał szybko, ale nie musiał czekać na odpowiedź.
Zygmunt Michalski wyszedł z zaplecza. Jak zawsze z pełnym zadowolenia uśmiechem i dłońmi założonymi za plecy. Szybko jednak zmienił wyraz twarzy.
– Czego chcesz? – zapytał nieuprzejmie, ale cicho, żeby nie wywoływać niepotrzebnej sensacji. Sala pełna była gości, a pracownicy też pilnie nadstawiali ucha.
– Musimy porozmawiać – odpowiedział szybko Jakub. – Mam ważną sprawę.
– Nareszcie! – ucieszył się ojciec Agnieszki. – Liczę, że masz dobre wieści. Wiedziałem, że się w końcu pogodzicie. Co to w ogóle za pomysł tak się kłócić? Nie powinieneś był na to pozwolić. Moja żona też nieraz miała pretensje, ale w końcu zrozumiała, co jest ważne, i od tej pory jest spokój.
– Dziewczyny wciąż są w Gdańsku. – Jakub ostudził jego zapały. – Ale wiem dlaczego i co ważniejsze, mam pomysł, jak je skłonić do powrotu. Musimy to jednak zrobić razem.
– Wiadomo. – Zygmunt przewrócił oczami i westchnął teatralnie. – Nic beze mnie nie jesteście w stanie załatwić. Do wszystkiego potrzebny jest tata. Tymczasem Agnieszka jeszcze potrafi na mnie narzekać, że miała smutne dzieciństwo. Prawda jest taka, że sama nie poradziłaby sobie nawet przez chwilę.
– Ja właśnie o tym – powiedział Jakub. Nie mógł uwierzyć, że Zygmunt ma do tego stopnia fałszywe pojęcie o swojej sytuacji rodzinnej. – Ona ma żal nie do mnie – powiedział dobitnie. – Ale do ciebie!
– Słucham? – Michalski nie zrozumiał.
– Uciekła z powodu tego, co wydarzyło się wiele lat temu – zaczął tłumaczyć Jakub. Bardzo mu zależało, żeby do ojca Agnieszki dotarło wreszcie, co się naprawdę dzieje, i żeby pomógł to odkręcić.
– Co ty pleciesz? – Na razie się na to nie zanosiło.
– Kiedyś była opuszczonym, wiecznie czekającym na ojca dzieckiem – wyjaśniał Jakub ze spokojem. – Cały czas o tym pamięta, ma żal. Nie chce tego przeżywać jeszcze raz. Ale to nie na mnie tak naprawdę jest wściekła, choć tak właśnie jej się wydaje, lecz na ciebie. Wiem, gdzie mieszkają. Powinieneś pojechać ze mną i ją przeprosić, zaproponować zmiany…
– Oszalałeś?! – przerwał mu Zygmunt. Pozwolił na tak długą tyradę wyłącznie dlatego, że zatkało go z zaskoczenia. – Co za bzdurna teoria! W życiu nie słyszałem większych głupot. Jak już chcesz na kogoś zwalić winę, to się lepiej postaraj, bo to, co tu odstawiasz, to prawdziwa żenada.
– Nie musisz mi przyznawać racji. – Jakub przyjął jego reakcję ze spokojem. Ponad wszystko zależało mu, by się dobrze zrozumieli. – Po prostu się zastanów – poprosił. – Jeśli to zrobisz, będziesz wiedział, że mówię prawdę. Agnieszka zawsze miała do ciebie ogromny żal. Wiesz przecież o tym. Sam przed chwilą mówiłeś. To poczucie krzywdy jest w niej większe, niż się spodziewaliśmy. A ja niestety dołożyłem drwa do ognia, bo cię posłuchałem i robiłem to samo.
Michalski zaczerpnął powietrza i nie mógł wypuścić. Zatkało go.
– Ach! – zawołał wreszcie. – Więc to tak okazujesz swoją wdzięczność za to, że zostałeś przyjęty do rodziny jak swój? Że cię wpuściłem do firmy, traktowałem jak syna…
– To akurat prawda – przyznał ze smutkiem Jakub. – Gdybyś miał syna, pewnie byś go też przymuszał do pracy ponad siły, a na koniec oszukał, ale nie w tym rzecz. Nie chcę się teraz kłócić. Proszę cię o pomoc, bo jesteś jedyną osobą, która może wpłynąć na Agnieszkę.
Michalski odwrócił się do niego plecami. Jakub zaczerpnął powietrza, wiedział, że za wszelką cenę musi zachować spokój.
– Nie układa się teraz między nami – powiedział proszącym tonem. – Ale przecież tyle lat pracowaliśmy razem. Kocham twoją córkę, jestem ojcem Martynki. Wysłuchaj mnie. To bardzo ważne.
– Mowy nie ma! – Zygmunt odwrócił się i spojrzał na niego. Jego twarz była czerwona od gniewu. – Zawiodłem się na was ogromnie. Na obojgu. Zostawiliście mnie po tym wszystkim, co dla was zrobiłem. I jeszcze teraz mam spokojnie wysłuchiwać oskarżeń?! Ja?!!! Całe życie tylko pracowałem dla rodziny.
Jakub spojrzał na niego ze współczuciem. To była pułapka, którą dobrze znał. Wyrażanie uczuć wyłącznie za pomocą pracy. Zygmunt tkwił w niej po uszy. Ale w jego przypadku było jeszcze coś więcej. Upór i zaciekłość. Michalski nie chciał nikogo słuchać. Widocznie wbrew temu, co mówił, nie kierowało nim tylko dobro bliskich, ale też własna wygoda. Poszedł na łatwiznę, bo o wiele prościej osiągnąć zawodowy sukces, niż codziennie budować rodzinne szczęście.
– Bardzo cię proszę. Daj mi szansę – próbował jeszcze walczyć, choć czuł powoli, że jest na straconej pozycji. – A przede wszystkim samemu sobie.
– Wynoś się! – krzyknął Zygmunt, nie bacząc nawet na to, że jego podniesiony głos może być słyszalny na sali pełnej gości. – Tego już za wiele! Nie będzie mi taki prostak mówił, co mam robić. Przyszedłeś tu z pustymi rękami i tak samo odejdziesz, bo nie jesteś nic wart. I nic nie rozumiesz. Agnieszka wróci. Nawet jeśli ma żal. Zrobi to szybko, jak tylko skończy jej się kasa. Takie są bowiem kobiety. Powiem ci jeszcze jedno. Przyjdzie do mnie, nie do ciebie, bo ty masz tylko puste ręce. Wynocha!!! – zawołał z takim zacietrzewieniem, że prawie się opluł.
Jakub spojrzał mu w oczy. Chciał zobaczyć, czy to, co usłyszał, było tylko efektem zdenerwowania, czy też Zygmunt naprawdę tak myślał.
– Nie rozumiem, na co się tak tępo patrzysz! – wyskoczył na niego Michalski. – Czego oczekiwałeś? Kolejnego wsparcia? Myślisz, że jesteśmy partnerami i będziemy sobie rozmawiać jak równy z równym? Nigdy nimi nie byliśmy. Nie jesteś wcale zdolny ani utalentowany, jak ci się, głupi chłopcze, wydaje. Beze mnie nic byś nie osiągnął. Powtarzam. Nic.
Jakub zamarł. Te słowa go zmroziły. Wiedział, że są nieprawdziwe, a jednak potwierdzały jego najgorsze obawy. Te najgłębiej skrywane. Był tutaj nikim. Jego słowa się nie liczyły. Może w ogóle rzeczywiście był nikim?
– Widzę po twojej minie, że zaczynasz coś kumać. – Michalski uśmiechnął się z kpiną i zrobił krok w stronę drzwi. – Powoli, ale dobre i to. Zapamiętaj sobie, że nie ma tu już dla ciebie miejsca. W życiu mojej córki także. Wróci do mnie, a ja o nią zadbam. Rozwijam się, będę jeszcze bogatszy. Naprzeciwko nas upadła restauracja. Świetne miejsce. Kupię je i postawię na nogi. Ty zaś będziesz nadal nikim. – Zygmunt sam miał świadomość, że plecie za dużo. Poniosły go nerwy i nie panował już nad sobą. Nie rozumiał, dlaczego Jakub tak bardzo go wyprowadził z równowagi. Nie dopuszczał do siebie myśli, że być może z tego powodu, iż powiedział mu prawdę.
Jakub zacisnął usta, zaraz potem odwrócił się na pięcie. Padła jego ostatnia nadzieja. Nie miał już pomysłu, jak mógłby polubownie rozwiązać tę sprawę. Wyszedł z zaplecza na salę. Pachniało ich flagowym rosołem i słodkim kremem czekoladowym. Przeciskał się między stolikami, ciągnąc swoją nieszczęsną walizkę. Nie przejmował się tym, że wszyscy na niego patrzą.