Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Znałem Arnette. Chodziliśmy razem do szkoły. Parę razy wybraliśmy się na randkę.

– A Francie Logan? – Palec Burnsa zjechał niżej, na drugi zestaw zdjęć.

– Znałem Francie. – Dwayne odwrócił oczy. – Wszyscy znali Francie. Wyrosła tu. Przez jakiś czas mieszkała w Jackson, ale po rozwodzie wróciła do Innocence.

– A czy znał pan Eddę Lou Hatinger?

Dwayne zmusił się, by spojrzeć na tablicę, ale skupił wzrok na palcu Burnsa.

– I Eddę Lou, i Darleen też, bo do tego pan zmierza.

– Znał pan kobietę o nazwisku Barbara Kinsdale?

– Nie sądzę. – Dwayne zmarszczył brwi, powtarzając nazwisko w myślach. – Tutaj nikt się tak nie nazywa.

– Jest pan pewien? – Burns odczepił zdjęcie od tablicy. – Proszę się przyjrzeć.

Dwayne wziął zdjęcie, dziękując Bogu, że przedstawia żywą kobietę. Ładną brunetkę koło trzydziestki, z prostymi włosami do ramion.

– Nigdy jej nie widziałem.

– Nie widział pan? – Burns zajrzał do notatek. – Barbara Kinsdale, metr siedemdziesiąt wzrostu, waga pięćdziesiąt dwa kilogramy, brązowe włosy, niebieskie oczy. Wiek trzydzieści jeden lat. Czy ten opis z nikim się panu nie kojarzy?

– Trudno powiedzieć.

– To niemal dokładny opis pana byłej żony. Pani Kinsdale pracowała jako kelnerka w klubie „Stars and Bars” w Nashville. Adres zamieszkania: 3034 Eastland Avenue. Trzy przecznice od domu pana eks – żony. Emmett Cotrain, narzeczony pana eks – żony, występował w „Stars and Bars”. Interesujący zbieg okoliczności, prawda?

Strużka potu spłynęła Dwayneowi po plecach.

– Chyba tak.

– Co więcej, pani Kinsdale została znaleziona w Percy Pirest Lake, na obrzeżach Nashville, późną wiosną. Była naga, miała poderżnięte gardło i okaleczone ciało.

Burns rzucił fotografię na biurko. Tym razem było to zdjęcie trupa.

– Gdzie pan był w nocy dwudziestego drugiego maja, panie Longstreet?

– O Jezu! – Dwayne zamknął oczy. Ciało zostało odkryte do zdjęcia i leżało nagie, sine i umęczone.

– Według moich informacji był pan w Nashville od dwudziestego pierwszego do dwudziestego trzeciego.

– Zabrałem chłopców do zoo. – Dwayne przesunął drżącymi dłońmi po oczach. Ta Barbara Kinsdale faktycznie przypomina Sissy. Boże Wszechmogący, zwłaszcza jako trup. – Zabrałem ich do zoo i na pizzę. Nocowali ze mną w hotelu.

– W nocy dwudziestego drugiego widziano pana w hotelowym barze. Około trzeciej trzydzieści. Dzieci z panem nie było.

– Spały. Zostawiłem je w pokoju i zszedłem na dół na drinka. Na parę drinków – powiedział z westchnieniem. – Sissy suszyła mi głowę, żebym dał jej więcej pieniędzy. Wychodziła za mąż i chciała kupić większy dom. Wypiłem tylko dwa drinki, bo pamiętałem, że chłopcy śpią na górze.

– A czy nie zadzwonił pan do żony z baru tuż przed północą? – ciągnął Burns. – Nie groził jej pan?

– Zadzwoniłem. Siedziałem w pokoju, podczas gdy chłopcy spali. Moi chłopcy. Uznałem, że to nie w porządku, że mam jej pomóc kupić większy dom, żeby mogła w nim mieszkać z innym mężczyzną, którego moi synowie będą uważali za ojca. – Blady, roztrzęsiony Dwayne spojrzał na Tuckera. – To nie była kwestia pieniędzy.

– To była kwestia dumy – uzupełnił Burns. – Został pan upokorzony przez kobietę. Już raz wystawiła pana na pośmiewisko, wyrzucając pana z własnego domu. Zostawiła pana dla innego mężczyzny, a teraz żądała więcej pieniędzy, żeby żyć wygodnie z tym właśnie mężczyzną.

– Nie obchodzi mnie, z kim ona żyje. To jest nie w porządku…

– Nie w porządku – zgodził się Burns. – Więc powiedział jej pan, że nie da pieniędzy i że pozwie ją do sądu. Że jej pan odpłaci.

– Nie pamiętam dokładnie, co mówiłem.

– Ona pamięta. I lojalnie dodaje, że zawsze strasznie się pan chełpił po pijanemu. Nie potraktowała pana poważnie i wróciła spokojnie do baru. Została nawet po zamknięciu, ponieważ chłopców nie było w domu. Natomiast Barbara Kinsdale opuściła bar około drugiej. Weszła na opustoszały parking, gdzie została ogłuszona i zawleczona do czekającego samochodu. Zawieziono ją nad jezioro i poderżnięto gardło.

Burns zrobił efektowną pauzę.

– Ma pan nóż, panie Longstreet? Nóż myśliwski o bardzo długim ostrzu?

– To jakieś wariactwo. – Dwayne opuścił dłonie na kolana. – Nikogo nie zabiłem.

– Gdzie pan był trzynastego czerwca między dziewiątą wieczorem a północą?

– Na litość boską! – Dwayne poderwał się na nogi. – Burke, na litość boską!

– Myślę, że on powinien mieć adwokata. – Napięcie wyżłobiło bruzdy wokół ust Burke'a. – Chyba nie powinien odpowiadać na więcej pytań bez adwokata.

Burns rozłożył ręce, bardzo zadowolony.

– To jego prawo, oczywiście.

– Jeździłem po okolicy! – wybuchnął Dwayne. – Padał deszcz i nie chciało mi się wracać do domu. Więc wsiadłem w samochód i jeździłem.

– A w nocy dwunastego czerwca? – zapytał Burns. Była to noc śmierci Eddy Lou.

– Nie wiem. Skąd mam, kurwa, pamiętać, co robiłem przez okrągły rok?!

– Nic więcej nie mów. – Tucker położył obie ręce na ramionach Dwayne'a. – Nic nie mów. Słyszysz?

– Tucker, nie zrobiłem tego.

– Wiem. Bądź cicho. – Tucker stanął przed Burnsem, odgradzając go od brata. – Wnosisz oskarżenie?

Świąteczny weekend pokrzyżował plany agenta specjalnego. Nie każdy był tak oddany sprawie tępienia przestępstw jak Matthew Burns.

– Będę miał nakaz w przeciągu dwudziestu czterech godzin.

– Świetnie. A na razie – pieprz się. Idziemy do domu, Dwayne.

– Panie Longstreet. – Burns wstał. – Radzę nie myśleć o opuszczeniu miasta. Rząd federalny ma bardzo długie ramię.

– Muszę się napić.

– Musisz zachować jasny umysł. – Tucker rozpędził samochód Josie do stu dwudziestu na godzinę. – Chwilowo zapomnij o alkoholu, Dwayne. – Oderwał wzrok od szosy, by rzucić bratu ostrzegawcze spojrzenie. – Ugrzęźliśmy i, dopóki nie wydostaniemy się z tego bagna, masz nie pić, zrozumiano?

– Myślą, że ja to zrobiłem. – Dwayne tarł dłońmi twarz jakby chciał zedrzeć sobie skórę. – Myślą, że zabiłem te wszystkie kobiety. Nawet tę, której nigdy nie widziałem. Wyglądała jak Sissy. Chryste, naprawdę wyglądała jak Sissy.

– Zadzwonimy do naszego adwokata – powiedział Tucker spokojnie, choć jego palce zacisnęły się na kierownicy. – A ty będziesz myślał. Będziesz myślał, dopóki nie przypomnisz sobie, gdzie i z kim byłeś w czasie, gdy zamordowano Arnette, Francie i Eddę Lou. Wystarczy jedna. Którejś z tej nocy musiałeś być z kimś. Wtedy nie będą mieli podstaw. Wiedzą, że morderca jest jeden. Przypomnij sobie!

– Myślisz, że nie chcę? Że nie próbuję?! – Dwayne uderzył pięścią w tablicę rozdzielczą. – Cholera, nie wiesz, jak to jest kiedy człowiek zacznie pić. Zapominam, urywa mi się film, wyłączam się! – Jęcząc wsadził sobie głowę między kolana. – Urywa mi się film, Tuck. O, Boże, nie panuję wtedy nad sobą. Mogłem to zrobić. – Przerażony zacisnął powieki. – Jezu, pomóż mi, mogłem je pozabijać i nawet o tym nie wiedzieć.

– Bzdura!

Tucker zjechał na pobocze. Dwayne otworzył załzawione oczy, kiedy samochód zahamował. Patrzył tępo przed siebie. Patrzył i patrzył, aż Tucker szarpnął go za ramię.

– Cholerna bzdura i nie chcę o tym więcej słyszeć. – Pchnął Dwayne'a na fotel i przybliżył twarz do jego twarzy. – Nikogo nie zabiłeś. Masz to sobie wbić do głowy. Chyba wiem, kto jest mordercą.

Dwayne przełknął ślinę. Głowa wirowała mu w tym samym rytmie co żołądek, ale próbował uczepić się tego jednego zdania.

– Wiesz?

– Powiedziałem: chyba. Zbadam to, jak tylko zadzwonimy do adwokata. – Nadal trzymał Dwayne'a za koszulę. – Posłuchaj mnie. Nie pozwolę ci wejść do domu i zdenerwować wszystkich głupim gadaniem. Trzymaj język za zębami. Nie piśniesz słowa, dopóki wszystko się nie wyjaśni. Nasz stary był niezłym popaprańcem i zafajdał sobie życie, ale jednego nas nauczył; czujemy odpowiedzialność wobec rodziny. Trzymamy się razem, Dwayne.

– Wobec rodziny – powtórzył Dwayne. – Nie zawiodę cię. Tucker.

96
{"b":"107067","o":1}