Tucker uśmiechnął się przez chmurę dymu.
– Nie ma jak postęp.
– Prawda. – Nie śpiesząc się, Junior wstał, obejrzał bruzdy na poboczu drogi, odłamki szkła, stwierdził brak śladów poślizgu. Po krótkim namyśle zdecydował, że on też zapali.
– Wiesz, Tucker, zawsze mówiłem, że jesteś najlepszym kierowcą, jakiego widziałem, od czasu, gdy pojechałem na pięćsetkę w Daytonie.
Caroline parsknęła niecierpliwie, co zostało zignorowane.
– Pamiętam, jak skasowałeś Bonnych na dwadzieścia dolców w wyścigu na szosie numer jeden. W lipcu siedemdziesiątego szóstego. Wystawił camaro przeciwko twojemu mustangowi. – Junior wziął zapałkę od Tucke i zapalił pocierając o paznokieć kciuka. – Nie mieli szans.
Tucker przypomniał sobie wyścig z przyjemnością.
– Mieliby większe, gdyby Billy T. pozwolił prowadzić Johnowi Thomasowi.
Junior skinął głową.
– Większe, może. Ale żaden z nich nie ma twojego talentu do kółka.
– Idioci – mruknęła Caroline pod nosem. Nawet jeżeli Junior ją usłyszał, udawał, że nie. Był żonaty od ponad roku i wiedział, kiedy mężczyzna, powinien udawać głuchego.
– Powiedz mi – ciągnął Junior tym samym powolnym, spokojnych głosem – jak to się stało, że wjechałeś w ten słup.
– No cóż… – Tucker zaciągnął się w zamyśleniu. – Można powiedzieć żeśmy się rozeszli, wóz w jedną, a ja w drugą. Układ sterowniczy.
Junior skinął głową i spokojnie palił dalej. Caroline miała wielką ochotę zapytać, czy nie przynieść im ogrodowych krzeseł, żeby mogli pogawędzić na siedząco.
– Coś mi się zdaje, że nawet nie zdążyłeś przydepnąć hamulca.
– Zdążyłem – odparł Tucker. – Hamulce nie działały.
W oczach Juniora błysnęło ożywienie. Ktoś inny na jego miejscu zlekceważyłby całą historię. Ale Junior znał i podziwiał umiejętności Tuckera jako kierowcy.
– Zagadkowa sprawa – powiedział. – Zły układ kierowniczy, złe hamulce. Wszystko naraz w takiej bryce? Miała coś ze sześć miesięcy, no nie?
– Zgadza się. Junior pokiwał głową.
– Trzeba jej się przyjrzeć.
– Byłbym wdzięczny, Juniorze.
Caroline milczała, dopóki Junior nie wrócił do swojej ciężarówki.
– Co ma wspólnego wyścig sprzed piętnastu lat z faktem, że wjechałeś w moją skrzynkę pocztową?
Tucker uśmiechnął się.
– Co to była za noc! Odsuń się od wozu, skarbie. Może się przechylić przy szarpnięciu. – Żeby utrwalić jej kiełkujące współczucie. Tucker zarzucił jej rękę na ramię i pozwolił się odprowadzić parę kroków w tył.
– Słabo ci?
Nie było mu słabo, ale w jej głosie usłyszał tyle troski!
– Odrobinę – powiedział zwolna, jakby nadrabiał miną. – To minie. – Stłumił uśmiech, kiedy opasała go w pasie ramieniem.
– Chodźmy do samochodu. Odwiozę cię do domu.
Do domu! Cholera! A już zaczynał robić postępy. – Wolałbym wyciągnąć się na kanapie, zanim odzyskam siły. Czuł, że ona się waha. Wtedy usłyszał klakson i zmełł w ustach przekleństwo. Dwayne zatrzymał swojego białego caddy na samym środku drogi i wyskoczył. Był nie ogolony, a włosy sterczały mu na wszystkie strony. – Jezu miłosierny, chłopie!
Obrzucił Tuckera szybkim spojrzeniem, stwierdził, że brat stoi na obu nogach i przeniósł całą uwagę na samochód, który Junior zdejmował ze słupa.
– Wybrałeś się na niedzielną przejażdżkę, Dwayne?
– Crystal dzwoniła. – Dwayne gwizdnął przez zęby, kiedy zobaczył przód porsche'a. – Singleton Fuller był na stacji, kiedy Junior odebrał telefon. Wpadł na Jeda Larssona, który opowiedział wszystko Crystal, która przyszła po skrzynkę coli. Dobrze, że to ja odebrałem telefon, a nie Josie. – Pod wpływem cudownych leków Josie jego kac ustąpił na tyle, że Dwayne był w stanie odczuwać coś poza własnym bólem głowy. – Kurczę blade, Tucker, załatwiłeś to cacuszko.
Tracąc cierpliwość, Caroline wciągnęła gwałtownie powietrze.
– Twój brat czuje się lepiej, niż można by się spodziewać w tych okolicznościach – wystrzeliła. – Mogło być gorzej, a tak, zadrapał sobie tylko czerep. To zrozumiałe, że niepokoi cię stan brata, ale proszę mi wierzyć, nic mu nie będzie.
Junior przerwał robotę i zamarł z papierosem zwisającym z kącika ust. Dwayne zamrugał bezradnie powiekami. Tucker robił co w jego mocy, by nie ryknąć śmiechem.
Ona za mną szaleje, zdecydował.
– Tak – powiedział Dwayne ze skrupulatną uprzejmością. – Widzę, że nic mu nie jest. Przyjechałem zabrać go do domu.
– Cóż za troskliwa rodzina.
– Faktycznie, trzymamy się razem. – Kiedy się uśmiechał, było w nim coś zniewalającego, mimo przekrwionych oczu i aury przepicia.
– Nigdy nie spotkałam podobnej rodziny – powiedziała Caroline szczerze.
– Załatwione, Tuck – zawołał Junior. – Sprawdzę, co i jak, i dam ci znać.
– Dzięki, Junior. – Tucker musiał się odwrócić. Po prostu nie mógł patrzeć, jak odholowują jego samochód. Było to niemal tak przykre, jak Widok kogoś bliskiego na noszach.
– Miło cię było znowu widzieć, Caroline – powiedział Dwayne, po Czym ruszył w stronę swojego samochodu. – Chodź, Tucker. Zaczynał się mecz, kiedy Crystal zadzwoniła. Straciłem już pierwszą połowę.
– Za chwilę. – Tucker odwrócił się ku Caroline. – Dziękuję za opiekę. – Dotknął jej włosów. – I za to, że mnie wysłuchałaś. Nie cwałem sobie sprawy, jak bardzo chcę z kimś porozmawiać.
Potrzebowała chwili, by uświadomić sobie, że Tucker mówi poważnie. Nie dostrzegła kpiącego błysku w jego oczach.
– Zawsze do usług – powiedziała.
– Chciałbym ci się jakoś odwdzięczyć. – Kiedy cofnęła głowę przed jego dotknięciem, Tucker ujął ją za podbródek. – Chciałbym zaprosić cię dzisiaj na kolację do Sweetwater.
– Naprawdę, Tucker, nie musisz tego…
– Nagle zapragnąłem, byś zobaczyła mnie w bardziej sprzyjających okolicznościach niż te, które udawało mi się stworzyć dotychczas. – Błądził palcami między jej uchem a podbródkiem. – Zapragnąłem cię zobaczyć, kropka.
– Nie chcę niczego zaczynać, z nikim – powiedziała spokojnie, choć puls walił jej w skroniach.
– Zapraszanie sąsiadów na niedzielną kolację jest starą tradycją w tych okolicach.
Musiała się uśmiechnąć.
– Nie będę łamała starych tradycji.
– Cholera, Tuck, pocałuj ją po prostu i chodźmy – zawołał Dwayne. Oddając uśmiech, Tucker przesunął kciukiem po jej wargach.
– Nie pozwoli mi. Na razie. Czekam o piątej, Caro. Oprowadzę cię po Sweetwater.
– Dobrze.
Patrzyła, jak idzie do cadillaka i sadowi się ostrożnie na przednim siedzeniu. Zdążył jeszcze posłać jej szybki uśmiech, zanim Dwayne wystrzelił w stronę Sweetwater, jadąc dokładnie środkiem drogi.
– Lecę jak głupia z kiermaszu, myśląc, że rozbiłeś sobie głowę albo co gorszego, a ty mi mówisz, że mamy gości na kolacji! – Della grzmotnęła wałkiem w bryłę ciasta. – Teraz nie wiem, ile pieniędzy zebrałyśmy. Musiałam zostawić wszystko w rękach Susie Truesdale, a ona tak się zna na handlu jak nie przymierzając ty.
Ponieważ refren ten rozbrzmiewał od dobrych trzech godzin, Tucker uznał, że czas działać. Wyciągnął z kieszeni dwadzieścia dolarów i położył jej na kuchennym blacie.
– Masz. To mój wkład w kiermasz ciast Świętej Trójcy.
– Hmmm. – Zwinne palce Delii chwyciły banknot i upchnęły go w czeluściach fartucha. Ale pieniądze nie mogły kupić jej milczenia.
– Myślałam, że dostanę zawału. Przylatuje Earleen i mówi, żeś rozbił samochód. A mówiłam ci, kiedyś go kupował, że zrobili go cudzoziemcy i nic dobrego z tego nie wyniknie. Podobnie jak ze ścigania się po drogach w dzień święty. – Włożyła rozwałkowane ciasto do formy. – A kiedy przybiegam do domu zobaczyć, czy jesteś żywy czy martwy, ty mi mówisz, że zaprosiło gościa na kolację.
Pofukując, przycinała odstające końce ciasta.
– Jakby szynka się miała upiec sama. Wnuczka Etidht! Miałam dużo sympatii dla Edith. Opowiadała mi, jak to jej wnuczka jeździ do Paryża i Włoch, że była w samym Pałacu Buckingham i jadła kolację z prezydentem w Białym Domu. – Rozwałkowała następną grudę ciasta. – I ona przychodzi na kolację, a je nie mam nawet czasu sprawdzić, czy nie trzeba wyczyścić sreber. Twoja mama przewróciłaby się w grobie, niech spoczywa w pokoju, gdybym nie użyła dobrych sreber. – Otarła wierzchem dłoni czoło, zadzwoniły ciężkie bransolety na jej przegubach. – A on myśli, że niedzielna kolacja zrobi się sama. Iście po męsku.