Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Teddy bez trudu wyobraził sobie Josie okrytą jedynie płaszczem jasnych włosów i uznał, że sam bawiłby się świetnie.

– Brak poczucia humoru – stwierdził.

– Dokładnie! Więc kiedy zdecydowałam się ponownie upolować męża, szukałam naturalnie kogoś zupełnie odmiennego. Na ranczu dla turystów w Oklahomie spotkałam nieokrzesanego faceta w typie kowboja. Bawiliśmy się nieźle. – Westchnęła na to wspomnienie. – Potem odkryłam, że mnie zdradza. To jeszcze nie tragedia, ale okazało się, że robi to z kowbojami.

– Oj! – Teddy skrzywił się boleśnie. – A ja myślałam, że to niedelikatne, kiedy moje żony mówiły, że mam parszywą pracę. – Mrugnął do Josie. – Kobiety na ogół nie lubią rozmawiać o mojej pracy.

– Uważam, że jest fascynująca. – Zamówiła następną kolejkę, zmieniając pozycję tak, by dosięgnąć nagą stopą jego łydki. – Musisz być bardzo mądry, żeby przeprowadzić te wszystkie testy i odkryć mordercę tylko na podstawie zwłok. – Pochyliła się ku niemu. Oczy jej płonęły. – Nie rozumiem, jak to możliwe, Teddy. To znaczy, jak możesz dowiedzieć się czegoś o zabójcy z ciała ofiary?

– No cóż – Teddy łyknął piwa. – Pomijając cały ten zawodowy żargon, trzeba po prostu dopasować elementy układanki. Przyczyna zgonu, czas i miejsce. Włókna, krew nie należąca do ofiary. Fragmenty skóry, próbki włosów.

– Brrr! – Josie wstrząsnęła się lekko. – Brzmi to trochę upiornie Znalazłeś coś u Eddy Lou?

– Mamy czas, miejsce i metodę. – W przeciwieństwie do większości swoich kolegów po fachu, Teddy'ego nie nudziły rozmowy o pacjentach. – Po przeprowadzeniu testów porównam swoje spostrzeżenia z tym, co odkrył koroner dwóch poprzednich ofiar. – Teddy poklepał ją współczująco po ręce. - Znałaś pewnie całą trójkę.

– Jasne. Chodziłam do szkoły z Francie i Arnette. Z Anette umawiałyśmy się nawet na podwójne randki w naszej szalonej, zmarnowanej młodości. – uśmiechnęła się do kufla z piwem. – A Eddę Lou znałam przez całe życie, chociaż nie byłyśmy przyjaciółkami. Przykro pomyśleć, że ona umarła.

Wsparła podbródek na dłoni. Było w niej coś cygańskiego; długie, kręcone ciemne włosy, złociste oczy, złotawa skóra. Spotęgowała ten efekt, wkładając kolczyki w kształcie wielkich kół i czerwoną elastyczną bluzkę odsłaniającą ramiona, na sam jej widok Teddy'emu ślinka napłynęła do ust.

– Pewnie nie możesz ustalić, czy bardzo cierpiała? – zapytała Josie miękko.

– Mogę tylko powiedzieć, że większość ciosów została zadana już po jej śmierci. Nie myśl o tym.

– Nie mogę nie myśleć. – Spuściła oczy na świeży kufel piwa. – Prawdę mówiąc… a mogę chyba powiedzieć ci prawdę. Mogę, Teddy?

– Jasne.

– Śmierć mnie fascynuje. – Roześmiała się z zażenowaniem i pochyliła ku niemu. Podchwycił uwodzicielski zapach jej perfum, poczuł muśnięcie piersi na swym ramieniu. – Myślę, że mogę ci o tym powiedzieć. To przecież twoja praca. Kiedy ktoś zostaje zabity i piszą o tym w gazetach albo pokazują w telewizji, nie mogę się oderwać.

Zachichotał.

– To normalne. Tylko nikt się do tego nie przyznaje.

– Masz rację. – Przysunęła się do niego razem z krzesłem. Ciemne włosy musnęły mu policzek. – Wiesz, kiedy puszczają programy w rodzaju „Sprawy bieżące” albo,,Nie rozwiązane zagadki”, o psychopatach i masowych mordercach, Wydaje mi się to pasjonujące. To znaczy, dlaczego robią to ludziom i dlaczego tak trudno ich złapać. Wszyscy jesteśmy trochę zaniepokojeni tym, że ktoś taki chodzi sobie po mieście, a z drugiej strony to jest takie podniecające, rozumiesz?

Teddy podniósł kufel, jakby chciał zasalutować.

– Dzięki temu właśnie sprzedają się brukowce.

– Dzięki dociekliwym umysłom, tak? – Zachichotała i stuknęła się z nim kuflem. – Mam prawdziwie dociekliwy umysł. Wiesz co, Teddy… Nigdy nie widziałam trupa. To znaczy, takiego nie umalowanego, przed Włożeniem do trumny.

Wyczytał pytanie w jej oczach i zmarszczył brwi.

– Posłuchaj, Josie, naprawdę nie musisz tego oglądać. Dalej gładziła go stopą po łydce.

– Może to zabrzmi dziwnie i strasznie, ale myślę, że to mogłoby być… pouczające.

Teddy wiedział, że popełnia błąd, ale trudno było wyperswadować coś Josie Longstreet, kiedy już podjęła decyzję. Fakt, że byli oboje na wpół pijani i mocno rozbawieni, wcale mu w tych perswazjach nie pomógł. Po trzech nieudanych próbach udało mu się wsadzić klucz w tylne drzwi zakład Palmera.

– To jest brama wjazdowa? – zapytała Josie, dławiąc dłonią nerwowy chichot.

Teddy cofnął się myślą do okresu dzieciństwa. – „Zakład Pogrzebowy Tu się najlepiej zabalsamujesz”.

Josie aż przykucnęła ze śmiechu. Zataczając się, weszli do środka.

– Chryste, ale tu ciemno.

– Zaraz zapalę światło.

– Nie. – Serce waliło jej młotem. Wzięła rękę Teddy'ego i przycisnęła do swojej piersi. – Światło zepsuje nastrój.

Teddy oparł ją plecami o drzwi i zatonął w długim, cmokliwym pocałunku. Przycisnął Josie mocniej do drzwi i sięgnął pod jej bluzkę. Piersi wymsknęły się z płytkich miseczek i spoczęły w jego dłoniach. Brodawki miała duże i stwardniałe na kamień.

– Jezu! – wydyszał. – Masz doskonałe napięcie mięśni. – Zastąpił dłonie ustami i zaczął ściągać z niej szorty.

– Poczekaj chwilę, skarbie. Ależ jesteś napalony. – Roześmiała się i odepchnęła go lekko. – Poszukam latarki. – Zanurzyła rękę w torebce i wyciągnęła latarkę wielkości długopisu. Omiotła światłem ściany, tworząc rozdygotane cienie. Zakręciło jej się w głowie ze strachu i podniecenia. Zupełnie jakby oglądała horror na Sky View.

– Dokąd teraz?

Teddy przesunął palcami po jej nagim ramieniu. Zadrżała.

– Proszę tędy – powiedział dworsko i ruszył powłócząc nogami.

– Niezły z ciebie numer, Teddy – roześmiała się. Ale trzymała się tuż za nim, prawie depcząc mu po piętach. – Pachnie zwiędłymi różami i… Bóg wie czym.

– To zapach ciał, z których uszły dusze, moja droga. – Nie ma sensu wspominać jej o płynie do balsamowania, formalinie i proszku do szorowania rąk. Podszedł do następnych drzwi i w świetle latarki znalazł kolejny klucz.

– Jesteś pewna? Przełknęła ślinę i skinęła głową.

Teddy pchnął drzwi, myśląc z niechęcią o Palmerze i jego manii oliwienia zawiasów. Długie, przenikliwe skrzypnięcie byłoby bardzo bardzo na miejscu w tych okolicznościach. Josie głęboko odetchnęła i zapaliła światło.

– Cholera! – Otarła wilgotne dłonie o szorty. – To wygląda jak gabinet dentystyczny. Po co ci te rękawiczki?

– Naprawdę chcesz wiedzieć? Zwilżyła wargi językiem.

– Chyba nie. Czy to… – ruchem ręki wskazała kształt spoczywający pod białym prześcieradłem. – To ona? – We własnej osobie.

Josie czuła, jak dygocze od środka.

– Chcę zobaczyć.

– W porządku. Wolno patrzeć, nie wolno dotykać. – Teddy podszedł do stołu i odchylił prześcieradło.

Wnętrzności Josie zakołysały się i osiadły z powrotem na swoim miejscu.

– Jezu! – szepnęła. – Ona jest szara.

– Nie miałem czasu jej podmalować.

Trzymając się za żołądek, Josie postąpiła krok naprzód.

– Jej gardło…

– Przyczyna śmierci. – Potarł wnętrzem dłoni twardy jak jabłuszko pośladek Josie. – Nóż miał siedemnastocentymetrowe ostrze. Spójrz tutaj. – Wyjął spod prześcieradła ramię Eddy Lou. – Widzisz przebarwienia na jej przegubach? Otartą skórę? Była związana sznurem do bielizny.

– Rany.

– Poza tym obgryzała paznokcie. – Cmoknął z dezaprobatą i schował jej dłoń. – Siniak u podstawy czaszki… – Odwrócił głowę denatki – dowodzi, że została uderzona przed śmiercią. Na tyle mocno, by straciła przytomność. W tym czasie zabójca związał ją i zakneblował. Włókna w ustach i na języku wskazują na użycie czerwonej bawełnianej tkaniny.

– I dowiedziałeś się tego wszystkiego od niej? – Josie chłonęła każde słowo.

– O wiele więcej.

– Czy została… No wiesz, zgwałcona?

– Robię test. Jeżeli dopisze nam szczęście i znajdziemy ślad spermy, możemy przeprowadzić DNA.

31
{"b":"107067","o":1}