Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Kierując się nagłym impulsem, wróciłam do gmachu sądu i sprawdziłam akty ślubu z lat 1976 i 1977. W lutym 1977 roku Maureen Peabody zawarła związek małżeński z Frederickiem Glazierem. Dla obojga było to już drugie małżeństwo. Ona miała w tym czasie pięćdziesiąt siedem lat, on sześćdziesiąt dwa. Wynikało z tego jasno, że Maureen była macochą Joela Glaziera. Mogłam się założyć, że jej nazwisko pojawi się w gronie członków zarządu spółek Endeavor i Silver Age. Teraz pozostawało już tylko jedno pytanie: kto jest właścicielem firmy Genesis, która zarządzała działalnością Pacific Meadows. Znalazłam ją na liście spółek, których właściciele zwrócili się z podaniem o zarejestrowanie swojej firmy jako prowadzącej działalność gospodarczą. Podanie z ramienia Genesis wniosła Dana Jaffe. Adres do korespondencji znajdował się w Santa Maria. Jako adres domowy podała Perdido, gdzie mieszkała w czasie, gdy szukałam jej zaginionego męża, Wendella. Joel Glazier prawdopodobnie przekonał ją, żeby złożyła podanie o rejestrację spółki, jeszcze zanim się pobrali. Być może nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji. Z pozoru firma Genesis była oddzielnym podmiotem gospodarczym, niezwiązanym z Pacific Meadows. W istocie Glazier sprawował kontrolę nad obiema firmami, co stwarzało mu świetną okazję do czerpania zysków z fałszywych rachunków wystawianych dla Medicare. Cieszyłam się, że nie będzie mnie w pobliżu, gdy Dana się dowie, że po raz kolejny poślubiła oszusta. Była mocno wkurzona, gdy pomogłam wsadzić jej syna do więzienia. Bałam się myśleć, co zrobi, gdy będzie musiała porzucić wygodne życie w Horton Ravine.

Kiedy wyszłam z sądu na ulicę, oślepiło mnie światło i zaczęłam gwałtownie mrugać oczami niczym po wyjściu z mrocznego kina. Spojrzałam na zegarek. Zbliżało się południe, a ja byłam bardzo ciekawa, jak ze sprawą zaginionych pieniędzy radzi sobie policja. Odjęłam wartość dwóch godzin pracy od sumy, którą byłam nadal winna Fionie, po czym poszłam do banku i podjęłam dziewięćset siedemdziesiąt pięć dolarów, zamykając tym samym nasze rozliczenia. Ruszyłam potem ulicą Floresta w stronę arkad, gdzie mieścił się sklep z kanapkami. Stoliki i ławki, nadal mokre po deszczu, nie zachęcały klientów. Mijając sklep, zauważyłam jednak Odessę siedzącego samotnie przy małym marmurowym stoliku. Pomachałam do niego, weszłam do środka i usiadłam na metalowym krześle naprzeciwko niego.

– Jak leci? – spytał.

– Bywało gorzej. Myślałam, że kupisz dziś kanapki na wynos i zjesz przy biurku.

– To zbyt przygnębiające. Potrzebuję trochę światła. Te jarzeniówki w biurze doprowadzą mnie kiedyś do samobójstwa. – Zajął się kolejnym hamburgerem, który spoczywał w czerwonym koszyczku obok sporej porcji frytek.

– Przynajmniej dobrze się odżywiasz.

Uśmiechnął się. W wilgotnym powietrzu jego kręcone włosy otaczały twarz masą drobnych loków. Każda kobieta na jego miejscu wpadłaby w rozpacz i zakupiła całą baterię lakierów, pianek, żeli i płynów prostujących włosy. Paglia poradził sobie z tym problemem bardzo szybko: ogolił głowę na zero.

Odessa gestem dłoni zaproponował mi swoje frytki.

– Nie, dziękuję. Wiesz, spędziłam właśnie sporo czasu w archiwum. Wygląda na to, że wspólnicy doktora Purcella przygotowali wielkie oszustwo i próbowali zrzucić całą winę na niego.

– Masz na myśli Glaziera?

– I Harveya Broadusa. Purcell wszystkiego się domyślił i umówił się na spotkanie z agentami FBI. Kto wie, do czego ci dwaj byli gotowi się posunąć, żeby zamknąć mu usta. A co na to wszystko koroner?

– Na prawej skroni Purcella znalazł ślad prochu. Nie było tego wiele, ale jego zdaniem wygląda to bardziej na strzał z bliskiej odległości niż przystawienie lufy do głowy. Purcell mógłby to zrobić sam, gdyby miał rękę o dwadzieścia centymetrów dłuższą. Wrócili, żeby zbadać teren wokół jeziora, ale jak dotąd nie udało im się znaleźć pocisku. Będą chyba musieli rozszerzyć teren poszukiwań. Niewykluczone, że Purcell został zastrzelony w innym miejscu i dopiero potem samochód trafił na brzeg jeziora.

– Nie byłoby to łatwe, prawda? Z Purcellem siedzącym nadal za kierownicą.

– Jonah też się nad tym zastanawiał. Znasz go. Nie dawał mu spokoju koc, który leżał na kolanach doktora. Pamiętasz? Ten zielony, mohairowy. Zapytał o to Crystal. Powiedziała, że to prezent od niej. Jakiś rok temu przygotowała mu zapasy na wypadek, gdyby utknął gdzieś po drodze: batoniki, wodę w butelkach, latarkę, podręczną apteczkę. Trzymał to wszystko w bagażniku razem z kocem. Jonah sądzi, że zabójca mógł rozłożyć koc na zwłokach, a potem usiąść za kierownicą i pojechać nad jezioro. Koc miał stanowić zabezpieczenie przed śladami krwi.

– Brzmi paskudnie. Ale czy nitki z koca nie przyczepiłyby się do ubrania zabójcy?

– Jasne. Plamy krwi też były nie do uniknięcia, ale miał przecież dość czasu, żeby pozbyć się wszelkich dowodów zbrodni.

Wzięłam frytkę, zamoczyłam w sosie i odłożyłam z powrotem.

– Rozmawiałam wczoraj z Crystal. Znalazła paszport Dowana w kieszeni płaszcza, który nosił w zeszłym roku. A Paulie? Znalazłeś coś?

– Jonah kazał mi to sprawdzić po waszej rozmowie. Zatrzymali ją po raz pierwszy, gdy miała trzynaście lat. Sprzed domu zniknął samochód i babcia, podejrzewając kradzież, wezwała policję. Ale okazało się, że to sprawka Paulie. Zatrzymali ją też za włóczęgostwo i jakieś drobne rozróby. Ta mała ma za dużo wolnego czasu i za mało opieki.

– Niezły z niej numer. Leila też ma sporo na sumieniu.

– Nadal nad tym pracujemy. Posłaliśmy naszego człowieka do tej ich szkoły, żeby sprawdził, czy dni, podczas których była nieobecna, pasują do dat, kiedy podejmowano gotówkę z banku. Kiedy uczennice zamierzają spędzić weekend gdzieś poza domem, muszą mieć pozwolenie rodziców lub opiekunów i zgodę osoby, którą zamierzają odwiedzić. Wygląda na to, że Leila nieźle sobie z tym radziła. A to nie jest łatwe. Władze szkolne wiele już widziały, ale potrafiła wszystkich przechytrzyć. Sprawdzamy teraz wyciągi bankowe i zapisy z firmy, gdzie Dowan wynajmował skrytkę. Prokurator okręgowy i kurator będą dziś po południu rozmawiać z sędzią. Mamy nadzieję, że uda nam się szybko zakończyć całą sprawę.

– Mam coś jeszcze. Parę dni temu wpadłam do domu Crystal w Horton Ravine. Dowiedziałam się, że Leila opuściła bez pozwolenia szkołę. Crystal wpadła w szał i pozwoliła mi przeszukać jej pokój. Pod materacem łóżka znalazłam metalowe pudełko. Prawdopodobnie chowa tam narkotyki, ale równie dobrze mogą się tam znajdować pieniądze. Razem z Paulie mogły planować ucieczkę. Nie byłoby źle, gdybyście przez jakiś czas mieli te pannice na oku.

– To da się zrobić.

Wróciłam do biura o 13:15. Deszcz znów zaczął padać i miałam go już serdecznie dość. Po strzelaninie i związanych z nią przeżyciach ogarnęła mnie dziwna depresja. Pogłębiła ją jeszcze rozmowa z Odessą. Zazdrościłam im, że mają się czym zająć. Purcell bez wątpienia został zamordowany i choć zabójca nadal się wymykał, na pewno niedługo go znajdą.

Siedziałam przy biurku i wpatrywałam się w liście sztucznego fikusa. Pokrywający je kurz wyglądał z daleka jak cieniutka warstwa talku. Za parę dni będę musiała się z tym uporać. Zakręciłam się na krześle, wzięłam do ręki ołówek i narysowałam kwadracik na leżącym na blacie biurka bibularzu.

Resztę popołudnia spędziłam na porządkowaniu spraw, które zebrały się przez miniony tydzień. Przepisałam na maszynie informacje na temat Genesis i zrobiłam kopie rachunków Klotyldy. Do całości dopięłam parę kartek z dokumentów skopiowanych w Pacific Meadows. Miałam nadzieję, że nikt mnie nie zapyta, w jaki sposób zdobyłam te dane. Stojąc przy kopiarce, myślałam o Fionie i jej prośbie o zwrot pieniędzy w gotówce. Nie podejrzewała chyba, że mój czek nie będzie miał pokrycia, więc musiało jej chodzić o coś innego. Przed oczami stale miałam jej dom stojący na porośniętym chwastami wzgórzu, płachty pokrywające podłogi i rusztowania w holu.

78
{"b":"102018","o":1}