Литмир - Электронная Библиотека
A
A

W Del Mar nie znalazłam ani śladu Odessy, więc przeszłam kawałek do Arcade, sklepu z kanapkami, gdzie w malutkim wnętrzu stały trzy stoliki z marmurowymi blatami i metalowe krzesła. Prowadzące sprzedaż na wynos okienko znajdowało się z drugiej strony budynku, gdzie pod czarno-białą markizą ustawiono dwa drewniane stoły i cztery ławki. Odessa siedział tam pochylony nad czerwonym, plastikowym koszyczkiem mieszczącym olbrzymich rozmiarów hamburgera i porcję frytek. Naprzeciwko niego siedział detektyw Jonah Robb. Było lepiej, niż myślałam.

Poznałam Jonaha przed czterema laty, kiedy pracował w wydziale osób zaginionych, a ja właśnie jednej z nich szukałam. Został potem przeniesiony do wydziału zabójstw, awansowany na porucznika i szefa grupy operacyjnej. Był więc szefem Paglii. Kiedy się poznaliśmy, jego małżeństwo przechodziło właśnie jeden z licznych kryzysów i przez pewien czas spotykaliśmy się w moim łóżku. Wkrótce potem jego żona Camilla i ich dwie córki wróciły do domu. Kiedy spotkałam go następnym razem, powiedział mi, że podjęła pracę urzędniczki w sądzie, ale niedługo potem porzuciła zarówno pracę, jak i męża. Tym razem wróciła w ciąży: nosiła pod sercem dziecko innego mężczyzny. Domniemany tatuś postanowił zwiać, zostawiając biedną Camillę na lodzie. Jonah oczywiście znów przyjął ją pod swój dach i ostatnio słyszałam, że z zapałem opiekuje się całą trzódką. Od samego początku naszego związku jak na mój gust było w nim stanowczo za dużo melodramatu. Postanowiłam w końcu to przerwać, ale nie dotarłam jeszcze do etapu, kiedy mogłabym go spotykać bez uczucia lekkiego zażenowania.

Vince Odessa zauważył mnie i pomachał w moją stronę.

– Cześć, chłopaki – powiedziałam.

Jonah odwrócił się na ławce i przywitaliśmy się uprzejmie, próbując nie patrzeć sobie w oczy. Uścisk naszych dłoni przypominał pożegnanie z pastorem po niedzielnym nabożeństwie.

– Jak się miewasz? – spytał.

– W porządku. A jak dziecko? – spytałam. – Musi już mieć chyba ze cztery miesiące?

– Jest wspaniały. Urodził się 4 lipca, zgodnie z planem, i ważył ponad cztery kilo. Prawdziwy olbrzym.

– Jak mu na imię?

– Banner.

– Jak gwiaździsty sztandar? *.

Jonah zawahał się.

– Skąd wiesz? To Camilla wymyśliła to imię, ale ty pierwsza to skojarzyłaś.

– Czysty przypadek.

– Siadaj. – Odessa gestem wskazał mi miejsce przy stole. – Zjesz z nami lunch?

Jonah szybko podsunął mi swój plastikowy koszyczek.

– Proszę. Chętnie się z tobą podzielę. Camilla nie daje mi spokoju i stale namawia do diety. W czasie jej ciąży przytyłem jakieś siedem kilo. Ona szybko się pozbyła swoich kilogramów, a moje jakoś nie chcą mnie porzucić. – Chwycił palcami kawałek ciała w talii, który nabrał kształtu sporej kiełbaski.

Stałam blisko niego i stwierdziłam, że byłoby niepotrzebną demonstracją, gdybym okrążyła stół i usiadła obok Odessy. Opadłam więc na ławeczkę obok Jonaha. Przyjrzałam się jego kanapce i znalazłam tam bekon, sałatę i pomidory z odrobiną guacamole i majonezu. Przyprawiłam to jeszcze sporą ilością soli. Nie lubię sprawiać zawodu moim nerkom.

– Co knujesz? – spytał Odessa. Miałam pełne usta, więc kiedy próbowałam jak najszybciej przełknąć spory kęs kanapki, wrócił do przerwanej rozmowy z Jonahem. – Rozmawialiśmy o Purcellu. Jonah był obecny przy sekcji.

– Doktor Yee stwierdził, że zważywszy na stan ciała, nie może przeprowadzić żadnych badań biochemicznych. Wygląda na to, że śmierć nastąpiła w wyniku jednego strzału w głowę. Znaleźliśmy broń na przednim siedzeniu. To colt python 357 z jednym wystrzelonym nabojem. Reszta nadal tkwiła w magazynku. Yee twierdzi, że istnieje niemal stuprocentowe prawdopodobieństwo, że Purcell nie żył już, gdy samochód wpadł do wody.

– Broń należała do niego? – spytałam.

Johan wytarł usta i zmiął serwetkę w dłoni.

– Kupił ją przed rozwodem z Fioną. Ze względu na dziecko Crystal nie pozwalała mu trzymać rewolweru w domu. Sądzi, że trzymał go w szufladzie biurka w pracy lub też w schowku w samochodzie.

– Teraz próbujemy ustalić, jakim sposobem samochód trafił do jeziora – powiedział Odessa.

Podniosłam rękę.

– Miał się spotkać z Fioną. Ona twierdzi, że do niej nie dotarł, ale może kłamać.

Z pełnymi ustami Odessa pokiwał energicznie głową.

– Nie myśl tylko, że nie zwróciliśmy na to uwagi. Znajdujemy przecież martwego faceta niemal na jej progu.

– I uważaj dalej. Jest jedyną beneficjentką jego polisy na życie. To część ugody, jaką zawarli podczas rozwodu. Sprawdziliśmy to – dodał Jonah.

– Ile?

– Milion dolarów.

– Mnie by wystarczył – wyznał Odessa.

– Trochę to zbyt ryzykowne zabijać faceta tak blisko domu – zauważyłam.

– Może na tym polega cały dowcip – zasugerował Jonah. – A może zrobił to ktoś inny. Zwabił go tam pod jakimś pretekstem, a potem strzelił prosto w głowę.

Odessa skrzywił się.

– A jak go tam zaciągnął?

– Jechali jednym samochodem – wyjaśnił Jonah. – Mógł do niego zadzwonić i umówić się na spotkanie, a potem stwierdzić, że chciałby porozmawiać w jakimś spokojnym miejscu, ale nie ma tam jak dojechać.

– A pretekst?

– A komu potrzebny jest pretekst? – powiedziałam. – Można się ukryć na tylnym siedzeniu, a potem wyciągnąć broń.

– I co potem? Jak wrócisz z miejsca zbrodni?

– Piechotą. To przecież niedaleko – odparł Jonah.

– A jeśli ktoś cię zobaczy? Teraz masz już świadka, który widział cię na miejscu zbrodni – powiedziałam.

– Mogło ich być dwóch – podsunął Odessa. – Jeden spotyka się z ofiarą i załatwia sprawę, a drugi czeka w zaparkowanym na uboczu samochodzie.

– Ale czy wspólnik nie zwiększa ryzyka całego przedsięwzięcia?

– Zależy kto nim jest.

Jonah pociągnął łyk coli i przesunął kubek w moją stronę. Wypiłam trochę i przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, patrząc przed siebie.

– Z drugiej strony – zaczęłam – Purcell miał problemy z federalnymi i najprawdopodobniej czekało go sporo nieprzyjemności. Jestem pewna, że rozważał możliwość popełnienia samobójstwa. Nie zrobiłbyś tego na jego miejscu?

– Chyba tak – odparł Jonah. Zasępił się na myśl o takim rozwiązaniu. – Chłopaki nadal pracują nad mercedesem. Purcell rozłożył na kolanach mohairowy koc, a na podłodze przy siedzeniu pasażera leżała pusta butelka whisky. Światła były wyłączone. Stacyjka była włączona. Radio wyłączone. Dokumenty, portfel, wszystko znajdowało się przy zwłokach. Zegarek również. Nawiasem mówiąc, nadal chodził. Po tylu tygodniach nie spóźniał się ani o sekundę.

Odessa wydał się tym bardzo zaciekawiony.

– Jaka to marka? Niezłe osiągnięcie. Powinniśmy się skontaktować z tą firmą.

– Breitling, wodoodporny do głębokości stu dwudziestu metrów.

– Pamiętacie tę reklamę z piórem? – spytał Odessa.

– To był długopis.

– Tak? Chodzi mi o ten, który pisze pod wodą. Jak się nazywał?

– A kogóż to do diabła obchodzi?

Odessa uśmiechnął się nieśmiało.

– Przepraszam. Co jeszcze mamy?

– Niewiele. Szyba po stronie kierowcy została uszkodzona, brakuje paru kawałków, ale reszta utrzymała się po przejściu przez nią pocisku. Posłałem tam dwóch chłopaków z wykrywaczem metalu, może uda im się coś znaleźć. Okna od strony pasażera i z tyłu zostały najprawdopodobniej otwarte, żeby woda szybciej dostała się do środka.

Odessa zwinął serwetkę w kulkę i oddał znad głowy rzut w stronę kosza na śmieci. Kulka odbiła się od krawędzi i spadła na ziemię.

– Nie przemawia do mnie wersja o samobójstwie. Nie ma sensu.

– Ja w zasadzie też jestem przeciwny – dodał Jonah. – Parę rzeczy wyraźnie mi tu nie pasuje.

– Na przykład? – spytałam.

Jonah skrzyżował ramiona na piersiach.

– Załóżmy, że się zastrzelił. Rozważmy to czysto teoretycznie. Jak udało mu się potem zatopić samochód? Po co w ogóle miałby sobie tym zawracać głowę?

вернуться

* Star-spangled Banner („Gwiaździsty sztandar”) – tytuł amerykańskiego hymnu narodowego. 4 lipca to narodowe święto Amerykanów (przyp. tłum.)

61
{"b":"102018","o":1}