Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Z jego słów spróbowałam odtworzyć wymyśloną przez niego historię. Domyśliłam się, że jestem w posiadaniu cennego pierścionka z brylantem należącego niegdyś do mojej matki i próbuję go sprzedać. Najwyraźniej zwróciłam się do Henry’ego po radę, a on zasięgnął w tej sprawie języka. Jak dotąd szło nieźle, ale nie należy przeciągać struny. Pomyślałam, że możemy jeszcze rozegrać parę rundek, ale potem należy zamknąć sprawę. Przeciąganie kłamstwa w nieskończoność może się bardzo źle skończyć.

Zaschło mi w ustach. Ile? Odchrząknęłam i spróbowałam raz jeszcze.

– Ile? Rzucił jakąś sumę?

– Coś pomiędzy ośmioma a dziesięcioma tysiącami dolarów. Powiedział, że to zależy od kamienia i od tego, czy będzie mógł odsprzedać pierścionek dalej, ale zaklinał się, że potraktuje transakcję uczciwie.

– Pierścionek wart jest pięć razy tyle – powiedziałam ze złością. Wiedziałam, że pierścionek istnieje tylko w naszej wyobraźni, ale mimo wszystko miał dla mnie dużą wartość uczuciową. W takich okolicznościach osiem czy nawet dziesięć tysięcy dolarów było dla mnie czystym zdzierstwem.

Henry wzruszył ramionami.

– Rozejrzyj się jeszcze. W tym budynku znajdziesz jeszcze paru jubilerów, ale on twierdzi, że lepszy znany diabeł niż obcy.

– Może. Zastanowię się.

Wyraz twarzy Tommy’ego nie zmienił się. Przysłuchiwał się uprzejmie naszej rozmowie, ale nie sprawiał wrażenia szczególnie zainteresowanego.

Poczułam, jak po plecach spływa mi strużka potu.

– Co masz w tej kopercie? – spytałam.

– Ach, dobrze, że mi przypomniałaś. Mam tu dla ciebie prezent. – Podał mi kopertę, obserwując mnie uważnie, gdy ją otwierałam. W środku znalazłam spięte starannie spinaczem rachunki, najprawdopodobniej wystawione dla Klotyldy.

– No dobra, poddaję się. Co to jest?

– Zobacz sama. No, czytaj.

Wzięłam pierwszy z brzegu rachunek, na którym wymieniono kilkanaście pozycji, z których większość stanowiły środki opatrunkowe:

szczotka do włosów $ 1,00

opatrunki jałowe, 3m 1/4 x 3 $ 1,22

opatrunki jałowe, 3m 1/4 x 3 $ 1,22

podkłady plastikowe 23 x 36 $ 3,35

strzykawka jednorazowa $ 0,14

strzykawka jednorazowa $ 0,14

strzykawka jednorazowa $ 0,14

kateter $ 1,59

balsam dla niemowląt $ 1,62

taca do irygacji $ 2,69

kubki plastikowe $ 0,14

W sumie naliczyłam trzydzieści pozycji. Rachunek opiewał na dziewięćdziesiąt dziewięć dolarów i dziesięć centów. Żadna z pozycji nie wydała mi się niezwykła. Spojrzałam na następny dokument, tym razem rozliczający ćwiczenia rehabilitacyjne i fizykoterapię – w sumie sto trzydzieści minut podczas ostatnich dni lipca. W okienku przy każdym z dni terapeuta prowadzący ćwiczenia wpisał swoje inicjały pg.

Spojrzałam zaskoczona na Henry’ego.

– To rachunki Klotyldy. Natknąłem się na nie dziś rano i pomyślałem, że cię zainteresują. Przyjrzyj się dokładnie.

Wzięłam następny rachunek. Tym razem wystawiono go za przenośny sprzęt do zdjęć rentgenowskich, jego transport i dwa zdjęcia – jedno dłoni, a drugie całej ręki. Należność wyniosła sto osiem dolarów i pięćdziesiąt centów. Spojrzałam na nagłówek dokumentu i szybko wróciłam do poprzednich. Wszystkie wystawiono w Pacific Meadows.

– Nie wiedziałam, że Klotylda była tam pacjentką.

– Ja też nie. Pokazałem rachunki Rosie i powiedziała mi, że Klotyldę przyjęto tam zeszłej wiosny. Pacific Meadows to tylko jeden z domów opieki, które zaliczyła w ciągu ostatnich paru lat. Nie wiem, czy zwróciłaś na to uwagę, ale parę razy trafiała do szpitala – raz fatalnie upadła, potem miała zapalenie płuc, złapała gdzieś infekcję podniebienia. Dzięki ubezpieczeniu w Medicare mogła leżeć w szpitalu tylko przez określoną liczbę dni, chyba sto na jedną chorobę. Była tak zgryźliwa i nieznośna, że kilka domów odmówiło jej przyjęcia. Twierdzili, że nie mają miejsc. Nadążasz?

– Na razie tak.

– Sprawdź daty tych rachunków.

– Lipiec i sierpień.

Henry pochylił się w moją stronę.

– Klotylda zmarła w kwietniu. Kiedy wystawiano te rachunki, nie żyła już od paru miesięcy.

Przez chwilę przetrawiałam tę informację. Był to pierwszy dowód finansowych machlojek, na jaki się natknęłam. Jak im się udało tego dokonać? Klotylda musiała umrzeć w czasie, gdy w Pacific Meadows przeprowadzano pierwszą kontrolę. Zgodnie z relacją Merry sprawdzono sporą część kart pacjentów. Może pominięto kartę Klotyldy. Próbowałam sobie przypomnieć procedurę zgłaszania zgonów w ubezpieczalni. O ile dobrze pamiętałam, w kostnicy wypełniano akt zgonu i wysyłano do lokalnego biura ewidencji ludności, które z kolei przesyłało dokument do biura okręgowego. Akt zgonu wysyłano potem do Sacramento, gdzie trafiał do archiwum, a informację przesyłano do ubezpieczalni.

– Henry, to wspaniałe. Ciekawe czy można jakoś to sprawdzić? – Zaczęłam się od razu zastanawiać, czy uda mi się nakłonić Merry, by trochę dla mnie powęszyła. Będę musiała poczekać aż do następnego weekendu, bo wtedy zastępuje koleżankę. Nie byłoby zbyt politycznie prosić ją o to w zwykły dzień pracy, gdy pani Stegler wszystkiemu się bacznie przygląda. Plan B zakładał, że sama się tym zajmę, jeśli tylko będę wiedziała, czego mam szukać. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że Tommy i Henry uważnie mi się przyglądają.

– Przepraszam. Zastanawiałam się właśnie, co z tym wszystkim począć.

Tommy musiał dojść do wniosku, że już stanowczo zbyt długo był uprzejmy i miły. Położył rękę na mojej dłoni. Mocno ją przytrzymał, nie mogłam jej więc wysunąć, nie robiąc przy tym zbędnego zamieszania.

– Henry, przepraszam, że się wtrącę, ale ta dama obiecała postawić mi kolację. Chcieliśmy tylko wypić szybkiego drinka i zmykać stąd.

– A ja lepiej wrócę do mojego gulaszu, zanim się wszystko przypali. – Henry rzucił mi szybkie spojrzenie i wstał od stolika. Wiedziałam, że nie chce mnie zostawiać samej, ale nie odważył się nalegać. Na myśl o jego odejściu poczułam falę rozpaczy. Podobnie czułam się w dniu, gdy w wieku pięciu lat po raz pierwszy poszłam do szkoły. Wszystko było w porządku, dopóki ciocia stała nieopodal, rozmawiając z innymi rodzicami, ale kiedy zniknęła mi z oczu, wpadłam w panikę. Teraz czułam ten sam niepokój, który tłumił wszystkie inne uczucia poza pragnieniem, by ciocia nie odchodziła. W końcu jednak zostałam sama. Henry też pożegnał się z Tommym i po chwili już go nie było. Musiałam jakoś się z tego wyplątać. Próbowałam wyswobodzić rękę, ale Tommy tylko zacieśnił uścisk.

Postukałam palcem w szarą kopertę.

– Wiesz co? Naprawdę muszę to dokładnie przejrzeć. Dzisiaj chyba nici z kolacji. Mam nadzieję, że nie będziesz mi miał tego za złe.

Miał. Patrzyłam, jak uśmiech znika z jego twarzy.

– Łamiesz obietnicę.

– Może jutro wieczór. Mam dużo roboty. – Wiedziałam, że wystawianie go do wiatru nie jest najmądrzejszym posunięciem, ale nie mogłam znieść myśli o spędzeniu z nim wieczoru sam na sam. Mariah na pewno zdążyła się już ulotnić, a nawet jeśli nie, to jej sprawa.

Zaczął gładzić moje palce, nieco mocniej niż zwykło się to robić w takich sytuacjach. Zabolało mnie, ale Tommy wyraźnie nie zdawał sobie z tego sprawy.

– Skąd ta nagła odmiana?

– Proszę, puść mnie.

Wpatrywał się we mnie uporczywie.

– Czy ktoś coś ci o mnie powiedział?

Zamarłam.

– A masz coś do ukrycia?

– Nie, oczywiście, że nie, ale ludzie wymyślają różne głupstwa.

– Ja nie. Jeśli mówię, że mam dużo pracy, to jest to szczera prawda.

Ścisnął mi mocno palce, po czym cofnął rękę.

– To chyba muszę cię puścić. Może zadzwonię jutro? Albo lepiej ty zadzwoń do mnie.

– Dobra.

Jednocześnie wstaliśmy od stolika. Poczekałam, aż Tommy włoży płaszcz i weźmie parasol. Przy wejściu wzięłam swoją pelerynę i parasol. Tommy przytrzymał drzwi. Pożegnaliśmy się bardzo szybko, a ja przez cały czas walczyłam z przemożnym pragnieniem ucieczki. Ruszyłam w stronę domu, gdy on skręcił w przeciwną, do swojego samochodu. Zmusiłam się, by iść wolnym krokiem, choć marzyłam o tym, by puścić się pędem i szybko znaleźć się jak najdalej od niego.

56
{"b":"102018","o":1}