Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Kątem oka zauważyłam, że Mariah wstaje od stołu i idzie do toalety. Oparłam brodę na dłoni.

– Masz trochę czasu? Moglibyśmy wpaść na kolację do restauracji przy plaży albo gdzieś indziej…

– Postaw mi najpierw drinka, to pogadamy.

Wskazałam palcem jego kieliszek.

– Co pijesz?

– Martini. – Podniósł kieliszek i zsunął oliwkę na wyciągnięty język.

Wzięłam kieliszek i wstałam.

– Zaraz wracam.

Kiedy przechodziłam obok niego, wyciągnął rękę, żeby mnie zatrzymać. Spojrzałam na jego uniesioną twarz. Poczułam zapach płynu po goleniu i ciepłą dłoń spoczywającą władczo na moich pośladkach. Wysunęłam się zręcznie i pochyliłam w jego stronę.

– Nie bądź niegrzecznym chłopcem – powiedziałam, starając się, by zabrzmiało to lekko i figlarnie.

– Ja jestem niegrzecznym chłopcem – odparł niskim, pewnym siebie tonem. – Myślałem, że właśnie to ci się we mnie podoba.

– Nie byłabym taka pewna.

Podeszłam do baru, gdzie zwijał się William, nalewając piwo i mieszając drinki. Zamówiłam dwa martini. Wymieniliśmy mało ważne uwagi, gdy wlewał do shakera wódkę i dodawał odrobinę wermutu. Postawił na blacie dwa szerokie schłodzone kieliszki.

– Możesz coś dla mnie zrobić? Kiedy skończysz, zanieś, proszę, kieliszki do tego chłopaka w szarym swetrze. Powiedz mu, że poszłam do toalety i zaraz wrócę. Nie musi na mnie czekać z piciem.

– Z przyjemnością – odparł William. Położył na tacy dwie podstawki, ustawił na nich martini i wyszedł zza baru.

Skierowałam się do toalety pachnącej środkiem dezynfekującym. Wiedziałam z przykrego doświadczenia, że drewniana deska w jedynej kabinie jest popękana i szczypie w pośladki, gdy się na niej siada. Mariah stała przy umywalce i poprawiała przed lustrem perukę. Obok umywalki stał duży plastikowy kosz na śmieci, a zakratowane okno wychodziło na niewielkie podwórko na tyłach restauracji. Z bliska zauważyłam, że pod płaszczem przeciwdeszczowym Mariah ma na sobie gruby sweter i szerokie niebieskie spodnie z wszytą przy pasku pogrubiającą poduszką. Stroju dopełniały mokasyny marki Birkenstock i białe skarpetki. Co za szyk.

– I co o tym myślisz? – spytała.

– To przebranie jest do niczego. Widziałam cię tylko raz w życiu i rozpoznałam bez trudu zaraz po wejściu.

Wyjęła z torebki grzebień z dużymi zębami i zaczęła podnosić pasma na czubku głowy, by fryzura wydała się wyższa.

– Cholera. Kosztowała fortunę, a nawet nie jest z prawdziwych włosów.

– Co ty tutaj robisz? Czy wiesz, że o mało wszystkiego nie spaprałaś?

– Nawet mi nie mów. Te moje wspaniałe pomysły! – rzuciła z westchnieniem. – Próbowałam się do ciebie dodzwonić, ale stale odzywała się sekretarka. Nie chciałam zostawiać wiadomości. Nigdy nie wiadomo, kto może jej przypadkiem wysłuchać. Nie chciałam ryzykować, że Tommy usłyszy mój głos. Uznałam, że łatwiej będzie namierzyć cię tutaj. Weszłam przekonana, że jestem zupełnie bezpieczna, i nagle widzę go przy stoliku. Myślałam, że dostanę zawału.

– Nie tylko ty. Jak to się stało, że cię nie zauważył?

– Nawet nie pytaj. Miałam szczęście. Szukał czegoś w płaszczu, więc udałam, że dostrzegłam znajomego i szybko przeszłam do boksu w głębi. Siedziałam tam przez piętnaście minut, planując ucieczkę przez kuchnię. Nagle podniosłam wzrok i zobaczyłam ciebie. Możesz go stąd jakoś wyprowadzić?

– Postaram się, ale nie podoba mi się to. Wczoraj wieczorem przyszedł do mnie do domu. Nie wpuściłam go do środka, ale on jest strasznie namolny. Próbuję go jakoś zbyć, a teraz muszę zacząć go uwodzić, żeby ratować twój tyłek.

– Nie ma lekko. – Poprawiła parę pasemek sztucznych włosów i uśmiechnęła się do siebie. – Mam dobre wiadomości. Bracia wyczerpali kredyt na wszystkich kartach. Mają po osiem kart i teraz muszą płacić osiemnaście procent odsetek za niezapłacone rachunki. Oszczędzają na potęgę, żeby tylko jakoś przeżyć. Mają drogie zegarki, fantastyczne samochody. Sama hipoteka za ten koszmarny dom wynosi tysiąc pięćset dolców miesięcznie. Grunt pali im się pod nogami.

– Są zrujnowani?

– Będą, jeśli nie zaczną szybko działać. – Spojrzała na mnie w lustrze. Peruka i niedbały strój sprawiły, że wyglądała okropnie, nie przypominając w niczym chłodnej, eleganckiej profesjonalistki, która zjawiła się u mnie w biurze. Może nie do końca doceniłam jej możliwości.

– Podejrzewam, że nie miałaś okazji wspomnieć Tommy’emu o tym paserze.

– Nie zrobię tego. Naprawdę nie mogę ci pomóc. Przykro mi.

– Nie przejmuj się. – Schowała grzebień i odwróciła się w moją stronę. – Dopadnę tych pieprzonych drani i bez twojej pomocy.

– Dlaczego traktujesz to tak osobiście?

– Morderstwo jest zawsze sprawą osobistą. Nigdy nie mogę się z tym pogodzić, gdy takim facetom zbrodnia uchodzi na sucho. A poza tym firma obiecała mi sporą premię, jeśli zdołam ich przygwoździć. – Jej ukryte za okularami oczy lśniły zimnym błękitem. Skinęła głową w stronę drzwi. – Lepiej już idź. Książę z bajki czeka.

Wyszłam z toalety prosto w hałas wywołany sporymi dawkami alkoholu. W mrocznej sali wisiały chmury dymu z papierosów. Czułam się tak, jakby nie było mnie tu całą godzinę, lecz rzut oka na zegarek potwierdził, że minęło niecałe dziesięć minut. Utorowałam sobie drogę przez tłum i wróciłam do stolika, gdzie czekał na mnie Tommy. Dosiadł się do niego Henry i popijał swojego ulubionego black jacka z lodem. Łokcie opierał na szarej kopercie. Ciekawe, czy chciał zabrać się zaraz potem do pracy. Poczułam nagły przypływ nadziei. Jego obecność ocali mnie przynajmniej od zbytniej poufałości.

Usiadłam na krześle.

– Witaj, Henry. Pukałam do ciebie wcześniej, ale bez skutku. – W moim głosie słychać było sztuczne ożywienie, ale nic nie mogłam na to poradzić.

– Musiałem wyskoczyć na targ. Zabrakło mi pietruszki do gulaszu.

– Gulasz Henry’ego stał się już legendą – rzuciłam w kierunku Tommy’ego, lecz nie mogłam mu spojrzeć w oczy. Wypiłam łyk martini, po czym lekko drżącą ręką odstawiłam kieliszek. Oblizałam dłoń w miejscu, gdzie odrobina alkoholu przelała się przez brzeg.

Wymieniliśmy z Henrym krótkie spojrzenie. Wiedziałam, co knuje. Czuł się za mnie odpowiedzialny. Nie miał zamiaru pozostawiać mnie sam na sam z niebezpiecznym przeciwnikiem. Zamyślony spojrzał na swoją szklaneczkę.

– A tak przy okazji – powiedział – sprawdziłem tę sprawę, o której wspominałaś.

– Ach tak – odparłam myśląc: sprawę? Jaką sprawę?

– Facet, z którym chcesz się skontaktować, to Cyril Lambrou w Klinger Building przy Spring Street w centrum Los Angeles. Kobieta, z która rozmawiałem, sprzedała mu część starej biżuterii po matce. Rzadko ją nosiła i miała już dość płacenia zawrotnych sum za ubezpieczenie.

Poczułam się przez chwilę tak, jakbym opuściła swoje ciało. Nie mogłam uwierzyć, że Henry to robi. Przed chwilą wycofałam się ze współpracy z Mariah, a on nagle zarzuca przynętę. Postanowił wziąć sprawy we własne ręce. Wiedziałam, dlaczego tak postąpił. Jeśli nazwisko jubilera padnie z jego ust, nie można będzie potem zwalić winy na mnie, gdyby wszystko się wydało. Wczorajszy wieczór spędzili razem. Tommy na pewno mu zaufa. Wszyscy obdarzali Henry’go zaufaniem, bo on zawsze mówił prawdę i był uczciwy jak nikt.

– Rozumiem ją – odparłam. – Sama płacę fortunę firmie ubezpieczeniowej, a mogłabym znacznie lepiej spożytkować te pieniądze. – Mój głos zabrzmiał głucho. Wysunęłam dłoń spod ręki Tommy’ego, pragnąc wypić jeszcze jeden łyk martini. Uświadomiłam sobie jednak, że cała drżę i nie uda mi się podnieść kieliszka bez zwracania na siebie uwagi. Wsunęłam więc dłoń pod udo. Nawet przez materiał dżinsów czułam, że jest lodowata.

Tymczasem Henry ciągnął dalej niczym największy oszust świata:

– Zadzwoniłem do tego faceta i opisałem mu brylant. Nie chciał decydować się przez telefon, ale sprawiał wrażenie zainteresowanego. Wiem, że nie chcesz oddawać tego pierścionka za pół darmo, ale musisz podejść do sprawy realistycznie. Nigdy nie dostaniesz tyle, ile jest w istocie wart, ale ten jubiler może się okazać znacznie hojniejszy od innych. Chyba chce zatrzymać ten pierścionek dla siebie, więc warto spróbować.

55
{"b":"102018","o":1}