Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Bizanium zostanie zniszczone – odparł Prewłow. – Skoro my nie możemy go mieć, to i oni nie będą go mieli.

– Czy to dotyczy również „Titanica"?

– Musi. Niszcząc „Titanica", zniszczymy bizanium, a zrobimy to w taki sposób, żeby całkowicie wykluczyć możliwość ponownego wydobycia.

Prewłow umilkł, lecz Antonow był zadowolony. Już przedtem wydał zgodę na przeprowadzenie tej misji. Uważnie przyjrzał się Prewłowowi. Kapitan wyglądał na człowieka nie przyzwyczajonego do porażek. Każde jego posunięcie, każdy gest wydawał się dokładnie przemyślany; nawet w jego słowach wyczuwało się pewność, pewność siebie wynikającą z rozwagi. Tak, Antonow był naprawdę zadowolony.

– Kiedy wybieracie się na północny Atlantyk? – spytał.

– Jeżeli pozwolicie, towarzyszu sekretarzu, to niezwłocznie. Patrolowy bombowiec dalekiego zasięgu czeka na lotnisku w Gorkim, w każdej chwili gotowy do startu. Bezwarunkowo muszę w ciągu dwunastu godzin znaleźć się na mostku kapitańskim „Michaiła Kurkowa". Szczęśliwy los zesłał nam huragan, który wykorzystam jako pretekst do tego, co będzie się wydawało absolutnie legalnym przejęciem „Titanica".

– A więc nie będę was zatrzymywał. – Antonow wstał i objął Prewłowa niczym niedźwiedź, – Liczy na was cały Związek Radziecki, kapitanie Prewłow. Bardzo was proszę, nie zawiedźcie nas.

54.

Ten dzień Pitt mógłby uznać za dobry do chwili, gdy przerwał swoje normalne zajęcia, związane z akcją ratowniczą, i zszedł do ładowni numer l na pokładzie G.

W mrocznym przedziale ujrzał obraz całkowitego zniszczenia. Skarbiec, w którym było bizanium, znajdował się pod zwaloną przednią grodzią.

Pitt stał tam przez dłuższy czas, patrząc na kłębowisko połamanej i pogiętej stali, uniemożliwiającej dostęp do cennego pierwiastka. Wtem poczuł, że ktoś za nim stoi.

– Wygląda na to, że nic z tego nie wyjdzie – powiedział Sandecker.

Pitt pokiwał głową.

– Przynajmniej na razie.

– Chyba żeby…

– Miną całe tygodnie, nim za pomocą naszego przenośnego sprzętu wytniemy ścieżkę w tej stalowej dżungli.

– Nie ma innego sposobu?

– Duży kran portowy usunąłby to w ciągu paru godzin.

– Z tego, co mówisz, wynika, że nie mamy wyboru i musimy czekać, aż będziemy mogli skorzystać z urządzeń suchego doku w Nowym Jorku.

– Przeniesienie bizanium na „Koziorożca" byłoby jednak korzystnym posunięciem – stwierdził Pitt. – Z pewnością oszczędziłoby nam mnóstwa zmartwień.

– Można zamarkować przeładunek.

– Nasi przyjaciele, którzy pracują dla Rosjan, natychmiast wyczują pismo nosem, zanim pierwsza skrzynia znajdzie się na burcie.

– Zakładając, oczywiście, że obaj są na pokładzie „Titanica".

– Jednego już namierzyłem. Tego, który zabił Munka. Nazwisko drugiego pozostaje w sferze domysłów.

– Bardzo chciałbym dowiedzieć się, kogo wytropiłeś – rzekł Sandecker.

– Dowody, jakimi dysponuję, nigdy by nie przekonały prokuratora federalnego, a tym bardziej ławy przysięgłych. Daj mi jeszcze parę godzin, admirale, a do rąk własnych przekażę ci obu, i „Srebrnego", i „Złotego", czy jak tam brzmią te ich głupawe kryptonimy. Admirał ze zdziwieniem spojrzał na Pitta.

– To już jesteś tak blisko? – spytał.

– Jestem tak blisko.

Sandecker zmęczonym ruchem przetarł sobie dłonią twarz i zacisnął wargi. Popatrzył na tony stali pokrywające skarbiec.

– Zostawiam to tobie, Dirk. W tej grze będę popierał cię do samego końca. W istocie nie mam zbyt wielkiego wyboru.

Pitt miał również inne zmartwienia. Do przybycia dwóch holowników Marynarki Wojennej, które obiecał przysłać admirał Kemper, pozostawało jeszcze wiele godzin, a poza tym pewnego ranka przechył „Titanica" na lewą burtę bez wyraźnego powodu zwiększył się do siedemnastu stopni.

Statek zdecydowanie za głęboko siedział w wodzie; grzebienie fal pluskały na wysokości uszczelnionych iluminatorów wzdłuż pokładu E, zaledwie trzy metry od szpigatów. Wprawdzie Spencerowi i obsłudze pomp udało się spuścić rury ssące przez luki do ładowni, to jednak nie zdołali się przedrzeć przez zawalone rumowiskiem zejścia do maszynowni i kotłowni, gdzie w dalszym ciągu było najwięcej wody.

Drummer siedział w sali gimnastycznej, brudny i wyczerpany po całodobowej pracy. Małymi łykami pił z kubka kakao.

– Boazerie gniły przez prawie osiemdziesiąt lat w wodzie, odpadły i zablokowały korytarze, które teraz są bardziej zapchane niż rupieciarnie w Georgii – rzekł.

Pitt siedział tam, gdzie spędził całe popołudnie, pochylony nad stołem kreślarskim obok radiostacji. Zaczerwienionymi oczami wpatrywał się w rysunek przekroju poprzecznego nadbudówek „Titanica".

– Czy nie można by się tam dostać głównymi schodami albo szybami wind?

– Od pokładu D do samego dołu schody są zawalone tonami różnych gratów – oświadczył Spencer.

– I nie ma mowy o zejściu szybami wind – dodał Gunn. – Są zatkane całą masą skorodowanych lin i połamanego żelastwa. Na domiar złego wszystkie podwójne drzwi wodoszczelne w dolnych przedziałach są zamknięte i zakleszczone na amen.

– Zostały automatycznie zamknięte przez pierwszego oficera zaraz po tym, jak statek uderzył w górę lodową – powiedział Pitt.

W tym momencie do sali wtoczył się niski, byczkowaty mężczyzna, brudny i wysmarowany olejem od stóp do głów. Pitt spojrzał na niego i lekko się uśmiechnął.

– To ty, Al?

Powłócząc nogami, Giordino podszedł do łóżka i zwalił się na nie jak worek mokrego cementu.

– Byłbym wdzięczny, gdyby żaden z was nie zapalał zbyt blisko mnie zapałek – mruknął. – Jestem za młody, żeby spłonąć w blasku chwały.

– Udało ci się? – spytał Sandecker.

– Dotarłem aż do kortu do squasha na pokładzie F. Było tam ciemno jak diabli… wpadłem do jakiegoś zejścia, pełnego oleju, który wypłynął z maszynowni. No i cześć, skończyła się droga w dół.

– Tylko wąż mógłby się prześlizgnąć do kotłowni, ale człowiek z pewnością nie da rady – powiedział Drummer. – Chyba żeby torował sobie drogę dynamitem i miał do pomocy ratowników.

– Musi być jakieś przejście – odezwał się Sandecker. – Statek gdzieś tam bierze wodę. Jeżeli nie uwiniemy się z tym w ciągu najbliższej doby, to przewróci się do góry dnem i znowu zatonie.

Myśl o utracie „Titanica", kiedy już znalazł się na gładkiej powierzchni morza, nigdy dotąd nie przyszła im do głowy, lecz teraz wszyscy poczuli mdlący ucisk w żołądkach. Statek należało jeszcze odholować, a do Nowego Jorku było tysiąc dwieście mil morskich.

Pitt siedział, wpatrując się w rysunki wnętrza statku. Niestety, okazały się niewystarczające, a nie istniały już szczegółowe plany konstrukcyjne „Titanica" ani jego siostrzanego statku, „Olympica". Wraz z archiwum pełnym fotografii i danych technicznych zostały zniszczone w czasie II wojny światowej, kiedy to niemieckie bombowce zrównały z ziemią stocznie Harlanda i Wolffa w Belfaście.

– Gdyby tylko nie był taki wielki – mruknął Drummer. – Cholera, ponad trzydzieści metrów dzieli kotłownie od pokładu łodziowego.

– Równie dobrze mogłoby to być trzydzieści kilometrów – powiedział Spencer. Podniósł wzrok i zobaczył Woodsona, który pojawił się w drzwiach prowadzących na klatkę schodową. – A, jest nasz człowiek z kamiennym obliczem. Cóż to porabiał nadworny fotograf operacji?

Obwieszony aparatami Woodson zdejmował je z siebie i ostrożnie układał na zaimprowizowanym biurku.

– Po prostu robiłem zdjęcia dla potomności – odparł z twarzą jak zwykle bez wyrazu. – Kto wie, może kiedyś napiszę książkę o tym wszystkim, i naturalnie będę potrzebował zdjęć.

– Naturalnie – powiedział Spencer. – A przypadkiem nie znalazłeś jakiegoś nie zawalonego zejścia do kotłowni? Woodson pokręcił głową.

– Fotografowałem salę klubową pierwszej klasy. Zachowała się w niezwykle dobrym stanie. Gdyby nie zniszczone przez wodę dywany i meble, mogłaby uchodzić za salon w pałacu wersalskim – powiedział i zaczął zmieniać filmy. – Czy jest jakaś szansa wypożyczenia helikoptera? Chciałbym strzelić parę zdjęć naszej zdobyczy z lotu ptaka, nim przypłyną holowniki.

57
{"b":"101694","o":1}