– Pod jednym warunkiem – powiedział Win.
– Jakim?
– Obojętnie kto wygra, Jessica odejdzie wolna.
Aaaron wzruszył ramionami.
– To bez znaczenia. Frank dopadnie ją innym razem.
– Może, ale nie dziś wieczór.
– Dobrze – zgodził się Aaron. – Jednak nie opuści mieszkania, dopóki nie będzie po wszystkim.
Win skinął głową.
– Zaczekaj przy drzwiach, Jessico. Kiedy walka się skończy, uciekaj.
– Musisz zaczekać, aż się skończy – dodał Aaron.
Jessika odzyskała głos.
– Skąd będę wiedziała, że się skończyła?
– Jeden z nas będzie martwy – wyjaśnił Win.
Odruchowo skinęła głową. Wciąż się trzęsła. Oni obaj nadal celowali do siebie.
– Wiesz jak? – zapytał Aaron.
– Oczywiście.
Nie wypuszczając broni z rąk, wolne dłonie oparli o podłogę. Jednocześnie skierowali lufy pistoletów w sufit. Potem obaj w tej samej chwili wypuścili je z rąk i jednocześnie wstali. Kopniakami odrzucili broń w kąt pokoju.
Aaron uśmiechnął się.
– Gotowe – powiedział.
Win skinął głową.
Powoli ruszyli ku sobie. Uśmiech Aarona poszerzył się i zmienił w szyderczy grymas. Zabójca przybrał dziwaczną pozę – smoka, konika polnego czy innego podobnego stworzenia – i palcami lewej ręki przyzywał przeciwnika. Ciało miał gładkie i muskularne. Był o głowę wyższy od Wina.
– Zapomniałeś o podstawowej zasadzie sztuki walki – powiedział.
– Jakiej? – zapytał Win.
– Sprawny duży człowiek zawsze pokona sprawnego małego człowieka.
– A ty zapomniałeś o podstawowej zasadzie Windsora Horne’a Lockwooda Trzeciego.
– Aha?
– Zawsze noś drugi pistolet.
Niemal nonszalancko Win sięgnął do kabury na łydce, wyrwał broń i strzelił. Aaron próbował się uchylić, lecz kula i tak trafiła go w czoło. Druga również trafiła w głowę. Jessica odgadła, że trzecia także.
Aaron z łoskotem runął na podłogę. Win podszedł i przyjrzał mu się, odchylając głowę na bok jak pies nasłuchujący jakichś dziwnych dźwięków.
Jessica obserwowała go w milczeniu.
– Jesteś cała? – zapytał.
– Tak.
Win nadal podziwiał swoje dzieło. Potrząsnął głową i cmoknął.
– Co mówisz? – zapytała Jessica.
Win odwrócił się do niej i uśmiechnął z lekkim zawstydzeniem. Potem wzruszył ramionami.
– Chyba nie jestem zwolennikiem uczciwych pojedynków.
Popatrzył na półnagie ciało i parsknął śmiechem.
36
Jessica nie chciała o tym rozmawiać. Chciała się kochać. Myron dobrze ją rozumiał. Śmierć i przemoc czasem tak działa na ludzi. Linia graniczna. Zdecydowanie coś było w tym „cieszeniu się życiem na nowo” po spotkaniu z kostuchą.
Potem Jessica położyła głowę na jego piersi, a jej włosy rozsypały się jak cudowny wachlarz. Przez długą chwilę nic niej mówiła. Myron gładził jej plecy. W końcu przemówiła.
– Jemu sprawia to radość, prawda?
Myron wiedział, że mówiła o Winie.
– Tak.
– A tobie?
– Nie taką jak jemu.
Uniosła głowę.
– To zabrzmiało trochę wymijająco.
– Część mnie nienawidzi tego bardziej, niż możesz wyobrazić.
– A ta druga część? – nalegała.
– Dla niej jest to ostateczna próba. Nie przeczę, że podniecająca. Jednak nie tak jak w przypadku Wina. On tego pragnie. Potrzebuje.
– A ty nie?
– Wolę myśleć, że nie.
– A tak naprawdę?
– Nie wiem – odparł Myron.
– To było przerażające – powiedziała. – Win był przerażający.
– A także uratował ci życie.
– Tak.
– Właśnie tym się zajmuje. I jest w tym dobry, najlepszy jakiego znam. Jego świat jest czarno-biały. Win nie uznaje moralnych kompromisów. Jeśli przekroczysz granicę, nie będzie napomnień, litości ani szansy do wymigania się od kary. Nie żyjesz. Kropka. Ci ludzie chcieli cię skrzywdzić. Win nie miał ochoty ich nawracać. Dokonali wyboru. W chwili gdy weszli do twojego mieszkania, byli zgubieni.
– To brzmi jak zasada zbiorowej odpowiedzialności – powiedziała. – Wy zabijecie jednego z naszych, my zabijemy dziesięciu waszych.
– Owszem, ale stosowana na zimno – rzekł Myron. – Win nie zamierza nikomu dawać nauczki. On patrzy na to jak na tępienie szkodników. Dla niego to tylko dokuczliwe pchły.
– A ty zgadzasz się z nim?
– Nie zawsze. Jednak rozumiem go. Nie akceptuję jego kodeksu moralnego. Obaj od dawna to wiemy. Mimo to jest moim najlepszym przyjacielem i powierzyłbym mu moje życie.
– Albo moje.
– Właśnie.
– A więc jaki jest ten twój kodeks moralny? – zapytała.
– Bardzo elastyczny. Poprzestańmy na tym.
Jessica skinęła głową. Potem znowu położyła ją na jego piersi. Dobrze było czuć ciepło jej ciała przy sercu.
– Ich głowy – szepnęła. – Rozleciały się jak arbuzy.
– Win preparuje kule, żeby zwiększyć skuteczność.
– Dokąd zabrał ciała? – spytała.
– Nie wiem.
– Znajdą ich?
– Tylko jeśli będzie tego chciał.
Kilka minut później Jessica zamknęła oczy i zaczęła miarowo oddychać. Myron patrzył, jak zapada w głęboki sen. Przytulona do niego, wydawała się drobna i krucha. Wiedział, co będzie jutro. Ona nadal będzie w lekkim szoku – nie będzie chciała przyjąć do wiadomości tego, co się stało. Spróbuje udawać, że nic się nie zdarzyło, rozpaczliwie szukając normalności, ale na próżno. Wszystko będzie wydawało się nieco inne niż wczoraj. Nie całkowicie inne, tylko troszeczkę. Jedzenie będzie smakowało trochę inaczej. Powietrze będzie miało nieco inny zapach. Kolory ukażą niemal niedostrzegalne odcienie.
O szóstej rano Myron wstał z łóżka i wziął prysznic. Kiedy wrócił z łazienki, Jessica siedziała na łóżku.
– Dokąd się wybierasz?
– Na spotkanie z Pavelem Menansim.
– Tak wcześnie?
– Oni sądzą, że Aaron wczoraj wieczorem rozwiązał problem. Może uda mi się ich zaskoczyć.
Zakryła się prześcieradłem.
– Zastanawiałam się nad tym, co powiedziałeś przy kolacji. O powiązaniu ze śmiercią Alexandra Crossa.
– I co?
– Załóżmy, że masz rację. Że tamtej nocy przed sześcioma laty wydarzyło się jeszcze coś.
– Na przykład?
Usiadła, opierając się o wezgłowie łóżka.
– Przyjmijmy, że Errol Swade nie zabił Alexandra Crossa – powiedziała.
– Uhm.
– No cóż, powiedzmy, że Valerie widziała, co naprawdę się stało. I załóżmy, że to, co zobaczyła, zupełnie wytrąciło z równowagi jej i tak osłabioną psychikę. Już ciężko przeżyła to, co zrobił jej Pavel Menansi. Może zobaczyła coś, co doprowadziło ją do załamania nerwowego.
Myron kiwnął głową.
– Mów dalej.
– Powiedzmy, że tak było i minęły lata. Valeria doszła do siebie. Wyzdrowiała. A nawet znowu chciała grać w tenisa. Jednak najważniejsze było to, że zamierzała stawić czoło temu, co najbardziej ją przerażało: prawdzie o tym, co wydarzyło się tamtej nocy.
Zrozumiał, do czego zmierza.
– I trzeba ją było uciszyć – powiedział.
– Tak.
Myron wciągnął spodnie. W ciągu kilku minionych miesięcy jego ubrania rozpoczęły powolną migrację do apartamentu Jessiki. Teraz rezydowała tu prawie jedna trzecia jego garderoby.
– Jeśli masz rację – powiedział – to mamy teraz dwie osoby, które chciały uciszyć Valerie: Pavela Menansiego i tego, kto zabił Alexandra Crossa.
– Albo tego, kto próbuje ich osłaniać.
Skończył się ubierać. Jessice nie podobał się jego krawat i kazała mu go zmienić. Usłuchał. Kiedy był już gotowy do wyjścia, rzekł:
– Dziś rano będziesz bezpieczna, ale chciałbym, żebyś na jakiś czas wyjechała z miasta.
– Na jak długo? – zapytała.
– Nie wiem. Kilka dni. Może dłużej. Dopóki nie będę pewien, że panuję nad sytuacją.
– Rozumiem.
– Zamierzasz się spierać?
Wyszła z łóżka i przeszła boso przez pokój. Była naga. Myronowi zaschło w gardle. Patrzył na nią. Mógłby tak patrzeć cały dzień. Poruszała się zwinnie jak kot. Każdy jej ruch był płynny, uroczy i zmysłowy. Narzuciła na siebie jedwabną podomkę.