Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Nie. Zjawiłam się chwilę później.

Jej głos lekko przycichł.

– I zobaczyła go pani nieżywego?

Skinęła głową. Myron podał jej swoją wizytówkę.

– Gdyby przypomniała pani sobie coś jeszcze…

Nie wzięła od niego wizytówki.

– Niczego sobie nie przypomnę.

– Jednak gdyby…

– Curtis nie żyje. Nic tego nie zmieni. Lepiej po prostu o tym zapomnieć.

– Czy to takie łatwe?

– Minęło sześć lat. Nikt nie tęskni za Curtisem.

– A pani, pani Yeller? Czy pani za nim tęskni?

Otworzyła usta, zamknęła je i znów otworzyła.

– Curtis nie był dobrym dzieckiem. Sprawiał same kłopoty.

– To jeszcze nie oznacza, że należało go zabić – rzekł Myron.

Spojrzała mu w oczy.

– To nieważne. Nie żyje i koniec. Nie da się tego zmienić.

Myron nic nie powiedział.

– Czy pan może to zmienić, panie Bolitar? – spytała wyzywająco.

Deanna Yeller kiwnęła głową, odwróciła się i podniosła torebkę.

– Muszę już wyjść. Lepiej, żeby pan też już sobie poszedł.

14

Henry Hobman był jedynym obecnym w loży zawodników.

– Cześć, Henry – powitał go Myron.

Jeszcze nikt nie grał, ale Henry już był na swoim trenerskim posterunku. Nie odrywając oczu od kortu, wymamrotał:

– Słyszałem, że wczoraj wieczorem spotkałeś się z Pavelem Menansim?

– I co?

– Jesteś niezadowolony z tego, jak trenuję Duane’a?

– Nie.

Henry ledwie dostrzegalnie skinął głową. Koniec rozmowy. Duane i jego przeciwnik, finalista French Open, niejaki Jacques Potiline, wyszli na boisko. Duane wyglądał zupełniej normalnie. Żadnych oznak stresu. Posłał Myronowi i Henry’emu szeroki uśmiech, skłonił głowę. Pogoda była idealna. Słońce świeciło, ale chłodny wietrzyk łagodnie owiewał stadion, przeganiając duchotę.

Myron rozejrzał się wokół. W sąsiedniej loży siedziała piersiasta blondynka. Wbiła się w obcisłą i kusą białą bluzeczkę. Można ją było scharakteryzować jednym celnym słowem wydekoltowana. Bardzo. Mnóstwo mężczyzn gapiło się na nią bezwstydnie. Oczywiście nie Myron. On był na to zanadto światowy. Blondynka nagle obejrzała się i pochwyciła jego spojrzenie. Uśmiechnęła się zachwycająco i pomachała mu. Myron odpowiedział tym samym. Nie zamierzał niczego próbować, ale rany! Win zmaterializował się na sąsiednim krześle.

– Ona uśmiechała się do mnie, wiesz?

– Możesz sobie pomarzyć.

– Kobiety nie mogą mi się oprzeć – ciągnął Win. – Jak tylko mnie zobaczą, muszą mnie mieć. To klątwa, której brzemię dźwigam przez całe życie.

– Proszę – powiedział Myron. – Dopiero co jadłem.

– Zazdrość. Paskudne uczucie.

– No to startuj do niej, ogierze.

Win przyjrzał się blondynce.

– Nie w moim typie.

– Śliczne blondynki nie są w twoim typie?

– Ma za duży biust. Mam na ten temat pewną teorię.

– Jaką?

– Im większe piersi, tym gorsza obłapka.

– Słucham?

– Tylko pomyśl – rzekł Win. – Dobrze wyposażone kobiety (mam na myśli te o wydatnych biustach) zazwyczaj leżą i czekają, przyzwyczajone polegać na swoich… hm… walorach. Wysiłki przeważnie okazują się niewarte zachodu. A co ty o tym myślisz?

Myron pokręcił głową.

– Różne myśli przychodzą mi do głowy – odparł – ale poprzestanę na pierwszej.

– Jakiej?

– Jesteś świntuch.

Win uśmiechnął się i usiadł wygodniej.

– Jak tam wizyta u pani Yeller?

– Ona też coś ukrywa.

– No, no. Atmosfera się zagęszcza.

Myron skinął głową.

– Z mojego doświadczenia wynika – rzekł Win – że tylko jedno może uciszyć matkę zabitego chłopca.

– Co takiego?

– Gotówka. Duża ilość gotówki.

Pan Idealista. Jednak prawdę mówiąc, Myronowi też to przyszło do głowy.

– Deanna Yeller mieszka teraz w Cherry Hill. Ma dom.

Win natychmiast ruszył tym tropem.

– Samotna wdowa ze slumsów zachodniej Filadelfii przeniosła się na bogate przedmieście? Może mi powiesz, jak mogła sobie na to pozwolić?

– Naprawdę sądzisz, że została przekupiona?

– A masz inne wyjaśnienie? Z tego, co wiemy, ta kobieta nie ma żadnych stałych dochodów. Przez całe życie mieszkała w ubogiej dzielnicy. Teraz nagle stała się właścicielką pięknego domku z ogródkiem.

– Może jest inne wytłumaczenie.

– Na przykład?

– Facet.

Win prychnął.

– Czterdziestodwuletnia kobieta z etnicznego getta nie znajdzie nadzianego jelenia. Takie rzeczy się nie zdarzają.

Myron milczał.

– A teraz – ciągnął Win – dodaj do tego równania Kennetha i Helen Van Slyke’ów, pogrążonych w żalu rodziców innego martwego dziecka.

– Co z nimi?

– Trochę ich sprawdziłem. Oni też nie mają żadnych stałych źródeł utrzymania. Rodzina Kennetha była zrujnowana, kiedy się pobierali. Co do Helen, nawet jeśli miała jakieś pieniądze, to Kenneth stracił je wszystkie w swoich nieudanych interesach.

– Chcesz powiedzieć, że są spłukani?

– Kompletnie – odparł Win. – Bądź więc tak dobry i powiedz mi, drogi przyjacielu, w jaki sposób stać ich utrzymanie Brentman Hall?

Myron pokręcił głową.

– Musi być jakieś inne wyjaśnienie.

– Dlaczego?

– Mógłbym kupić teorię o jednej matce przekupionej przez zabójcę. Ale dwie?

– Chyba zbyt optymistycznie spoglądasz na ludzką naturę – zauważył Win.

– A ty zbyt pesymistycznie.

– I dlatego w takich sprawach zazwyczaj mam rację – rzekł Win.

Myron zmarszczył brwi.

– A co z powiązaniem TruPro z tą sprawą?

– No co?

– Zaraz po morderstwie wynajęto Siatkową Koszulkę, żeby mnie śledził. Dlaczego?

– Bracia Ache bardzo dobrze zdążyli cię poznać. Może obawiają się twojego dochodzenia.

– Ach tak? A jaki mieli w tym interes?

Win zastanawiał się chwilę.

– Czy TruPro reprezentowała kiedyś Valerie?

– To było sześć lat temu – przypomniał Myron. – Jeszcze zanim bracia Ache przejęli agencję.

– Hm. Może obszczekujesz niewłaściwe drzewo.

– Co masz na myśli? – spytał Myron.

– Może nie ma żadnego powiązania. TruPro jest zainteresowana kontraktem z Eddiem Crane’em, zgadza się?

Myron skinął głową.

– A trener Eddiego, ten cały Pavel, jest mocno powiązany z TruPro. Może uznali, że wszedłeś na ich teren.

– Co nie spodobałoby się braciom Ache – dodał Myron.

– Właśnie.

To było możliwe. Myron spróbował rozważyć taką ewentualność, ale coś mu tu nie pasowało.

– Och, jeszcze jedno – dodał Win.

– Co?

– Aaron jest w mieście.

Zimny dreszcz przebiegł Myronowi po krzyżu.

– Po co przyjechał?

– Nie wiem.

– Zapewne to tylko zbieg okoliczności – mruknął Myron.

– Zapewne.

Zamilkli.

Win usiadł wygodnie i złączył czubki palców. Zaczął się mecz. Gry Duane’a nie można było nazwać inaczej jak widowiskową. Z łatwością wygrał pierwszy set z wynikiem 6:2. W drugim trochę zwolnił tempo, ale zwyciężył 7:5. Jacques Potiline miał dość. Duane pokonał go, wygrywając trzeci set 6:1.

Następne imponujące zwycięstwo.

Kiedy zawodnicy zeszli z kortu, Henry Hobman wstał. Jego twarz nie zmieniła ponurego wyrazu. Lekko przygryzał dolną wargę.

– Lepiej – rzucił lakonicznie – ale nie wspaniale.

– Przestań się zachwycać, Henry. To krępujące.

Ned Tunwell zbiegł po schodach, prosto do Myrona. Wymachiwał rękami jak dzieciak robiący orła na śniegu. Za nim i podążało kilku przedstawicieli firmy Nike. Ned miał łzy w oczach.

– Wiedziałem! – wykrzyknął radośnie. Uścisnął dłoń Myrona, objął go, odwrócił się do Wina i jemu też uścisnął rękę. Win dyskretnie otarł ją zaraz o spodnie. – Po prostu wiedziałem!

Myron tylko skinął głową.

– Szybko! Tak szybko! – zawołał Ned. – Zaczyna się kampania promocyjna! Nazwisko Duane’a Richwooda będzie na ustach wszystkich! Był fantastyczny, absolutnie fantastyczny! Nie mogę w to uwierzyć. Przysięgam, że jeszcze nigdy w życiu j nie byłem tak podniecony!

23
{"b":"101402","o":1}