– Jesteś jednym z podejrzanych, Bolitar. Nie, cofam to. Jesteś głównym podejrzanym.
– A co z Rogerem?
– To on pociągnął za spust. Jestem tego pewien. Jednak jest za bardzo ześwirowany, żeby mógł wszystko wymyślić sam. Tak jak to widzimy, ty za tym stoisz. On tylko wykonał brudną robotę.
– Aha. A jaki miałem motyw?
– Valerie Simpson romansowała z Duane’em Richwoodem. Dlatego miała w notesie jego numer telefonu. Biała dziewczyna z czarnym facetem. Jak zareagowaliby na to sponsorzy?
– Mamy lata dziewięćdziesiąte, Rolly. Nawet wśród członków Sądu Najwyższego trafiają się mieszane małżeństwa.
Dimonte postawił nogę na krześle i oparł dłonie na kolanie.
– Może czasy się zmieniły, Bolitar, ale sponsorzy nadal nie lubią, jak czarni chłopcy rżną białe dziewczynki.
Podrapał się dwoma palcami po brodzie.
– Pozwól, że opowiem ci, jak było, i zobaczymy, jak to wygląda. Duane to niepoprawny podrywacz. I lubi białe mięsko. Przespał się z Valerie Simpson, ale ona nie chciała być tylko dziewczyną na jedną noc. Wiemy, że miała źle w głowie i przez jakiś czas siedziała u czubków. Pewnie była napalona jak z wanny.
– Z wanny?
– Widziałeś Fatalne zauroczenie?
Myron skinął głową.
– Ach. Ta z wanny. Racja.
– A więc, jak już powiedziałem, Valerie Simpson ma świra. Nie po kolei w głowie. A ponadto jest wkurzona. Dzwoni do Duane’a, tak jak zapisała w swoim kalendarzyku, i grozi mu, że ujawni wszystko prasie. Duane jest przerażony. Tak jak wczoraj, kiedy do niego wpadłem. Do kogo dzwoni? Do ciebie. A ty wymyślasz sprytny plan.
Myron kiwnął głową.
– To nie przekona sądu.
– Czemu? Czy chciwość nie jest wystarczającym motywem.
– Chyba zaraz przyznam się do winy.
– Świetnie, spryciarzu. Rozgrywaj to, jak chcesz.
Krinsky wrócił. Pokręcił głową. Nie ma Yoo-Hoo.
– Może zechcesz mi wyjaśnić, dlaczego Quincy od razu wezwał ciebie? – ciągnął Dimonte.
– Nie.
– Dlaczego, do diabła?
– Ponieważ zraniłeś moje uczucia.
– Nie graj ze mną w kulki, Bolitar. Bo wsadzę cię do celi z dwudziestoma psycholami i powiem im, że molestowałeś dzieci. – Uśmiechnął się. – To by mu się spodobało, no nie, Krinsky?
– Taak – rzekł Krinsky, wiernie naśladując uśmiech Dimonte’a.
Myron pokiwał głową.
– Dobrze. Teraz ja powinienem zapytać, co właściwie macie na myśli? A wy na to, że taki smaczny kąsek jak ja będzie miał powodzenie w kiciu. Na to ja, błagam nie. A wy na to, tylko nie schylaj się, żeby podnieść mydło. A potem obaj poślecie mi ten szyderczy policyjny uśmiech.
– O czym ty, kurwa, gadasz?
– Nie marnuj mojego czasu, Rolly.
– Myślisz, że nie wsadzę cię do pierdla?
Myron wstał.
– Wiem, że tego nie zrobisz. Gdybyś miał podstawy, już założyłbyś mi kajdanki.
– Dokąd się wybierasz, do cholery?
– Aresztuj mnie albo zejdź mi z drogi. Mam pilne zajęcia i umówione spotkania.
– Wiem, że masz nieczyste sumienie, Bolitar. Ten świr nie wezwał cię bez powodu. Myślał, że zdołasz go wyciągnąć. Dlatego zgrywałeś się przed nami na gliniarza. Udawałeś, że prowadzisz własne śledztwo. Chciałeś być blisko i dowiedzieć się, co już wiemy.
– Rozszyfrowałeś mnie, Rolly.
– Będziemy go przypiekać tak długo, aż cię wyda.
– Nie zrobicie tego. Jako jego adwokat zabraniam wam przesłuchiwać mojego klienta.
– Nie możesz go reprezentować. Słyszałeś chyba o konflikcie interesów?
– Dopóki nie znajdę mu innego adwokata, nadal jestem jego obrońcą.
Myron otworzył drzwi i wyszedł na korytarz. Zdziwił się na widok Esperanzy. Gliniarze też. Wszyscy stojący na korytarzu spoglądali na nią pożądliwie. Zapewne okazują w ten sposób przezorność, pomyślał z rozbawieniem Myron. Może obawiali się, że Esperanza może mieć broń ukrytą w ciasnych dżinsach. Tak, na pewno.
– Dzwonił Win – oznajmiła. – Szuka cię.
– Co się stało?
– Śledził Duane’a. Odkrył coś, co jego zdaniem powinieneś zobaczyć.
25
Esperanza i Myron pojechali taksówką do hotelu „Chelsea” przy Dwudziestej Trzeciej Ulicy, pomiędzy Siódmą a Ósmą. W samochodzie śmierdziało jak w tureckim burdelu, tak więc przyjemniej niż w większości taksówek.
– Win będzie siedział w czerwonym fotelu obok aparatów telefonicznych – powiedziała Esperanza, kiedy wysiedli. – Na prawo od recepcji. Będzie czytał gazetę. Jeśli nie będzie jej czytał, horyzont nie jest czysty. Zignoruj go i odejdź. Spotkacie się w klubie bilardowym.
– Win tak powiedział?
– Tak.
– To o horyzoncie również?
– Tak.
Myron potrząsnął głową.
– Chcesz iść ze mną?
– Nie mogę. Muszę iść na wykład.
– Dziękuję za to, że się fatygowałaś.
Skinęła głową.
Win siedział tam, gdzie zapowiadał. Czytał Wall Street Journal, a więc horyzont był czysty. O rany. Win wyglądał tak jak zawsze, ale jasne loczki zakrył czarną peruką. Mistrz kamuflażu. Myron usiadł obok niego i szepnął:
– Biały królik robi się żółty, kiedy obsika go czarny pies.
Win nie oderwał oczu od gazety.
– Kazałeś, żebym skontaktował się z tobą, jeśli Duane zrobi coś niezwykłego.
– Taak.
– Przyszedł tutaj jakieś dwie godziny temu. Wjechał windą na trzecie piętro i zapukał do drzwi pokoju pod numerem trzysta dwadzieścia dwa. Otworzyła mu kobieta. Uściskał ją. Potem wszedł. Drzwi się zamknęły.
– Niedobrze – mruknął Myron.
Win przewrócił stronę gazety. Ze znudzeniem.
– Czy wiesz, kim jest ta kobieta? – zapytał Myron.
Win zaprzeczył.
– Czarna. Metr sześćdziesiąt, metr sześćdziesiąt cztery. Szczupła. Pozwoliłem sobie zarezerwować pokój trzysta dwadzieścia trzy. Przez dziurkę od klucza widać drzwi do pokoju Duane’a.
Myron pomyślał o czekającej na niego Jessice. Leżała w wannie z ciepłą wodą. I te egzotyczne olejki. Do licha.
– Zostanę, jeśli chcesz – zaproponował Win.
– Nie. Sam się tym zajmę.
– Świetnie. – Win wstał. – Zobaczymy się jutro na meczu, jeśli nasz chłopak nie będzie zbyt zmęczony, żeby grać.
Myron wszedł po schodach na trzecie piętro. Zerknął na korytarz. Nikogo. Z kluczem w ręku pośpieszył do pokoju 323 i wszedł do środka. Win, jak zwykle, miał rację. Dziurka od klucza dawała dobry, choć ograniczony widok na drzwi pokoju, w którym zniknął Duane. Teraz musiał zaczekać.
Tylko na co?
Co on tu robił, do diabła? Jessica leżała w wannie z wonnymi olejkami – na samą myśl o tym odczuwał niemal bolesne uniesienie – a on tkwił tutaj, bawiąc się w podglądacza…
Czego właściwie szukał? Duane wyjaśnił już swoje powiązania z Valerie Simpson. Przez krótki czas byli kochankami. Cóż w tym takiego niezwykłego? Oboje byli piękni i młodzi, oboje grali w tenisa. No i co z tego, że poszli do łóżka? Przesądy rasowe? Teraz nikt nie widział w tym niczego zdrożnego. Czyż sam nie powiedział tego Dimonte’owi?
Co więc robił w tym pokoju, przyciskając oko do dziurki od klucza? Rany boskie, przecież Duane jest jego klientem, i to bardzo ważnym. Jakie Myron ma prawo wtrącać się w jego prywatne sprawy? I z jakiego powodu – dlatego, że jego dziewczynie nie podoba się, że Duane miewa przygody? I co z tego? To nie Myrona sprawa. Nie jest opiekunem Duane’a ani jego kuratorem, spowiednikiem czy psychoanalitykiem. Jest jego agentem. Zadaniem Myrona jest zapewnić klientowi jak największe zyski, a nie osądzać jego moralność.
Co właściwie Duane tutaj robi? Może lubił bawić się w lekarza, no i dobrze. Tylko czemu akurat tego wieczoru? To szaleństwo. Jutrzejszy dzień miał być najważniejszym dniem w jego karierze. Mecz będzie transmitowany na cały kraj. Duane po raz pierwszy zagra w ćwierćfinale US Open. To będzie jego pierwszy mecz z topowym zawodnikiem. I zaczną nadawać reklamę Nike’a, w której Duane wystąpił. Wybrał sobie dość dziwny moment na romantyczną schadzkę w pokoju hotelowym.
Duane Richwood, istny Wilt Chamberlain zawodowego tenisa.