– Czasem smutku nie da się opisać – powiedziała Jessica. – Czasem ból trwa bez końca.
Myron zastanowił się.
– Nędznicy?
Obecnie grali w „zgadnij z czego to cytat”.
– Owszem, ale kto to powiedział?
– Valjean?
– Nie, przykro mi. Mariusz.
Myron pokiwał głową.
– Tak czy inaczej – rzekł – to kiepski cytat.
– Wiem. Usłyszałam go w radiu, kiedy jechałam samochodem – powiedziała. – Może jednak pasuje do tej sytuacji.
– Smutek, którego nie da się opisać?
– Właśnie.
Upił łyk wody.
– A więc twoim zdaniem to ma sens, że matka zachowuje się tak, jakby nic się nie stało.
Jessica wzruszyła ramionami.
– Minęło sześć lat. Co według ciebie powinna zrobić? Załamywać ręce i wybuchać płaczem za każdym razem, kiedy się pojawisz?
– Nie – odparł Myron – ale można by oczekiwać, że zechce wiedzieć, kto zabił jej syna.
Jeszcze nie dotknąwszy swoich krewetek, Jessica wyciągnęła rękę i nabiła na widelec kawałek kurczaka Myrona. Nie bakłażana. Kurczaka.
– Może ona już to wie – powiedziała.
– Co, sądzisz, że ją też przekupili?
Jess wzruszyła ramionami.
– Może. Jednak nie to cię naprawdę męczy.
– Ach tak?
Jess energicznie żuła. Nawet sposób, w jaki przeżuwała, był urzekający.
– Widok Duane’a w pokoju hotelowym z matką Curtisa Yellera – odparła. – O to ci chodzi.
– Musisz przyznać, że to bardzo niezwykły zbieg okoliczności.
– Czy masz jakąś teorię? – zapytała.
Myron zastanawiał się chwilkę.
– Nie.
Jessica nadziała na widelec drugi kawałek kurczaka.
– Mógłbyś zapytać Duane’a – zasugerowała.
– Pewnie. Mógłbym po prostu powiedzieć: „O rany, Duane, śledziłem cię trochę i zauważyłem, że sypiasz ze starszą babką. Zechcesz mi o tym opowiedzieć?”.
– No tak, to może być problem – przyznała. – Oczywiście, mógłbyś podejść do tego z innej strony.
– Deanna Yeller?
Jessica skinęła głową. Myron skosztował kurczaka, zanim Jess spałaszowała wszystko.
– Warto spróbować. Chcesz pójść ze mną?
– Spłoszyłabym ją – odparła Jess. – Podrzuć mnie do mojego mieszkania.
Skończyli posiłek. Myron zjadł nawet bakłażana. Był niewiarygodnie smaczny. Peter przyniósł im deser czekoladowy z rodzaju tych, które tuczą od samego patrzenia. Jess pochłonął go z apetytem. Myron powstrzymał się. Przejechali z powrotem przez most Jerzego Waszyngtona, przez Hudson i zachodnimi brzegiem. Podwiózł ją do jej apartamentu przy Spring Street w Soho. Nachyliła się do niego.
– Przyjedziesz później? – zapytała.
– Jasne. Włóż ten kusy strój francuskiej pokojówki i czekaj.
– Nie mam stroju francuskiej pokojówki.
– Och.
– Może kupimy jakiś rano, a do tego czasu znajdę coś odpowiedniego.
– Cudownie – rzekł Myron.
Jess wysiadła z samochodu. Weszła schodami na drugie piętro. Jej apartament zajmował połowę tej kondygnacji. Przekręciła klucz w zamku i otworzyła drzwi. Zapaliła światło i drgnęła na widok wyciągniętego na jej kanapie Aarona.
Zanim zdążyła się poruszyć, drugi mężczyzna – ubrany w siatkową koszulkę – zaszedł ją od tyłu i przyłożył lufę do skroni. Trzeci – czarnoskóry napastnik – zamknął drzwi i zasunął rygiel. On też miał w ręku broń.
Aaron uśmiechnął się.
– Cześć, Jessica.
34
W samochodzie Myrona zadzwonił telefon.
– Halo.
– Bubusiu, tu twoja ciotka Clara. Dzięki za referencje.
Clara właściwie nie była jego ciotką. Ona i wuj Sidney byli po prostu starymi przyjaciółmi jego rodziców. Clara studiowała z matką Myrona. Teraz polecił jej usługi Rogerowi Quincy’emu.
– Jak ci idzie? – zapytał Myron.
– Mój klient prosił, żebym przekazała ci ważną wiadomość – powiedziała Clara. – Nalegał, abym jako jego adwokat potraktowała to polecenie priorytetowo.
– Jaką wiadomość?
– Pan Quincy powiedział, że obiecałeś mu autograf Duane’a Richwooda. Chciałby, żeby to nie był tylko autograf, ale zdjęcie z autografem. Kolorowe, jeśli to nie za duży kłopot. Z jego imieniem. I pięknie ci dziękuje. Nawiasem mówiąc, czy powiedział ci, że jest miłośnikiem tenisa?
– Zdaje się, że o tym wspominał. Zabawny facet, no nie?
– Do upojenia. Do łez. Aż mnie boki bolą ze śmiechu. Jakbym reprezentowała Jackiego Masona.
– I co o tym myślisz? – spytał Myron.
– Jako prawnik? Ten facet to kompletny świr. Jednak to, czy jest winien morderstwa, a co ważniejsze, czy prokurator potrafi tego dowieść, to inna para kaloszy.
– Co na niego mają?
– Poszlakowe nic. Był na turnieju. Wielkie rzeczy, tak samo jak tysiące innych ludzi. W przeszłości wyprawiał różne dziwne rzeczy. I co z tego? O ile mi wiadomo, nigdy nikomu nie groził. Nikt nie widział, żeby do niej strzelał. Żadne badania nie wykazały jego powiązania z bronią lub tą torbą z dziurą od kuli. Jak już powiedziałam, poszlakowe nic.
– Jeśli to ci coś da – rzekł Myron – ja mu wierzę.
– Uhm. – Clara nie powiedziała, czy ona wierzy mu, czy nie. To nie miało żadnego znaczenia. – Porozmawiamy później, przystojniaku. Uważaj na siebie.
– Ty też.
Rozłączył się i zadzwonił do Jake’a. Szorstki głos oznajmił:
– Biuro szeryfa Courtera.
– To ja, Jake.
– Czego znów, kurwa, chcesz?
– O rany, cóż za czarujące powitanie – powiedział Myron. – Muszę zacząć go używać.
– Jezu, jesteś jak wrzód na dupie.
– Wiesz co – zauważył Myron – za Boga nie mogę zrozumieć, dlaczego częściej nie zapraszają cię na przyjęcia.
Jake wydmuchał nos. Głośno. Stada gęsi w pobliskich trzech stanach rozpierzchły się w popłochu.
– Zanim zupełnie mnie rozpuści twoje kwaśne poczucie humoru – rzekł – powiedz mi, czego chcesz.
– Masz jeszcze swoją kopię akt Crossa? – zapytał Myron.
– Tak.
– Chciałbym porozmawiać z koronerem, który zajmował się tą sprawą i z policjantem, który zastrzelił Yellera – powiedział Myron. – Myślisz, że dałoby się to zrobić?
– Sądziłem, że nie przeprowadzono autopsji.
– Formalnie nie, ale senator powiedział, że ktoś ją dla niego zrobił.
– Taak, w porządku – powiedział Jake. – Znam tego policjanta, który strzelał. To Jimmy Blaine. Porządny gość, ale nie zechce z tobą gadać.
– Nie mam zamiaru go o nic oskarżać.
– Ulżyło mi – mruknął Jake.
– Chcę tylko uzyskać kilka informacji.
– Jimmy nie zechce cię widzieć. Jestem tego pewien. A właściwie to po co ci to?
– Dostrzegam pewne powiązanie między śmiercią Valerie i Alexandra Crossa.
– Jakie powiązanie?
Myron wyjaśnił. Kiedy skończył, Jake powiedział:
– Ja nadal nie widzę związku, ale dam ci znać, jeśli coś będę miał.
Rozłączył się.
Myron miał szczęście: znalazł miejsce do parkowania zaledwie dwie przecznice od hotelu. Pewnym krokiem wszedł do środka i wjechał windą na drugie piętro. Podszedł do drzwi pokoju 322 i zapukał.
– Kto tam? – Głos Deanny Yeller zabrzmiał wesoło, śpiewnie.
– Boy hotelowy – odparł Myron. – Przyniosłem kwiaty.
Otworzyła drzwi z uśmiechem na ustach. Tak jak wtedy, kiedy spotkali się po raz pierwszy. Gdy nie zobaczyła kwiatów i co więcej, kiedy ujrzała Myrona, uśmiech zgasł na jej wargach. Tak samo jak za pierwszym razem.
– Podoba się pani ten hotel? – spytał Myron.
Nawet nie próbowała ukryć niechęci.
– Czego pan chce?
– Nie wierzę, że przyjechała pani do miasta i nie zadzwoniła do mnie. Mniej dojrzały mężczyzna poczułby się obrażony.
– Nie mam panu nic do powiedzenia.
Usiłowała zamknąć drzwi.
– Proszę zgadnąć, z kim przed chwilą rozmawiałem.
– Nie obchodzi mnie to.
– Z Lucindą Elright.
Drzwi zatrzymały się. Myron prześlizgnął się przez nie, obok lekko osłupiałej Deanny. Ta jednak zaraz otrząsnęła się zaskoczenia.
– Z kim?
– Z Lucindą Elright. Jedną z nauczycielek pani syna.
– Nie pamiętam żadnych jego nauczycielek.