Wzruszyła ramionami.
– Pewnie zrobili to Swade i Yeller. Kto to wie?
Myron znów zaczął intensywnie myśleć. Nadal nic nie przychodziło mu do głowy. Spojrzał na zegarek. Siódma trzydzieści.
– Śpieszysz się? – spytała.
– Trochę.
– Myślałam, że Duane Richwood gra dopiero o pierwszej – zdziwiła się.
– Staram się podpisać kontrakt z niejakim Eddiem Crane’em. Gra w turnieju juniorów, o dziesiątej.
– Mogę pójść z tobą? – spytała.
– Pewnie.
– Jakie masz szanse na podpisanie tego kontraktu?
– Sądzę, że duże. Chociaż z jego ojcem może być problem.
– Nie lubi cię?
– Myślę, że wolałby większą agencję – odparł Myron.
– Czy mam się do niego słodko uśmiechnąć?
Myron zastanowił się.
– Chyba lepiej będzie, jeśli błyśniesz mu dekoltem. Facet nie grzeszy subtelnością.
– Klient nasz pan.
– Może powinnaś najpierw trochę poćwiczyć – rzekł.
– Co poćwiczyć?
– Błyskanie dekoltem. Mówiono mi, że to prawdziwa sztuka.
– Rozumiem. A przed kim mam ćwiczyć?
Myron rozłożył ręce.
– Jestem gotów zaoferować moje skromne usługi.
– Pomyśleć tylko, jak musisz się poświęcać, żeby zdobyć klientów – zauważyła. – Twoje oddanie pracy graniczy z heroizmem.
– I co na to powiesz?
Jessica posłała mu znaczące spojrzenie. Myron poczuł mrowienie w końcach palców i nie tylko. Nachyliła się.
– Nie.
– Nie?
Przysunęła usta do jego ucha.
– Najpierw wypróbujmy te egzotyczne olejki.
Krótko mówiąc: o rany.
27
Jessica nie musiała błyskać dekoltem.
Natychmiast zauroczyła oboje Crane’ów. Pani Crane gawędziła z nią o jej książkach. Pan Crane wciąż się uśmiechał i wciągał brzuch. Na początku drugiego seta próbował wytargować zmniejszenie prowizji o pół procenta. Bardzo dobry znak. Myron zanotował w myślach, że musi częściej zabierać Jessicę na spotkania z klientami.
Wokół kręcili się inni agenci. Stadami. Przeważnie w garniturach i z wybrylantynowanymi włosami zaczesanymi do tyłu. Byli w rozmaitym wieku, ale najczęściej bardzo młodzi. Kilku próbowało nawiązać rozmowę, lecz pan Crane ich spławił.
– Sępy – szepnęła Jessica do Myrona, gdy jeden z nich zdołał wcisnąć panu Crane’owi wizytówkę.
– Po prostu próbują zrobić interes – rzekł Myron.
– Bronisz ich?
– Ja robię to samo, Jess. Gdyby nie byli agresywni, nie mieliby żadnych szans. Myślisz, że państwo Crane’owie zwróciliby się do któregoś z nich?
– Mimo wszystko. Ty nie rzucasz się na łup tak jak oni.
– A co teraz robię?
Jessica zastanawiała się przez chwilę.
– No może, ale ty jesteś uroczy.
Trudno było się z tym spierać. Eddie zmiażdżył swojego przeciwnika 6:0, 6:0, lecz mecz nie był taki łatwy, jakby wskazywał na to wynik. Temu chłopcu brakowało finezji. Polegał na swojej sile. Tej mu nie brakowało. Jego rakieta ze świstem przecinała powietrze, jak kosa żyto. Piłka odbijała się od naciągu jak wystrzelona z bazooki. Z czasem nauczy się finezji. Na razie zupełnie wystarczała mu siła.
Kiedy zawodnicy uścisnęli sobie dłonie, rodzice Eddiego wyszli na kort.
– Zrób coś dla mnie – powiedział Myron do Jess.
– Co?
– Zajmij rodziców przez kilka minut. Chcę porozmawiać z Eddiem w cztery oczy.
Jessica zrobiła to, zapraszając rodziców chłopca na lunch. Poprowadziła pana i panią Crane w kierunku restauracji „Racquets”, z widokiem na lożę honorową. Myron poszedł z chłopcem do szatni. Eddie prawie wcale się nie spocił. Oglądający mecz Myron pewnie był bardziej spocony od niego. Chłopak szedł długimi, niespiesznymi krokami, zupełnie odprężony, z ręcznikiem zawieszonym na szyi.
– Powiedziałem TruPro, że nie interesuje mnie ich propozycja – oznajmił.
Myron skinął głową. To wyjaśniało wielkoduszność Aarona, który zgodził się, żeby Myron reprezentował Eddiego.
– Jak na to zareagowali?
– Byli cholernie wkurzeni – odparł Eddie.
– Założę się.
– Myślę, że podpiszę umowę z waszą agencją.
– A co na to twoi rodzice?
– To nie ma znaczenia. Oni wiedzą, że decyzja należy do mnie.
Przeszli jeszcze kilka kroków.
– Eddie, muszę zapytać cię o Valerie.
Chłopiec uśmiechnął się.
– Naprawdę próbuje pan złapać jej zabójcę?
– Tak.
– Dlaczego?
– Nie wiem. Po prostu muszę to zrobić.
Eddie skinął głową. Najwidoczniej ta odpowiedź mu wystarczała.
– Niech pan strzela.
– Poznałeś Valerie na obozie Pavela na Florydzie?
– Zgadza się.
– Jak to się stało, że zostaliście przyjaciółmi?
– Był pan kiedyś w szkole Pavela? – zapytał Eddie.
– Nie.
– To może pan tego nie zrozumie. – Eddie Crane zamilkł, odgarnął włosy z czoła i dodał: – Pewnie to wydaje się dziwne, przyjaźń między szesnastoletnią dziewczyną a dziewięcioletnim chłopcem. Jednak wśród tenisistów to normalne. Nie zawiera się przyjaźni z rówieśnikami. To twoi wrogowie. Myślę, że Val i ja byliśmy po prostu samotni. A ze względu na różnicę wieku nie stanowiliśmy dla siebie zagrożenia. Chyba dlatego się zaprzyjaźniliśmy.
– Czy mówiła kiedyś o Alexandrze Crossie?
– Tak, kilka razy. Chodzili ze sobą czy coś takiego.
– Miałeś wrażenie, że to poważny związek?
Wzruszył ramionami. Strażnik sprawdził ich przepustki.
– Raczej nie. Tenis był całym jej życiem. Chłopcy byli tylko dodatkiem.
– Opowiedz mi o szkole Pavela. Jak czuła się w niej Valerie?
– A jak miała się czuć? – Eddie uśmiechnął się ze smutkiem i pokręcił głową. – To jak gra w króla na górze. Każdy usiłuje zrzucić pozostałych i zasiąść na szczycie.
– Valerie to się udało?
Eddie skinął głową.
– Była niekwestionowaną królową.
– Jak układało jej się z Pavelem?
– Dobrze. Przynajmniej z początku. Potrafił mobilizować ją jak nikt inny. Godzinami ćwiczyła z jego asystentami, a kiedy wydawało się, że nie zrobi już ani kroku więcej, Pavel zjawiał się i bach! – jakby dostała nowych sił. Val była wspaniałą tenisistką, a Pavel wiedział, jak obudzić w niej ducha współzawodnictwa. Kiedy siedział na trybunach, roznosiła w pył przeciwniczki. Nie puściła ani jednej piłki. Była niesamowita.
– A kiedy coś zaczęło się psuć?
Eddie wzruszył ramionami.
– Kiedy zaczęła przegrywać.
Powiedział to tak, jakby to była najzwyczajniejsza rzecz na świecie.
– Co się stało?
– Nie wiem. – Znowu zamilkł, zastanawiając się. – Myślę, że przestało jej zależeć. Tak dzieje się z wieloma zawodnikami. Wypalają się. Za wiele napięć w zbyt krótkim czasie.
– I co zrobił Pavel?
– Próbował wszystkich swoich starych sztuczek. Widzi pan, Pavel uczył swoich zawodników, że gracz graczowi wilkiem. Powiedział mi, że w ten sposób eliminuje słabych. Jednak Valerie przestała na to reagować. Nadal zwyciężała większość dziewcząt. Jednak grając przeciwko najlepszym – takim jak Steffi, Monica, Gabriela, Martina – nie miała już ducha walki, żeby je pokonać.
Eddie siedział na krześle przed swoją szafką. W szatni było tylko kilka osób. Wyłożona brązową wykładziną podłoga była usiana pustymi opakowaniami i kawałkami bandaży. Myron usiadł obok chłopca.
– Mówiłeś mi, że spotkałeś Valerie kilka dni przed jej śmiercią.
– Taak – potwierdził Eddie. – W holu hotelu „Plaza”.
Zdjął koszulę. Był chudy. Jego pierś wydawała się lekko zapadnięta.
– Dawno jej nie widziałem.
– I co ci powiedziała?
– Chciała wrócić na kort. Była bardzo podekscytowana tym pomysłem, zupełnie jak dawna Val. Potem podała mi numer pańskiego telefonu i poradziła, żebym trzymał się z daleka od Pavela i TruPro.
– Czy wyjaśniła, dlaczego powinieneś trzymać się od nich z daleka?
– Nie.
– Powiedziała coś jeszcze?
Chłopiec zastanowił się, przypominając sobie tamtą chwilę.
– Raczej nie. Wyglądało na to, że się śpieszyła. Powiedziała, że musi pójść i coś załatwić.