Литмир - Электронная Библиотека
A
A

François przyszedł z zakąskami. Uśmiechał się promiennie, podczas gdy młodsi kelnerzy podawali do stołu. Zniecierpliwionym tonem wydawał im polecenia po francusku, jakby bez jego marudzenia nie wiedzieli, jak postawić talerz przed klientem.

– Czy to już wszystko? – spytał François.

– Tak sądzę.

Szef sali ukłonił się.

– Gdybym w jakikolwiek sposób mógł jeszcze bardziej umilić państwu posiłek, proszę bez wahania dać mi znać, panie Bolitar.

Myron spojrzał na plasterki łososia.

– Może odrobina keczupu?

François zbladł.

– Pardon?

– To był żart, François.

– Bardzo zabawny, panie Bolitar.

François majestatycznie oddalił się. Myron Dowcipniś znów w akcji.

– A ta młoda dama, która umówiła nas na spotkanie? – spytała pani Crane. – Panna Diaz. Jaką ona pełni rolę w pańskiej agencji?

– Esperanza jest moją współpracownicą. Moją prawą ręką.

– Jakie ma doświadczenie?

– Obecnie uczęszcza na wieczorowe studia prawnicze. Dlatego nie mogła nam dziś towarzyszyć. Była również zawodową zapaśniczką.

To zaciekawiło Eddiego.

– Naprawdę? Jaki miała pseudonim?

– Mała Pocahontas.

– Indiańska Księżniczka? Ona i Wielka Szefowa tworzyły niepokonany zespół.

– Zgadza się.

– Człowieku, ona jest klasa!

– Uhm.

Pani Crane skubała łososia. Pan Crane na chwilę zapomniał o zupie cebulowej.

– Niech mi pan powie – zagadnął – jaką strategię zamierzałby pan przyjąć, gdyby miał pan zająć się karierą Eddiego?

– To zależy – odparł Myron. – Nie stosuję schematów. W przypadku państwa syna w grę wchodzą dwa istotne czynniki. Przede wszystkim Eddie ma dopiero siedemnaście lat. Jest jeszcze chłopcem. Tenis nie powinien absorbować go w takim stopniu, żeby stał się znienawidzonym zajęciem. Eddie powinien mieć czas na rozrywki, próbować robić to, co zwykle robią siedemnastoletni młodzieńcy. Byłoby jednak naiwnością sądzić, że tenis będzie dla niego tylko grą. Albo że Eddie pozostanie „normalnym” dzieckiem. Tu idzie o pieniądze. Duże pieniądze. Jeśli Eddie zrobi to jak należy, jeśli się postara i spędzi trochę czasu z Winem, może być ustawiony finansowo na całe życie. To delikatna sprawa. Należy starannie rozważyć, w ilu turniejach i konkursach powinien zagrać, ile razy się pojawić, jakie firmy reklamować.

Brwi Crane’a poruszyły się zgodliwie. Wydawały się potakiwać. Myron znów skupił uwagę na Eddiem.

– Będziesz chciał jak najszybciej zgarnąć duże pieniądze, ponieważ nigdy nie wiadomo, co może się stać. Ja jestem najlepszym tego dowodem. Jednak nie chcę, żebyś się wypalił. Czasem najtrudniej oprzeć się nadzwyczaj zyskownym propozycjom. Ostateczna decyzja należy do ciebie, nie do mnie. To twoje pieniądze. Jeśli zechcesz grać w każdym turnieju i brać udział w każdych zawodach, ja nie mogę cię powstrzymać. Jednak nie zdołasz wytrzymać takiego tempa, Eddie. Nikt nie zdoła. Jesteś dobrym dzieciakiem. Masz głowę na karku. Zostałeś dobrze wychowany. Jeśli jednak za bardzo spróbujesz się ugiąć, załamiesz się. Zbyt często widziałem takie przypadki. Chcę, żebyś zarobił mnóstwo pieniędzy. Jednak nie każdego centa, jaki jest do zdobycia. Nie zamierzam robić z ciebie maszyny do produkowania pieniędzy. Wolę, żebyś miał czas na przyjemności. Żebyś dobrze się bawił. Chcę, żebyś zdał sobie sprawę z tego, jakie miałeś szczęście.

Małżonkowie słuchali go w nabożnym skupieniu.

– Oto moja teoria, Eddie, jeśli tak można ją nazwać. Możesz zgarnąć większe pieniądze, współpracując z dużymi agencjami. Nie mogę temu zaprzeczyć. Jednak sądzę, że na dłuższą metę, po długiej, pełnej sukcesów i starannie zaplanowanej karierze, wyniesiesz znacznie większe korzyści ze współpracy z MB SportsReps.

Myron spojrzał na pana Crane’a.

– Czy chce pan wiedzieć coś jeszcze?

Crane upił łyk wina, ocenił jego kolor i odstawił kieliszek. Jego brwi znów odtańczyły mambę.

– Bardzo nam pana polecano, panie Bolitar. A właściwie powinienem powiedzieć, że był pan rekomendowany Eddiemu.

– Ach tak? – rzekł Myron. – Przez kogo?

Eddie umknął spojrzeniem. Pani Crane położyła dłoń na jego ramieniu. Pan Crane odpowiedział:

– Przez Valerie Simpson.

Myron zdziwił się.

– Valerie poleciła mnie państwu?

– Uważała, że pan dobrze zajmie się Eddiem.

– Tak powiedziała?

– Tak.

Myron spojrzał na Eddiego. Ten nie płakał, ale wydawał się bliski łez.

– Co jeszcze powiedziała, Eddie?

Chłopiec wzruszył ramionami.

– Sądziła, że pan jest uczciwy. I że będzie mnie pan dobrze traktował.

– Skąd znałeś Valerie?

– Spotkali się na obozie Pavela na Florydzie – odpowiedział za syna pan Crane. – Miała wtedy szesnaście lat. On miał dziewięć. Myślę, że trochę się nim opiekowała.

– Bardzo się przyjaźnili – dodała pani Crane. – To straszna tragedia.

– Czy mówiła coś jeszcze, Eddie?

Chłopiec ponownie wzruszył ramionami, ale w końcu podniósł głowę. Myron spojrzał mu prosto w oczy.

– To ważne – nalegał.

– Powiedziała, żebym nie podpisywał kontraktu z TruPro – rzekł Eddie.

– Dlaczego?

– Nie wyjaśniła.

– Moim zdaniem – wtrącił pan Crane – obwiniała ich o swoje niepowodzenia.

– A co ty sądzisz, Eddie? – spytał Myron.

Kolejne wzruszenie ramion.

– Możliwe. Nie wiem.

– Jednak nie uważasz, żeby tak było.

Brak reakcji. Pani Crane oznajmiła:

– Myślę, że na tym powinniśmy poprzestać. Eddie bardzo przeżył śmierć Valerie.

Rozmowa znowu zeszła na interesy. Jednak Eddie stał się milczący. Co jakiś czas otwierał usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zaraz znów je zamykał. Kiedy wstali od stołu, przysunął się do Myrona i szepnął:

– Dlaczego tak pan wypytywał o Valerie?

Myron postanowił powiedzieć prawdę.

– Usiłuję się dowiedzieć, kto ją zabił.

Chłopiec szeroko otworzył oczy. Obejrzał się. Jego rodzice żegnali się z François. Szef sali ucałował dłoń pani Crane.

– Myślę, że ty mógłbyś mi w tym pomóc – rzekł Myron.

– Ja? – rzekł Eddie. – Ja nic nie wiem.

– Znałeś ją. Przyjaźniliście się.

– Eddie? – zawołała pani Crane.

– Muszę iść, panie Bolitar. Dziękuję za wszystko.

– Tak, dziękujemy panu – dodał pan Crane. – Mamy się jeszcze spotkać z przedstawicielami kilku innych agencji, ale będziemy w kontakcie.

Kiedy odeszli, François przyszedł z rachunkiem.

– Ma pan bardzo twarzowy krawat, panie Bolitar.

Facet umiał lizać tyłki.

– Powinieneś zostać agentem, François.

– Dziękuję panu.

Myron dał mu swoją kartę Visa i czekał. Włączył telefon komórkowy. Przeczytał wiadomość od Wina. Zadzwonił do niego.

– Gdzie jesteś? – zapytał.

– Na Dwudziestej Szóstej, w pobliżu Ósmej – odparł Win. – W cadillacu siedzieli dwaj dżentelmeni. Zaznaczam, że użyłem tego określenia w bardzo szeroko pojętym znaczeniu. Jechali za tobą do „La Reserve”, przez jakiś czas siedzieli na zewnątrz i odjechali pół godziny temu. Właśnie weszli do lokalu cieszącego się raczej nie najlepszą reputacją.

– Nie najlepszą reputacją?

– Nazywają go „Łowca Skalpów”. Wystarczy?

– Nie spuszczaj ich z oka. Już jadę.

19
{"b":"101402","o":1}