Литмир - Электронная Библиотека

– Dość – przerwał Urgh i jego usta uśmiechnęły się z triumfalnym okrucieństwem. – Reszta tych bredni mnie nie ciekawi. Woodou, byłeś głupcem! A kazałem ci przecież myśleć! To ty miałeś być ten sprytny i rozumny, to miała być twoja specjalność. Wiesz dobrze, że ja sam umiem jedynie władać mieczem. A jednak to nie ty, mój najwierniejszy i najchytrzejszy sługa, lecz on, mój syn, ta niedojda, zrozumiał, gdzie i czego należy szukać! Rozsyłałem żołnierzy po całym kraju, by szukali wiatru w polu, tropiliśmy Czarownice tam, gdzie ich wcale nie było, a mój syn…

… urwał i klepnął Ajoka w plecy tak, że ten nieomal upadł.

– Jestem dumny z mego syna! – zaśmiał się grzmiąco. – 1 pomyślę o jakiejś nagrodzie dla niego! A teraz, Woodou, zbierz moich najlepszych ludzi i wymyśl sposób, jak dotrzeć do serca Ardżany, tak aby was nie pożarły te żmije…

– W zimie one śpią, o panie, i nie są groźne…

– Wyruszamy zatem od razu do tej przeklętej Dżungli! Sam stanę na czele armii! Przygotuj armaty i kusze!

– Panie – szepnął Woodou – wybacz, ale ten plan – to ogromny błąd. Jeśli naprawdę w Ardżanie przebywa ta Istota, to nie jest sama, lecz z Czarownicą. Tak wynika z Pieśni, gdyż i jaja znam, choć przegapiłem widać niektóre płynące z niej informacje. Twoja armia narobi takiego hałasu, że nim podejdziecie do Pałacu Królów, te istoty już będą daleko. A coś mi mówi, że jeśli mamy ich szukać to jedynie tam.

– To już są ruiny, ten ich cały Pałac Królów! Ruiny i zielsko!

– Tego nie wiemy na pewno, panie. Zostaw tę sprawę mnie. Pozwól, że ja sam spróbuję ci przyprowadzić tę Istotę, i kto wie, może też Czarownicę.

– Tym razem Czarownica jest mniej ważna – burknął Urgh. – Ale pamiętaj, Woodou, że jest to twoja ostatnia szansa. Dam ci wszystko co zechcesz, ale musisz mi przyprowadzić Istotę z Pieśni. Ilu chcesz zatem zbrojnych?

– Zbrojni, panie, niech jedynie otoczą Dżunglę i nie wchodzą do niej. I niech zachowują się cicho… – odparł Woodou prostując się na całą długość swej pokurczonej sylwetki. Ajok, już nie zauważany przez ojca, tkwił w kącie komnaty, ze zwieszoną głową. Po twarzy ciekły mu łzy. Łzy rozpaczy i lęku. Lęku – że zabił to, co było jego jedyną miłością. Zabił Pieśń Jedyną w jej najsłabszym i zarazem najważniejszym ogniwie. Wskazał drogę do serca rodzącego się Czaru. A rozpaczał nad samym sobą i swoją wielką słabością. Ta słabość spowodowała, że wydał ojcu tę Pieśń, właśnie on, jej odkrywca i wielbiciel, on, który się z nią utożsamiał.

– … przypomnij sobie Miasteczko, panie – mówił dalej Woodou. – Miałeś ze sobą najdzielniejszych rycerzy, swoją gwardię, ale Czarownica i tak uciekła, a razem z nią ten wyrostek. Nie dziwiłbym się, gdyby to on był wspomnianą w Pieśni Istotą, mówiłem ci o tym.

– Więc co chcesz uczynić? – przerwał Urgh.

– Twoi żołnierze nie mają nic do roboty, muszą tylko stać murem wokół całej Ardżany i nie czynić hałasu. Zaś ja sam wezmę ze sobą najwyżej dziesięciu najlepszych ludzi, zdolnych poruszać się równie cicho i bezszelestnie jak koty. Pójdziemy nocą, aby nie być widocznymi na śniegu i weźmiemy sieci. Bowiem tylko w sieć, i to bardzo gęstą, można schwytać prawdziwą Czarownicę i towarzyszącą jej Istotę. Schwytana w sieć i owinięta w nią gęsto, nawet gdyby przemieniła się w mysz czy ptaka, i tak nam nie ujdzie. Ale jeśli się uda, to Czarownicy w ogóle nie będziemy ruszać, a jedynie to coś z Pieśni. Dżungla zimą na szczęście jest możliwa do przejścia. A my dotrzemy do Pałacu Królów i będziemy tam czekać tak długo, zaczajeni, aż ta istota lub obie naraz z Czarownicą wpadną w nasze łapy. I nikomu z moich ludzi, także mnie, nie będzie wolno się poruszyć, choćbyśmy mieli wrosnąć w ziemię jak drzewa, byle nie spłoszyć tych, których tak długo szukamy.

– Życzę ci, Woodou, żeby to było jak najszybciej – odparł Urgh. – A jeśli coś zepsujesz… Biada ci!

Woodou zadrżał i pokręcił głową:

– Przysięgam, panie, że tym razem mi się uda. Czuję to. Nie zapominaj o tym, że wiem, iż twój koniec jest także moim końcem. Więc uczynię wszystko… wszystko…!

Ajok, na którego już nikt nie zwracał uwagi, opuścił ojcowską komnatę i zaszył się w najodleglejszy zakątek Zamku. Nie miał odwagi iść do zamkowej kuchni, gdzie odczułby serdeczność i bliskość ludzi z rodu jego matki. Nie mógłby, gdyż przed chwilą on, Ajok, tych ludzi zdradził. I gdyby miał więcej odwagi, odebrałby sobie życie. Ale nie miał jej nawet tyle. Więc pozostała mu tylko rozpacz.

* * *

Dżungla w tej zimowej porze była całkiem inna, choć równie piękna. I nagle okazała się nader łatwa do przebycia.

Gęste pnącza opadły, krzewy straciły liście, a ostre, trujące kolce były wyraźnie widoczne. Wystarczyło umiejętnie przesuwać się wśród grubych, czarnych pni drzew, żeby przedostać się na drugą stronę dawnego Pałacowego Placu, żeby zwiedzić nie oglądaną do tej pory pozostałą część miasta. A tam właśnie znajdowała się siedziba dawnej Akademii Magicznej, którą Dziewczyna bardzo pragnęła ujrzeć.

– Czy wasza Akademia była większa niż inne budynki?

– Mniejsza – uśmiechnęła się Czarownica w odpowiedzi. I całkiem zwyczajna w kształcie. Uczennic było niewiele. Parę na rok, to wszystko, a niekiedy jeszcze mniej lub wcale. Nie sądź, że dzieci obdarzone magicznym darem rodzą się często. Wręcz przeciwnie. Z drugiej strony ludzie zazwyczaj biorą za czary to, co jest zwykłym, choć nie odkrytym darem niemal każdego człowieka. Często przecież można przewidzieć przyszłość z samej logiki następujących po sobie faktów i nie ma w tym nic czarodziejskiego. Wystarczy też umiejętność doboru właściwych ziół, aby wyleczyć kogoś z bardzo ciężkiej choroby. Podobnie bywa z telepatią. Dar ten posiadają nie tylko Czarownice…

– … z telepatią? – zaciekawiła się Dziewczyna. – Nie znam takiego słowa. Co ono oznacza?

– Dar przekazywania myśli na odległość. Posiada go bardzo wielu ludzi, ale nie wiedząc o tym, nie rozbudzili go w sobie. Dam ci przykład: jeśli będę bardzo intensywnie o czymś myśleć, a ty znajdując się nawet wiele kilometrów ode mnie, będziesz starała się wsłuchać w głosy, które do ciebie dobiegają, głosy wewnętrzne oczywiście, może się zdarzyć, że usłyszysz mój głos i to co chcę ci przekazać. Rozumiesz? wyjaśniła Czarownica. – Dar ten posiada wiele zwierząt, a mieli go wszyscy ludzie, dawno temu, przed milionami lat, zanim jeszcze zbudowali swoje miasta i stworzyli cywilizację. Oddalenie od Matki Natury osłabiło ten dar, a szkoda. Wielu nieszczęść można by uniknąć, gdyby ludzie nadal umieli się telepatycznie porozumiewać.

– Naucz mnie tego – rzekła Dziewczyna.

– Tego się nie uczy. To się w sobie odkrywa – uśmiechnęła się jej Opiekunka. – Odkryj więc w sobie, gdy odejdziesz ode mnie w głąb miasta, i spróbuj przekazać mi swoje myśli. Ale nie za szybko, bo przez najbliższe dwie, trzy godziny będę bardzo zajęta.

Dziewczyna ruszyła powoli dziedzińcem w stronę głównej, wyjściowej bramy. Czarownica przez chwilę spoglądała na nią z rosnącym zadowoleniem. Przebywanie w murach Ardżany odmieniło jej wychowankę. Stało się tak, jak miało się stać, jak stać się musiało. Historia świetności Wielkiego Królestwa, zaklęta w tych ruinach, przemówiła do wyobraźni i uczuć Dziewczyny. Te mury udzieliły jej swojej godności i dumy. Teraz nawet jakby się inaczej poruszała, inaczej mówiła. Nie jak na pół dzikie, chowane w lesie dziecko – ale niemal jak prawdziwa księżniczka. Owszem, nadal była uparta, nawet wówczas gdy nie miała racji, ale i to minie, bowiem tchnące pradawną mądrością mury stolicy udzielą Dziewczynie i tej lekcji. Trzeba jeszcze tylko trochę czasu. Niewiele. Jest go jeszcze akurat tyle, aby naprawiło się to, co jest skazą na jej charakterze. No i Siostra Piąta… Jedyna z Sióstr, posiadająca dar dostrzeżenia skazy na pozornie czystym diamencie i usunięcia jej. A Siostra Piąta już za kilka miesięcy dopełni swego dzieła. Jej szlif będzie ostatni – i najważniejszy.

48
{"b":"100385","o":1}