Литмир - Электронная Библиотека

Griffin pomyślał o dziesiątkach mikrofonów przed domem.

– Dziś rano – odparł – wszyscy detektywi stanowi zajmują się wyłącznie tą sprawą.

Tawnya zmrużyła oczy. Nie była głupia.

– Dlatego że został zastrzelony na terenie sądu, tak? Gdyby dopadli go w więzieniu, nawet by tu pana nie było. Ale zastrzelono go w miejscu publicznym, przed kamerami. A to przedstawia was w złym świetle.

– Morderstwo to morderstwo. Dlatego prowadzimy śledztwo. Ja prowadzę śledztwo.

Tawnya prychnęła tylko. Wiedziała, jaki jest świat, i Griffin nie wywarł na niej wrażenia.

– Masz na myśli jakichś konkretnych ludzi? – zapytał. – Ludzi, którzy grozili Eddiemu? Którzy mówili, że chcą go zabić?

– Nie. Może pan przejrzeć gazety. Zapytać strażników więziennych. O ile nie będą zajęci czymś ważniejszym.

– Czy powinniśmy wziąć pod uwagę kogoś jeszcze?

– Te pierdolone kobiety, oczywiście.

– Ofiary?

– Jakie tam ofiary! To te suki wrobiły Eddiego. To one naciskały, żeby go aresztować, i cały czas wtykały nosy w śledztwo. Chciały mieć pewność, że wszystko pójdzie po ich myśli. Teraz Eddie nie może się już bronić. I jeszcze jedno. Teraz nie muszą się już bać, że w trakcie procesu wyjdzie na jaw coś nieprzyjemnego.

– A miało wyjść na jaw? – zapytał Griffin.

– Nigdy nic nie wiadomo.

– Tawnyu – zaczął Fitz z ostrzeżeniem w głosie. Pochylił się do przodu z łokciami opartymi na kolanach, lecz Tawnya tylko potrząsnęła długimi ciemnymi włosami.

– Nie zamierzam cię wyręczać w robocie, Kutafonie. Chcecie wiedzieć, co się miało stać, to sami to wykombinujcie. A teraz dajcie mi nakarmić syna. – Odwróciła się, pokazując Fitzowi kajdanki. Kiedy ten wciąż się wahał, warknęła: – Bo zadzwonię do Biura Ochrony Praw Obywatelskich!

Fitz niechętnie zdjął jej kajdanki. Griffin zauważył, że odchylił się do tyłu w obawie o swoją twarz. Tawnya warknęła na niego, obnażając zęby, i uśmiechnęła się, gdy drgnął ze strachu.

– Nie obchodzi mnie, co sobie myślicie – oznajmiła przed wyjściem z kuchni. – W czasie, kiedy dokonano tych napaści, byłam razem z Eddiem. Wiem, że to nie on zgwałcił te kobiety. Chcecie usłyszeć coś jeszcze?

Macie przerąbane. Bo ten facet wciąż jest na wolności. Tyle że teraz Eddie nie żyje. I nie ma na kogo zwalić winy. Nie ma się za kim schować. A znowu jest pełnia. Świetna pora na kolejny atak Gwałciciela z Miasteczka Uniwersyteckiego.

Fitz i Griffin nie odzywali się do siebie aż do momentu, gdy znaleźli się na ulicy i zaczęli się ładować do rozklekotanego służbowego wozu detektywa Fitzpatricka.

– Czy tylko ja mam takie wrażenie – zapytał Griffin – czy rzeczywiście Tawnya jest podobna do Meg Pesaturo?

– Poczekaj tylko, aż zobaczysz zdjęcie Trishy Hayes. O tak. Eddie naprawdę lubił określony typ kobiet.

– Byłaby dobrym świadkiem obrony – zauważył Griffin.

– I tak, i nie. Pamiętaj, że Eddie dzwonił do ofiar. Mógł to zrobić na przykład w taki sposób, że jedna osoba z zaaprobowanej listy, powiedzmy jego dziewczyna, miała w aparacie funkcję przełączania rozmów i, ignorując ostrzeżenie, które wyraźnie tego zabrania, przełączyła telefon.

– No tak, mała Tawnya poważnie traktuje swoje partnerskie obowiązki.

– W biurze mamy taśmy z tymi rozmowami. Możesz je przesłuchać.

– Jest tam coś ciekawego?

– Tylko jeżeli gustujesz w teoriach spiskowych. Eddie wydawał się przekonany, że Klub Ocalonych chce go zniszczyć. Ale aresztanci wiedzą że ich telefony są nagrywane, więc to mogła być część jego strategii obronnej.

– Myślisz, że to przekonująca linia obrony? Trzy obce kobiety, które uwzięły się na niewinnego faceta?

– Oprawca jako ofiara. Klasyczny chwyt.

– I niestety zawsze któryś z przysięgłych daje się na to nabrać.

– Cholerni przysięgli – mruknął Fitz.

– Co się stało ze starą dobrą sprawiedliwością gangsterów? Bum, bum i po sprawie. A jakie oszczędności. Nie trzeba się martwić o apelację.

Fitz łypnął podejrzliwie na Griffina, prawdopodobnie zastanawiając się, czy ten się z niego nabija. Po części tak było. Ale system z ławą przypadkowych przysięgłych rzeczywiście bywał do dupy.

Fitz zerknął na zegarek.

– Trzecia. Nie wydaje mi się, żeby udało nam się rozwiązać sprawę przed popołudniowym wydaniem wiadomości.

– Fakt, nie zanosi się na to.

– Jeżeli nikt się nagle nie przyzna, śledztwo może się przeciągnąć.

– Taa. I co ty na to? – Fitz zerknął na szeroką klatę Griffina i jego surową, pociągłą twarz. Griffin domyślił się, w czym rzecz.

– Przeżyję – odparł.

– Tak się tylko zastanawiałem…

– Wróciłem. A kiedy się wraca do roboty, trzeba się do niej wziąć. Jak się jest detektywem, nie można pracować na pół gwizdka.

– Nigdy tak nie uważałem. – Fitz nadal miał wątpliwości. – No dobra. Kawa na ławę. Skoro mamy pracować razem nad tą sprawą, to chyba mam prawo wiedzieć.

– Na przykład co?

– Słyszałem o sprawie Cukiereczka. Że wlokła się trochę za długo, że zrobiła się zbyt osobista. Naprawdę pobiłeś dwóch detektywów w domu tego pedofila? Tak, że jeden z nich omal nie wylądował w szpitalu?

Griffin milczał przez chwilę.

– Tak mi mówiono – odparł w końcu.

– Nie pamiętasz?

– Bardzo mgliście. W każdym razie nie chodziło mi o Watersa ani O’Reilly’ego. Po prostu obaj stanęli na wysokości zadania i podłożyli mi się.

– Chodziło ci o Price’a?

– Mniej więcej.

– A gdybyś go dorwał?

– Nigdy się nie dowiemy, prawda? Fitz pokiwał głową.

– Jedziesz na prozacu? – zapytał.

– Nie przyjmuję żadnych leków.

– Dlaczego?

– Mam szajbę innego rodzaju – uśmiechnął się Griffin.

– Czy powinienem zacząć chodzić w kasku do hokeja? Uśmiech Griffina zrobił się jeszcze szerszy.

– Możesz spróbować, ale ze swojej strony nie mogę niczego obiecać.

– Ejże…

Słuchaj – przerwał mu Griffin poważnym głosem. – Nie rzucę się na ciebie. Dwa lata temu, kiedy umarła mi żona… zbyt wiele spraw wymknęło mi się z rąk. Osobistych, zawodowych. W życiu, w naszej robocie… nie można sobie odpuszczać pewnych problemów i udawać, że nie istnieją. Wszyscy się tego w końcu uczymy. W taki czy inny sposób. Ja załapałem to w zeszłym roku. Teraz już umiem panować nad życiem. Fitz milczał, więc może miał własne zdanie na ten temat.

– Przykro mi z powodu twojej żony – powiedział w końcu.

– Mnie też.

– Znam wielu ludzi, którzy przyszli na pogrzeb. Słyszałem, że była wspaniałą kobietą.

– Najwspanialszą – odparł szczerze Griffin, a potem, ponieważ dwa lata to wciąż było za mało, odwrócił wzrok. Zatrzasnął drzwi. Fitz zapuścił silnik. Obaj chrząknęli.

– Co zamierzasz teraz zrobić? – spytał Fitz, zjeżdżając z krawężnika. – Ze śledztwem.

– Wrócić do biura i zorganizować centrum dowodzenia. Później pewnie pójdę pobiegać.

– Sprawdzę tego zwęglonego trupa. Może zachowało się dość skóry, żeby zdjąć odciski.

– O, skoro wracasz do swoich, mógłbyś mi dać akta Gwałciciela z Miasteczka Uniwersyteckiego.

Fitz wcisnął hamulec i stanął na środku ulicy. Griffin podejrzewał, że może zrobić coś podobnego.

– Daj spokój! – wrzasnął Fitz. – Tawnya cię zbajerowała. Przeprowadziliśmy rzetelne dochodzenie. Sposób działania się zgadzał, DNA się zgadzało. No i facet nie miał alibi. Pół roku zajęło nam złożenie wszystkiego do kupy, ale zrobiliśmy to porządnie. Eddie Como zgwałcił te kobiety. Koniec, kropka.

– Nie powiedziałem, że było inaczej.

– Nie dam stanowym grzebać w moich papierach! To jakiś absurd.

– No cóż, życie jest do dupy, a potem się umiera.

Fitz łypnął na niego groźnie.

Griffin spojrzał mu spokojnie w oczy.

– Chcę zobaczyć te akta. Zabójstwo Como ma związek z tą sprawą, więc muszę ją poznać.

– Już ci opowiedziałem o sprawie.

– Powiedziałeś mi, co sam o niej myślisz, a to tylko subiektywna opinia.

– Sam prowadziłem to śledztwo! Sam skonstruowałem teorię tej sprawy, a ty masz czelność mi wmawiać, że to tylko subiektywna opinia!

– W takim razie wyjaśnij mi jedną rzecz. Znalazłeś Como, kiedy wpadłeś na trop punktów krwiodawstwa. A wpadłeś na trop punktów krwiodawstwa z powodu lateksowych opasek.

– Tak.

– Więc wytłumacz mi, dlaczego Eddie, który nie zostawił żadnego włoska, żadnego włókienka i żadnego odcisku, zostawił lateksowe opaski? Dlaczego facet, który świetnie wiedział, jak zacierać ślady, zostawił na miejscu zbrodni swoją wizytówkę?

– Bo przestępcy to durnie. Właśnie to mi się w nich najbardziej podoba.

– Ale to się nie zgadza z resztą faktów.

– Jezus, Maria! Przecież nie podłożyliśmy tam jego DNA! Nie wrobiliśmy Eddiego Como!

– Właśnie to mnie najbardziej martwi, Fitz.

30
{"b":"94206","o":1}