Spoglądała badawczo na jego przystojną twarz.
Kosmyki złocistych włosów dotykały gładkiego, pięknego czoła, w jasnych oczach czaił się niepo¬kój.
– Chciałabym, aby to było takie proste, lecz nie da się zaprzeczyć, że pan jest Francuzem, a ja An¬gielką. Nie mogę mieć pewności, czy jednoczą nas te same cele.
– Moim celem jest zakończyć tę wojnę, zapewnić pokój mojej ojczyźnie, położyć kres zabijaniu i ocalić życie wielu młodym ludziom.
Przygryzła wargę. A może powinna zaryzyko¬wać? Już wcześniej mu zaufała, a on jej nie za¬wiódł. Pracował z generałem Wilcoksem, zaś Da¬mien być może potrzebuje pomocy. Zresztą nie tylko Damien, lecz oni oboje.
– Mój mąż jest patriotą. Angielskim patriotą. Jules odchylił się na krześle.
– A więc przekonał panią jeszcze raz.
– Wyjaśnił mi te sprawy, odpowiedział na pytania. To wszystko pasuje do siebie i ma sens.
– Pani mąż to ekspert w nadawaniu wszystkiemu sensu.
– Ja mu wierzę.
– Dlaczego?
– Gdyż nie ma powodu, żeby kłamać, a poza tym kocha mnie. Powiedział mi to tamtego wieczoru, gdy opuściliśmy pałac. Ze wszystkich rzeczy, jakie mi mówi albo nie mówi, nie wydaje mi się, żeby zmyślił akurat to. – Zgadzam się – odparł Jules ku jej zaskoczeniu.
– Naprawdę?
– Widziałem go w bibliotece, pamięta pani? Był zaślepiony zazdrością. Na pewno darzy panią głę¬bokim uczuciem. Oto dlaczego okłamałby panią co do tego, kim naprawdę jest.
O tym nie pomyślała. Ale przecież to zupełnie niedorzeczny pomysł. Jules musi się mylić.
– Jest generał nazwiskiem Fieldhurst, który mo¬że zweryfikować jego wersję. Czytałam o nim w ga¬zetach. Pańscy ludzie na pewno mogą się z nim skontaktować i potwierdzić raz na zawsze, że Da¬mi en mówi prawdę.
– Z czasem zapewne tak.
– Odkryłam coś bardzo ważnego. Mój mąż dopilnuje, żeby ta informacja dotarła do Anglii.
N achylił się do niej z nieruchomą, pełną napię¬cia twarzą.
– Czy to pomożę zakończyć wojnę?
– Nie mam pewności. Ale mogę powiedzieć, że jeśli nie dostarczymy tej wiadomości Anglikom, Napoleon bez wątpienia dokona inwazji na Wyspy. Wie pan, ilu ludzi straci przy tym życie? Nastąpi masakra po obu stronach, bezsensowna śmierć ty¬sięcy żołnierzy, i po co? Aby mały kapral mógł zo¬stać cesarzem całego świata?
– Musi się pani mylić. Jego ostatnia szansa inwa¬zji umarła pod Trafalgarem. – Ogromna bit).va za¬kończyła się zwycięstwem Brytyjczyków, dziesiąt¬kując, niemal zupełnie niszcząc francuską flotę.
– Niestety, nie mylę się.
– A jeśli myli się pani co do niego?
– Co do niego też się nie mylę. Fieldhurst panu potwierdzi. Niech pan wykorzysta swoje źródła, żeby poznać prawdę.
– Ile mamy czasu? Kiedy ta informacj a stanie się bezwartościowa?
Z trudem przełknęła ślinę. Każdy dzień miał znaczenie. Poza tym było możliwe, że ktoś odkryje ich wysiłki w celu powstrzymania budowy nowych okrętów.
– Tego nie wiem..
Łódź wypływa z Hawru za niecały tydzień. Ze¬by zdążyć, musimy wyjechać z Paryża najpóźniej dwudziestego trzeciego. Jeśli pani mąż mówi praw¬dę i oboje bezpiecznie wrócicie do domu, wtedy nie będzie to już miało znaczen~a. Lecz jeżeli coś się nie uda i będzie pani potrzebowała mojej pomocy… al¬bo też gdy zdobędzie pani tę informację i zechce dostarczyć ją do Anglii, będę gotowy. Proszę tylko przekazać wiadomość mojemu przyjacielowi w ho¬telu Marboeuf. Nazywa się Bernard. Może mu pani zaufać. Będzie wiedział, jak się ze mną skontakto¬wać, i pomoże pani ukryć się do czasu, aż przybędę – Uścisnął jej dłoń. – Rozumiesz mnie, Alekso?
Tak – odparła słabo, ponieważ powróciły stare wątpliwości. Chciała je zignorować, lecz mimo to poczuła drżenie kończyn. – Dziękuję, Jules. Bez względu na to, co się stanie, zawsze pozostanę pańską dłużniczką
Pocałował ją w wewnętrzną stronę dłoni.
– Falon nigdy się nie dowie, jaki z niego szczęściarz.
* * *
– Nie mogę w to uwierzyć! – Rayne Garrick, czwarty wicehrabia Stoneleigh, chodził tam i z po¬wrotem w salonie swojego wygodnego domu na plantacji na Jamajce. – Wiedziałem, że coś takiego się wydarzy. Powinienem był zastrzelić dra¬nia, gdy miałem okazję!
– Uspokój się. Może nie jest tak źle, jak napisa¬no w liście. – Jocelyn wyjęła mu kartkę z zaciśniętej dłoni i w milczeniu przebiegła wzrokiem po tekście. List przyszedł do Kingston ostatnim statkiem z An¬glii i został dostarczony do Mahogany Yale razem z cotygodniowym zaprowiantowaniem. Został na¬pisany przez niejakiego pułkownika Douglasa Be¬wicke'a i nadany trzeciego lipca, dwa dni po porwa¬niu Aleksy. – Z tego, co tu widzę, wynika, że twoja siostra jest we Francji, ale jej mąż także.
– Mąż: Chyba nie mówisz o tym sukinsynu, francuskim zdrajcy, za którego pozwoliłem jej wyjść! – Ciemnobrązowe oczy Rayne'a płonęły gniewem. Na jego twarzy malowało się napięcie, a zarazem niepokój.
– Może to jakaś pomyłka. Mówiłeś, że znasz te¬go Bewicke'a, że to nędzny, płaczliwy tchórz, tak chyba się wyraziłeś. Może nie ma racji co do hra¬biego. A Aleksa była przekonana, że chce go po¬ślubić…
– To właśnie ona go wydała. To jedyna rozum¬na rzecz, jaką zrobiła od chwili ich pierwszego spo¬tkania.
– Chyba nie powinniśmy go jeszcze potępiać.
Wtedy, przed zajazdem, powiedział, że ją kocha. Nawet gdyby był francuskim szpiegiem, tQ skoro ją kocha, wybawi ją z niebezpieczeństwa.
– A jeśli ona zupełnie nic dla niego nie znaczy? Jeśli bezlitośnie uwiódł ją i poślubił tylko dla jej pieniędzy? Co wtedy stanie się z moją siostrą?
– Nie wolno nam tak myśleć. Trzeba wierzyć, że wszystko ułoży się dobrze, przynajmniej do nasze¬go powrotu, a to nastąpi dopiero za kilka tygodni.
– Jeśli ten drań ją skrzywdził, jeśli spadł jej z głowy choć jeden włosek, znajdę go nawet na końcu świata i nie spocznę, dopóki on pozostanie przy życiu.
Jo położyła dłoń na muskularnym ramieniu mꬿa. Wszystkie mięśnie i ścięgna drżały z ogarniają¬cego go napIęcIa.
– Wszystko będzie dobrze, Rayne. Aleksa bę¬dzie bezpieczna we Francji do naszego powrotu. A gdy znajdziemy się na miejscu, porozmawiasz ze swoim przyjacielem generałem Stricklandem i zor¬ganizujecie jakąś wymianę. Wiem, że znajdziesz sposób, aby ją sprowadzić.
Pogładził długie, czarne włosy żony. W promie¬niach słońca wpadających przez okno sypialni lśni¬ły niczym onyks, w dotyku zaś przypominały deli¬katny jedwab.
– Wieczna z ciebie optymistka, prawda, kocha¬nie? Cóż ja bym bez ciebie zrobił?
– Twoja siostra wyjdzie z tego cało.
Z uśmiechem pokiwał głową, lecz nie podzielał pewności siebie Jocelyn. Aleksa zawsze była im¬pulsywna. Jakiś czas po śmierci Petera zachowywa¬ła się spokojnie, tkwiła jakby w oderwaniu od rze¬czywistości, ale to nie była jej prawdziwa natura. Nienawidziła Francuzów za śmierć ich brata, Chri¬sa, i za tortury, jakie Rayne wycierpiał podczas rocznego pobytu w jednym z francuskich więzień.
A teraz, gdy musiała wśród nich żyć, czy była w stanie zapanować nad swoim gwałtownym cha¬rakterem? Czy zdoła przeżyć okrucieństwa, na ja¬kie może być tam narażona?
Gdzie teraz jest? I gdzie przebywa ten parszywy drań, którego poślubiła? Rayne przeklinał się za zgodę na ich małżeństwo. Przeklinał również Falona, życząc mu wiecznego potępienia w piekle.
* * *
Szkoda, że wciąż starał się ją zniechęcić.
– Na co czekamy? – pytała Aleksa. – Dlaczego po prostu nie włamiemy się do gabinetu tego pro¬jektanta i nie wykradniemy planów?
– Bo to zbyt niebezpieczne. Musimy wybrać sto¬sowny moment. – Damien chodził po wyłożonym klinkierem tarasie i każdy krok jego czarnych bu¬tów roznosił się echem po ogrodzie. Miał nieprze¬niknione oblicze, niezmiennie od tamtej nocy nad brzegiem Sekwany.
– A jeśli będziemy zbyt długo zwlekać, to wszyst¬ko będzie nieważne. Nie wiemy, ile tych okrętów już zbudowano, ale mogą być gotowe do wodowa¬nia lada chwila.
– Już ci mówiłem, że musimy zaczekać. Każdy szczegół należy perfekcyjnie dopracować, łącznie z drogą naszej ucieczki. Nie możemy sobie pozwo¬lić na najmniejszy błąd.
– Ale…
– Koniec dyskusji, Alekso. I do diabła, nie zaczynaj jej już więcej, bo nie wiemy, kto nas może słuchać.
Miała świadomość, że tak może być rzeczywi¬ście. Ale czuła także, że ma rację. O ile mogła się zorientować, Damien nie poczynił żadnych kro¬ków mających na celu zorganizowanie ich powrotu do Anglii. A gdyby nawet~ nic o tym nie wiedzia¬ła, bo odmawiał wszelkich rozmów na ten temat.
Między innymi dlatego nie wspomniała ani sło¬wem o St. Owenie. W tej śmiertelnie niebezpiecz¬nej grze Jules był jej ukrytym w rękawie asem. W momencie "gdy nieustannie nachodziły ją wątp¬liwości, stanowił jej przepustkę do świata zdrowego rozsądku. Jeśli wszystko inne zawiedzie, zawsze będzie mogła wrócić do Owena.
Przygryzła wargę. Ciekawe, co Jules by zrobił, gdyby wiedział o planach, które znalazła w biurku generała? Czy byłby w stanie pomóc jej je zdobyć? Tak samo jak ona przeciwstawiał się przelewowi krwi. Współpracował z Bewickiem i Wilcoksem, aby zorganizować jej powrót do domu, no i miał tę łódź, która wypływała z Francji pod koniec następ¬nego tygodnia.
Stojąc przed oknem w swojej sypialni, zastana¬wiała się, czy powinna powiedzieć mężowi o pro¬pozycji St. Owena, o łodzi, która mogła zawieźć ich z powrotem do Anglii. Gdyby znał prawdę, mo¬gliby po prostu wykraść plany i razem uciec przez kanał.
Lecz jeśli dzięki jakiemuś zbiegowi okoliczności okazałoby się, że Jules miał rację, tak samo jak Be¬wicke i Wilcox – zaś ona się myli?
Damien nigdy by nie dopuścił, żeby dokumenty opuściły Francję
Ta sprawa nie dawała jej spokoju, nie pozwalała zasnąć, zmuszała do myślenia…
No i jeszcze sam Damien. Pozostawił ją w spo¬koju od tamtego wieczoru, gdy pospiesznie wyje¬chali z pałacu, starannie unikając jakiegokolwiek zbliżenia. Nie wiedziała, co myśli, nie wiedziała, czy żałuje wypowiedzianych naprędce słów.