Krótki wypad przeciągnął się do trzech godzin.
Gdy wracała do domu, kareta była pełna pudeł. Wysiadła przed głównym wejściem, gdzie stał inny powóz, którego nigdy do tej pory nie widziała. By¬ło to zgrabne czarne caleche, bogato zdobione zło¬tymi ozdobami. W zaprzęgu stały cztery czarne konie. W czasie wojny, gdy potrzebny był każdy wierzchowiec, mogło to oznaczać tylko tyle, że po¬wóz należał do kogoś znacznego.
Weszła do środka zaniepokojona, zastanawiając się, cóż to za gość ich odwiedził, pełna nadziei, że nieoczekiwana wizyta przyniesie dobrą wiado¬mość, a nie kłopoty.
Przed głównym salonem zatrzymała się. Usły¬szała męskie głosy, lecz postanowiła nie wchodzić do środka. Mimo to bardzo chciała dowiedzieć się, co zaszło. Do salonu wiodły dwie pary drzwi – jed¬na z foyer, druga z prywatnego ~ałego saloniku, znajdującego się w tylnej części domu. Aleksa skie¬rowała się w tamtą stronę.
Drzwi były zamknięte, ale – ku jej wielkiej uldze – niezbyt starannie. Łatwo było zajrzeć przez wą¬ską szparę. Ujrzała smukły profil pułkownika La¬fona oraz krępego, czarnowłosego mężczyzny o krzaczastych brwiach i gęstych, kędzierzawych bokobrodach. Obaj mężczyźni byli w mundurach, niższy z nich miał tyle złota na epoletach, że mógł¬by oświetlić cały pokój.
– Zawsze miło mi pana widzieć, mon general – mówił Damien – ale zaczynam podejrzewać, że nie jest to wyłącznie towarzyska wizyta.
– Słusznie – wtrącił Lafon. Stał niemal tak samo sztywno jak generał. Trzymał kieliszek koniaku, podobnie jak obaj pozostali mężczyźni, chociaż nie skosztował jeszcze trunku.
– Nie, drogi majorze. Obawiam się, że to nie jest lowarzyska wizyta. – Generał był wyraźnie spięty. – Niestety, chodzi o rozmowę, którą odbył pan w tym domu w nocy kilka dni temu.
– Ach tak? – Damien uniósł brwi. – A o jaką roz¬mowę chodzi?
– Tę, w której poinformował pan swoją śliczną żonę, że szpieguje pan na rzecz Anglii.
Boże miłosierny! Aleksa bezwiednie wbiła sobie paznokcie w zaciśnięte dłonie. Obawy Damie¬na nie były bezpodstawne. Słodki Jezu, co teraz będzie?
Przerażona obserwowała go przez drzwi. Waha¬nie na jego twarzy było tak nikłe, że musiała je chy¬ba sobie wyobrazić. Wybuchnął głośnym, głębo¬kim śmiechem.
– To było sprytne, nieprawdaż? – Podszedł do bocznego stolika, żeby powtórnie napełnić sobie kieliszek koniakiem. – Wcześniej zachowywała się opryskliwie, stroiła fochy. A teraz chętnie zaprasza mnie do swojego łoża. Jest nawet zazdrosna o moje kochanki, szczególnie Gabriellę. Czyż nie tak, La¬fon? – Damien odwrócił się od pułkownika i spoj¬rzał generałowi prosto w oczy. – Powiedziałem to, co chciała usłyszeć. I nie sądziłem, że mam meldo¬wać o moich podstępnych machinacjach generałowi Wielkiej Armii.
– Więc twierdzisz, że to była gra? – spytał z nie¬dowierzaniem Lafon, nie mniej zdumiony niż Aleksa.
Damien wzruszył ramionami.
– Sam uznałem to za przebłysk geniuszu, ale – jak już powiedziałem – nie spodziewałem się, że mój fortel będzie tematem raportu dla Grande Armee.
Generał przyglądał mu "się dłuższą chwilę, deli¬katnie gładząc sobie bokobrody.
– Znamy się już od wielu lat, n'est ce pas?
– Bardzo wielu, generale, i od bardzo wielu kobiet.
Generał uśmiechnął się – z początku nieznacz¬nie, potem szerzej, wreszcie wybuchnął śmiechem.
Jego wielki tors zatrząsł się, a w kącikach oczu po¬jawiły się zmarszczki.
– Powinienem był się domyślić. – Kolejna salwa śmiechu, od której zabrzęczały liczne odznaczenia na jego piersi. – Wciąż mnie pan zadziwia, mon ami.
Zdumiona Aleksa stała nieruchomo przy drzwiach.
Pomyślała gorączkowo, że ze strony Darniena to tyl¬ko sztuczka, żeby chronić ich oboje. Na Boga, prze¬cież to nie może być prawda. Jednak poczuła ból w sercu i ucisk w gardle tak mocny, że na chwilę ode¬brało jej mowę. Usłyszała także śmiech Damie¬na i Lafona, którego głowa poruszała się rytmicznie. Wszystko to wyglądało zbyt prawdopodobnie. Zbyt przerażająco, nieznośnie prawdziwie.
Przypomniała sobie, jak manipulował nią od sa¬mego początku – jego bezlitosną próbę uwiedze¬nia jej, potem zmuszenie do niechcianego mał¬żeństwa. Pomyślała o wszystkich kłamstwach, o wysiłku, z jakim realizował swoją zemstę, groź¬bach wysuwanych pod adresem jej brata. Wspo¬mniała noc, gdy spotkał się z Francuzami. W tej sprawie też ją okłamał, a potem również, gdy niby wybierał się do miasta.
Jeśli jest angielskim szpiegiem, dlaczego nie powiedział jej o tym wtedy? Przypomniała sobie St. Owena. Generał Wilcox z pewnością zna praw¬dę. A jeśli nie on, to ktoś inny!
Boże, jak bardzo chciała mu wierzyć! Przecież Damien powiedziałby jej o tych mężczyznach, wy¬jaśnił swoje słowa, udowodnił, wobec kogo jest lo¬jalny. Może powinna po prostu śmiało stanąć przed nim, powiedzieć, co słyszała, i poprosić o wyjaśnienia.
I z pewnością by je uzyskała. Logiczne, sensow¬ne, ale jednak nieprawdziwe.
Coś ścisnęło jej żołądek. Miała wrażenie, że la¬da chwila zwymiotuje. Jakiś wewnętrzny głos po¬wiedział jej: Jesteś niemądra. Po raz kolejny go bro¬nisz. Wierzysz w jego kłamstwa, podczas gdy zdrowy rozsądek W1Zeszczy ci prosto w ucho, że to nie może być prawda.
Wierzysz, że jest mężczyzną, którego kochasz, pod¬czas gdy żaden taki mężczyzna nie istnieje.
Tłumiąc łzy, wyszła z saloniku i poszła do swoje¬go pokoju na górze. Czuła się pobita i posiniaczo¬na, wykorzystana i oszukana. Dobry Boże, czuła się po raz kolejny wystrychnięta na dudka i miała już tego dość!
Wiedziała, że to wszystko jej wina, bo za bardzo pragnęła mu wierzyć. Widziała w nim człowieka, którego w ogóle nie było. Zamknąwszy za sobą drzwi, podeszła do okna i usiadła w fotelu. Po¬przez łzy spoglądała na ogród, który zlewał się w jedną kolorową plamę.
Wylała już zbyt wiele łez, począwszy od tamtej nocy w zajeździe, gdy jej serce po raz pierwszy starło się z Damienem Falonem. Raz po raz ją po¬konywał, lecz ona nie uczyła się na własnych błę¬dach. Została porwana, potraktowana brutalnie, postrzelona, sprzedana w niewolę, a jednak nie wyniosła z tego żadnej nauk~; Kochała tego m꿬czyznę, który był jej mężem, lecz tak naprawdę ni¬gdy mu nie ufała. Czy znowu ją wykorzystywał, cry też tym razem mówił prawdę?
Usłyszała trzaśnięcie frontowych drzwi i skoczy¬ła na równe nogi. Ocierając wilgotne oczy, spraw¬dziła swój wygląd w lustrze, po czym szybko ruszy¬ła z pokoju w kierunku tylnych schodów dla służby.
Powiedziała sobie, że musi zachować spokój, że musi przynajmniej udawać. Zmuszając się do uśmiechu, pobiegła korytarzem do drzwi wiodących do powozowni na tyłach domu. Otworzyła je i trza¬snęła donośnie, udając, że dopiero co przyjechała.
– Wróciłam! – zawołała, podchodząc do stojące¬go koło wejścia Damiena. Zachowywała się jakby nigdy nic, pełna nadziei, że nie zauważy śladów łez w jej oczach. Modliła się całym sercem, aby sam powiedział jej o wizycie generała i pułkownika, aby kolejny raz przekonał ją, że się myli. – Tęskniłeś? – zapytała z uśmiechem.
– Oczywiście. Zawsze za tobą tęsknię. – Również się uśmiechnął, lecz wokół jego ust spostrze¬gła pewne oznaki napięcia.
Spojrzała w kierunku drzwi.
– Wydawało mi się, że słyszałam kogoś przy drzwiach. Mieliśmy gości?
– Tak, pułkownik Lafon i generał Moreau wpa¬dli z krótką wizytą.
– A… czego chcieli? – spytała z rosnącą nadzie¬ją. Czuła w piersi łomot własnego serca.
Wzruszył ramionami.
– Nic ważnego. Generał chciał się upewnić, że odwiedzimy go na wsi.
– Rozumiem. – Powiedziała to jednak ze złama¬nym sercem. Poczuła mdłości, pieczenie w oczach. Mruganiem rozpędziła łzy, nie przestając się uśmiechać. – Chciałabym się przebrać, jeśli pozwo¬lisz. Bolą mnie stopy, no i muszę zrzucić z siebie to ubranie.
– Może powinienem ci pomóc. – Omiótł wzrokiem jej sylwetkę, by zatrzymać go na jej biuście.
Uśmiechnęła się, lecz pokręciła głową
– Chyba mam lekką migrenę. Położę się trochę
– Skoro tak, to rzeczywiście lepiej połóż się na chwilę. A jeśli później poczujesz się lepiej, możerny się wybrać do teatru. Lafon nas zaprosił, będzie też grupa jego przyjaciół.
Mobilizując całą siłę woli, skinęła głową.
– Świetny pomysł. Do wieczora na pewno mi przejdzie. – Damien pocałował ją w policzek, a ona na miękkich nogach weszła na schody. Kiedy zna¬lazła się w swoim pokoju, łzy popłynęły nieprze¬rwanym strumieniem, pogrążając ją w rozpaczy.
Kłamstwa. Kolejne kłamstwa. Całe morze kłamstw. A czego się spodziewałaś? – odezwał się we¬wnętrzny głos. Nawet ty nie możesz być aż tak głu¬pia! Oszukiwanie, nieustanna gra. Boże! Nienawi¬dziła go za to.
Poczuła się nieszczęśliwa, jakby przygniecio¬na ogromnym brzemieniem, coraz bardziej pogrą¬żona w chaosie, zdezorientowana. Gdy tymczasem on pozostawał niepokonanym zwycięzcą. Może powinna po prostu poddać się, dać mu wygrać do końca.
Może powinna poddać się rozpaczy, skulić się w kłębek nieszczęścia i pozwolić, żeby sprawy to¬czyły się swoim własnym biegiem.
Zacisnęła szczęki, czując, jak narasta w niej bunt. Być może to sprawka jej angielskiej krwi al¬bo po prostu jej dumy i silnej woli. Cierpiała do¬tknięta do żywego, rozżalona, rozczarowa¬na i ogarnięta poczuciem straty. To wszystko gnę¬biło ją niczym najbardziej zaciekły wróg. Lecz narastał w niej także gniew.
Niech cię diabli! Niech cię piekło pochłonie, pod¬ły draniu! Gdyby teraz miała pod ręką nóż, chętnie wbiłaby mu go prosto w serce.
Uspokój się – ostrzegał ją głos. To ty możesz tu stracić najwięcej. Ty cierpiałaś z jego powodu i na¬dal będziesz cierpieć, chyba że coś z tym zrobisz.
Wiedziała, że głos ma rację. Musi być jakiś spo¬sób na uratowanie sytuacji, sposób na ocalenie… na wyrównanie rachunków z Damienem.
Zaczęła intensywnie się zastanawiać, kolejne pomysły przelatywały jej przez głowę, składała je w całość, odrzucała, przychodziły nowe.
Odwróciła się do okna. Musiała znaleźć rozwią¬zanie dla swojego problemu. I nagle doznała olśnienia.