Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Wiem, że masz rację – powiedział w końcu.

– Ale ona jest taka mała.

– Młodsze siostrzyczki zawsze. pozostają małe dla swoich starszych braci. Uwolnij ją spod swych skrzydeł, Rayne. Niech sama pokieruje własnym zyclem.

Wygładził kosmyk jej długich, czarnych wło¬sów.

– Jak zwykle masz rację. Co ja bym bez ciebie zrobił?

W odpowiedzi pocałowała go. Poczuła, jak jego ciało reaguje, poczuła na piersi ciepłą dłoń. Uśmiechnęła się do siebie i podniecona pociągnꬳa go do wielkiego łoża otoczonego czterema kolu¬mienkami. Przelotnie pomyślała, co spakuje na wy¬jazd na Jamajkę.

* * *

Damien zatrzymał się przed drzwiami do salonu nazywanego po prostu Skrzydła, znajdującego się tuż obok jadalni. Był urządzony w miękkich, paste¬lowych barwach. Dzięki temu, że był ogromny, da¬wał przebywającym w nim kobietom możliwość za¬chowania odpowiednio dużego dystansu. Wyko¬rzystały to, co Damien zauważył natychmiast, gdy tam wszedł: Aleksa stała przy kominku z jednej strony sali, zaś matka z siostrą przy drugim, w przeciwnym końcu pomieszczenia.

– Witam panie – powiedział uprzejmie, celowo przechodząc na środek salonu, aby się zbliżyły. By¬ła to ostatnia próba pojednania. – Czy napijecie się czegoś przed kolacją?

– Ja poproszę ratafię – powiedziała matka – oczywiście jeśli masz. – Odwróciła się w jego stronę, a wtedy płomienie zalśniły w jej obsypa¬nych srebrem włosach. Wciąż była uderzająco piękna, poruszała się z eleganckim wdziękiem, ja¬ki nigdy nie będzie dany jej córce. Damien pomyślał z ciekawością, który z jej znacznie młodszych ko.chanków ostatnio dzielił z nią łoże.

– Jestem pewna, że Melissa podzieli mój wybór

– dokończyła.

Zresztą, to nie była jego sprawa. Ona zaś była niezwykle dyskretna. Zmarły lord Townsend nic nie wiedział o jej licznych romansach, podobnie jak, według opinii Damiena, jego wciąż jeszcze na¬iwna młodsza siostra.

– Dla mnie sherry – rzekła Melissa, zaskakując go tym przejawem niezależności. Stojąca po dru¬giej stronie sali Aleksa potwierdziła ruchem głowy, że prosi o to samo.

Tego wieczoru jego żona miała na sobie prostą, podniesioną w talii suknię ze srebrzystoszarego je¬dwabiu, o umiarkowanym wykończeniu pod szyją, z wąską spódnicą i krótkimi bufiastymi rękawami. Wyglądała tak, jakby uzbroiła się do walki, jednak suknia nawet w najmniejszym stopniu nie umniej¬szyła przypływu podniecenia, jaki poczuł na widok żony. Jednak będzie potrzebowała tej zbroi na to, co zaplanował.

Nalał trunki, lecz nie zaniósł ich, zmuszając ko¬biety, by dołączyły do niego przy małym rzeźbio¬nym stoliku, który stał niemal pośrodku wysoko wysklepionego salonu. Lampy…na wielorybi tłuszcz i wyłożone lustrami ściany łagodziły surowe linie ciężkich dębowych mebli.

– Skoro wszyscy mieli czas, żeby sobie przemy¬śleć zaistniałą sytuację – zaczął ostrożnie – zanim pójdziemy na kolację, chciałbym podjąć ostatnią próbę dojścia do jakiegoś porozumienia. – Damie¬nowi właściwie było wszystko jedno, czy jeszcze kiedykolwiek w życiu zobaczy swoją rodzinę, może z wyjątkiem siostry. Robił to dla Aleksy, bo czuł, że sprawa śmierci jego brata oraz przebaczenia ze strony rodziny miały dla niej olbrzymie znaczenie. – Jeśli po to nas tu zebrałeś, możesz sobie dać spokój – ucięła matka.

Damien zignorował ją.

– Wiem, że to nieprzyjemny temat. Nasza niechęć do rozmowy o śmierci Petera wydaje się jedyną rze¬czą, która nas łączy. Mimo wszystko sądzę, że aku¬rat w tym momencie powinniśmy pomówić o tym, co się stało. – Odwrócił się do żony w nadziei, że swoim spojrzeniem doda jej otuchy. – Alekso, chcę, żebyś powiedziała mojej matce, co czułaś, kiedy się dowiedziałaś, że Peter się zastrzelił.

Zaskoczona uniosła głowę.

– Milordzie, proszę… – wykrztusiła z trudem.

– Nie wiem, czemu miałoby to służyć.

– Tylko ten jeden raz, Alekso. Daję ci moje słowo, że już nigdy więcej nie będziesz musiała o tym mówić.

Jej dłoń zadrżała, kilka kropli sherry z jej kielisz¬ka rozlało się. Postawiła go na małym stoliku.

– Powiedz, Alekso – nalegał. – Chcę, żebyś po¬wiedziała nam dokładnie to, co czułaś.

Spoglądała na czubki swoich lśniących czarnych pantofelków. Przez chwilę myślał, że Aleksa nie zdecyduje się na odpowiedź.

– Czułam się jak morderczyni – wyrzuciła z sie¬bie przez ściśnięte gardło. Była opanowana, cho¬ciaż wypowiadała te słowa wyższym tonem niż zwykle. W jej oczach malowało się cierpienie. Da¬mien poczuł ból na myśl, że sam doprowadził ją do tego stanu.

– Czuła się jak morderczyni – wtrąciła matka – bo nią była. Wyjechała do Marden, żeby uciec od tego, co zrobiła.

– To nieprawda! – Aleksa odwróciła się, żeby stanąć z nią twarzą w twarz. – Przeprowadziliśmy się do Marden, zanim jeszcze Peter zginął. Były za¬machy na życie mojego brata. Wszyscy uznaliśmy, że tam będzie dla niego bezpieczniej. – Spojrzała na Melissę. – Wiedziałaś o tym, Melly, przecież nie mogłaś zapomnieć.

– Pamiętam – odparła siostra Damiena, starając się panować nad sobą. – Pamiętam, jak umierał z rozpaczy. Już wtedy poprosił cię o rękę, ale go odrzuciłaś. Pamiętam też, co było w liście, który napisał w dniu swojej śmierci. Skopiowałam go i wysłałam do cieb~e. Może to pamiętasz.

Aleksa pobladła. Pamiętała ten list, każde roz¬dzierające serce słowo.

Moja najdroższa Aleksol

Rozpocznę ten list od tego, że bardzo Cię ko¬cham. Przez ostatnie dwa lata myślałem tylko o Tobie, tylko o Tobie marzyłem. Poprosiłem Cię o rękę, ale odmówiłaś. Nie mam Ci tego za złe. Co Ci po pozbawionym majątku drugim synu? Mimo wszystko byłem zdruzgotany. My¬ślałem, że przecież człowiek nie może umrzeć z rozpaczy, a jednak miałem zupełnie złamane serce.

Myślałem, że w końcu znalazłem pociechę, lecz nawet to zmieniło się w żal. Zrobiłem rze¬czy, których strasznie żałuję, a teraz moja roz¬pacz jest już nie do wytrzymania. Proszę Cię je¬dynie o wybaczenie za to, co zamierzam uczy¬nić. Zawsze będę Cię kochał.

Peter

– Ja… nie rozumiałam, co on czuł – wyjąkała Aleksa, usiłując powstrzymać łzy. – Pan Tyler mó¬wił, że Peter uwielbiał wszystkie dziewczęta. Znał Petera lepiej niż ktokolwiek. On…

– Graham Tyler to głupiec – powiedziała lady Townsend. – Co on mógł wiedzieć o kobietach? Wolał spędzać czas wśród swoich stęchłych ksią¬żek niż z kobietą w łóżku. – Wykrzywiła usta w cierpkim uśmiechu. – Pan Tyler już dla nas nie pracuje. A co do ciebie, ty mała dziwko…

– Dość tego! – rzucił ostro Damien. – Ani słowa więcej! – Trochę zbyt energiczni~ odstawił kieli¬szek z brandy i jego trzask rozległ się w salonie jak wystrzał. – Przepraszam cię, Alekso. Okazuje się, że to wspólne spotkanie było błędem. A jeśli cho¬dzi o ścisłość, błędem jest twój, matko, -pobyt w moim domu. Powinienem był go naprawić, gdy tylko tu przybyłaś. – Przybrał cyniczną minę. – Po¬nieważ żadne z nas nie ma ochoty na kolejnych kil¬ka godzin tej tortury, każę zanieść wam kolację do pokojów. Gdy ty i Melissa skończycie posiłek – zwrócił się do matki – proponuję, żebyście spa¬kowały swoje rzeczy. Oczekuję, że rano opuścicie mój dom.

– Wyrzucasz nas? – syknęła z niedowierzaniem matka.

– Możesz to nazwać, jak tylko chcesz. Ale nie chcę was tu widzieć.

Lady Townsend aż zakipiała ze złości i oburze¬ma.

– Nie powinnam się dziwić. Już jako chłopiec by¬teś arogancki i niegrzeczny. Tylko Peter dostrzegał w tobie jakieś dobro. Zawsze cię bronił, a teraz, proszę, jak mu się zrewanżowałeś! Splugawiłeś je¬go pamięć, żeniąc się z ladacznicą, która doprowadziła do jego śmierci. Nic dobrego z ciebie nie by¬ło i nigdy nie będzie, Lee.

Ruszyła gwałtownie do drzwi, aż fałdy jej śliwko¬wej jedwabnej sukni zaszeleściły wokół jej stóp.

– Chodź, Melisso. Jeszcze chwila w towarzystwie twojego brata, a dostanę nudności.

Melissa zawahała się, rzucając Damienowi dziw¬nie współczujące spojrzenie, lecz po chwili wyszła za matką z salonu.

Aleksa odwróciła się do męża, lecz ten podszedł już do kominka, gdzie oparty ramieniem o jego gzyms stał dłuższą chwilę z opuszczoną głową, w pełnym cierpienia milczeniu patrząc w ogień.

– Damien?

Wyprostował się, lecz nie spojrzał w jej stronę.

– Tak jak powiedziałem, każę zanieść ci kolację do pokoju.

– Ale…

– Dobranoc, Alekso.

Z podniesioną głową odwróciła się i wyszła.

* * *

Nie widziała Damiena przez całą noc ani też ra¬no, gdy jego matka i siostra opuszczały zamek, by wrócić do Waitley. Dom był ~pusty, lecz kolejne dwa dni minęły im w zupełnym milczeniu. Dopie¬ro po kolacji następnego dnia Aleksa odczuła, jak ponownie ogarnia ją determinacja.

Może właśnie dlatego stała przy oknie swojej sy¬pialni, wpatrując się w zapadające ciemności, szu¬kając gdzieś w oddali wysokiej postaci hrabiego i zastanawiając się, czy tego wieczoru odbywa wę¬drówkę po wznoszących się nad brzegiem klifach. Nie było go w domu przez cały dzień. Montague powiedział, że hrabia udał się do Falon-by-the¬-Sea, małej wioski rybackiej, której nadano nazwę od pobliskiego zamku. Po powrocie zamknął się przed wszystkimi w gabinecie.

Aleksa widziała Damiena tylko raz, gdy minęła go w korytarzu, spiesząc do swojego pokoju na gó¬rze. Bezwiednie wyciągnął do niej rękę, ich dłonie dotknęły się, pozostały przez chwilę w delikatnym uścisku. Zauważyła pragnienie w jego oczach, tę¬sknotę, którą bardzo starał się ukryć.

Wiedziała, że walczył sam ze sobą. Matka każ¬dym swoim gorzkim słowem podsyciła w nim po¬czucie winy, a on z każdym dniem coraz bardziej się oddalał. Uciekał przed nią, stawał się na po¬wrót zimnym, bezdusznym człowiekiem, jakim był tamtej nocy w zajeździe, wciąż powiększając dzie¬lący ich dystans.

Tego wieczoru zamierzała odnaleźć go, chociaż wyraźnie dał do zrozumienia, że nie będzie mile widziana. Dziś postanowiła, że pozna jego myśli. Wezwie swojego ciemnego anioła, ajeśli to w jakiś sposób ociepli ich oziębłe stosunki, zaprosi go do swojego łoża.

24
{"b":"92091","o":1}