A może nawet bardziej..
Ta świadomość wstrząsnęła nim do głębi. I zmusiła do myślenia…
– A więc kochałaś go? – zapytał cicho. Wcale nie chciał zadać tego pytania, nie chciał usłyszeć odpo¬wiedzi, już sam pomysł wprawiał go w niepokój. Mimo wszystko musiał to wiedzieć.
Aleksa wolno otworzyła oczy. Zobaczył w nich udrękę, bardzo wyraźnie widział cierpienie, jakie niełatwo było jej zapomnieć. Na ten widok sam poczuł nawracający żal, co – ja"k nigdy dotąd – związało ich we wspólnym bólu.
– Kochałam go – odrzekła. Poczuł mocny ucisk w piersi. – Bardzo mi na nim zależało, ale nie tak, jak myślisz. Peter był moim przyjacielem.
Ogarnęła go zdumiewająco wielka ulga. A zaraz potem wyrzuty sumienia. Przecież ona miała być samolubna i zepsuta, miała być kobietą, która nie dba o innych, dla której liczy się tylko jej własne życie – suką bez serca, taką jak jego matka. Lecz teraz stało się oczywiste, że jednak miała normal¬ne ludzkie uczucia.
– Masz wszelkie podstawy, żeby mnie nienawi¬dzić – powiedziała cicho. – Jestem odpowiedzial¬na za to, co się stało z twoim bratelp… Tak się zaan¬gażowałam w życie śmietanki towarzyskiej, tak by¬łam wówczas przejęta własną ważnością, że nie miałam dla niego czasu. – Wezbrane w oczach łzy zaczęły spływać jej po policzkach. – Flirtowałam z nim bez opamiętania. Nie wiedziałam, co on czu¬je… do chwili, gdy było już za późno. Może gdy¬bym nie była taka lekkomyślna, taka impulsyw¬na… – Przygryzła drżącą wargę, ocierając policzki z łez. Jedna kropla dążyła nieuchronnie do małego dołeczka w jej podbródku. – Nigdy nie chciałam go skrzywdzić.
Damien powoli nabrał powietrza, lecz ucisk w piersi nie chciał ustąpić. Wcale nie tego pragnął. Zemsta miała być słodka. A tymczasem czuł się niemal tak samo rozbity jak ona.
– Ile ty masz lat? – spytał.
– Ja… dziewiętnaście.
A więc dwa lata temu, gdy jego brat stracił życie, miała siedemnaście. Zaklął w myślach. Był przeko¬nany, że jest starsza. Pociągnęła nosem, więc sięgnął po swoją chustkę i dopiero wtedy zorientował się, że tę chustkę wykorzystał już, by bbmyć twarz Aleksy. Wziął jej torebkę, sięgnął do środka i wyjął białą, wykończoną koronkami chusteczkę. Przyjęła ją trzęsącą się dłonią, by wytrzeć sobie oczy.
Chciał ją pocieszyć, lecz nie potrafił wydobyć z sie¬bie słowa. Chciał przeprosić, że niczego nie rozumiał, że wymuszenie tego małżeństwa było błędem.
Zamiast tego przylgnął plecami do oparcia ka¬napy, słuchając cichego płaczu swojej żony. Nawet gdy przestała, nie spojrzała w jego stronę, aż do chwili, gdy podjechali na dziedziniec małej ta¬werny na południe od Tunbridge Wells, zwanej Gospodą pod Niedźwiedziem. Nie było to miejsce, gdzie zamierzał się zatrzymać, gdyż nie odpowia¬dało jego oczekiwaniom, lecz znajdowało się bliżej niż pierwotnie wybrane na nocleg Brigantine, zaś Damien obawiał się, że przysporzył Aleksie już wy¬starczająco dużo przykrych doznań.
W zajeździe był tłok, hałaśliwa mieszanina żoł¬nierzy zmierzających do Londynu ze swojego gar¬nizonu w Folkstone, podróżnych, handlarzy i chło¬pów. W barze raz po raz rozbrzmiewały śmiechy w odpowiedzi na pikantne żarciki rzucane perli- stym głosem przez obsługujące gości piersiaste dziewki. Zołnierze opowiadali o wojnie, z nienawi¬ścią wyrażali się o Napoleonie, była też mowa o lą¬dowaniu na kontynencie. Pogłoski na ten temat Damien słyszał już wcześniej.
Chociaż zajazd był niemal pełny, udało mu się wynająć mały apartament, bez wątpienia należący do właściciela, gdyż kosztował dwa razy więcej, niż te obskurne pokoje były warte. Zamówił jedzenie dla służących, a także pasztet z gołąbków, kapustę i szarlotkę na kolację, którą.kazał przysłać do po¬koju. Następnie przeszedł przez hol do zakamarka u podnóża schodów, gdzie czekała Aleksa.
Spojrzała na niego nieufnie, tak jak przez całe dzisiejsze popołudnie, wreszcie skierowała wzrok ku znajdującym się na piętrze pokojom.
– Teraz rozumiem, dlaczego nie przyszedłeś do mnie – powiedziała.
– Nie przyszedłem, bo widziałem, jak bardzo by¬łaś zmęczona. Myślałem, że się domyślisz. Myśla¬łem też, że może dzisiaj… będziesz się lepiej czuła.
Kiwnęła głową, jakby rozumiała, jaki czeka ją los, jakby na niego zasługiwała i była gotowa go za¬akceptować. Ruszyła na górę.
– Alekso…
– Tak?
– Potrzebujesz snu. Wiem, że to wszystko wytrąciło cię z równowagi. Może jutro… omówimy nasze sprawy.
Uniosła brwi.
– Nie rozumiem. Co chcesz przez to powiedzieć?
– Mówię ci, że chcę, żebyś się wyspała. Ze nie będę cię… niepokoił do czasu, aż wypoczniesz.
– Ale przecież…
– Do czasu, aż porozmawiamy.
– Ale ja myślałam… po tym, co było dzisiaj… chyba wciąż nie rozumiem.
Dotknął dłonią jej policzka.
– Ja też nie. Może rano pewne sprawy staną się bardziej jasne.
Zastanowiła się. Nie sądziła, że jeszcze kiedy¬kolwiek cokolwiek będzie jasne. Była żoną brata mężczyzny, którego zniszczyła. On zrobił to dla ze¬msty. Chciał ją ukarać za jej zbrodnię – było to zu¬pełnie oczywiste.
Chciała go za to znienawidzić, traktować z po¬gardą za oszustwo, które wykorzystał dla swoich celów, ale w głębi serca czuła, że zasłużyła sobie na taką karę, jaką dla niej wymyślił.
Dożywotnia zemsta, tego była pewna, nieskoń¬czone dni pokuty za życie jego brata – przyjaciela, którego tak lekkomyślnie zdradziła.
A jednak pozostał w niej cień wątpliwości. Jeszcze raz Damien Falon zupełnie wytrącił ją z równowagi. Od chwili, gdy rozmawiali w powozie o Peterze, zaczął patrzyć na nią trochę inaczej. Je¬go twarz złagodniała, znikła brutalna determina¬cja, którą widziała tamtej koszmarnej nocy w ta¬wernie. Przyznała się do udziału w śmierci jego brata – więc powinien być jeszcze bardziej zdeter¬minowany do wymierzenia jej sprawiedliwości.
A tymczasem w jego oczach pojawiła się łagod¬ność, znamionująca troskę i uwagę.
Ciekawe, czy nie był to wytwór jej wyobraźni.