Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Ty… chyba nie mówisz tego poważnie – ode¬zwała się w końcu.

– Obawiam się, moja piękna damo, że jestem śmiertelnie poważny.

– Ale ja myślałam… to znaczy… z pewnością ja¬ko dżentelmen przyznasz, że to, co zaszło między nami dzisiejszego wieczoru, miało jakieś znacze¬nie. Z pewnością rekompensuje to moją nieroz¬ważną grę. – Wyprostowała się. – A jeśli nie, to tak jak mówiłam wcześniej, z przyjemnością spłacę dług, gdy tylko będę mogła dysponować swoją for¬tuną

– Powinnaś już zrozumieć, moja droga, że ani nie jestem, ani nigdy nie będę dżentelmenem. Co do dziewięćdziesięciu tysięcy funtów, to możesz być pewna, że za taką sumę pieniędzy oczekuję o wiele więcej niż zwykły całus.

Poczuła wypieki na policzkach, gdy spłynęła na nią fala złości, poczucie zdrady tak silne, że z trudem łapała oddech.

– Ależ z ciebie podły bękart, Falon!

– Jeśli o to chodzi, panno Garrick, to akurat nie jestem bękartem. Mogę mieć tysiące innych wstrętnych cech, ale to akurat się nie zgadza.

– Czy naprawdę oczekujesz, że ja…

– Tak. – Lecz nawet wypowiadając to słowo, po raz kolejny od jej przybycia zadał sobie w my¬ślach pytanie, czy to, co robi, jest rzeczywiście mą¬dre. Była zupełnie inna, niż sobie wyobrażał: cu¬downa, pełna świeżości, czarująca. A także dojrza¬ła i kobieca, lecz miała w sobie pewną niewinność, którą mogła oczarować nawet wytrawnego kobieciarza.

Przez chwilę rzeczywiście zapragnął być tym mężczyzną, z którym chciała się dziś spotkać. Za¬pragnął być intrygującym nieznajomym, oczarowa¬nym przez piękną kobietę, zachwyconym nią do te¬go stopnia, że gotów byłby zrobić wszystko, aby ją posiąść. Lecz potem pomyślał o swoim bracie, młodym, kochającym życie, który jej zaufał, zako¬chał się w niej bez pamięci, a potem został zranio¬ny tak boleśnie, że sarn przystawił sobie pistolet do głowy. Pomyślał o Peterze leżącym w kałuży krwi, trzymającym w dłoni jeszcze dymiącą broń.

– Być może jeszcze jeden pocałunek załatwi ca¬łą sprawę – powiedział drwiąco. – Jeśli bardziej się postarasz, to może zapomnę o twoim długu. – Chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął brutalnie do siebie, wyciskając na jej ustach kolejny pocału¬nek. Zacisnęła wargi, wiła się w jego objęciach, w końcu wyrwawszy się, uderzyła go mocno w twarz.

Oddychała ciężko, spoglądając nań takim wzro¬kiem, jakby widziała go pierwszy raz w życiu, jakby nie rozumiała, dlaczego przyjechała na to spotka¬nie. Coś ścisnęło go w brzuchu, mimo że uśmiechał się gorzko. Zerknął na zegar stojący na kominku i odsunął się, zagrywając jedną ze swych ostatnich kart w nadziei, że umiejętność czytania w cudzych myślach i tym razem go nie zawiodła.

– Drzwi są tam, Alekso. Jeśli twoje słowo tak niewiele znaczy, to może po pr,pstu wyjdziesz? Mo¬żesz wrócić do domu, do swojego dużego brata, i błagać, aby wybawił cię z kolejnych tarapatów. Zbeszta cię i przypomni, że nadal jesteś tylko ma¬łą dziewczynką, ale jakież to ma znaczenie? To z pewnością niewielka cena za uratowanie twojej cennej cnoty.

Na jej skamieniałej twarzy pojawiła się wście¬kłość. Jak dotąd to on wygrywał wszystkie rozda¬nia, ale postanowiła, że tym razem mu na to nie pozwoli.

Przyjechałam tu, aby odzyskać mój weksel. Czego ode mnie oczekujesz?

Oto właśnie ją dostał, na srebrnej tacy, w całym blasku. Nagroda, której pragnął, jeśli tylko będzie potrafił upomnieć się o nią

Może zaczniesz od tego, że rozpuścisz włosy? Pragnąłem je ujrzeć od chwili, gdy zobaczyłem cię po raz pierwszy w operze.

Zacisnęła usta. Z jej zielonych oczu sypały się iskry, złość sączyła się z każdego cala powierzchni jej ciała. Krótkimi gwałtownymi ruchami zrzuciła na podłogę spinki, a gdy potrząsnęła głową, gęste kasztanowe włosy rozsypały się poniżej linii ra¬mion. W blasku świecy falowały niczym złocisto¬czerwony płomień. Damien poczuł ucisk w kroczu.

Rozbierz się. Nadszedł czas, żebym się przeko¬nał, czy jesteś warta tyle zachodu.

Jeszcze mocniej zacisnęła zęby. Ciekawiło go, czy ona rzeczywiście to zrobi. Próba uwiedzenia jej nie powiodła się, lecz wciąż mógł zrealizować swój plan, jeśli jeszcze trochę dłużej zatrzyma ją w tym pokoju.

Czy poniżanie kobiet sprawia ci przyjemność, lordzie Falon? Czy daje ci to jakąś perwersyjną rozkosz?

– Chcę cię mieć w swoim łóżku, Alekso. Tylko o to mi chodzi. Wiedziałaś o tym, kiedy tu przy¬szłaś. Dałaś mi obietnicę, a ja ją przyjąłem. Teraz oczekuję jej spełnienia.

Z wściekłości pociemniało jej w oczach. Cała się trzęsła, lecz tym razem z furii, a nie ze strachu. Jego żądania przepełniały ją złością, lecz postanowi¬ła, że tym razem nie da mu zwyciężyć. Doprowa¬dził ją do tego szaleństwa, tak j ak zamierzał. Sięgnꬳa do tyłu i rozpięła kilka guzików sukni, lecz nie udało jej się wyswobodzić.

Damien podszedł, odsunął jej dłonie, rozpina¬jąc pozostałe guziki. Suknia opadła na podłogę wokół jej stóp. Aleksa wyszła poza jej obręb i stopą odrzuciła ją na bok. Nie nosiła gorsetu, a jedynie cienką bawełnianą halkę, która osła¬niała ją od ramion aż poniżej kolan, lecz tylko w niewielkim stopniu skrywała jej kształtne pier¬si i kuszące ciemnietsze obwódki wokół sterczą¬cych sutków.

– Czy mam kontynuować, lordzie Falon? Czy też to wystarczy, by usatysfakcjonować twoją perwer¬syjną chuć?

– Jeśli zamierzasz mnie usatysfakcjonować, to dopiero zaczęłaś… oczywiście jeśli się nie boisz, że mnie rozczarujesz.

Przeklinała go pod nosem. Kilkoma gwałtowny¬mi ruchami zdjęła halkę przez głowę, potrząsając gęstą grzywą kasztanowych włosów. Jeśli nie liczyć jej małych, satynowych bucików, stała przed nim zupełnie naga.

Damienowi zabrakło tchu. Wyglądała tak, jak sobie wyobrażał, a nawet jeszcze piękniej. Miała gładką skórę, bujne kształty, krągłe piersi ze sterczącymi sutkami okolonymi różówymi obwódka¬mi. Jej nogi były smukłe i kształtne, łydki delikatne, stopy szczupłe i wysoko wysklepione.

Przesunął spojrzenie wyżej, na wąską talię, któ¬rą niemalże mógłby objąć dłońmi, na wąskie pro¬ste ramiona i ślicznie wygiętą szyję. Na jej widok poczuł pulsowanie w stwardniałym kroczu, rozgrzaną pożądaniem krew w żyłach. W końcu, gdy jego wzrok padł na jej twarz, Damien znierucho¬miał. Nagle poczuł ciężar w żołądku. Wstrzymywa¬ne w płucach powietrze uszło z niego jednym tchnieniem.

Chociaż odważnie stała tuż przed nim, jej dol¬na warga trzęsła się, zaś po policzkach strużkami płynęły łzy. Rzęsy były mokre, a lśniący ślad wilgo¬ci ciągnął się aż na podbródek.

– Nigdy nie zapomnę, gdy ujrzałam cię po raz pierwszy – powiedziała. – Byłeś taki przystojny… niczym jakiś ciemny anioł, który ~stąpił na ziemię. Byłeś inny, odróżniałeś się od całej reszty; śmiały, tajemniczy, intrygujący… lecz miałeś w sobie pew¬ną delikatność. Pociągałeś mnie prawie od samego początku, wcale temu nie zaprzeczę. Nigdy nie czułam czegoś podobnego wobec żadnego innego mężczyzny… Damien milczał. – Chciałam przy¬być tu dzisiaj, i to bardziej, niż sobie wyobrażasz. Nawet ryzykując swój honor, ryzykując, że stracę wszystko, co jest mi drogie, musiałam tu przyje¬chać. W głębi serca naprawdę wierzyłam, *e mię¬dzy nami pojawiło się coś wyjątkowego. Ze jeśli znajdę się w twoim łóżku, będzie to najcudow¬niejsza, najbardziej podniecająca chwila, jaka zdarzyła się w moim życiu. – Zamrugała, wywołu¬jąc kolejny potok łez. – Ależ musiałam wydawać ci się żałosna i naiwna!

Aż nim wstrząsnęło. Wszystkie mięśnie jego cia¬ła nagle zesztywniały, w ustach poczuł taką su¬chość, że nie był w stanie wykrztusić słowa.

Roześmiała się, lecz w jej ochrypłym głosie była sama gorycz.

– Chcę, żebyś coś wiedział, lordzie Falon. Jeśli dziś zaciągniesz mnie do łóżka, to możesz być pewien, że jedyną rzeczą, jaką do ciebie poczuję, będzie odraza.

Damien zupełnie stracił samokontrolę. Obser¬wował ją z mieszaniną sprzecznych emocji. Pożą¬danie, żal, wściekłość na siebie samego, którą tłu¬miła jedynie złość skierowana do niej. Było coś jeszcze, czego nie potrafił nazwać. Pokonał dzielą¬ce ich kilka kroków i przygarnął Aleksę mocno do siebie.

– Naprawdę czujesz tylko odrazę? Może to sprawdzimy? – Wycisnął na jej ustach brutalny po¬całunek, ostry, pełen złości, który sprawił, że od¬czuł gwałtowne podniecenie i z trudem powstrzy¬mał się, by natychmiast nie wziąć jej siłą.

Z początku walczyła z nim, starała się uwolnić.

Opierając dłonie na jego piersi, chciała rozerwać mocny chwyt. Damien, czując łzy na jej policzku, bezwiednie złagodził pocałunek, aby już nie przy¬sparzać jej cierpień, pragnąc jedynie, by odpowie¬działa mu pocałunkiem, by mógł posmakować już kiedyś poznanej słodyczy.

Kołysała się w jego objęciach, wiotka i giętka.

Ciepłe drżące wargi rozchyliły się, dając wolną drogę dla jego języka. Aż jęknął, ogarnięty niepo¬hamowanym pożądaniem, które ścisnęło mu dolne partie brzucha. Mógł wziąć ją na ręce i zanieść na łóżko, gdyby nie jeden żałosny dźwięk, jaki się z niej wydobył. Cichy, a jednak pełen dzikiej wście¬kłości krzyk zranionego ptaka. Łamiący serce i du¬szę głos poddającej się młodej kobiety kompletnie rozbroił Damiena.

Zebrawszy całą siłę woli, każdą uncję pozostałej w nim przyzwoitości, oderwał się od niej i cofnął o kilka kroków.

Przez kilka chwil, które wydały się wiecznością, po prostu stał, wbijając wzrok w jej twarz, skręca¬ny bólem niespełnionego podniecenia. Ignorując napięcie wciąż spinające jego ciało, odwrócił się i przeszedł na drugą stronę pokoju. Podniósł z podłogi suknię i rzucił ją koło drzwi, tam gdzie stała Aleksa.

– Ubieraj się!

Aleksa podniosła ubranie i trzymała kurczowo, zasłaniając się. Jej szeroko otwarte zielone oczy patrzyły niepewnie, ciemnoróżowe usta były na¬brzmiałe od pocałunków.

– Zanim zmienię zdanie.

Zmusił się, by odwrócić głowę, po czym prze¬szedł do stolika i nalał sobie brandy. Jeszcze nigdy tak bardzo nie potrzebował łyka mocnego trunku.

10
{"b":"92091","o":1}