Wiedziała, że nie jest najlepszą projektantką, brakowało jej doświadczenia, ale na takie słowa nie zasłużyła. Było jej bardzo przykro i wstyd. Bała się też konsekwencji.
Nie mogła stracić pracy. Pieniądze, które wyciągnęła z konta ojca na start, kończyły się w zastraszającym tempie. Po raz pierwszy musiała planować wydatki, kombinować, jak je poukładać w poszczególnych tygodniach, by na wszystko wystarczyło.
Weszła do łazienki i opanowała gwałtowną potrzebę, by natychmiast wrócić do łóżka. Zwinąć się w kłębek w ciepłej pościeli i zapaść w błogi sen. Właściwie to nie musiała się martwić finansami, znosić humorów szefa i złośliwych komentarzy wymagających klientów. Tata miał dość kasy. Zarabiał, a od lat nie miał na co wydawać. Siedział całymi dniami w pracy i wcale nie korzystał z jej owoców. Czasu mu na to brakowało, a może też sił i ochoty. Utrzymywał dom i mamę, ale ona też nie była szczególnie wymagająca pod tym względem. Ubierała się ładnie, ale zwyczajnie. Nie chodziła do drogich salonów kosmetycznych ani nie wyjeżdżała na egzotyczne wycieczki. Właściwie to nikt nie wiedział, czym się zajmowała całymi dniami.
Ojciec lubił dawać pieniądze. Czuł wtedy w sposób szczególny swoją moc i władzę. Nigdy nie trzeba go było długo prosić. Z pewnością wystarczyłby jeden telefon i życie na powrót stałoby się proste. Mogłaby nadal tutaj mieszkać, ale bez konieczności zasuwania w pracy. Zatrudnić jakąś pomoc do sprzątania, by nie szorować wanny i podłóg własnoręcznie. Zamawiać obiady z dostawą do domu.
Oparła się mocno obiema dłońmi o umywalkę. Pokusa była naprawdę silna. Oczy same jej się zamykały, w plecach czuła wszystkie spędzone nad stołem kreślarskim godziny, a lista zadań na nadchodzący dzień kończyła się gdzieś za horyzontem.
Ale podniosła się i śmiało spojrzała sobie w oczy. Łazienkowe lustro odbiło cienie na jej zmęczonej twarzy, ale też determinację wyraźnie widoczną w spojrzeniu.
– Nie ma powrotu do tego, co było – wyszeptała. – Dam radę.
Marzyła o tym, by kiedyś po jej projekty zgłaszali się najlepsi. Tata zawsze mówił, że jest zdolna i świetnie jej idzie. Kłamał. Mogła sobie poradzić tylko tam, gdzie on miał znajomości, a i to pewnie na krótką metę, bo prędzej czy późnej dowiedziałaby się prawdy.
Miała naturalny talent do projektowania, ale brakowało jej umiejętności. Skończyła prywatną uczelnię z dobrymi ocenami i wszyscy ją chwalili, ale robili to za pieniądze. Żyła w fikcji i miała tego serdecznie dość.
Już jej nie kusił powrót do łóżka ani pieniądze taty. Ochlapała twarz zimną wodą i zabrała się za mocne szorowanie zębów. Zamierzała zacząć ten dzień z energią. Stało przed nią wiele wyzwań. Tak dużo powinna się jeszcze nauczyć, by osiągnąć w zawodzie choćby tylko zadowalający poziom. A przecież nie takie było jej marzenie. Chciała być naprawdę dobra. Musiała też stać się taka, jeśli planowała zabezpieczyć siebie i córeczkę finansowo.
Zaparzyła sobie kawy i zaczęła się zastanawiać, jak to poukładać. Czy konieczne będą jakieś kursy? W jakim stopniu mogłaby sama szlifować swoje umiejętności? Czy starczy jej na to czasu? Sił?
Starczy – odpowiedziała sobie i przygotowała śniadanie. Potem obudziła córkę i ubrała ją do przedszkola. Kiedy wychodziły z mieszkania, zobaczyła w skrzynce na listy białą kopertę. Szybko wyciągnęła kluczyk z torebki i wzięła list do ręki. Obejrzała pieczątkę z logo kancelarii adwokackiej i poczuła niepokój. Szybko rozerwała kopertę. Szła pospiesznie chodnikiem w stronę przedszkola i jednocześnie zerkała na pismo.
Już po przeczytaniu pierwszych zdań zrobiło jej się gorąco.
Jakub wystąpił o sądowy nakaz w sprawie kontaktu z córką. Ścisnęła mocniej dłoń Martynki, aż dziewczynka spojrzała na nią zdumiona.
– Boli mnie – poskarżyła się.
– Przepraszam, kochana. – Agnieszka kucnęła obok i objęła ją z czułością. – Nie chciałam.
Podniosła się i poszły dalej. Ale zdenerwowanie w niej narastało. Sądziła, że Jakub odpuścił. Nawet się trochę dziwiła, że tak łatwo poszło. Od tamtego pamiętnego esemesa nie próbował się już z nią kontaktować. Dzwonił tylko ojciec, ale nie odbierała.
– Poszedł do sądu – wyszeptała ze zgrozą. Trochę blefowała z tą pewnością, że każdy sędzia stanie po jej stronie. Nie do końca była co do tego przekonana. A teraz, kiedy zobaczyła suche, dość groźne w swej wymowie pismo, na dobre się wystraszyła. Nie miała całkiem czystego sumienia. Zabrała dziecko bez wiedzy i zgody ojca, skutecznie uniemożliwiała mu kontakt. Na coś takiego trzeba mieć nieco mocniejsze argumenty niż ten, że się ma żal o zbyt długie przesiadywanie w pracy.
Oddała córkę w ręce miłej pani przedszkolanki i szybko skierowała się w stronę przystanku. Nie mogła spóźnić się do pracy. Na każdym kroku musiała starać się podwójnie. Wciąż miała opinię najsłabszej w zespole i wiedziała, że długo jeszcze przyjdzie jej pracować na zmianę tego wizerunku.
Tymczasem nie mogła uspokoić myśli. Bała się rozprawy sądowej. Nie stać jej było na wysokie koszty wynajęcia adwokata. Poza tym istniało mocne prawdopodobieństwo, że przegra. Sędzia wyznaczy Jakubowi terminy wizyt. Nie znajdzie żadnej przyczyny, by mu tego zabronić. A tylko Martynka będzie narażona na stres.
Agnieszka nie znała się na tych sprawach, nie miała pojęcia, czy w takich sporach ktoś przesłuchuje dziecko, czy jakiś psycholog zacznie ją badać, może wypytywać panie w przedszkolu. Nie chciała tego.
Jeden zero dla Jakuba – pomyślała, przekraczając progi firmy. Okazał się silniejszym przeciwnikiem niż jej ojciec. Mocniej walczył o dziecko. Wiedziała, że jeśli się uprze, nie zdoła go utrzymać z dala od Martynki. – Niech mu będzie – postanowiła, siadając za biurkiem. – Jeśli chce, niech przyjeżdża. Trzeba jak najszybciej zakończyć ten konflikt polubownie i poprosić go, by wycofał się z drogi urzędowej.
Wysłała do Jakuba wiadomość, że zaprasza. Może odwiedzić córkę w weekend. Chwilę wpatrywała się w ekran, ale żadna odpowiedź nie nadeszła. Nie wiedziała, czym Jakub teraz się zajmuje. Czy znalazł sobie nową pracę? Gdzie mieszka? Szarpnęła nią tęsknota. Ale nie chciała się jej poddać.
Szef wyszedł z gabinetu, co trochę ułatwiło jej sprawę i pomogło skupić się na tematach zawodowych. Pochyliła się nad monitorem komputera. Do nowego projektu podeszła z większą ostrożnością. Zaczęła szukać informacji, zbierać dane, podpatrywać rozwiązania. Tym razem musiało pójść lepiej.
***
– Czy do mnie tata też w przyleci w sobotę w nocy? – zapytała Lenka wczesnym rankiem w drodze do przedszkola.
– Dlaczego przyleci? – nie zrozumiała w pierwszej chwili Karolina. Zastanawiała się właśnie, jak upchnąć w dniu wszystkie sprawy, które były konieczne do załatwienia.
– Bo tatuś Mikołaja ma być w sobotę rano samolotem i będą go odbierać z lotniska. Może my też moglibyśmy pojechać po naszego?
Karolina zamarła, a wszystkie problemy w pracy wyleciały jej natychmiast z głowy.
– Wiem, że tęsknisz – powiedziała szybko. – Obiecuję, że zadzwonię dzisiaj do taty i się z nim umówię. Dobrze?
Lenka kiwnęła głową. Chyba przyjęła to wyjaśnienie za dobrą monetę. Karolina nie chciała się wdawać w tłumaczenia, że tata nie przyleci samolotem, bo jest niedaleko. Kilka minut samochodem. A mimo to nie znalazł czasu, by spotkać się z córeczką.
Karolina trochę o tym zapomniała, pochłonięta otwieraniem restauracji, zmęczona ciężką fizyczną pracą, po której padała na łóżko i zasypiała po kilku sekundach. Tymczasem dni płynęły, a jej były chłopak, partner, ojciec dziecka i największa miłość nie odezwał się ani słowem.
Zaprowadziła córkę do przedszkola, ucałowała w czubek głowy, pożegnała się, po czym z ciężkim sercem wyszła na ulicę. Świat zestroił się z jej samopoczuciem. Padało coraz mocniej i zanosiło się na prawdziwą ulewę. Nie wzięła parasola, więc teraz, kuląc ramiona, szybko podbiegła pod najbliższe duże drzewo. Zerwał się wiatr i bez trudu przeniknął przez cienką bluzkę i wiosenną spódniczkę. Karolina objęła się ramionami. Czekała, aż pogoda troszkę się uspokoi.