Chciałam spytać Marcusa, czy udało mu się odnaleźć ofiarę zabójstwa o imieniu Phil, ale uprzedził moje pytanie.
– Jak dotąd zero, próżnia, nic, co mogłoby wskazywać na udział Westerfielda w innej zbrodni – powiedział. – Ale nie zakończyłem jeszcze poszukiwań. Podążamy też tropem tego nazwiska, którym Rob lubił posługiwać się w szkole.
– Jim Wilding?
– Tak.
Obiecaliśmy sobie, że pozostaniemy w kontakcie.
Nie rozmawiałam z panią Stroebel od sobotniego popołudnia. Zatelefonowałam do szpitala, mając nadzieję usłyszeć, że Paulie został wypisany, ale nadal tam był.
Pani Stroebel przy nim siedziała.
– Paulie czuje się dużo lepiej. Wstępuję tu codziennie o tej porze, potem idę do sklepu i wracam około południa. Dzięki Bogu, że mam Gretę. Poznałaś ją tego dnia, kiedy zabrano Pauliego. Jest taka dobra. Zajmuje się wszystkim.
– Kiedy Paulie będzie mógł wrócić do domu?
– Chyba jutro, Ellie, ale chce z tobą porozmawiać. Próbuje przypomnieć sobie coś, co mu powiedziałaś i co się nie zgadza. Chciałby to wyjaśnić, lecz nie pamięta, co to było. Rozumiesz, bierze tyle leków.
Serce we mnie zamarło. Coś, co ja powiedziałam? Dobry Boże, czy Paulie znowu majaczy, czy zamierza wycofać się z czegoś, co mi powiedział? Ucieszyłam się, że nie zamieściłam jeszcze w Internecie jego relacji łączącej Roba z łańcuszkiem.
– Mogę przyjechać i porozmawiać z nim – zaproponowałam.
– Może przyjedziesz około pierwszej? Będę tam wtedy i myślę, że moja obecność doda mu otuchy.
Doda mu otuchy, pomyślałam, czy też chciała tam być, żeby się upewnić, że syn nie powie nic, co by go obciążyło? Nie, nie wierzyłam w to.
– Przyjadę, pani Stroebel – powiedziałam. – Jeśli zjawię się wcześniej, zaczekam na panią, nim wejdę do Pauliego.
– Dziękuję ci, Ellie.
W jej głosie brzmiała prawdziwa wdzięczność i zrobiło mi się wstyd, iż mogłam pomyśleć, że będzie próbowała nie dopuścić, by Paulie rozmawiał ze mną szczerze. To ona mnie zaprosiła, a musiała dzielić swój czas pomiędzy prowadzenie delikatesów a wizyty u chorego syna. Bóg ucisza burzę dla prostaczka. Robi to najlepiej, kiedy zsyła komuś takiemu jak Paulie matkę taką jak Anja Stroebel.
Udało mi się popracować dwie godziny, a potem sprawdziłam stronę internetową Roba Westerfielda. Nadal było tam zdjęcie, na którym leżę przywiązana pasami do łóżka, i nowe nazwiska w Komitecie na rzecz Sprawiedliwości dla Roba Westerfielda. Nie zamieszczono jednak nic, co mogłoby zdementować moją relację o jego udziale w zamachu na życie babki.
Uznałam to za przejaw konsternacji w szeregach nieprzyjaciela. Nadal zastanawiali się, co zrobić.
O jedenastej zadzwonił telefon. To była Joan.
– Co powiesz na szybki lunch około pierwszej? – spytała. – Mam kilka spraw do załatwienia i właśnie sobie uświadomiłam, że będę przejeżdżać obok twoich drzwi.
– Nie mogę. Obiecałam odwiedzić Pauliego w szpitalu o pierwszej – odrzekłam, lecz potem się zawahałam. – Ale Joan…
– Co, Ellie? Dobrze się czujesz?
– Tak, świetnie. Joan, mówiłaś mi, że masz kopię nekrologu, który mój ojciec zamieścił w gazecie po śmierci mojej matki.
– Tak, mam. Proponowałam, że ci go pokażę.
– Czy możesz go szybko znaleźć?
– Mogę.
– Więc skoro będziesz przejeżdżać koło gospody, czy nie podrzuciłabyś go do recepcji? Naprawdę chcę go zobaczyć.
– Załatwione.
Kiedy dotarłam do szpitala, w korytarzu panowało spore zamieszanie. Dostrzegłam grupę dziennikarzy i fotoreporterów stłoczonych pod ścianą i szybko odwróciłam się do nich plecami.
Kobieta stojąca za mną w kolejce po przepustkę dla gości wyjaśniła mi, co się stało. Pani Dorothy Westerfield, babka Roba, miała atak serca i przywieziono ją na oddział intensywnej opieki medycznej.
Jej prawnik wydał oświadczenie dla prasy, że poprzedniego wieczoru, dla uczczenia pamięci zmarłego męża, senatora Stanów Zjednoczonych Pearsona Westerfielda, pani Westerfield zmieniła testament i zapisała swój majątek fundacji dobroczynnej, która ma go rozdysponować w całości w ciągu dziesięciu lat.
Poza tym w testamencie znajdowały się niewielkie zapisy na rzecz syna, kilku przyjaciół i długoletnich pracowników. Jej wnuk otrzymał jednego dolara.
– Wie pani, sprytnie to rozegrała – dodała na koniec kobieta. – Słyszałam, co mówili dziennikarze. Oprócz prawników wezwała pastora, zaprzyjaźnionego sędziego i psychiatrę, aby poświadczyli, że jest zdrowa na umyśle i świadoma tego, co robi.
Moja rozmówczyni z pewnością nie miała pojęcia, że to prawdopodobnie moja strona internetowa spowodowała zarówno zmianę testamentu, jak i atak serca. Było to dla mnie gorzkie zwycięstwo. Pamiętałam tę uprzejmą, dystyngowaną damę składającą nam kondolencje z powodu śmierci Andrei w dniu pogrzebu.
Na szczęście udało mi się uciec do windy, zanim dziennikarze zdążyli mnie rozpoznać i powiązać moją osobę z sensacyjnym wydarzeniem.
Pani Stroebel czekała już na mnie w korytarzu. Razem weszłyśmy do pokoju Pauliego. Jego opatrunki były znacznie mniejsze. Miał przytomne oczy, a uśmiech ciepły i miły.
– Ellie, mój przyjacielu – powiedział. – Mogę na ciebie liczyć.
– Pewnie, że możesz.
– Chcę iść do domu. Męczy mnie pobyt tutaj.
– To dobry znak, Paulie.
– Chcę wrócić do pracy. Czy dużo ludzi jadło lunch, kiedy wychodziłaś, mamo?
– Całkiem spora grupa – zapewniła go łagodnie pani Stroebel, z uśmiechem zadowolenia.
– Nie powinnaś tu siedzieć tyle czasu, mamo.
– Nie będę musiała. Wkrótce wrócisz do domu. – Spojrzała na mnie. – Mamy mały pokoik przy kuchni w sklepie. Greta wstawiła tam kanapę i telewizor. Paulie może więc być z nami, w miarę swoich sił pomagać w kuchni, a w przerwach odpoczywać.
– Wspaniale – powiedziałam.
– A teraz, Paulie, wyjaśnij nam, co cię niepokoi w związku z łańcuszkiem, który znalazłeś w samochodzie Roba Westerfielda – zachęciła go matka.
Nie miałam pojęcia, czego oczekiwać.
– Znalazłem łańcuszek i dałem go Robowi – odrzekł Paulie wolno. – Mówiłem ci o tym, Ellie.
– Tak.
– Łańcuszek był zerwany.
– To też mi mówiłeś, Paulie.
– Rob dał mi dziesięć dolarów napiwku, a ja schowałem je razem z pieniędzmi, które oszczędzałem na prezent na twoje pięćdziesiąte urodziny, mamo.
– To prawda, Paulie. To było w maju, sześć miesięcy przed śmiercią Andrei.
– To prawda. A łańcuszek był złoty, z wisiorkiem w kształcie serca i z pięknymi błękitnymi kamieniami.
– Tak – potwierdziłam, próbując go zachęcić.
– Zobaczyłem, że Andrea go nosi, poszedłem za nią do garażu i zobaczyłem, jak Rob wchodzi tam również. Później powiedziałem jej, że ojciec będzie się na nią gniewał, a potem poprosiłem ją, żeby poszła ze mną na tańce.
– Dokładnie to samo mówiłeś wcześniej, Paulie. Tak właśnie było, prawda?
– Tak, ale coś się nie zgadza. Powiedziałaś coś, Ellie, co się nie zgadza.
– Niech pomyślę. – Spróbowałam zrekonstruować naszą pierwszą rozmowę, najlepiej jak potrafiłam. – Jedyne, co pamiętam, o czym teraz nie wspomniałeś, to że zauważyłam wtedy, iż Rob nawet nie kupił Andrei nowego łańcuszka. Kazał wygrawerować inicjały ich imion. Rob i Andrea, na łańcuszku, który prawdopodobnie jakaś inna dziewczyna zgubiła w jego samochodzie.
Paulie się uśmiechnął.
– Właśnie to, Ellie. To właśnie chciałem sobie przypomnieć. Rob nie kazał wygrawerować inicjałów na łańcuszku. One już tam były, kiedy znalazłem łańcuszek.
– Paulie, to niemożliwe. Wiem, że Andrea nie spotykała się z Robem przed październikiem. Łańcuszek znalazłeś w maju. Na jego twarzy pojawił się uparty grymas.
– Ellie, pamiętam, jestem pewien. Widziałem je. Inicjały już były na łańcuszku. I nie „R” i „A”, tylko „A” i „R”. „A.R.” wygrawerowane bardzo ładnym pismem.
43
Opuściłam szpital z poczuciem, że wydarzenia wymykają mi się spod kontroli. Relacja Alfiego i szkic, które zamieściłam na swojej stronie internetowej, najwyraźniej wywarły pożądany efekt: Rob Westerfield został wykluczony z testamentu babki. Zmieniając swą ostatnią wolę, pani Westerfield niemal powiedziała wprost: „Uważam, że jedyny wnuk zaplanował zamach na moje życie”.