Wiedziałam, że już grozi mi niebezpieczeństwo ze strony Westerfieldów i że wysuwanie tego nowego oskarżenia jest wielką lekkomyślnością. Nie dbałam jednak o to.
Kiedy pomyślałam o wszystkich ofiarach Roba Westerfielda, ogarnął mnie gniew.
Phil, jedyne dziecko Rayburnów.
Dan, jego zrujnowane życie.
Rayburnowie.
Matka Dana.
Babka Roba.
Nasza rodzina.
Zaczęłam historię Phil od nagłówka: „Do Prokuratora Okręgowego hrabstwa Westchester, pod rozwagę!”.
Moje palce tańczyły na klawiaturze. O dziewiątej skończyłam. Z ponurą satysfakcją przeczytałam tekst jeszcze raz i wysłałam go do Internetu.
Wiedziałam, że muszę jak najszybciej opuścić gospodę. Zamknęłam komputer, spakowałam się w pięć minut i zeszłam na dół.
Kiedy płaciłam rachunek w recepcji, zadzwonił mój telefon komórkowy.
Myślałam, że to może być Marcus Longo, lecz na moje powitanie odpowiedziała kobieta z hiszpańskim akcentem.
– Panna Cavanaugh?
– Tak.
– Obejrzałam pani stronę internetową. Nazywam się Rosita Juarez. Byłam gospodynią rodziców Roba Westerfielda od czasu, gdy miał dziesięć lat, do roku, gdy poszedł do więzienia. Jest bardzo złym człowiekiem.
Chwyciłam telefon mocniej i przycisnęłam go do ucha. Ta kobieta była tam gospodynią w czasie, gdy Rob popełnił oba morderstwa! Co wiedziała? Sprawiała wrażenie wystraszonej. Żeby tylko nie odłożyła słuchawki, modliłam się.
Spróbowałam nadać swemu głosowi spokojne brzmienie.
– Tak, Rob jest bardzo złym człowiekiem, Rosito.
– Patrzył na mnie z góry. Wyśmiewał się z tego, jak mówię. Zawsze był wobec mnie złośliwy i grubiański. Dlatego chcę pani pomóc.
– Jak możesz mi pomóc, Rosito?
– Ma pani rację, Rob nosił jasną perukę. Kiedy ją wkładał, mówił do mnie: „Mam na imię Jim, Rosito. To nie powinno być trudne do zapamiętania nawet dla ciebie”.
– Widziałaś, jak wkłada perukę?
– Mam tę perukę. – W głosie kobiety pojawiła się nuta przebiegłego triumfu. – Jego matka bardzo się gniewała, kiedy nosił perukę i kazał się nazywać Jimem, i pewnego dnia wyrzuciła ją do śmietnika. Nie wiem, czemu to zrobiłam, ale wyciągnęłam perukę i zabrałam do domu. Wiedziałam, że jest droga, i pomyślałam, że będę mogła ją sprzedać. Schowałam ją jednak do pudełka w szafie i zupełnie o niej zapomniałam, dopóki nie napisała pani o tym na swojej stronie internetowej.
– Chciałabym mieć tę perukę, Rosito. Z przyjemnością kupię ją od ciebie.
– Nie, nie musi pani jej kupować. Czy to pomoże uwierzyć ludziom, że zabił tę dziewczynę, Phil?
– Myślę, że tak. Gdzie mieszkasz, Rosito?
– W Phillipstown.
Phillipstown było teraz częścią Cold Spring i leżało nie dalej niż piętnaście kilometrów stąd.
– Rosito, czy mogę przyjechać zaraz i wziąć od ciebie perukę?
– To nie jest dobry pomysł. – W jej głosie znów zabrzmiał lęk.
– Dlaczego nie, Rosito?
– Ponieważ mieszkam w dwupiętrowym domu, a właścicielka wszystko widzi. Nie chcę, żeby ktoś tu panią zobaczył. Boję się Roba Westerfielda.
W tym momencie chodziło mi tylko o to, by zdobyć perukę. Później, jeśli Rob stanie przed sądem za zamordowanie Phil, spróbuję nakłonić Rositę, by zgodziła się wystąpić jako świadek.
Ale zanim zaczęłam ją przekonywać, zaproponowała:
– Mieszkam zaledwie pięć minut od hotelu Phillipstown. Jeśli pani chce, mogę tam pojechać i spotkać się z panią przy tylnym wyjściu.
– Mogę tam być za dwadzieścia minut – powiedziałam. – Nie, umówmy się za pół godziny.
– Będę tam. Czy peruka pomoże posłać Roba do więzienia?
– Z pewnością.
– To dobrze!
Usłyszałam satysfakcję w głosie Rosity. Znalazła sposób, by odegrać się na podłym chłopaku, którego zniewagi musiała znosić przez prawie dziesięć lat.
Zapłaciłam rachunek i pośpiesznie zaniosłam bagaże do samochodu.
Sześć minut później byłam już w drodze po namacalny dowód, że Rob Westerfield posiadał i nosił jasną perukę.
Miałam nadzieję, że uda się z niej pobrać próbkę DNA Roba. To będzie ostateczny dowód, że peruka należała do niego.
45
Niedługo po zmroku lekka mgła przekształciła się w zimny, ulewny deszcz. Wycieraczki w samochodzie, który pożyczyłam, wymagały wymiany i zanim ujechałam kilometr, musiałam wytężać wzrok, żeby zobaczyć drogę.
Im dalej jechałam na północ autostradą, tym ruch stawał się mniejszy. Termometr na desce rozdzielczej pokazywał, że temperatura na zewnątrz spada, i kilka minut później deszcz przemienił się w deszcz ze śniegiem. Na przedniej szybie zaczął zbierać się lód, kilka metrów przed sobą nie widziałam już prawie nic, byłam więc zmuszona trzymać się prawego pasa i jechać wolniej.
Mijały minuty i zaczęłam się już bać, że spóźnię się na spotkanie z Rositą. Była taka wystraszona, że z pewnością nie zechce czekać, jeśli nie przyjadę na czas.
Skupiałam całą uwagę na obserwowaniu drogi przed sobą i nie od razu zorientowałam się, że jadę pod górę. Uświadomiłam sobie, że minęło sporo czasu, odkąd widziałam światła samochodów nadjeżdżających z przeciwnego kierunku.
Spojrzałam na licznik. Do Phillipstown było z gospody Hudson Valley nie więcej niż piętnaście kilometrów, a ja przejechałam już prawie dwadzieścia kilometrów i jeszcze tam nie dotarłam. Najwyraźniej musiałam gdzieś zboczyć z autostrady. Droga, na której się znalazłam, z pewnością nie była główną trasą i zwężała się stopniowo.
Zerknęłam w tylne lusterko, wypatrując świateł. Nie zobaczyłam żadnych. Rozgoryczona i zła na siebie nacisnęłam na hamulce – co nie było rozsądne, ponieważ wpadłam w poślizg. Udało mi się zapanować nad samochodem i zaczęłam ostrożnie zawracać. W tej samej chwili dostrzegłam migające czerwone światło i oślepił mnie blask reflektorów. Zatrzymałam samochód, a przede mną zatrzymał się pojazd, który wyglądał na furgonetkę policyjną.
Dzięki Bogu, pomyślałam. Opuściłam szybę, by zapytać o drogę do hotelu Phillipstown.
Szyba w furgonetce też została opuszczona i mężczyzna siedzący na miejscu pasażera zwrócił się twarzą do mnie.
Chociaż światło nie padało bezpośrednio na jego twarz, natychmiast spostrzegłam, że to Rob Westerfield i że ma na sobie jasną perukę. Z nieomylnym hiszpańskim akcentem i głosem tak zmienionym, by brzmiał jak kobiecy, zawołał szyderczo:
– Był wobec mnie grubiański! Wyśmiewał się z tego, jak mówię. Kazał, bym nazywała go Jimem!
Serce we mnie zamarło. Uświadomiłam sobie z przerażeniem, że to Rob, podający się za Rositę, zatelefonował, by zwabić mnie w pułapkę. Rozpoznałam również twarz kierowcy – to był mężczyzna, który groził mi na parkingu przed dworcem kolejowym w pobliżu więzienia Sing Sing.
Rozejrzałam się w panice, szukając drogi ucieczki. Nie mogłam ich wyminąć. Pozostawało mi tylko zawrócić samochód, nacisnąć pedał gazu i jechać na oślep przed siebie. Nie miałam pojęcia, dokąd prowadzi droga. Kiedy przyśpieszyłam, zobaczyłam, że po obu stronach rosną drzewa, a droga stale się zwęża. Opony ślizgały się, na skutek czego tył samochodu zarzucał.
Wiedziałam, że im nie umknę. Mogłam się tylko modlić, żeby ta droga nie okazała się ślepa i aby doprowadziła mnie do jakiejś szosy.
Wyłączyli koguta, ale ich reflektory nadal świeciły prosto w moje tylne lusterko. Potem zaczęli się ze mną bawić.
Zajechali mnie z lewej strony i furgonetka rąbnęła w bok mojego samochodu. Drzwi po stronie kierowcy przyjęły impet uderzenia, usłyszałam zgrzyt stali, kiedy samochód zadrżał, i wyrżnęłam głową w kierownicę.
Zwolnili, kiedy zaczęłam jechać zygzakiem, próbując trzymać się środka drogi. Krwawiłam ze skaleczenia na czole, lecz udało mi się zapanować nad kierownicą i utrzymać auto na drodze.
Nagle wyrwali do przodu, zajeżdżając mi drogę pod kątem i odrywając przedni zderzak od mojego samochodu, kiedy znów we mnie uderzyli. Słyszałam, jak zderzak szoruje po ziemi, gdy starałam się nie wypaść z trasy, modląc się, bym dotarła do skrzyżowania lub przynajmniej zobaczyła światła innego samochodu, jadącego w moją stronę.