– Powiedziałeś, że będziesz sporo podróżował.
– Tyle, ile zwykle jeżdżą redaktorzy prowadzący, kiedy opracowują duży temat.
– Nie powiesz mi, że jesteś redaktorem prowadzącym!
– Może to zbyt wielkie słowo. Prowadzę wiadomości. Krótko i treściwie, tak jak się to dzisiaj robi. Może coś z tego wyjdzie, może nie.
Zastanowiłam się nad tym. Pete był błyskotliwy, wytrwały i miał szybki refleks.
– Myślę, że naprawdę będziesz dobry – powiedziałam.
– Jest coś wzruszającego w sposobie, w jaki mi schlebiasz, Ellie. Nie przesadź, proszę. Może mi to uderzyć do głowy.
Zignorowałam tę uwagę.
– A zatem będziesz mieszkał w Nowym Jorku i przeprowadzasz się tam?
– Już to zrobiłem. Znalazłem mieszkanie w SoHo. Nic specjalnego, ale na początek wystarczy.
– Czy to nie będzie dla ciebie zbyt wielka zmiana? Cała twoja rodzina mieszka w Atlancie.
– Wszyscy moi dziadkowie byli nowojorczykami. Odwiedzałem ich, kiedy byłem dzieckiem.
– Ach tak.
Czekaliśmy w milczeniu, aż sprzątną ze stołu. Potem, kiedy zamówiliśmy kawę, Pete powiedział:
– No dobrze, Ellie, graliśmy według twoich reguł. Teraz moja kolej. Chcę usłyszeć wszystko o twoich poczynaniach, a kiedy mówię „wszystko”, naprawdę mam na myśli całą sprawę.
Teraz byłam już gotowa o tym mówić, więc opowiedziałam mu wszystko, łącznie z wizytą Teddy’ego. Gdy skończyłam, Pete oświadczył:
– Twój ojciec ma rację. Powinnaś zamieszkać u niego lub przynajmniej zniknąć z Oldham.
– W tej kwestii chyba ma rację – przyznałam niechętnie.
– Rano muszę wyjechać do Chicago na spotkanie z zarządem Packarda. Nie będzie mnie do soboty. Ellie, proszę, jedź do Nowego Jorku i zatrzymaj się w moim mieszkaniu. Będziesz mogła kontaktować się stamtąd z Marcusem Longo, z panią Hilmer i panią Stroebel, a także układać swoją stronę internetową. A jednocześnie będziesz bezpieczna. Zrobisz to?
Wiedziałam, że to dobra rada.
– Na kilka dni, dopóki nie wymyślę, gdzie się zatrzymać, tak, zgoda.
Kiedy wróciliśmy do gospody, zostawił samochód na podjeździe i wszedł ze mną do środka. Dyżur miał nocny portier.
– Czy ktoś szukał panny Cavanaugh? – spytał go Pete.
– Nie, proszę pana.
– Są dla niej jakieś wiadomości?
– Pan Longo i pani Hilmer odpowiedzieli na jej telefony.
– Dziękuję.
Przy schodach położył mi ręce na ramionach.
– Ellie, wiem, że musiałaś się tym zająć i rozumiem cię. Nie możesz jednak dłużej robić tego sama. Potrzebujesz nas.
– Nas?
– Twojego ojca, Teddy’ego, mnie.
– Rozmawiałeś z moim ojcem, prawda?
Pogłaskał mnie po policzku.
– Oczywiście.
42
Tej nocy dużo śniłam. To był sen wypełniony niepokojem. Andrea przekradała się przez las. Próbowałam ją zawołać, ale nie słyszała mnie, więc patrzyłam z rozpaczą, jak mija dom pani Westerfield i wbiega do garażu. Chciałam ją ostrzec, lecz Rob Westerfield odpędził mnie.
Obudziło mnie własne wołanie o pomoc. Wstawał świt i zobaczyłam, że będzie to kolejny z tych szarych, pochmurnych, zimnych dni, jakie zwykle przychodzą na początku listopada.
Nawet jako dziecko nie lubiłam dwóch pierwszych tygodni listopada. Od połowy miesiąca rozpoczynała się już świąteczna atmosfera Dnia Dziękczynienia, ale te pierwsze dwa tygodnie jednak wydawały się długie i ponure. Potem, kiedy zginęła Andrea, na zawsze związały się ze wspomnieniami ostatnich chwil, które spędziłyśmy razem. Za kilka dni przypadała rocznica jej śmierci.
Takie myśli snuły mi się po głowie, kiedy leżałam w łóżku, na próżno starając się pospać jeszcze godzinę czy dwie. Nietrudno było wytłumaczyć mój sen. Zbliżająca się rocznica śmierci Andrei oraz przekonanie, że ostatnie informacje, które zamieściłam na stronie internetowej, rozwścieczą Roba Westerfielda, z czego doskonale zdawałam sobie sprawę, podziałały na mój umysł.
Wiedziałam, że muszę być bardzo ostrożna.
O siódmej zamówiłam śniadanie do pokoju; potem zaczęłam pracować nad książką. O dziewiątej wzięłam prysznic, ubrałam się i zatelefonowałam do pani Hilmer.
Wbrew wszystkiemu miałam nadzieję, że wczoraj dzwoniła do mnie, ponieważ przypomniała sobie, dlaczego imię „Phil” wydało się jej znajome. Nawet gdy zadawałam jej to pytanie, wiedziałam, że jest mało prawdopodobne, aby natrafiła na coś, co dałoby się powiązać ze złowieszczymi przechwałkami Roba.
– Ellie, nie mogłam myśleć o niczym innym – odezwała się z westchnieniem. – Dzwoniłam wczoraj wieczorem, aby ci przekazać, że rozmawiałam z przyjaciółką, która utrzymuje kontakty z Philem Oliverem. Wspominałam ci o nim. Phil Oliver to ten człowiek, który stracił prawo dzierżawy i miał bardzo nieprzyjemny zatarg z ojcem Roba. Przyjaciółka powiedziała mi, że mieszka na Florydzie, wiedzie mu się dobrze, nadal jednak ma wielki żal o to, jak został potraktowany. Czyta twoją stronę internetową i bardzo mu się podoba. Oświadczył, że gdybyś chciała zacząć stronę internetową, by ogłosić światu, jakim człowiekiem jest ojciec Roba, chętnie z tobą porozmawia.
Ciekawe, pomyślałam, ale w tej chwili mało przydatne.
– Ellie, jedyna rzecz, jakiej jestem pewna, to że o Philu usłyszałam lub przeczytałam zupełnie niedawno. I jeśli to ci pomoże, byłam bardzo przygnębiona.
– Przygnębiona?
– Ellie, wiem, że to bez sensu, ale myślę o tym. Odezwę się do ciebie, gdy tylko coś sobie przypomnę.
Pani Hilmer dzwoniła do mnie pod numer w gospodzie. Nie chciałam jej wyjaśniać, że się wyprowadzam, i wdawać się w szczegóły na temat Pete’a i mieszkania w Nowym Jorku.
– Ma pani numer mojego telefonu komórkowego, pani Hilmer?
– Tak, dałaś mi go.
– Teraz będę dużo jeździć. Zadzwoni pani pod ten numer, kiedy pani na coś wpadnie?
– Oczywiście.
Następny na mojej liście był Marcus Longo. Odniosłam wrażenie, że jego głos brzmi markotnie, i miałam rację.
– Ellie, to, co zamieściłaś wczoraj w internecie, może spowodować lawinę pozwów ze strony Westerfieldów i ich prawnika, Williama Hamiltona.
– Świetnie. Niech mnie pozywają. Nie mogę się doczekać, żeby zeznawać przeciwko nim.
– Ellie, nie zawsze można dowieść, że ma się rację, i nie zawsze jest to skuteczna linia obrony. Prawo bywa bardzo pokrętne. Szkic, będący twoim zdaniem dowodem udziału Roba w spisku na życie babki, został dostarczony przez brata człowieka, który do niej strzelał. I on sam przyznaje, że stał wtedy na czatach i prowadził samochód. Trudno go uznać za wiarygodnego świadka. Ile mu zapłaciłaś za tę informację?
– Tysiąc dolarów.
– Zdajesz sobie sprawę, jak to będzie wyglądało w sądzie? Jeśli nie, pozwól, że ci wyjaśnię. Stoisz z transparentem przed więzieniem. Zamieszczasz ogłoszenie na stronie internetowej, a jego sens sprowadza się do zdania: „Każdy, kto wie coś o zbrodni, którą popełnił Rob Westerfield, może szybko zarobić”. Ten facet mógł być skończonym łgarzem.
– Myślisz, że jest?
– To, co ja myślę, nie ma żadnego znaczenia.
– Ależ ma znaczenie, Marcus. Czy uważasz, że Rob Westerfield zaplanował tę zbrodnię?
– Tak, uważam, zawsze tak myślałem. To nie ma nic wspólnego z wielomilionowym odszkodowaniem, które być może będziesz musiała zapłacić.
– Niech mnie pozywają. Żywię nadzieję, że to zrobią. Mam kilka tysięcy dolarów w banku i unieruchomiony piaskiem w baku samochód, który prawdopodobnie wymaga wymiany silnika, i może dostanę jakieś przyzwoite pieniądze za książkę. Niech spróbują mi to odebrać!
– To twoje pieniądze, Ellie.
– Dwie sprawy, Marcus. Wyprowadzam się stąd dzisiaj i zamierzam się zatrzymać w mieszkaniu przyjaciela.
– Nigdzie w pobliżu, mam nadzieję.
– Nie, na Manhattanie.
– To dla mnie wielka ulga. Czy twój ojciec o tym wie?
Jeśli nie, założę się, że mu powiesz, pomyślałam. Zastanawiałam się, ilu moich przyjaciół w Oldham kontaktuje się z moim ojcem.
– Nie jestem pewna – odrzekłam szczerze. Z tego, co wiedziałam, Pete mógł zadzwonić do niego wczoraj wieczorem, kiedy się rozstaliśmy.