Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Chłopcy mieli dziesięć, czternaście i siedemnaście lat. Najstarszy, Billy, był w ostatniej klasie szkoły średniej i natychmiast poinformował mnie, że jego drużyna grała w koszykówkę z drużyną Teddy’ego.

– Teddy i ja rozmawialiśmy o studiach – powiedział. – Obaj próbujemy się dostać do Dartmouth i Browna. Mam nadzieję, że trafimy do tej samej uczelni. To miły chłopak.

– Tak, owszem – zgodziłam się z ociąganiem.

– Nie mówiłaś mi, że się z nim widziałaś – wtrąciła szybko Joan.

– Wpadł na kilka minut do gospody, żeby się ze mną zobaczyć.

Dostrzegłam w jej oczach wyraz zadowolenia. Chciałam jej powiedzieć, aby nie myślała o żadnym wielkim pojednaniu Cavanaughów, ale właśnie wtedy przyniesiono karty dań i Leo zręcznie zmienił temat.

Kiedyś dorabiałam sobie jako opiekunka i lubię towarzystwo dzieci. Moja praca w Atlancie nie daje mi wielu okazji, aby przebywać z nimi często, więc obecność tych trzech chłopców sprawiła mi dużą przyjemność. Niebawem, przy małżach i spaghetti, zaczęli opowiadać o swoich zainteresowaniach, a ja obiecałam Seanowi, dziesięciolatkowi, że zagram z nim w szachy.

– Jestem dobra – ostrzegłam go.

– Ja jestem lepszy – zapewnił mnie.

– Przekonamy się.

– Może jutro? Jest niedziela, będziemy w domu.

– Och, przykro mi, ale mam plany na jutro. Ale wkrótce. – Potem coś sobie przypomniałam i spojrzałam na Joan. – Nie włożyłam do samochodu walizki, którą chciałam ci zwrócić.

– Przywieź ją jutro i zagramy w szachy – zaproponował Sean.

– Przy okazji coś zjesz – powiedziała Joan. – Drugie śniadanie około jedenastej trzydzieści?

– Brzmi zachęcająco – odrzekłam.

Bar w Il Palazzo był oddzielony szybą od sali jadalnej i znajdował się na wprost wejścia. Kiedy przyszłam, nie zwróciłam uwagi na klientów w barze. Zauważyłam jednak, że podczas kolacji Joan spogląda czasem ponad moją głową, wyraźnie zaniepokojona.

Dopiero gdy piliśmy kawę, poznałam przyczynę jej niepokoju.

– Ellie, Will Nebels był w barze, zanim przyjechałaś. Ktoś musiał wskazać mu ciebie. Właśnie tu idzie i wygląda na to, że jest pijany.

Ostrzeżenie przyszło za późno. Poczułam lepkie ręce na szyi i mokry pocałunek na policzku.

– Mała Ellie, wielkie nieba, mała Ellie Cavanaugh. Pamiętasz, jak naprawiłem ci huśtawkę, kochanie? Twój tata nie potrafił niczego naprawić. Twoja mama bez przerwy mnie wzywała. „Will, trzeba zrobić to, Will…”. – Pocałował mnie w ucho i w kark.

– Zabieraj od niej łapy – wycedził przez zęby Leo i wstał.

Byłam dosłownie unieruchomiona, Nebels przygniatał mnie całym ciężarem. Jego ręce spoczywały na moich ramionach, a dłonie ześlizgiwały się w dół, pod sweter.

– I śliczna mała Andrea. Na własne oczy widziałem, jak ten jełop wchodzi do garażu, niosąc tę łyżkę do opon…

Kelner ciągnął go z jednej strony, Leo i Billy z drugiej. Próbowałam odepchnąć twarz Willa, ale bez skutku. Całował moje oczy. Potem przycisnął wilgotne, cuchnące piwem wargi do moich ust. Moje krzesło zaczęło przechylać się do tyłu, kiedy się mocowaliśmy. Przestraszyłam się, że uderzę głową o podłogę, a on zwali się na mnie.

Podbiegli jednak mężczyźni od sąsiednich stolików i silne ręce chwyciły chwiejące się krzesło, zanim upadło na podłogę.

Potem Will Nebels został odciągnięty, a krzesło wróciło do normalnej pozycji. Ukryłam twarz w dłoniach. Po raz drugi w ciągu ostatnich sześciu godzin drżałam tak gwałtownie, że nie mogłam odpowiedzieć na pełne troski pytania zadawane ze wszystkich stron. Para spinek, które podtrzymywały mi włosy, wysunęła się i włosy opadły mi na ramiona. Poczułam, jak Joan głaszcze mnie po głowie i chciałam ją poprosić, żeby przestała – współczucie w tym momencie wywarłoby jak najgorszy skutek. Chyba zdała sobie sprawę z mojego stanu, ponieważ cofnęła rękę.

Usłyszałam, jak kierownik rozpływa się w przeprosinach. Powinieneś przepraszać, pomyślałam. Powinieneś przestać obsługiwać tego pijaka już dawno temu.

Ta chwila gniewu wystarczyła, bym odzyskała równowagę. Podniosłam głowę i zaczęłam doprowadzać włosy do porządku. Potem spojrzałam na zatroskane twarze przy sąsiednich stolikach i wzruszyłam ramionami.

– Nic mi nie jest – powiedziałam.

Zerknęłam na Joan i odgadłam, co myśli. Równie dobrze mogłaby to wykrzyczeć.

„Ellie, teraz rozumiesz, co mówiłam o Willu Nebelsie? Przyznał się, że był w domu pani Westerfield tamtego wieczoru. Prawdopodobnie był pijany. Jak myślisz, co by zrobił, gdyby zobaczył, że Andrea wchodzi do garażu sama?”.

Pół godziny później, po drugiej filiżance kawy, uparłam się, że pojadę do domu sama. Po drodze jednak zaczęłam się zastanawiać, czy nie postąpiłam lekkomyślnie. Byłam teraz pewna, że ktoś mnie śledzi, i nie zamierzałam ryzykować kolejnego spotkania na pustym parkingu. Dlatego nie skręciłam przy gospodzie, lecz minęłam ją i zadzwoniłam na policję z telefonu komórkowego.

– Przyślemy wóz – powiedział dyżurny policjant. – Gdzie pani jest?

Wytłumaczyłam mu.

– W porządku. Proszę zawrócić i skręcić na podjazd przed gospodą. Zaraz tam będziemy. Proszę pod żadnym pozorem nie wysiadać z samochodu, dopóki się nie zjawimy.

Jechałam wolno, a samochód za mną również zwolnił. Teraz, kiedy wiedziałam, że nadjeżdża radiowóz, byłam zadowolona, że mój ogon nadal tam jest. Chciałam, aby policja ustaliła, kto mnie śledzi i dlaczego.

Znów zbliżałam się do gospody. Skręciłam na podjazd, ale samochód za mną pojechał dalej. Kilka chwil później zobaczyłam błyskające światła i usłyszałam wycie policyjnej syreny.

Wjechałam na podjazd i zatrzymałam się koło wejścia. Dwie minuty później pojawił się radiowóz i stanął za mną. Wysiadł z niego policjant i podszedł do drzwi kierowcy mojego samochodu. Kiedy opuściłam szybę, zobaczyłam, że się uśmiecha.

– Była pani śledzona, panno Cavanaugh. Chłopak twierdzi, że jest pani bratem i chciał się upewnić, że dotrze tu pani bezpiecznie.

– Och, na miłość boską, proszę mu powiedzieć, aby wracał do domu! – powiedziałam. A potem dodałam: – Ale proszę mu podziękować w moim imieniu.

36

Zamierzałam zatelefonować do Marcusa Longo w niedzielę rano, lecz mnie uprzedził. Kiedy o dziewiątej zadzwonił telefon, siedziałam przy komputerze z drugą filiżanką kawą stojącą obok na stole.

– Uznałem, że jesteś rannym ptaszkiem, Ellie – odezwał się detektyw.

– Mam nadzieję, że się nie pomyliłem.

– Jeśli chodzi o ścisłość, spałam dzisiaj długo – wyjaśniłam. – Do siódmej.

– Tego się właśnie po tobie spodziewałem. Porozumiałem się z biurem w Sing Sing.

– Żeby sprawdzić, czy jakiś zwolniony niedawno więzień lub strażnik miał śmiertelny wypadek?

– Zgadza się.

– Dowiedziałeś się czegoś?

– Ellie, byłaś pod bramą Sing Sing pierwszego listopada. Herb Coril, więzień, który swego czasu siedział w tym samym bloku co Rob Westerfield, został wypisany tego dnia rano. Zatrzymał się w domu noclegowym na dolnym Manhattanie. Nie widziano go od piątku wieczorem.

– Ostatni telefon odebrałam w piątek około dziesiątej trzydzieści wieczorem – odrzekłam. – Człowiek, który do mnie dzwonił, obawiał się o swoje życie.

– Nie możemy mieć pewności, czy to ta sama osoba, i nie możemy mieć pewności, czy Coril nie złamał po prostu warunków zwolnienia i nie prysnął.

– Jakie są twoje przypuszczenia? – spytałam.

– Nigdy nie wierzyłem w zbiegi okoliczności, zwłaszcza takie jak ten.

– Ani ja.

Opowiedziałam Marcusowi o moim spotkaniu z Alfiem.

– Mam tylko nadzieję, że Alfiemu nic się nie przydarzy, dopóki nie dostaniesz tego szkicu – zauważył ponuro. – A co do jego historii, wcale nie jestem zaskoczony. Wszyscy podejrzewaliśmy, że Rob Westerfield zaplanował tę robotę. Chyba wiem, jak musisz się czuć.

– Chodzi ci o to, że gdyby siedział w więzieniu, nie spotkałby Andrei? Cały czas o tym myślę i bardzo mnie to dręczy.

43
{"b":"106783","o":1}