– Rozumiesz, że nawet z kopią tego szkicu i zeznaniem Alfiego przed prokuratorem okręgowym nie da się uzyskać wyroku skazującego. Alfie sam był w to zamieszany, a szkic podpisał ktoś o imieniu Jim, kogo nikt nigdy nie widział.
– Wiem.
– W tej sprawie przedawnienie obejmuje ich wszystkich: Westerfielda, Alfiego i Jima, kimkolwiek jest.
– Nie zapominaj o Hamiltonie. Gdyby udało mi się udowodnić, że zniszczył dowód, który mógł zapewnić jego klientowi lżejszy wyrok i obciążał Westerfielda, komisja do spraw etyki rzuciłaby się na niego.
Obiecałam, że pokażę Marcusowi szkic, który przyniesie mi Alfie. Potem pożegnałam się i spróbowałam wrócić do pracy. Nie szło mi jednak najlepiej i, osiągnąwszy bardzo niewielki postęp, zdałam sobie sprawę, że czas pojechać do Joan na śniadanie.
Tym razem pamiętałam o walizce i plastikowej torbie z pralni ze spodniami, swetrem i kurtką.
Zanim jeszcze zobaczyłam klasztor franciszkanów w Graymoor, wiedziałam, że się tam zatrzymam. Przez cały tydzień pewne wspomnienie wydobywało się powoli z mojej podświadomości. Odwiedziłam to miejsce z matką po śmierci Andrei. Zatelefonowała do ojca Emila, zakonnika, którego znała. Tego dnia miał być w Gospodzie Świętego Krzysztofa, więc umówili się tam.
Położona na terenie klasztoru Gospoda Świętego Krzysztofa to prowadzony przez zakonników dom dla biednych ludzi, uzależnionych od alkoholu lub narkotyków. Pamiętam jak przez mgłę, że siedziałam z jakąś panią, zapewne sekretarką, podczas gdy matka była w gabinecie. Potem ojciec Emil zaprowadził nas do kaplicy.
Pamiętam, że w kaplicy znajdowała się księga, do której ludzie wpisywali swoje prośby. Matka napisała coś, a potem wręczyła mi długopis.
Chciałam dziś pójść tam jeszcze raz.
Zakonnik, który mnie wpuścił, przedstawił się jako ojciec Bob. Nie sprzeciwił się mojej prośbie. Kaplica była pusta, on stał przy wejściu, a ja klęczałam przez kilka minut. Potem rozejrzałam się i zobaczyłam stojak z pokaźnych rozmiarów księgą.
Podeszłam tam i wzięłam długopis.
Nagle przypomniałam sobie, co napisałam poprzednim razem: „Proszę, niech Andrea do nas wróci”.
Tym razem nie zdołałam powstrzymać się od płaczu.
– W tej kaplicy wylano wiele łez. – Ojciec Bob stał tuż za mną.
Rozmawialiśmy przez godzinę. Kiedy dotarłam do Joan, nie byłam już poróżniona z Bogiem.
Joan i ja nie zgadzałyśmy się ze sobą co do zachowania Willa Nebelsa poprzedniego wieczoru.
– Ellie, on był kompletnie pijany. Ilu ludziom rozwiązuje się język, kiedy za dużo wypiją? I moim zdaniem raczej wtedy nie kłamią – wręcz przeciwnie, jest większa szansa, że powiedzą prawdę.
Musiałam przyznać Joan rację w tej kwestii. Sama zbadałam i opisałam dwa przypadki, w których morderca nigdy nie zostałby złapany, gdyby się nie upił i nie otworzył serca przed kimś, kto natychmiast zawiadomił policję.
– A jednak ja widzę to inaczej – wyjaśniłam jej i Leo. – Dla mnie Will Nebels to nieudacznik bez kręgosłupa i charakteru. Jest jak galareta, którą wlewasz do formy. Planujesz kształt, jaki chcesz uzyskać, i otrzymujesz go. Nie był aż tak pijany, by nie pamiętać, że kiedyś naprawił mi huśtawkę i że mój ojciec miał dwie lewe ręce.
– Zgadzam się z Ellie – odrzekł Leo. – Nebels jest bardziej skomplikowany, niż się na pozór wydaje. – Potem dodał: – To, oczywiście, nie znaczy, że Joan nie ma racji. Jeśli Nebels naprawdę widział Pauliego Stroebela w garażu tamtego wieczoru, jest dostatecznie sprytny, by się domyślić, że nastąpiło przedawnienie i może na tym bezpiecznie zarobić.
– Tylko że sam tego nie wymyślił – zaoponowałam. – Przyszli do niego, zgodził się opowiedzieć tę historię, a oni mu za to zapłacili. – Odsunęłam krzesło. – Śniadanie było wspaniałe – powiedziałam. – Czuję, że teraz mogę wygrać w szachy z Seanem.
Na chwilę zatrzymałam się przy oknie. Już po raz drugi znalazłam się w tym pokoju w piękne niedzielne popołudnie dokładnie o tej samej porze. Przed moimi oczami znów rozpościerał się wspaniały widok na rzekę i wzgórze.
W moim niespokojnym świecie nieczęsto mam okazję doświadczać takich przeżyć.
Wygrałam pierwszą partię. Sean wygrał drugą. Zgodziliśmy się, że musimy zagrać znowu „jak najszybciej”.
Zanim pojechałam do domu, zatelefonowałam do szpitala i porozmawiałam z panią Stroebel. Pauliemu spadła gorączka i czuł się znacznie lepiej.
– Chce z tobą mówić, Ellie.
Czterdzieści minut później byłam przy jego łóżku.
– Wyglądasz o wiele lepiej niż wczoraj – przywitałam go. Nadal był bardzo blady, lecz patrzył przytomnie i opierał się na dodatkowej poduszce. Uśmiechnął się nieśmiało.
– Ellie, mama powiedziała mi, że wiesz o łańcuszku, że ja też go widziałem.
– Kiedy go widziałeś, Paulie?
– Pracowałem na stacji obsługi. Na początku po prostu myłem i czyściłem samochody po naprawie. Kiedy pewnego dnia myłem samochód Roba, na przednim siedzeniu znalazłem łańcuszek. Był rozerwany.
– Masz na myśli dzień, kiedy znaleziono ciało Andrei? – To bez sensu, pomyślałam. Jeśli Rob wrócił tamtego ranka po łańcuszek, z pewnością nie zostawiłby go w samochodzie. Czy naprawdę byłby aż tak głupi?
Paulie spojrzał na matkę
– Mamo? – spytał, prosząc ją o pomoc.
– W porządku, Paulie – odezwała się łagodnie. – Brałeś dużo leków i trudno ci pozbierać myśli. Powiedziałeś mi, że widziałeś łańcuszek dwa razy.
Zerknęłam szybko na panią Stroebel, próbując się zorientować, czy sugeruje mu odpowiedzi. Ale Paulie skinął głową.
– To prawda, mamo. Znalazłem go w samochodzie. Był rozerwany. Oddałem go Robowi, a on dał mi dziesięć dolarów napiwku. Schowałem je razem z pieniędzmi, które oszczędzałem na prezent na twoje pięćdziesiąte urodziny.
– Pamiętam, Paulie.
– Kiedy były pani pięćdziesiąte urodziny, pani Stroebel? – spytałam.
– Pierwszego maja, przed śmiercią Andrei.
– Przed śmiercią Andrei! – Byłam absolutnie zaszokowana. A zatem nie kupił łańcuszka dla niej, pomyślałam. Jakaś inna dziewczyna musiała zgubić wisiorek w samochodzie, a Rob kazał wygrawerować na nim inicjały i dał go Andrei.
– Paulie, czy dokładnie pamiętasz ten łańcuszek? – spytałam.
– Tak. Był ładny. Złoty, z wisiorkiem w kształcie serca i z małymi błękitnymi kamieniami.
Właśnie tak opisałam go z miejsca dla świadków.
– Paulie, czy jeszcze kiedyś widziałeś ten łańcuszek? – spytałam.
– Tak. Andrea była dla mnie bardzo miła. Podeszła i powiedziała mi, że dobrze się spisałem i że wygrałem mecz dla drużyny. To właśnie wtedy zdecydowałem się poprosić ją, żeby wybrała się ze mną na tańce. Poszedłem pod wasz dom i zobaczyłem, że biegnie przez las. Dogoniłem ją koło domu pani Westerfield. Andrea miała na szyi łańcuszek i domyśliłem się, że Rob musiał jej go podarować. On nie był miły. Dał mi ten duży napiwek, ale nie był miły. Jego samochód zawsze miał wgniecenia, ponieważ jeździł za szybko.
– Widziałeś go tamtego dnia?
– Spytałem Andreę, czy mogę z nią porozmawiać, ale powiedziała, że nie, że się śpieszy. Zawróciłem w stronę lasu i patrzyłem, jak wchodzi do garażu. Kilka minut później przyszedł Rob Westerfield.
– Powiedz Ellie, kiedy to było, Paulie.
– To było na tydzień przed śmiercią Andrei w garażu. Na tydzień przed.
– Potem, kilka dni przed jej śmiercią, znów z nią rozmawiałem. Powiedziałem jej, że Rob jest bardzo złym człowiekiem i że nie powinna spotykać się z nim w garażu, i że jej ojciec bardzo by się gniewał, gdyby wiedział, że tam z nim chodzi. – Paulie popatrzył prosto na mnie. – Wasz ojciec zawsze był dla mnie miły, Ellie. Zawsze dawał mi napiwki za napełnienie baku i rozmawiał ze mną o futbolu. Był bardzo miły.
– Czy to wtedy, gdy ostrzegłeś Andreę przed Robem, poprosiłeś ją, żeby poszła z tobą na zabawę?
– Tak, a ona obiecała, że pójdzie, i kazała mi przyrzec, że nie powiem jej ojcu o Robię.